The RationalistSkip to content


We have registered
204.323.743 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room »

Tańczący z diabłami [3]
Author of this text:

od tego momentu to miejsce stało się miejscem Boga… nie ma w naszym mieście świętego miejsca… a teraz jest okazja… nie możemy takiej okazji zmarnować… są świadkowie tego zdarzenia… że Najświętsza Maryja obroniła nieszczęśnika… dokonała cudu na naszych oczach zwyciężając moce piekielne… trzeba znaleźć odpowiednie miejsce tutaj i wyznaczyć… ogrodzić… odpowiednio wystroić… nadać trzeba temu miejscu dostojeństwa takiego na jakie zasługuje… myślę… że piaskownica będzie odpowiednim miejscem… nawet nie jest nam niepotrzebna… a dzieci mogą chodzić na łąkę... bo i tak więcej szkody robią bawiąc się w tej piaskownicy… ciągle trzeba po nich sprzątać piasek… pełno stłuczonego szkła w tym piasku… mogą się pokaleczyć… a i do domu też wnoszą na ubraniach brudny piasek… a to jest tak samo jakby roznosili choroby… i wtedy cała rodzina choruje… i nic dobrego z tej piaskownicy nie ma… albo się na niej kłócą o zabawki i w ten sposób uczą się grzeszyć… i uczą się na piaskownicy przeklinać… a jeśli będzie tu sanktuarium Najświętszej Panny… to będą mogły się uczyć wiary już od dzieciństwa… będą mogły brać przykład z tych… którzy będą się tutaj przychodzili modlić… no i władze miasta dadzą fundusze na upiększenie osiedla… bo wiadomo… że cały świat będzie do nas jeździł się pomodlić do naszego sanktuarium… a i korzyści dla miasta będą widoczne… i nasze osiedle zyska na znaczeniu… ranga naszego osiedla wzrośnie nie tylko w mieście ale i na całym świecie będą mówili o naszym sanktuarium… nie jak do tej pory zawsze było na szarym końcu jeśli chodzi o przydział funduszy na budowę jakiegoś miejsca zabaw dla dzieci… by nie wałęsały się po ulicach… bo coraz więcej dzieci ginie w wypadkach samochodowych… 

i po tych słowach podeszła do piaskownicy… wygnała bawiące się tam dzieci… wytarła kawałkiem papieru toaletowego… który wyciągnęła z torebki ze skóry krokodyla… wytarła ogrodzenie piaskownicy i na nim uklękła… potem zaczęła się głośno… krzykliwie i żarliwie modlić… zaczęła się dosłownie wydzierać tak by ją każdy słyszał… mimo narastającego hałasu… babcia wydzierała się z tą swoją modlitwą w niebogłosy… żeby każdy ją słyszał i przyłączył się do jej modlitwy… i ten jej świdrujący uszy krzyk przyciągał coraz więcej gapiów… nawet autobusy miejskie się zatrzymały i ich pasażerowie wysiedli z nich razem z kierowcami i powiększyli zbiegowisko swą obecnością… 

po chwili wahania większość zgromadzonych razem z modlącą się na piaskownicy uklękła i głośno i pobożnie się modlili... zrobił się tak nieznośny hałas od tego krzykliwego modlenia… to raczej były nieartykułowane wrzaski… jakby ktoś… tych co klęczeli ze skóry obdzierał… albo przypalał rozżarzonym żelazem… aż uszy bolały i więdły od tego ryczącego modlenia… a robili to tylko po to… by wszyscy widzieli jak bardzo są przejęci swą rolą… w której zaczęli grać… kiedy życie podsunęło im okazję do pokazania się publicznie ze swoją fałszywą wiarą… 

nagle na piasku pojawiły się bukiety kwiatów… ktoś nawet głośno powiedział… że starosta powiatu przysłał wiązankę biało- czerwonych goździków… jak za dawnych czasów… kiedy jego legitymacja partyjna miała właśnie kolor taki sam jak te kwiaty… po chwili podjechał wóz policyjny i przywiózł pana prezydenta naszego miasta… przed nim szli dwaj mundurowi policjanci i komendant straży pożarnej w mundurze i nieśli wielki wieniec… taki jak na pogrzeb albo święto narodowe w Warszawie składają przedstawiciele rządu… przed Grobem Nieznanego Żołnierza… potem położyli ten wieki wieniec jak to duże koło od wielkiego traktora… a pan prezydent głęboko się ukłonił kierując wzrok w sam środek piaskownicy… potem klęknął... pochylił głowę i zaczął się cicho modlić… po chwili wstał… jeden z policjantów otrzepał wyciągniętą z kieszeni chusteczką spodnie na kolanach pana prezydenta… i cała czwórka wróciła do policyjnego samochodu… 

