|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Krajobraz po transformacji. Rozmowa z prof. Leszkiem Nowakiem [1] Author of this text: Leszek Nowak, Zdzisław Słowik
Zdzisław SŁOWIK. Pana, Panie Profesorze, rozległe obserwacje i studia tego, co dzieje się w świecie i tego, co dzieje się w kraju nad Wartą i Wisłą, którym daje Pan publiczny wyraz w swoich książkach, rozprawach czy artykułach, budzących zawsze żywe zainteresowanie, zachęca do bardzo wielu pytań. Z natury rzeczy skupmy się na kilku sprawach i zacznijmy od pytania nader ogólnego, może nawet banalnego: jak się Pan czuje w Polsce odmienionej latami jej ustrojowej transformacji? Jacek Kuroń, którego nie trzeba przedstawiać, kim był i co znaczył dla tej transformacji powiedział niedawno na analogiczne pytanie: „Fatalnie. Nie ukrywam, że fatalnie. Na to po prostu ciężko choruję. To nasz ogromny grzech i chwała Bogu, że Boga nie ma, bo gdyby był, to nich nas Bóg ma w swojej opiece". Jaka jest Pana, Panie Profesorze, odpowiedź na to pytanie? Profesor Leszek NOWAK. Na pewno bardziej stonowana. Może dlatego, iż całkiem niedawno musiałem właśnie odwołać jedną z dwóch kluczowych prognoz — nadchodzącej totalitaryzacji kapitalizmu, mianowicie — postawionych na gruncie tzw.
nie-Marksowskiego materializmu historycznego...
• Jedno z pytań, jakie miałem zadać dotyczy właśnie tej teorii. Postawię je więc teraz. Otóż, jakie zasadnicze myśli wniósł do nauk społecznych — skonstruowany przez Pana — nie-marksowski materializm
historyczny? Czy także obecnie zachowuje ta idea swoje znaczenie poznawcze, czy zdolna jest wyjaśniać problemy naszej współczesności?
• Bardzo mi to ułatwia odpowiedź na to pierwsze pytanie. Zasadniczo teoria ta dotyczy systemów, których właściwie już nie ma: systemu trój-władzy oraz demokratycznego kapitalizmu w ramach społeczeństw narodowych. Co wcale nie przeszkadza w jej poznawczej ocenie i tę teorię można dziś, po dwudziestu paru latach, oceniać z punktu widzenia zgodności z faktami, bo nie wzdragała się przed stawianiem prognoz. Najważniejsze były dwie — o nadchodzącym kresie realsocjalizmu i o totalitaryzacji kapitalizmu. Pierwsza z tych prognoz zasadniczo się potwierdziła — „zasadniczo", to znaczy z poprawkami na wpływy między-społeczne (przykład polski, reformizm Gorbaczowa). Druga zawiodła. Już to przyznałem w książeczce o Gombrowiczu, a właśnie oddałem do druku obszerny artykuł analizujący sprawę od strony teoretycznej. Proszę tylko nie sądzić, że się kajam. Nie widzę po temu powodu — przegrałem, ale przynajmniej grałem miast uciekać w faktografię, ograniczać się do doraźnej publicystyki czy bogo-ludzkich lub
bogoojczyźnianych ogólników. A poza tym ..., 50 proc. trafień to ostatecznie nie taki zły wynik, zwłaszcza jeśli porównać to z bezsilnością sowietologii co do
określenia kierunku procesu historycznego, jaki miał miejsce w realsocjalizmie.
• A wracając do kwestii oceny kapitalizmu...
