|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Ateizm traumatyczny i entuzjastyczny [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Ateizm wciąż ma bardzo „złą prasę" (pomimo
pojawiających się pojedynczych jaskółek). O ile agnostycyzm jest postawą
godną salonowego intelektualisty, o tyle ateizm jest „w złym tonie".
Towarzyszy temu stan publicznej dezinformacji, bo grubo ponad połowa tego, co
przekazuje się w mediach na temat ateizmu, to płaskie półprawdy lub zwykłe
nieprawdy i deformacje. Ale na tym tle bardzo symptomatycznym a zarazem
skwapliwie przemilczanym jest fakt, że środowisko naukowe jest w większej
mierze zateizowane. Fakt ten oczywiście nie zaprząta szczególnej uwagi
salonowej inteligencji, tak jak i nie zaprząta jej zasadniczo sama nauka.
Ateizm jako nieprzyjęcie lub odrzucenie wiaryAteizm jest niewątpliwie stanowiskiem intelektualnym wiążącym
się z odrzuceniem wiary w Boga, w osobowego Stwórcę, w istoty boskie. Nie
jest ateizm natomiast żadną wiarą w nieistnienie Boga, jak lubią deklamować
osoby niechętne ateizmowi. Ściślej rzecz biorąc, ateizm może być
odrzuceniem wiary w Boga lub jej nieprzyjęciem (ateizm jest bowiem swoiście
„naturalny"). Z odrzuceniem mamy do czynienia wówczas, kiedy ateistyczny światopogląd
przyjmujemy w dorosłym życiu, w wyniku krytycznej rewizji wierzeń
religijnych. Nieprzyjęcie dotyczyć będzie zasadniczo ludzi, którzy mieli
okazję wychować się w domu bez indoktrynacji religijnej. Jest jeszcze stan pośredni, wcale częsty, który dotyczy
sytuacji „wyrośnięcia z religii" i przejścia w wieku dorastania od
indyferencji religijnej do świadomego ateizmu. Jest to pozorne odrzucenie wiary w Boga, w istocie jednak jest jej nieprzyjęciem. Nie mogę bowiem uznać, że
mamy tutaj do czynienia z odrzuceniem wiary w Boga, kiedy nie było jej wcześniejszego
przyjęcia, a wiara ta nie jest z pewnością czymś „przyrodzonym". Chodzi więc tutaj o sytuację, kiedy dziecko jest
„programowane" teistycznie — nie żaden fakt o świecie, ale wierzenie wkłada
mu się do głowy jako fakt przy jego dziecięcej bezbronności intelektualnej.
Rodzice domagający się „prawa do wychowania dzieci zgodnie z własnymi
przekonaniami" nader często traktują dziecko przedmiotowo, jak kukiełkę
czy plastelinkę, którą można uformować na własną modłę. Kiedy rozwinęła
się nieco nasza cywilizacja i kiedy poczęto uznawać prawa dziecka i podmiotowość dziecka, rodzice utracili bezwzględne prawo do dziecka, przy
jeszcze pobrzmiewającym larum konserwatystów w sprawie uszczerbku na
„tradycyjnych wartościach", jakie operacja ta przyniosła i przynosi [ 1 ].
Na tle tych przemian na światło dzienne wydobywa się rodzinne gwałty i „wychowawcze karcenie", czyli przemoc w rodzinie. Kolejnym etapem
odchodzenia od przedmiotowego traktowania dziecka będzie respektowanie jego
prawa do autonomicznego i harmonijnego kształtowania własnych przekonań.
Czyli w ślad za potępieniem rodzinnych gwałtów seksualnych powinno też pójść
potępienie gwałtów intelektualnych, do czego sprowadza się zasadniczo
wszelka indoktrynacja — w okresie bezbronności intelektualnej -
wierzeniami, które w świecie dorosłych są co najmniej sporne. Nie można więc mówić, że dziecko zindoktrynowane
religijnie, które ma szczęście zostać sceptykiem, przyjęło wiarę w Boga, a następnie ją odrzuciło. Aby przyjąć jakiś pogląd muszę to uczynić świadomie i przytomnie. Kiedy wraz z wykształceniem się naturalnych przymiotów umysłu w wieku kilkunastu lat [ 2 ],
tego rozwoju nie przetrzymuje „wyznawana" dotąd półświadomie wiara
religijna, mamy wówczas do czynienia z procesem, który możemy określić jako
nieprzyjęcie się wiary w Boga. Ateistów dzieli się także na "walczących"
oraz "zdystansowanych". Ten drugi ateizm jest generalnie dojrzalszy.