potem pojawiły się różne wizerunki Matki Boskiej… a jeden malarz… który był nadwornym akwarelistą w naszym mieście… przypiął do pleców dwójki dzieci stojących blisko siebie duży arkusz papieru i zaczął szkicować rodzące się sanktuarium Matki Boskiej Królowej Kociewskiej w naszym mieście… co chwilę musiał szpilkami kłóć plecy biednych dzieci… bo te się wierciły tak… że kartka papieru na której ów nadworny malarz szkicował nowe sanktuarium spadała i linie które miały uwiecznić to święte miejsce… które miały przedstawiać pierwsze chwile radzącego się świętego miejsca... sanktuarium Matki Boskiej Królowej Kociewia… wyglądały raczej jak jakaś dziwna abstrakcja… ktoś inny przyniósł krucyfiks… znalazł się też stolik i biały obrus… nagle przed naszymi oczyma wyrósł jak spod ziemi ołtarz… nad którym ktoś życzliwy rozpiął wielki ogrodowy parasol… takie jak mają też sprzedający na miejskim targowisku… mała kapliczka na świeżym powietrzu… przed blokiem… w którym mieszka brat Mar… 

nie minęło kilka minut… podjechał w czarnym mercedesie sam biskup ze świtą miejscowej hierarchii kościelnej… ze wszystkich miejskich i podmiejskich parafii… zaczęto wszystkich wypytywać… wszystko spisywano i po przesłuchaniu świadków tego doniosłego zdarzenia... każdy się pod tym co powiedział podpisać musiał, podać datę i miejsce urodzenia… imię ojca i matki oraz jej nazwisko rodowe… numer „pesel" oraz wykształcenie… jakiś młody adiutant biskupa… miał kamerę i kamerował całe miejsce i ludzi jako świadków rodzącego się sanktuarium… potem pod przewodnictwem samego biskupa odmówiono litanię za wiarę... dziękując Bogu i Najświętszej Pannie… za to… że obroniła nasze miasto przed siłami nieczystymi… nie trwało długo… jak pojawiły się budy odpustowe… była nawet wata cukrowa… piszczące balony… blaszane koguciki… których pienie zagłuszało modlitwę wiernych przy piaskownicy… ktoś ozdobił nowo zbudowany ołtarz kolorowymi balonami… a jakiś chuligan strzelał do tych nadmuchanych balonów szpilkami i co chwilę rozlegał się potężny huk… jakby ktoś rzucał petardy… których huk miał uświetnić ten uroczysty moment… a babcie modlące chwytały się za swe słabe serca… a nawet jeden staruszek… który ledwo powłóczył nogami zemdlał… kiedy pękły trzy kolorowe balony w jednym momencie… i trzeba było wzywać karetkę pogotowia… co wywołało ogólne zamieszanie… 

