|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Jak oni to robią, czyli dlaczego kupujemy od akwizytorów? Author of this text: Marta Makowska
Czy zdarzyło się Państwu kiedyś kupić coś od
akwizytora? Coś całkowicie niepotrzebnego, a potem nie umieliście sobie wytłumaczyć
jak to się stało, że daliście się namówić na zakup czegoś tak bezużytecznego i to za takie pieniądze? Jeżeli tak, to powinniście wiedzieć jak sprzedawca
was zmanipulował i w przyszłości umieć się przed tym obronić. Zacznijmy od tego, że nie możemy dać się zwieść
nazwie zawodu. Akwizytor już od pewnego czasu budzi nieprzyjemne skojarzenia w umysłach Polaków, dlatego sprytni specjaliści od marketingu firm zajmujących
się tego typu handlem, wpadli na świetny pomysł, by ich pracownicy nazywani
byli sprzedawcami bezpośrednim, konsultantami, przedstawicielami handlowymi,
merchandiser'ami, agentami a nawet ankieterami. Trzeba pamiętać, że akwizytorzy szukają klientów
wszędzie i w każdej sytuacji, na ulicy, w poczekalni u lekarza i w kolejce do
kina. Większość z nich bez zahamowań sprzedaje też swoim znajomym i krewnym. Sprzedawca jest zawsze porządnie ubrany. Nie ubiera się zbyt
elegancko, bo ludziom kojarzy się to z akwizytorem, ale nosi się czysto i schludnie, czym budzi w ludziach zaufanie. Wyróżnić można kilka rodzajów akwizytorów. Pierwszy typ to handlowcy, którzy sprzedają „po znajomości".
Sprzedawcy proponują nabycie towaru lub usługi osobom, które znają. Trudniej
jest odmówić znajomemu niż komuś zupełnie obcemu. Wiele osób kupuje od
znajomych rzeczy, których normalnie nie nabyliby w sklepie, gdyż trudno im odmówić
przyjacielowi. Warto też zauważyć, że każdy klient nagabywany, chociażby z rekomendacji własnego przyjaciela, jest bardziej podatny na zakup jakiegoś
produktu. Wyproszenie za drzwi sprzedawcy, który przyszedł z polecenia naszego
znajomego byłoby bowiem jak wyproszenie kogoś nam bliskiego. Najlepszym przykładem
akwizytorów posługujących się tą metodą to pracownicy firm Avon czy
Oriflame. Druga grupa to sprzedawcy, którzy zgrabnie
wykorzystują „regułę wzajemności", stwierdzającej, że zawsze powinniśmy
się starać odwdzięczyć osobie, która wyświadczyła nam jakąś przysługę.
Oferowane są nam wycieczki za przysłowiowe grosze do „pięknych" zakątków
naszego kraju. Dodatkową „atrakcją" tych wyjazdów są pokazy towarów i usług firmy, która nam umożliwiła podróż. Ludzie często czują się
zobowiązani do zakupu kilku rzeczy w ciągu takiej ekspozycji, bowiem wiedzą,
że zawdzięczają tej spółce wycieczkę. Dobrym przykładem stosowania
takiego właśnie podejścia są przyjęcia Tupperware [ 1 ].
Gospodyni organizuje u siebie w domu przyjęcie, zaprasza na nie przedstawiciela
firmy Tupper i grono przyjaciół. Podczas zabawy odbywa się pokaz produktów
przed dobrze przygotowanego demonstratora. Pani domu otrzymuje procent od
sprzedanego towaru. Zaproszeni goście czują się zobowiązani do zakupu
produktów, bowiem w ten sposób mogą wynagrodzić gospodyni zaproszenie ich do
siebie i chociaż częściowo zwrócić jej koszy, które poniosła na wydanie
przyjęcia. Trzecia grupa to, sprzedawcy którzy chodzą od
drzwi do drzwi — ci mają najtrudniejsze zadanie bowiem muszą doprowadzić do
tego, byśmy wpuścili ich do mieszkania, obejrzeli proponowany przez nich towar i zakupili go. Większość z nas odpowie — z tym typem najłatwiej sobie
poradzić — po prostu nie należy otwierać obcym drzwi. Dlaczego nie
otwieramy? Bo boimy się, że coś kupimy? Że nie będziemy umieli odmówić? A może trzeba by spojrzeć na tę sytuację inaczej. Może tracimy okazję na
zakup jakiejś dobrej rzeczy, w końcu nikt nigdy nie udowodnił, że
akwizytorzy sprzedają same buble? Rozważmy
hipotetyczną sytuację. Dzwonek do drzwi: „drrrrrrrrryyyń". Patrzymy przez
wizjer — stoi młody człowiek, ładnie ubrany, z teczką w ręku i dużym
widocznym identyfikatorem. Myślimy: „To chyba nie akwizytor", ale dla
upewnienia pytamy przez zamknięte drzwi: „Pan do kogo?". W tym momencie
pada odpowiedź: „Telewizja — przepinamy kablówkę". Oddychamy z ulgą
„Uff to nie akwizytor… i otwieramy drzwi." Wtedy ten młody człowiek
zaczyna: „Na państwa terenie odbywa się zbiorowy montaż nowej telewizji.