Nie oznacza to jednak, że „ateista walczący" może być oceniony
pejoratywnie, a takie zarzuty czasami formułują ateiści zdystansowani. Niektórzy
ateiści po prostu potrzebują doskonalić internalizację ateizmu, potrzebują
więcej niż inni rozprawiać się z pozostałościami teizmu we własnym życiu i psychice. Piętnowanie tego uważam za nieporozumienie. Pewną odmianą
„ateisty walczącego" jest „ateista przekorny". W istocie nie potrzebuje
on „walczyć" z teizmem, a jeśli to robi, to w wyniku irytacji lub
przekory, co wybitnie stymulują czasami zdeklarowani wyznawcy.
Ateizm traumatyczny i entuzjastyczny
Najciekawszym i fundamentalnym dla mnie podziałem wśród
ateistów jest ten, który dokonujemy ze względu na sposób internalizacji
ateizmu. Zdumiewa mnie, że tak rzadko wskazuje się na ten podział. Otóż mówiąc
trywialnie: jednym z ateizmem jest dobrze, innym wprost przeciwnie. Naturalnie,
jeśli w ogóle publicznie podejmuje się temat ateizmu i jeśli nie przedstawia
się go jako pewnej aberracji (klasyczne: obrażenie się na kościół lub
kler, nieuleczalny komunizm, niemoralność), to do znudzenia eksploatuje się
jedynie te przykłady w których ateizm jest pewnym przeżyciem traumatycznym. Z lubością więc opowiada się o umęczonych ateistach, którzy chcieliby wierzyć,
ale nie potrafią, dla których brak łaski boskiej, z konieczności implikujący
ateizm, wiąże się z silną udręką i wewnętrznym poczuciem pustki, tudzież
patologicznych lęków egzystencjalnych. Słowem, ateistyczna martyrologia to nic
przyjemnego, przeto ciesz się biedny grzeszniku, że Bóg obdarzył Cię błogą
łaską wiary, a jeśli czujesz się metafizycznie niewyraźnie, chwal Boga w dwójnasób,
bo oto widzisz, jak kruchy jest kryształ wiary i jak łatwo go postradać, po
czym pozostaje już tylko ateistyczna „bojaźń i drżenie"... Znamionami takiego rodzaju ateizmu są sformułowania:
„utrata wiary", „brak mi łaski wiary", prezentowanie ateizmu jako li
tylko imperatywu intelektualnego („chciałbym wierzyć, ale nie potrafię").
Jest to ateizm traumatyczny. Poza nim jest także zupełnie inny rodzaj ateizmu — ateizm
entuzjastyczny. Ateista traumatyczny i entuzjastyczny odlegli są od siebie o całe galaktyki, żyją w różnych światach. Ateista entuzjastyczny nie
potrafi zrozumieć ani pojąć martyrologii psychicznej ateisty traumatycznego,
który jest mu psychicznie niemal tak odległy jak teista. Aby nieco zilustrować tę drugą odmianę (a może nawet
rodzaj) ateizmu wplotę wątek osobisty. Wiara religijna wyszła z mojego życia
tak jak mleczne zęby — w procesie dorastania. Wiązał się z tym okres
religijnej indyferencji. Kiedy po pewnym czasie zacząłem uświadamiać sobie mój
stosunek do wierzeń religijnych, a zwłaszcza Boga, równie dobrze mogłem się
określić agnostykiem, jak i ateistą. Nie widzę problemu, aby tak
zinterpretować agnostycyzm, aby całkowicie odpowiadał mojej postawie
intelektualnej względem religii i przez pewien czas określałem się jako
religijny agnostyk. Z czasem deklarację ateistyczną uznałem za swój
intelektualny obowiązek, który sprawia wielką przyjemność. Będąc uczciwym
intelektualnie można odrzucić agnostycyzm na rzecz ateizmu po wyjściu poza
dogmatyczne i fideistyczne odmiany ateizmu o których do znudzenia opowiadają
wierzący. Jednak ateizm był dla mnie także wyborem estetycznym i emocjonalnym. Niektórzy powiadają, że „chcieliby wierzyć", że
„brakuje im wiary", lecz intelektualne przeszkody są nie do pokonania.
Tutaj więc wybór intelektualny i emocjonalny oraz estetyczny się rozchodzą.