• Trzeba tu odróżnić trzy punkty widzenia: moralny, poznawczy i polityczny. Moralnie jest to system dla mnie nieakceptowalny, bo promujący złe ludzkie skłonności; podzielam więc obecną postawę Jacka Kuronia. Jeśli o mnie w każdym razie chodzi, to zbyt długo byłem przekonanym marksistą — nic nie znika bez śladu na twarzy, chyba że jest maską — by inaczej odpowiedzieć na to pytanie. Dlatego ta postawa Kuronia jest mi o wiele bliższa niż innych liderów byłej opozycji demokratycznej, którzy do byłych laurów
dysydenckich dodali status kapitalistów, a dziś — i to dopiero dziwi — bez żenady zmierzają do monopolu na rynku, wbrew wolnorynkowej ideologii liberalnej, w którą tak świeżo uwierzyli… Rzecz jednak w tym, iż z samej solidarności moralnej niewiele wynika dla najlepszego dla ludzi obrotu spraw na tym padole — taka jest podskórna intencja liberalizmu, i liberalizm ma rację. Może być tak, iż akurat te antypatyczne postaci mając siłę mają historyczną rację, a nie mają jej ludzie dowodzący po raz kolejny wielkiego moralnego formatu. Czyżby zawsze już miało być tak samo, jak było zawsze? Siła przed prawem moralnym — ba, strojąca się w szatki prawa, także moralnego — siła, zawsze siła — finansowa, militarna i/lub medialna — ma wygrywać? Cóż, poza tym, że mamy piękne wartości, dostępna musi być nam wiarygodna wiedza o sposobach ich realizacji, a więc — koniecznie! — jakaś (potwierdzona empirycznie, jeśli to możliwe) teoria. „Wiedza jest siłą" — powtarzamy tak często, że zgoła bezmyślnie. A tymczasem ważniejszej części prawdy Francis
Bacon nie wydobył: wiedza jest jedyną siłą dostępną ludziom moralnie przyzwoitym. Wracam na twardszy grunt, na którym przebiegała nasza rozmowa. Tak czy inaczej, poznawczo trudno ignorować fakt, iż wszystkie prognozy wieszczące kres kapitalizmu zawiodły -
łącznie z tą moją o zaniku demokracji i własności prywatnej wskutek kumulacji polityki i gospodarki w ramach społeczeństwa narodowego. Można się oczywiście salwować nadzieją, że owa kumulacja nastąpi, ale dopiero na poziomie ponadnarodowym, globalnym. Nadzieja taka miałaby jednak poznawczy sens dopiero wtedy, gdyby nie-Marksowski materializm historyczny pozwalał na budowę modelu globalnego kapitalizmu, w którym by się wykazało, że tendencja ta zachowuje się — a może zgoła wzmacnia. Niestety, nic takiego twierdzić nie można z tego prostego powodu, iż nikt takiego modelu nie zbudował (dodam, że sam od kilkunastu lat pracuję w innej zupełnie dziedzinie filozofii). W każdym razie, kiedy pojawia się kolejna prognoza kresu, autorowi poprzedniej — zmuszonemu właśnie naporem faktów do jej odwołania — trudno o entuzjazm, raczej ma skłonność do poznawczego sceptycyzmu… A już na pewno nie wolno lekceważyć neoliberalizmu, łącznie z neoliberalną
koncepcją globalizacji: że światowy kapitalizm powtórzy sukces kapitalistycznych rynków narodowych i na dobrobycie „wyższych" skorzystają też „niżsi".
• W końcu pogląd zwany dziś z niejasnych powodów „tezą Fukuyamy" broni się od lat dwustu przed naporem przeciwników teoretycznych, a co ważniejsze — w nie najgorszej zgodzie z faktami.
