The RationalistSkip to content


We have registered
204.323.558 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Agnieszka Zakrzewicz - Papież i kobieta
Mariusz Agnosiewicz - Heretyckie dziedzictwo Europy
 Reading room »

Tańczący z diabłami [2]
Author of this text:

kiedy wrócił do samochodu… usiadł na zmarzniętej ziemi… oparł się plecami o oponę i zaczął spazmatycznie szlochać… i głośno narzekał… że ksiądz mu w niedzielę nie da rozgrzeszenia przy spowiedzi… nie pomoże nawet wykupiona kartka do spowiedzi… i tego powodu może umrzeć… że jego dni są już policzone… a teraz umrze bardzo szybko… ta paczka stanie się przyczyną jego śmierci… i wtedy go nie pochowają na cmentarzu katolickim… co ludzie na to powiedzą… jaki wstyd dla rodziny… sąsiedzi będą wytykali palcami jego grób… a jego dzieci w szkole będą wyśmiewane… staną się pośmiewiskiem całego miasta… potem go wyrzucą z pracy… że cała rodzina będzie cierpiała przez jakąś głupią paczkę z dalekiej i obcej… jakiejś tam Ameryki… którą wysłała jakaś Safona i Anioł… to chyba sam Lucyfer wysłał tę paczkę na jego zgubę… chyba całe piekło w tej paczce było wysłane na jego zgubę… to piekło uknuło zdradziecki plan wobec jego osoby… że komuś w piekle zależało na tym by go zniszczyć… jego… który w każdą niedzielę chodzi do kościoła… zawsze wrzuci na tacę kilka złotych… a może to ten jego niby przyjaciel z młodości… który chciał mu odbić dziewczynę… która teraz jest jego żoną… i ten przyjaciel z młodości z tego żalu zapił się na śmierć… pod koniec życia pił już tylko denaturat albo jak był gdzieś u kogoś w gościnie a nie było denaturatu to wypijał wodę kolońską w łazience… i na drugi dzień gospodarz nie miał czym nasmarować twarzy po goleniu… że nawet ksiądz wiedział wcześniej o tej nieszczęsnej dla niego paczce… bo on chyba ma swoich szpiegów tam w piekle… bo skąd by mógł wiedzieć wcześniej o tej przesyłce… przecież jeszcze jej na poczcie nie było… a ksiądz już na ambonie w czasie nieszporów o tej przesyłce z piekła od diabła mówił… przestrzegał wiernych tą paczką… przed przesyłką od wrogów kościoła... przestrzegał o nadejściu antychrysta… który nie tylko wiarę chce naszą zniszczyć… ale naszą ojczyznę w niewolę obcą oddać… 

tak mówił ksiądz z ambony w czasie mszy… co prawda ksiądz nie powiedział w czyją niewolę… ale kiedy tak gadał to chyba się nie myli… bo ksiądz jest sługą bożym… więc się nigdy nie myli i jest zawsze lepiej poinformowany niż zwykły człowiek… bo jeśli nasz ksiądz czegoś nie wie to dzwoni do Watykanu i przyślą mu pismo... które potem czyta wiernym… a to pismo pisze zawsze papież… a ten się już naprawdę nigdy nie może pomylić… bo jest najbliżej Boga… który wszystko mu dyktuje… a potem papież to zapisuje i wysyła do księży na całym świecie by słowo Boże przeczytali swoim wiernym… 