Przepinamy sieć kablową. Mamy niższy abonament i więcej kanałów. Gdzie mogę
usiąść żeby Panu/Pani wszystko dokładnie wyjaśnić?". Zaczynamy myśleć:
„Boże jaki mam bałagan w mieszkaniu, gdzie ja go posadzę". I wpuszczamy
do mieszkania sprzedawcę… Wtedy dopiero się zaczyna. Należy się nauczyć nie jak nie wpuścić
sprzedawcy do domu, bo to wielokrotnie może nam się nie udać. Może to być
nasz przyjaciel, znajomy, czy po prostu dobrze przeszkolony podstępny
sprzedawca. Musimy się nauczyć rozpoznawać manipulację i umieć kontratakować. Doświadczony sprzedawca jest pewny siebie, pełny
entuzjazmu, widać, że wierzy w wartość swojego towaru. Stosownie do osoby,
która otworzy drzwi, dobiera język, tak, by się do niej upodobnić i być dla
niej zrozumiałym. Ze staruszką nie będzie rozmawiać tak samo jak z młodym mężczyzną.
Umie się odpowiednio dopasować do klienta. Gdy wchodzi do kogoś do domu mówi coś miłego na przykład na temat
okolicy, wystroju wnętrza jego domu, dzieci, psa lub kota. Techniki wywierania
wpływu użyte przy samym wejściu nie należą do skomplikowanych. Zjawisko
pierwszego wrażenia jest bardzo ważne w pracy akwizytora, od niego często
zależy czy ktoś nas wpuści do domu, zainteresuje się ofertą czy nie.
Handlowiec musi się uśmiechać (na uśmiech ludzie reagują uśmiechem),
wzbudza on zaufanie i sprawia, że jest bardziej lubiany. Osobom, które są miłe i które lubimy trudniej jest odmówić, gdy o coś proszą. Po wejściu do mieszkania sprzedawca zazwyczaj pyta: „Czy mieszka
pan/pani sama czy z rodziną?" Po odpowiedzi wyjaśnia, dlaczego się o to
zapytał, żeby nikt przypadkiem nie pomyślał, że chce go napaść. Chodzi mu o to, aby wszyscy domownicy mogli wysłuchać jego oferty. Akwizytorzy zwracają
uwagę na dzieci, gdyż, jeżeli je się przekona, to one już znajdą metodę
nakłonienia rodziców do zakupu. Następnie sprzedawca zadaje pytania. Ma doskonale opanowaną sztukę
zadawania takich by uzyskać taką odpowiedź, jaką chce. Skorzystajmy z przykładu
próby namówienia klienta na zmienienie telewizji kablowej. Akwizytor nie pyta
klienta:, „Czym się pan/ pani interesuje?" Gdyż może on odpowiedzieć, że
sztuką współczesną i wtedy zaprowadzi to handlowca w kozi róg, tylko zadaje
następujące pytanie: „Interesuje się pan filmem, sportem, filmami
dokumentalnymi, muzyką?". Zazwyczaj klient wybierze jedną z czterech
zasugerowanych przez niego opcji. Dzięki tym informacjom sprzedawca może mu
opowiedzieć, w jaki sposób nowa telewizja może rozwinąć jego
zainteresowania i spełnić oczekiwania. Prezentacja produktu polega na przedstawieniu oferty i aktualnej promocji. W tym celu sprzedawca posługuje się różnymi gadżetami przyciągającymi
wzrok — samym towarem, ulotkami,
folderami — wszystko bardzo kolorowe i ładne. Podczas prezentacji i przed nią
nie mówi się o cenie. Najpierw trzeba było przekonać klienta o wysokiej jakości
towaru. Gdy ktoś pyta: „A ile to kosztuje?" akwizytor odpowiada „1,50
dziennie. Każdego na to stać." Śmieszne pieniądze — to trik
psychologiczny, który polega na przeliczaniu pieniędzy na dni, robiąc dzięki
temu z dużych sum, bardzo małe — „To tylko 1,50 zł dziennie". Zawsze