• Nie trzeba w liberalizm wierzyć, ale nie wolno go nagle zacząć ignorować, bo staje się powoli niemodny. Nie trzeba było weń ślepo wierzyć, kiedy był modny, może dziś byłoby łatwiej. Oczywiście, jest w globalizacji, zwłaszcza prowadzonej na modłę amerykańską wiele rzeczy oburzających moralnie. Rzecz jednak w tym, iż jak powiadał niesłusznie zapomniany dziś klasyk (Fr. Engels w Anty-Dühringu) „w oburzeniu moralnym, nawet najbardziej uzasadnionym, nauka nie może widzieć dowodu, lecz tylko symptom". Otóż to. Czyż likwidacja społeczności indiańskich przez Stany Zjednoczone ludzi białej rasy nie była oburzająca moralnie? I to jak! A któż nie powie, że w ówczesnych warunkach Europy, skostniałej w feudalizmie i pogrążonej w niewoli i nędzy (Irlandia, Polska, Włochy), akurat te same Stany Zjednoczone dawały jedyną szansę na wolne i w miarę dostatnie życie milionowym rzeszom białych Europejczyków? Lecz stąd wynika przecież, że m.in. właśnie
hekatombie Indian dzisiejsi Amerykanie zawdzięczają może ułomną, ale jednak demokrację. I to demokrację nienajgorszą, skoro np. w naszym kraju może być ona stale tylko marzeniem. Miał więc miejsce typowy konflikt wartości, nad którym zresztą łamiemy sobie sumienia my dzisiaj; emigranci po prostu zajmowali ziemię i wystrzeliwali opornych Indian przy pomocy armii demokratycznego skądinąd państwa. A i my w Polsce powszechnie uważamy, że chrzest Polski w X w. umożliwił nam „wejście do Europy" i że nie było dla Polski wówczas innej
alternatywy. I równie chętnie puszczamy w niepamięć, iż chrześcijaństwo wykorzeniło wiarę i zbezcześciło świętości naszych praszczurów siłą przemocy państwowej… Nie przypominam sobie, żeby niepokoiło to sumienia polskich biskupów, w każdym razie w niedawnym uznaniu win Kościoła polskiego prymas na ten temat milczał. Tak to jest na tym świecie — realizuje się interesy: własne, swojej klasy, Kościoła, narodu, swojej cywilizacji czy płci a wartości nie nękają nas zbyt mocno, zwykle zresztą przystrzyga się je do aktualnych interesów. Nieładnie jest pod niebiosami. Ale jest. A ponieważ tak jest, więc poznać materie społeczne znaczy po prostu bezlitośnie przedstawić je, jakimi są. A poza tym można, i należy ideowo je oceniać, m.in. po to, by rozważyć, co można zrobić, by zmniejszyć obrzydlistwa świata tego.
• Ale cóż w końcu oburzenie moralne daje poznawczo?
•Wiele dla motywacji do prowadzenia badań, niewiele dla ich treści, a może zgoła przeszkadzać, bo często zaburza standardy racjonalnego myślenia.
Spinoza (a za nim Trocki) uporczywie powtarzał: najpierw trzeba zrozumieć, potem oceniać. Otóż przeszkadza mi w dzisiejszej Kuronia ocenie „naszego kapitalizmu", a także w innych pokrewnych sprawach (np. w dyspucie globalistycznej), że ten mądry porządek odwracają. Zanim zrozumieją, już oceniają. Tymczasem w gruncie rzeczy niewiele z procesu transformacji w naszym kraju wszyscy pojmujemy i przedwczesny entuzjazm ma tę samą wartość co przedwczesne potępienie. Podobnie z globalizacją w świecie. Co prawda, akurat z Polski wyszła jedna z pierwszych — jeśli zgoła nie pierwsza — teoria kapitalistycznej globalizacji opracowana przez Różę Luksemburg, ale rzecz jasna nikt „poważny" w Polsce o tym nie wie albo nie chce wiedzieć — jakże to, honorować
komunistkę? A że ta teoria — skądinąd poznawczo intrygująca, gruntownie opracowana, wyraźnie otwierająca wielki szlak, którym poszli potem Kalecki (też znikł w III RP, bo ten jeden z największych ekonomistów XX wieku był przekonań lewicowych...) i Keynes
rewolucjonizując teorię ekonomiczną — skierowana była akurat przeciw Marksowskiej teorii kapitalizmu, że Róża Luksemburg napisała jedną z pierwszych krytycznych analiz Rewolucji Październikowej odrzucając Leninowską krytykę demokracji parlamentarnej, że w końcu została skrytobójczo zamordowana przez prawicę — tego znowu nie przyjmuje się do wiadomości. I niedouczeni „politycy lokalni" zrzucają tablice z nazwiskiem wielkiej Polki z ulic polskich miast… Tak wygląda Polska: jak przed wojną, tak i dziś dominuje mentalność endecka ktokolwiek jest na politycznych szczytach. A skoro odcinamy sami sobie własną tradycję, to i głowy sobie zakuwamy.
• Tak czy inaczej z globalizacji niewiele rozumiemy.
