|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religions and sects » Religion science
Król - święty czy przeklęty? [2] Author of this text: Joanna Żak-Bucholc
Piramidy. Ale wszak Król rezydował w pałacu. Zgodziliśmy
się, że Król był „mniejszym" bogiem. Bóg ma swą siedzibę w Niebie. Zauważmy
przy okazji, że Niebo bywa przedstawiane na kształt królewskiego pałacu — te
sale pełne złota i klejnotów… Ale i odwrotnie — pałac był odbiciem siedziby
Boga. Pałac to jakby miniatura i model świata, a także jego centrum. Miejscem
centralnym pałacu z kolei była sala tronowa. Tron pełen królewskich, a zarazem
boskich emblematów, jak sfinks, lew, sęp, był centralnym miejscem państwa. To
wszak od tego słowa: „tron", inaczej siedzisko, „stolec" wzięła się nazwa „stolica" — serce kraju. Skoro pałac ma tak ważne znaczenie, to powiedzmy wprost, że niełatwo
było zbliżyć się doń komukolwiek. Lud nie miał tu wstępu. Tylko dwór oglądał
króla — czy dlatego musiał umierać wraz z nim? Pałac był miejscem zakazanym,
jak słynne chińskie Zakazane Miasto. To nie lud przychodził do Króla, lecz Król
do ludu. Gdy nastawał czas świątKróla wynoszono na tronie — zupełnie
tak, jak wynoszono posąg bóstwa w wielkich ceremoniach religijnych. Tron okrywano
baldachimem, prastarym symbolem azjatyckim, oznaczającym godność osoby. Dlaczego
jednak tak się działo? Otóż Król był nie tylko władcą — był „magiczny", był
przedstawicielem sił, które dla zwykłego śmiertelnika mogły być groźne. W zakazie
wstępu do pałacu, w zwyczaju nie oglądania królewskiego oblicza, nie wyrażała
się bynajmniej królewska pycha, lecz prastary strach — Król ze swą mocą był
niebezpieczny, jego wzrok mógł porazić, jego dotyk spowodować chorobę lub śmierć.
Król krył się w pałacu dla dobra swych poddanych. Przynajmniej taka wydaje się
pierwotna intuicja, potem zagubiona, zmieniona, zapomniana. To może dziwna myśl,
aby ją przybliżyć musimy sięgnąć po… Freuda i powiedzieć kilka słów o tabu.
Nie czas tu analizować dzieła „Totem i tabu", powiemy tylko o tym, co oświetli
nam omawiany problem. Tabu królewskie dotyczyło nie tylko jego osoby(np.
gdy wzbraniało Królowi określonych potraw), lecz także kontaktów między nim a poddanymi; i to dwojako: np. dotyk nieupoważnionej osoby mógł być niebezpieczny
dla Króla, ale i odwrotnie. Także kontakt ziemi z królewską stopą mógł mieć
nieobliczalne skutki — kto wie czy nie stąd wziął się zwyczaj noszenie Króla w lektyce: ziemia mogła skalać jego, ale i on ziemię. A cóż poczęłaby wspólnota z jałową ziemią... Freud posuwa się do twierdzenia, że ceremoniał dworski, doskonale
nam znany, wywodzi się właśnie z archaicznego poczucia tabu! I myśl tę potwierdza
przykładem afrykańskiego obyczaju: pewne plemię uważa, że wchodząc do domu Króla
można umrzeć, więc by temu zapobiec odkrywa się lewe ramię, a Król dotyka go
ręką, i tak niebezpieczeństwo zostaje zażegnane. Sprytne, prawda? Potem taki
gest mógł pozostać, choć nikt nie pamiętał już jego znaczenia. I rodził się
ceremoniał.
A że Moc bywa dwoista, dotyk Króla mógł nie tylko szkodzić,
mógł także leczyć. Wierzono, że Król, gdy dotknie chorego uleczy go, dlatego
nieraz tłumy cisnęły się wokół niego, a każdy usiłował musnąć choćby królewską
szatę. Jakże długo tkwią w nas takie przeświadczenia — jeszcze francuscy Kapetyngowie
objeżdżali kraj „kładąc ręce" na swych chorych poddanych, jeszcze w XVIII w.
angielscy królowie mieli przywilej leczenia skrofułów, zwanych z tego tytułu
„królewską chorobą"!
Tak, Król był pełen Mocy. I jako taki miał określone obowiązki. W pewien sposób był zakładnikiem swego ludu. Nic dziwnego, że np. w Afryce nie
każdy chciał zostać Królem, czasem trzeba było go zdobyć jakby „z łapanki"!