kiedy biedak zmęczył się tym żałosnym narzekaniem… podszedł do mego brata Mara i zapytał… czy to pana brat nazywa się Francesco… brat Mar mu odpowiedział… że tak… i podawał mu banknot dziesięciozłotowy za fatygę… lecz jak tylko to usłyszał pracownik pocztowy… przeżegnał się kilka razy… i splunął trzy razy przez lewe ramię… i zaklął siarczyście… o kurwa… jam nieszczęsny… Jezus Maria… panie Boże… że też ja zawsze muszę wdepnąć w jakieś śmierdzące gówno… o kurwa… ojejej… że ja zawsze muszę mieć takiego pecha… że też zawsze muszę wdepnąć w jakieś śmierdzące gówno… przeżegnał się za każdym przekleństwem kilkakrotnie… spluwał co chwilę przez lewe ramię… cały się trząsł... oczy miał rozbiegane ze strachu… co chwilę rozglądał się bojaźliwie… właśnie dzisiaj w nocy śniło mi się… powiedział trzęsącym głosem pracownik poczty do brata Mara… że jakiś facet... który nazywa się Francesco ma otrzymać z dalekiej Ameryki paczkę… w której ma być schowany Antychryst… podobno sam Lucyfer ma w tej paczce przybyć do nas… że ten Francesco jest w zmowie z siłami nieczystymi… podobno ma umowę z samym diabłem… tym najważniejszym… ludzie się go boją… jak ktoś go spotka… to najpóźniej za kilka dni czeka go jakieś nieszczęście… co tydzień na mszy świętej księża przestrzegają przed nim wiernych... nie wymieniają go co prawda po nazwisku… ale każdy z wiernych wie o kogo chodzi… i ksiądz gadał z ambony… że żałuje… że już nie ma inkwizycji… bo wtedy łatwiej można było by się pozbyć sił nieczystych… ale dzisiaj jest demokracja… więc i siły nieczyste mają też swoje prawa… chociaż on na miejscu rządu by takich ludzi wsadzał do więzienia za obrazę kościoła… i ten Francesco podobno mieszka w naszym mieście… a kiedy się obudził to był cały spocony ze strachu… ale pomyślał sobie… że to przecież tylko sen… a nie rzeczywistość… przecież wiele razy mu się śniło tyle głupstw… o których bardzo szybko zapominał… i myślał… że i tym razem będzie tak samo… ale widocznie się mylił… bo zapomniał a niedzielnym kazaniu na mszy… przeżegnał się i zaszeptał… Boże Miłosierny ratuj mnie… 

potem cały trzęsąc się jak w febrze wsiadł do samochodu… tam z rozpaczy… z całej siły walił głową w kierownicę… krzyczał rozpaczliwie… jęczał i wył jak wilk do księżyca… narzekał jakby ktoś go przypalał rozpalonym do czerwoności żelazem… waląc ciągle z całej siły głową w kierownicę… całe czoło miał sine i opuchnięte od tego walenia w kierownicę… całe czoło było pokryte guzami… rozciął sobie skórę na czole… i twarz miał całą we krwi… wyglądał jak indiański wojownik na ścieżce wojennej pomalowany barwami wojennymi… od tego walenia cały samochód się trząsł… jakby za chwilę miał się rozsypać na drobne części… jakby pod blokiem brata Mara nastąpiło silne trzęsienie ziemi… a brat Mar się przestraszył i podbiegł do szoferki i zaczął uspakajać nieszczęśliwego człowieka… prosił go by przestał walić głową w kierownicę… bo to i tak mu nie pomoże… lecz może pogorszyć jego i tak dramatyczną sytuację… 

jak ten zobaczył brata przy szoferce… jakby zobaczył samego Lucyfera… oczy napełniły się mu strachem… natychmiast opamiętał się z tego walenia głową w kierownicę z wielkiego bólu i rozpaczy… i szybko włączył silnik i z piskiem opon odjechał… miał takie oczy jakby to nie był mój brat… ale… że przed nim stoi sam Lucyfer… który przyszedł po jego nieszczęsną duszę… kiedy samochód pocztowy odjechał z piskiem opon… zauważyłem… że w międzyczasie zebrała się spora widownia wokół nas... ludzie się dziwili… byli chciwi wrażeń… a to zdarzenie było dla nich wielką gratką więc czekali co się z tego incydentu wykluje… i pytali się brata czy nie mają wezwać księdza by odprawił egzorcyzmy… bo jak słyszeli… to gdzieś tutaj jest sam diabeł… że ten nieszczęśliwy człowiek został opętany przez siły piekielne… albo mogą zatelefonować po zieloną karetkę... która odwiezie tego nieszczęśliwca do zakładu psychiatrycznego… bo chyba ten pracownik poczty… który rozwozi paczki… oszalał… albo zwariował… a największy osiedlowy skurwysyn… ten… który żeruje na ciężkiej chorobie swej córeczki… wyciągnął telefon komórkowy i chciał dzwonić na policję… ale brat Mar wyrwał mu komórkę i wrzucił do śmietnika… i wywiązała by się ogólna bójka… wszyscy się rzucili z pięściami na tego szuję... nawet stare bacie waliły go po tym tępym łbie torebkami… zasłaniał się rękoma… ale nic mu to nie pomogło… 