To charakteryzuje ateizm traumatyczny. W ateizmie entuzjastycznym czynniki
intelektualne, emocjonalne i estetyczne są wobec siebie komplementarne i się
wzajem wzmacniają. Tak było w moim wypadku. Teizm nie jest dla mnie jedynie
poglądem niczym nieuzasadnionym, jest nade wszystko poglądem absurdalnym, i to
jest kluczowe. Nie o to więc tylko chodzi, że brak mi argumentu za przyjęciem
teizmu, lecz o to także, że przyjęcie teizmu równa się dla mnie przyjęciu
wizji świata, która jest infantylna (Bóg kochający ludzkość) oraz
beznadziejnie antropocentryczna (bóg, który sobie upatrzył zwierzątka na
pewnej planetce i wokół nich oraz dla nich rozdął ogrom wszechświata).
Ateizm jest cool.tem samodzielności egzystencjalnej i moralnej.
Ateizm wymaga tworzenia własnych sensów egzystencjalnych.
Ateizm nie jest żadną utratą wiary!
Ateizm jest odzyskaniem całości człowieczeństwa.
Wątpię, aby wielu niewierzących odrzucało wierzenia
religijne ze względu na ich wewnętrzne sprzeczności, niekonsekwencje itd.,
jak to się często przedstawia. Sądzę, że większości wydają się one po
prostu bezsensowne i obarczone zbyt dużą naiwnością. Odrzucenie tego daje
poczucie emocjonalnej dojrzałości, kiedy stwierdzamy, że nasza psychika nie
potrzebuje metafizycznych opowieści „ku pokrzepieniu serc". Przyznam, że
nieco zbyt generalizujące motto zamieściłem swego czasu na czele działu światopoglądowego
Racjonalisty. Jest to bowiem motto, które nie tyle dotyczy ateizmu jako
takiego, lecz właśnie ateizmu entuzjastycznego i estetycznego: „Nie to nas
oddziela, że nie odnajdujemy Boga ani w dziejach, ani w przyrodzie, ani poza
przyrodą, lecz że tego, co jako Bóg czczone było, nie odczuwamy jako
'boskie', lecz jako politowania godne, jako niedorzeczne, jako szkodliwe, nie
tylko jako błąd, lecz jako zbrodnię względem życia" (Nietzsche,
Antychryst, przeł. Leopold Staff). Może to nieco zbyt arbitralny wybór, lecz
Nietzsche, obok Stachniuka, najbardziej przyczynili się do wykrystalizowania
mego ateizmu, w jego entuzjastycznej odmianie. Nigdy nie przeżywałem udręk metafizycznych w związku z ateizmem i przyznam, że nie rozumiem ateistów traumatycznych, nie potrafię się
zdobyć na empatię z nimi. Ateizm zawsze dawał mi satysfakcję i tylko
satysfakcję — intelektualną, emocjonalną i estetyczną. Uważam, że
pomijając szalenie ważny czynnik estetyczny dla wielu ateistów nie można
zrozumieć czym jest ateizm. Każda jego prezentacja jako wyłącznie „raju
utraconego" — deformuje prawdziwy obraz ateizmu i ateistów.
1 2 Dalej..
Footnotes: [ 1 ] Jednym z takich „obrońców
tradycyjnych wartości" jest Bronisław Wildstein, który w debacie nad
eurokonstytucją w programie Pospieszalskiego stwierdził, że konstytucja
ta może budzić zastrzeżenia z punktu widzenia praw rodziców, bo miałaby,
według Wildsteina, wprowadzać nadrzędną euroinstytucję w sprawach
dotyczących wychowania dzieci. Chodziło tutaj konkretnie o Kartę Praw
Podstawowych, która ma być dołączona do eurokonstytucji. Stanowi ona w artykule II-84 ust. 1: „Dzieci mają prawo do ochrony i opieki, jaka jest
konieczna dla ich dobra. Mogą one swobodnie wyrażać swoje poglądy. Poglądy
te są brane pod uwagę w sprawach, które ich dotyczą, stosownie do ich
wieku i stopnia dojrzałości". Podobny przepis wprowadza polska
konstytucja, jednak dziś nikt się nie przejmuje tym, czy wychowanie
rodzinne uwzględnia stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego
sumienia i wyznania oraz przekonań (art. 48). W Polsce taka norma również
obowiązuje, choć jest ona martwa. I może to budzi obawy Wildsteina: że
zacznie się ją stosować. [ 2 ] Ściślej: wraz z początkiem
samowładnego kształtowania poglądów. « (Published: 15-06-2005 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4188 |
|