Bo skoro to dzięki niemu rodziła ziemia, przez niego mogła nastać susza. Magia
typu „podobne przez podobne" działała np. w nakazie odnoszonym do japońskich
mikado: władca musiał co dzień siadywać na swym tronie nieruchomo, zachowując
kamienną twarz. Po co? Ano, by zachować pokój w królestwie! Niewzruszony spokój
Króla miał powodować spokój kraju. Ale zobaczmy jakie to dla Króla niebezpieczne — gdy wróg wtargnął w granice wiadomo było, że to mikado się poruszył. I wtedy
wina spadała na niego. To dlatego wierzono, że Król nie może być kaleką. Rzecz
nie w tym, że to „nie uchodzi", ale w tym, że kalectwo Króla groziło „kalectwem"
kraju.
Ale dość na tym.
Powróćmy do kwestii dwóch kulturowych tradycji, które inaczej
sytuują osobę Króla zarówno wobec wspólnoty, jak i Absolutu. Pierwszą tradycją
była, jak powiedzieliśmy, prastara tradycja Świętego Króla związanego tysiącem
nici z religiami Wielkiej Bogini, a potem przekształcana wraz ze zmianami systemów
religijnych i społecznych. Ale wciąż pozostawała ta sama podstawa: absolutnej
„sakralności" Króla. Na zachowanych płaskorzeźbach to On dokonywał religijnych
obrzędów. Jednym słowem, mamy do czynienia z postacią Króla-Kapłana. Z czasem,
np. w Sumerze zaczęto powoływać dwóch władców: jeden nazywał się en i to był nasz Król-Kapłan, drugi lugal i był wybieranym na czas wojny Królem-Wodzem. Z czasem ranga tego ostatniego znacznie wzrosła, a wyodrębniona kasta kapłanów
zdjęła z koronowanej głowy kapłańskie obowiązki, choć jeszcze długo ślady religijnych
konotacji pozostały w królewskiej tradycji. Jeszcze w Rzymie cesarz był jednocześnie
najwyższym kapłanem. Jeszcze później tak bywało, tyle że w mniej wyraźnej formie.
Z kolei wzorzec Króla-Wodza, który był po prostu naczelnikiem
wspólnoty, pozbawionym tak wielkiego ciężaru sacrum — to charakterystyczna postać
drugiej tradycji królewskiej, przyniesionej przez plemiona Indoeuropejskie.
Ciekawe, że w Indiach obie te tradycje były żywotne: jedna pochodziła od Indoaryjskich
przybyszów, druga wywodziła się prawdopodobnie jeszcze z czasów wielkiej i starej
Cywilizacji Indusu.
Po co o tym mówimy? Dlatego, by skonstatować, że w kulturze,
która ukształtowała się w Europie dziedziczymy obydwie te tradycje. To doprawdy
fascynujące prześledzić jakie archaiczne dziedzictwo objęliśmy w posiadanie!
Wróćmy już z zamierzchłej przeszłości do bliższej — średniowiecznej. Nasza monarchia
wykształciła się w krainie Franków. A czy nie od imienia K a r o l a Wielkiego
pochodzi nasze określenie najwyższego władcy — K r ó l ? Frankowie wierzyli,
że płynie w nich krew boska. Czy to nam czegoś nie przypomina? Wpierw błogosławieństwo
Króla pochodziło od bóstw pogańskich, aż do VIII w., gdy odbyła się pierwsza
ceremonia wyświęcenia frankońskiego władcy na Króla — teraz dzierżącego władzę z woli Boga Ojca. Oto nastąpił przełom — Król został wpisany w obręb nowej religii:
chrześcijaństwa. Władca namaszczany był świętymi olejami, jak królowie izraelscy.
Oleje miały napełnić go Mocą. Cały ceremoniał przypominał rytuał religijny,
wzorowany był bowiem na akcie otrzymywania sakry przez biskupa. Król tak jak
biskup otrzymywał pierścień i pastorał. Wiemy, że w chwili koronacji Król przybierał
nowe imię — to także lokuje go po stronie sacrum, bo zmiana imienia to rzecz
znamienna dla „ceremonii przejścia", w której adept porzucał stare życie, by
rozpocząć nowe; zauważmy, że imię zmieniał też papież i każdy, kto wstępował
do klasztoru. Stare echo pobrzmiewa również w sformułowaniu: „Jeden tylko panuje w królestwie niebieskim (...) słuszne jest zatem, aby tylko jeden, Jemu podległy,
panował na ziemi". Przyznajmy, że średniowieczna koncepcja Króla jako namiestnika
Boga na ziemi przypomina nam omówione wyżej wierzenia. Król nie był, co prawda
bogiem jak faraon — nie mógł być, bo zmieniła się idea boga, ale działał w jego
imieniu. I tutaj także przenika się nieustannie sfera świętości i świeckości.
Widać to na przykładzie gestów. Przed królem przyklękano, padano na twarz -
dokładnie takimi samymi gestami wyrażał swe oddanie i cześć adorant bogu. Gesty
czy określenia stosowane wobec Króla przejmowano w stosunku do bóstwa, i odwrotnie — te odnoszone do boga użyczano Królowi. Średniowiecze posługiwało się tym samym
kluczem. Przykładowo: przywykliśmy modlić się składając ręce, ale przecież wcześniej
modlono się wznosząc otwarte dłonie ku niebu. I oto okazuje się, że gest składania
rąk pochodzi z ceremoniału królewskiego: tak lennik przysięgał wierność seniorowi:
składał ręce i wsuwał je w dłonie swego pana. Ta wymienność gestów wobec Boga z jednej, i Króla z drugiej strony jest bardzo znamienna. Bóg to jakby Najwyższy
Senior. Nie na darmo powiada się, że Bóg jest K r ó l e m Niebios.