w ogólnej szamotaninie wyrwał się napastnikom i stanął pod murem… bo nie miał gdzie uciekać… był osaczony jak dzikie zwierzę… wtedy zobaczyłem… że może wyjść z całej opresji obronną ręką… i gdybym… w tym momencie temu skurwysynowi nie dał prawego sierpowego jak za dawnych młodych lat… myślałem… że będę musiał mu dołożyć lewą dłonią uderzeniem pod nos… który tak zawsze zadzierał… ale nie musiałem… bo takich gnoi jak on usadzałem kiedyś prawym hakiem w sam koniec brody… tak… że wstawali najwcześniej po godzinie… ale teraz tego osiedlowego skurwysyna musieli odnieść bo stracił świadomość… leżał jak pusty worek… myślałem… że nie oddycha… ale kiedy go podnosili to pojękiwał… na szczęście pękła mu szczęka w trzech miejscach… i musiało go odwieźć pogotowie ratunkowe i na chirurgii musieli mu tę szczękę zadrutować… jak się później dowiedział brat Mar… będzie musiał trzymać swą jadaczkę… nie będzie już tak łatwo ludzi okradał… nie będzie jak sęp żerował na nieszczęściu swej małej córeczki… 

po chwili wśród gapiów zgromadzonych usłyszałem… że ktoś widział jak pracownik pocztowy gonił diabła... nie tylko jednego diabła… ale był tutaj podobno cały tabun szatanów… które gonił pracownik pocztowy… by mu oddali paczkę z dalekiej Ameryki… bo musi ją dostarczyć do adresata… bo inaczej straci prace… a ksiądz mu w niedzielę nie da rozgrzeszenia… bo pozwolił szatanowi opuścić paczkę… a gdyby ją dostarczył tak jak mówił ksiądz na kazaniu… to by nie było tego nieszczęścia z tymi siłami nieczystymi… które były zaklęte w tej paczce… a potem ludzie mówili… że sam Lucyfer gonił nieszczęśnika… że widzieli jak temu diabłu z gęby ogień walił jak z pieca hutniczego… a rogi miał większe od największego byka… a jakaś babcia... mówiła… że ten nieszczęśnik gonił jej już dawno nie żyjącego męża… że tym diabłem... którego gonił pracownik pocztowy był jej dawno zmarły mąż… bo ten jej mąż… jeszcze zanim wzięli ślub… to on podpisał z samym Lucyferem cyrograf… sprzedał mu swą duszę... dlatego wszystkie baby z całej okolicy za nim latały jak pszczoły za miodem… i dlatego teraz musi odpokutować za swoje ciężkie grzechy… bo umarł bez duszy… którą sprzedał diabłu… a zgarbiony starzec… opierający się na lasce… krzyczał… machając laską… że to Anioł gonił tego nieszczęśnika… sam Archanioł to był… bo chciał mu pomoc… ale nieszczęśnik był zaślepiony strachem… i może przysiąc na wszystkie świętości… że widział samego Archanioła… że on się bał tego Anioła… że krzyczał ten pracownik pocztowy… że to szatan przebrał się za jego Anioła Stróża i teraz chce jego duszę zabrać… a ten Anioł przyjechał w tej paczce z Ameryki… i to wcale nie Anioł ale sam Lucyfer przyjechał po jego duszę… że to Antychryst… który przyjechał do nas w tej paczce by nie tylko zniszczyć wiarę naszą ale i ojczyznę oddać w obce panowanie… a ksiądz powiedział w niedzielę na kazaniu z ambony... jeśli ten Anioł czyli Antychryst opuści paczkę… a może nawet sam Lucyfer… to wtedy on... nie dostanie rozgrzeszenia… że go nie pochowają na cmentarzu katolickim… i jego dusza będzie się tułała aż do Sądu Ostatecznego po całej ziemi… a inna babcia wyciągnęła z torebki różaniec i modląc się… wtrąciła… ona widziała Matkę Boską… że to Ona zwyciężyła siłę nieczystą… która wydostała się z tej paczki wysłanej z piekła przez samego Lucyfera… i to Najświętsza Panienka obroniła nieszczęśnika… swoją niewinnością go obroniła… i trzeba tutaj… miejsca… którego dotknęły stopy Najświętszej Panienki… pod tym blokiem zrobić ołtarz i podziękować Najświętszej Pannie… 


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zaklinacze diabłów
Upadły Anioł


«    (Published: 15-07-2005 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Francesco Bernardini
Wł. Franciszek A. Bielaszewski, urodził się w 1949 r. w Starogardzie Gdańskim. Pisze wiersze, prozę, sztuki teatralne, aforyzmy, reportaże. Mieszka w Londynie.   Biographical note
 Private site

 Number of texts in service: 4  Show other texts of this author
 Newest author's article: Uroborosy
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4242 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)