• Nie są żadną teorią społeczną np. opowieści o „konflikcie cywilizacji". Teoria ma przecież tłumaczyć zjawiska, a co rozumiemy ze źródeł tego konfliktu? Jeżeli przywiązanie do tradycji i skłonność do obrony własnej cywilizacji i/lub kultury jest tak poważnym motywem postępowania ludzkiego, że może prowadzić do „wojen cywilizacyjnych", to jakim sposobem powstały ongiś Stany Zjednoczone? I dlaczego tak się dziś muszą bronić przed nadmierną imigracją, do której chętnych wszak nie brakuje — także w naszym tak ponoć patriotycznie usposobionym narodzie? Gołym okiem widać, że ludzie tylko niekiedy kierują się motywem autentycznego przywiązania do własnej cywilizacji czy
kultury. I właściwe pytanie brzmi krótko: kiedy tak jest? Otóż wtedy, gdy stowarzyszone jest to z jakimś rzeczywistym motywem sterującym ich postępowaniem. Może po Marksowsku dążą przede wszystkim do dobrobytu? A może po liberalnemu maksymalizują swą zdolność konkurencyjną w otoczeniu społecznym a skoro dane otoczenie je tłamsi to po prostu zmieniają otoczenie odstawiając patriotyzm do lamusa? Nie wiem. Względnie jasne jest to tylko, że w początkach XXI wieku nie idzie o żaden konflikt cywilizacji czy kultur sam w sobie, lecz o to, że zjawiska tak nazywane — i ich następstwa, z terroryzmem włącznie — są epifenomenami czegoś, co naprawdę steruje ludzkim postępowaniem. A co to takiego jest — odpowiedź przyniesie dopiero teoria, której na razie nie ma. Skoro jednak jej nie ma, skoro procesów w rodzaju transformacji czy globalizacji nie rozumiemy, to miast je gorączkowo aprobować (jak czynił to Jacek Kuroń w pierwszych latach 90.) czy dla odmiany potępiać (jak czyni to dzisiaj) rozsądniej jest przyjąć postawę de Tocqueville’a i możliwie beznamiętnie opisywać rzeczy zadziwiające, łamiące nasze stereotypy. A tych przecież nie brakuje, i to wokół nas. Teorii się w ten sposób nie zbuduje, jak nie zbudował jej de Tocqueville, ale można przygotować dla niej przynajmniej niebanalny materiał do wyjaśnienia.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 19-10-2005 Last change: 28-10-2005)
Leszek Nowak Ur. w 1943. Studia: prawnicze na UAM i filozoficzne na UW. Doktorat z teorii prawa. Profesor nadzwyczajny filozofii od 1976 r., zwyczajny od 1990 r. Członek-korespondent PAN. Pracownik Zakładu Prawniczych Zastosowań Logiki UAM (1965-1970) oraz Instytutu Filozofii UAM (1970-1985). Zwolniony z pracy na UAM w 1985 z powodu publikowania w wydawnictwach podziemnych. W 1989 przywrócony do pracy akademickiej. Visiting-professor uniwersytetów w Berlinie, Canberze, Catanii i Frankfurcie/M. Ponadto, wykłady na licznych uniwersytetach zachodnich i referaty na szeregu seminariach i konferencjach międzynarodowych. Założyciel (1975) i redaktor naczelny międzynarodowej serii książkowej "Poznań Studies in the Philosophy of the Sciences and the Humanities". Założyciel (1976) i redaktor naczelny (1976-1984) a od 1989 współredaktor serii "Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki". Członek PZPR (1962-1980). Internowany w stanie wojennym. Członek „Solidarności” od 1980 do 1995. Private site
|
Zdzisław Słowik Politolog specjalizujący się w polityce wyznaniowej. Redaktor naczelny czasopisma "Res Humana", wiceprezes Rady Krajowej Towarzystwa Kultury Świeckiej. Doktorat: "Dialog jako jeden czynników współdziałania socjalistycznego państwa i Kościoła rzymskokatolickiego (na przykładzie PRL)" (UŚl, 2001) Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Wielkość i dramat Donbasu | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4418 |
|