policzmy sobie ile to wychodzi na miesiąc 1,50 zł razy 30 dni to 45 zł na
miesiąc. Podczas prezentacji używa także zwrotu: „To bardzo interesujące,
prawda" i kiwa głową. My automatycznie wtedy przytakujemy, przekonując sami
siebie, że to jest warte zakupu. Powtarza także „Już jutro może Pani/Pan
to mieć". W ten sposób „przywiązuje nas do myśli", że niedługo będziemy
mieli oferowany przez niego produkt. Sprzedawca twierdzi, że samemu się ma już ten towar i jest z niego
bardzo zadowolony. Akwizytor często też wspomina, niby przypadkiem, jakby mu
się wymknęło, że nasi sąsiedzi się przed chwilką zdecydowali (oczywiście
jest to blef). Ma to wzbudzić w kliencie poczucie, że wszyscy już to mają
tylko nie on. Dobry handlowiec, gdy jest u kogoś w domu opowiada o sobie, żartuje,
stwarza miłą, nie stresującą atmosferę, by potencjalni klienci go polubili.
Dużo trudniej jest nam odmówić na prośbę osoby, którą lubimy, niż człowiekowi,
który budzi w nas antypatię lub jest nam zupełnie obojętny. Dopiero po przedstawieniu całej oferty przechodzi do ceny zaczynając od wielkiej
kwoty np. 946 zł. Pyta wtedy „To drogo, prawda?' — ten oczywiście
przytakujemy. Po czym mówi: "Ma Pan/Pani szczęście, bo w tej chwil można
to wszystko dostać jedynie za 349 zł". Następnie pokazuje klientowi umowę
(ta budzi respekt i napisane tam cyfry sprawiają wrażenie autentycznych).
Dalej następują skomplikowane obliczenia, które prowadzą, do udowodnienia
nam, że tak naprawdę koszt zakupu zwróci nam się za kilka miesięcy (bo
zaoszczędzimy np. na abonamencie). Tu działa bardzo dobrze znana metoda
sprzedawcom: jesteśmy źli, bo cena jest wysoka, przyzwyczajamy się jednak do
niej. Chwilę później dowiadujemy się, że możemy dostać
ten towar za 349 zł. To wydaje im się dużo lepszą ofertą niż gdyby usłyszeli
tę cenę od razu. Jeszcze chwilę później informuje się nas, że możemy
oszczędzić dodatkowo na abonamencie, co ostatecznie przekonuje ich, że jest
to bardzo dobra cena. W tym
momencie jako klienci powinniśmy poprosić akwizytora o dokładne wyjaśnienie
szczegółów, które nas interesują. I spokojnie przejrzeć ofertę. Rozważyć
czy nam się to opłaca czy nie. Jeżeli
chcemy akwizytora zdekoncentrować, wybić ze standardowego patrzenia na naszą
osobę jak na klienta możemy mu np. stanąć za plecami. Poczuje się wtedy
bardzo niepewnie. Musimy pamiętać, że zarówno dla akwizytora jak i dla nas
wpuszczenie go do domu jest niebezpiecznie. My nie wiemy kogo wpuszczamy, on nie
wie do kogo wchodzi. Nie należy
pytać akwizytora o radę: „Co by Pan na moim miejscu zrobił?", bo wiadomo,
że odpowiedź nie będzie szczera. I sprzedawca poleci nam np. ten rodzaj
abonamentu telewizyjnego za który dostanie największą prowizję. Należy
zaufać tylko i wyłącznie swojemu rozsądkowi. Nie wierzmy
także zapewnieniom, że oferta
jest ważna tylko dzisiaj i nie ma czasu do namysłu. Nie należy też brać do
siebie gadaniny sprzedawców: „Szkoda, żeby taka miła osoba straciła taką
okazję". Decyzji nigdy nie musimy podejmować natychmiast. Jeżeli chcemy
sprawę przemyśleć to poprośmy sprzedawcę o numer telefonu i powiedzmy, że