ludzi się zebrało tyle… że powoli zapominano o modlitwie… a zaczęto organizować porządek i rozkręcać wspaniały interes… a najgorliwsi zaczęli kopać fundamenty pod nowy kościół… jeden z nich przyleciał z kawałkiem cegły i powiedział… że to jest kamień węgielny pod nowe sanktuarium… że odłupał go młotkiem z jednego rogu średniowiecznego kościoła w parafii pod wezwaniem św. Mateusza… jeden z obecnych księży przyniósł ze swego kościoła tacę... tą… z którą chodzi w czasie mszy i zaczął zbierać do niej wolne datki od wiernych… i teraz tutaj zaczął obchodzić zgromadzonych z tą samą tacą i zbierać wolne datki na budowę nowego kościoła… który będzie służył jako sanktuarium dla wiernych z całego świata… kiedy ktoś z obecnych wrzucał banknot… to ksiądz uśmiechał się… nie do darczyńcy ale do tego banknotu… a jeśli nominał banknotu był odpowiednio wysoki… minimum jedna cyfra i dwa zera… wtedy ten ksiądz się nie tylko uśmiechnął… ukłonił się tej wartości nominalnej leżącej na jego tacy… a ludzie między sobą szeptali… że na wyświęcanie kościoła przyjedzie sam papież z Watykanu… nasz papa Wojtyła… chluba nie tylko naszego miasta ale i całego narodu polskiego… i ten ksiądz po chwili musiał podejść do swego proboszcza i wysypać zawartość tacy do jego nadstawionej sutanny… bo pieniędzy było tyle… że wiatr wywiewał z tacy papierowe banknoty i unosił je daleko od miejsca nowego sanktuarium… a pozostali księża gonili te fruwające banknoty po całym osiedlu… ale często zdarzało się… że jakiś młody chłopak był szybszy od księdza i łapał w locie banknot i uciekał z nim co sił w nogach daleko od miejsca… gdzie ludzie widzieli diabła… a ksiądz w takich sytuacjach krzyczał w niebogłosy… łapcie złodzieja… łapcie chama… łapcie tego zasrańca… ukradł wasze pieniądze… ten bezczelny okrada samego Boga… ale po chwili rezygnował… bo coraz więcej banknotów zaczęło fruwać nad głowami zgromadzonego tłumu a młody zawsze był szybszy i miał lepszą kondycję.… ktoś życzliwy przyniósł duży worek foliowy… taki do którego wrzuca się śmieci i ksiądz proboszcz wysypał wszystkie pieniądze jakie miał w podgiętej sutannie do tego worka na śmieci… i poprosił kilku rosłych mężczyzn z tłumu… by pomogli mu pilnować pieniędzy… które teraz są własnością Boga… kilku rosłych mężczyzn skwapliwie się na to zgodziło… a ich żony przyniosły ze swych szuflad kuchennych wielkie noże… by skuteczniej można było bronić boskich pieniędzy… pieniędzy… które od twej chwili są święte… które są świętością i należą już tylko do Boga… do Najświętszej Panny… i żaden człowiek nie ma prawa ich sobie przywłaszczyć… 

po kilku godzinach wieść rozniosła się po mieście i okolicy… i kilkutysięczny tłum… który się tutaj zgromadził w ciągu kilku godzin od chwili... kiedy pracownik pocztowy przywiózł paczkę z dalekiej Florydy… do mego brata Mara… którą wysłali dla mnie Safona i jej Anioł… ten tłum zaczął już żyć własnym życiem... rządził się już swoimi prawami… w ciągu kilku godzin można było podziwiać fenomen zachowania tłumu... jego reakcje łańcuchowe… większość tutaj zgromadzonych… tak naprawdę nie wiedziała o co chodzi… przybyła po to… bo inni też tutaj byli… dawała pieniądze na tacę bo i inni też dawali… tego ich nauczyła wiara… nie ważne czy to wiara w Boga… czy w kościół… czy nawet wiara w to… że się żyje w stadzie i nie wolno się z niego wyłamywać… bo jeśli ktoś oddali się swym postępowaniem lub innością życia niż całe stado… to zaraz zostanie skarcony… albo ukarany… lub odrzucony przez całe stado na margines… albo stado go unicestwi… zniszczy fizycznie lub psychicznie… tłum nie zna żadnego uczucia… jest bezwzględny w przestrzeganiu swych niepisanych praw… które nie wiadomo skąd się biorą... kto je podpowiada… zawsze bardzo trudno ustalić tego kto był pierwszy… po jakimś czasie rodzi się legenda… 

widząc ten cały cyrk… jaki się wytworzył wokół dostarczenia zwykłej paczki z jedzeniem dla mnie i brata z dalekiej Ameryki… opuściłem miejsce nowego sanktuarium Najświętszej Panienki i wróciłem z bratem i jego synami po cichutku do domu… po prostu nie chcieliśmy przeszkadzać licznie zgromadzonym wiernym w ich oszukiwaniu samych siebie… 

poszliśmy do domu...


1 2 3 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zaklinacze diabłów
Upadły Anioł

 Comment on this article..   


«    (Published: 15-07-2005 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Francesco Bernardini
Wł. Franciszek A. Bielaszewski, urodził się w 1949 r. w Starogardzie Gdańskim. Pisze wiersze, prozę, sztuki teatralne, aforyzmy, reportaże. Mieszka w Londynie.   Biographical note
 Private site

 Number of texts in service: 4  Show other texts of this author
 Newest author's article: Uroborosy
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 4242 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)