Idźmy dalej. Powiedzieliśmy, że Król w dawnych czasach był
władcą Świata, Panem Czasu. I w średniowieczu spotkamy takie podejście. Powiedzmy
tylko, że karolińska korona była ośmiokątna, a to nie jest bez znaczenia: 8
to wszak liczba wieczności; przy tym korona przedstawiać miałaNiebiańskie
Jeruzalem — tęsknotę średniowiecza, model krainy doskonałej.
Mówiliśmy też, że królewski majestat oddawały monumentalne
budowle. Takimi budowlami w średniowieczu były katedry, w istocie nie tyle związane z klerem, co z Królem właśnie. To on był ich najwcześniejszym fundatorem. Królewskie
katedry często wznoszono w bezpośredniej bliskości świeckiej siedziby Króla,
zamku, jak na Wawelu czy Hradczanach. Katedra to model świata, podobnie jak
kiedyś zikkurat czy piramida. I w tym modelu niebagatelną rolę miał Król. Teraz
chyba łatwiej zrozumieć dlaczego namaszczano królów w katedrze i dlaczego tu
mają swe krypty, dlaczego tak dużo jest w kościołach królewskich symboli; a z drugiej strony — dlaczego użyto symboliki tronu, by przedstawić panowanie
Boga.
Ale i na tym nie koniec. Król był nie tylko namiestnikiem
Boga, pozostało w nim też coś"magicznego". Wierzono jak onegdaj, że Król
jest w jakiś niewidzialny sposób tożsamy zarówno z siłą sakralną, jak i wspólnotą
poddanych. Ludwik IX francuski zwany Świętym wierzył, że jego grzechy „przenoszą"
się na wspólnotę i stąd płynęło jego wyrzeczenie się światowych uciech. Idea,
że nieobyczajność Króla może mieć katastrofalne skutki przyświeca także opowieściom
arturiańskich. Bo kiedy upada Kamelot, zamek będący w istocie mikromodelem świata
doskonałego? Gdy jego doskonałość naruszy występna (choć piękna) miłość Lancelota i Ginewry. Tak więc celtyckie wierzenia, że „doskonałość" osoby Króla gwarantuje
dobrobyt królestwa dostały się i do obyczajów, i do legend. Słynny Król Rybak,
opiekun Świętego Graala nie mógł go zdobyć,był bowiem kaleką. Innym królem
kaleką był irlandzki Nuada — gdy stracił rękę w bitwie musiał zrezygnować z tronu. Tu można pokusić się o dygresję. Wiemy, że średniowiecze pełne było okrutnych
czynów, oślepianie czy okaleczanie wrogów nie należało do rzadkości. Dlaczego
nasz Bolesław Krzywousty oślepił brata? Może pobrzmiewa tu odwieczne prawo:
nie trzeba było zabijać konkurenta, ślepy, jako że kaleki i tak nie mógł zostać
królem.
Ale i Indoeuropejski model Króla-Wodza wpisuje się w nasze
dziedzictwo. Wojownik na bojowym koniu, z mieczem w ręku to częsty wizerunek
Króla. Nawet w katedrach spotkamy symbol miecza, może najważniejszy symbol królewski w średniowieczu. Miecz, jak słynny Ekskalibur króla Artura należy do galerii
„magicznych przedmiotów" i jest częstym atrybutem w legendach dotyczących prób
inicjacyjnych. Bo Król to także Heros — musi dowieść, że zasłużył na to, by
być Królem. Tylko Artur zdołał wyjąć miecz tkwiący w skalnej szczelinie — i to byłz n a k. Jednocześnie taki mityczny przedmiot nie tylko potwierdzał
władzę, ale wręcz ją dawał, jak w przypadku króla Nimroda, budowniczego wieży
Babel, któremu władzę dało odzienie ze skóry… noszone rzekomo przez samego
Adama!
Nasze baśnie i legendy pełne są takich „inicjacyjnych" motywów,
jak i wielu innych, o których staraliśmy siępowiedzieć w tym krótkim
szkicu, idąc tropem odwiecznej, starej jak ludzkość mitologii Króla. Czytajmy
baśnie, czytajmy historię i „czytajmy" gotyckie katedry...
Literatura:
1.
G. Duby „Czasy katedr", Warszawa 1986.
2. M. Eliade „Traktat o historii religii", Łódź 1993.
3. W. Tyloch, Warszawa 1974
1 2
« Religion science (Published: 05-06-2002 Last change: 03-05-2004)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 399 |
|