jak się namyślimy to damy znać. Nie polecam
dawania swojego numeru handlowcom czy obiecywania, że się chce zastanowić, bo
będą do nas dzwonić, albo później nachodzić. Dlatego jeżeli nam się
oferta nie spodoba najlepiej powiedzieć: „Wie Pan/Pani nie skorzystam z okazji tym razem, przykro mi, może kiedy indziej." Próby
targowania się ze sprzedawcami zazwyczaj spełzają na niczym, gdyż ten
stosuje trik ograniczonych kompetencji, który polega na tym, że sprzedawca nie
może sam podjąć pewnych decyzji, musi się kontaktować ze swoim szefem — a akurat dzisiaj ten ma wyłączoną komórkę, więc nic się nie da zrobić. Przypominam, że sprzedawca nigdy nie mówi o wadach sprzedawanego
produktu, chyba że klient się o nie zapytał. Wtedy zazwyczaj odpowiada
zgodnie z prawdą, bo mówiąc nieprawdę naraża się na zwrot towaru. Sprzedawcy dzielą podpisanie umowy z klientem na: twarde — gdy klient
jest zdecydowany prosi go o dowód i spisuje dane, i na miękkie — podkreślamy
jeszcze raz klientowi, że oferta jest bardzo dobra pyta „To jak się pani
nazywa?" I zaczyna wypełniać formularz. Wiele osób boi się wtedy już
zrezygnować… Nie bójmy się, to że on już zaczął pisać oznacza tylko
tyle, że zmarnował kartkę papieru. Zapisane nie znaczy postanowione. Nie dawajmy nigdy zaliczki! Gdy
zmienimy zdanie, będzie nam się trudniej wycofać. Nie wierzmy przekonaniom
sprzedawcy, że dobrze zrobiliśmy decydując się na ten zakup. Jako świadomi
konsumenci sami o tym musimy być przekonani.
Pragnę wszystkim przypomnieć, że w Polsce każdy akwizytor obowiązany
jest wraz z przekroczeniem progu naszego domu przedstawić się i firmę którą
reprezentuje. Wraz z towarem, który zakupiliśmy powinien zostawić umowę wraz z informacją o możliwości oddania towaru w terminie 10 dni od daty zakupu.
*
Bibliografia:
-
Danielewicz S., Sprzedaż bezpośrednia, Biuro Mediów i Reklamy PKB, Gdańsk 2001
-
Cialdini R.B., Wywieranie
wpływu na ludzi. Teoria i praktyka., GWP, Gdańsk 2003
-
Myśliwiec G., Techniki i triki
negocjacyjne, Efekt, Warszawa 2001.
Footnotes: [ 1 ] Tupperware Home Parties
Corporation -
to nazwa amerykańskiej firmy zajmującej się produkcją
plastikowych, szczelnych opakowań na żywność. « (Published: 15-07-2005 Last change: 20-07-2005)
Marta Makowska Doktor nauk humanistycznych, pracuje obecnie jako adiunkt na Wydziale Nauk Humanistycznych SGGW i wykładowca w Wyższej Szkole Promocji. Od lat zajmuje się tematyką sprzedaży bezpośredniej, wywieraniem wpływu, marketingiem farmaceutycznym i etyką biznesu. Autorka książek "Sprzedaż bezpośrednia - tajemnice i mity motywacji pracowników" oraz "Etyczne standardy marketingu farmaceutycznego". Doktorat na podstwie którego powstała druga pozycja został nagrodzony I miejscem w konkursie Verba Veritatis organizowanego przez Konferencję Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce (KPF) oraz Akademię Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Number of texts in service: 5 Show other texts of this author Newest author's article: Marketing farmaceutyczny, czyli jak wywrzeć wpływ na lekarza | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4241 |
|