|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Krajobraz po transformacji. Rozmowa z prof. Leszkiem Nowakiem [2] Author of this text: Leszek Nowak, Zdzisław Słowik
• Zbierając jakby w pewną całość Pana dotychczasowe konstatacje narzuca się w tym miejscu pytanie: gdzie tkwią główne wady tego systemu społeczno-ekonomicznego, który ufundowała sobie Polska po 1989 roku i czy system ten trzeba traktować jako ostatnie słowo historii? • Główne wady kapitalizmu opisał Karol Marks: najważniejszą z nich jest alienacja jednostki na rzecz klas; właśnie alienacja jednostki, dokładnie wbrew liberalnej ideologii realnego kapitalizmu; jak widać, nie tylko realny socjalizm działał wbrew własnej ideologii… Tyle, że Marks się mylił przynajmniej w dwóch ważnych punktach. Najpierw, alienacji ulegają także jednostki z klas podporządkowanych i to nie tylko w warunkach codziennego bytowania wobec klasy panującej, ale i wobec klasy własnej, co widać w dobie rewolucyjnego zbieszenia i co umożliwia rewolucyjnym despotom sięgnięcie po władzę totalną. Nadto, Marks nie docenił wkładu przedsiębiorczości jednostek do postępu gospodarczego („wartość" ma wkładać do produktu tylko praca robotnika, nie właściciela zdolność do pomysłu i ryzyka czy organizacyjne umiejętności menedżerów...). Pierwszą wadę nie-Marksowski materializm historyczny usuwa w teorii realsocjalizmu, drugiej w teorii kapitalizmu niestety nie. Tak czy inaczej, wbrew materializmowi historycznemu w obu wariantach system kapitalistyczny ewoluował. Najpierw (wbrew wariantowi Marksowskiemu) niewątpliwie na korzyść klas niższych osiągając w swym wcieleniu nordyckim — przez wykorzystanie brzydkiej zachłanności materialnej jednostek gwoli socjalistycznej troski o społecznie słabszych — z pewnością najlepsze wcielenie ustrojowe spośród tych, jakie ludzkość do tej pory praktykowała. Być może nadzieja neoliberalna się spełni i na płaszczyźnie globalnej — wbrew nie-Marksowskiemu wariantowi materializmu historycznego, i tak bliskiej mi socjalistycznej moralistyce, do której po dekadzie wraca Jacek Kuroń — kapitalistyczna globalizacja odniesie sukces po czym nastąpią socjalizujące reformy kapitalizmu i „model nordycki" a nie anglo-amerykański zapanuje w świecie? Kto wie? Nic na ten temat jednak wiarygodnie powiedzieć nie potrafimy. Nie potrafią tego uczeni na Zachodzie, bo opisywactwo faktów, nawet rzetelne, ani opowieści o możliwych scenariuszach wydestylowane z obiegowych stereotypów nie są żadną teorią. Nie potrafią też tego uczeni na Wschodzie, bo z prowincjonalnym entuzjazmem uwierzyli w harvardzkie mądrości. Tymczasem w Harvardzie czy w Chicago wykłada się niewątpliwie rzetelną wiedzę specjalistyczną, upakowana jest ona jednak w płytkie struktury myślowe; głębi zbliżonych choćby do poziomu tych Marksowskich to raczej tam nie ma. To już my mieliśmy większe szansę na zrozumienie dzisiejszego świata, i to nie z racji na „unikalne doświadczenie", jak utrzymywali (odważnie skądinąd) Sołżenicyn czy Havel. Doświadczenie uczy tylko tych, którzy są teoretycznie przygotowani do zrozumienia, co ono przekazuje; jeśli zaś wtłacza się je w stare stereotypy (bogobojnej Rusi — w przypadku Sołżenicyna czy socjalliberalnej Europy w przypadku Havla), to właśnie staje się ono nieczytelne. Mieliśmy natomiast
tę szansę z powodów teoretycznych: bo w naszej tradycji myślowej obecni byli — dzięki realsocjalizmowi, oczywiście — Hegel i Marks. Starczyłoby uporczywie ich przezwyciężać na możliwie wiele alternatywnych sposobów, może któryś z takiej plejady by się wstrzelił w przyszły bieg historii? Jeśli zaś pominąć zaskakująco przenikliwą, ale czysto intuicyjną próbę Gombrowicza to była — o ile mi wiadomo — jedyna tylko próba teoretyczna rozwinięcia tej tradycji. Zaś historia myśli działa po darwinowsku; musi być bardzo wiele alternatyw, by trafiła się ewolucyjnie właściwa. To co się dziwić, iż próba, o którą Pan na początku pytał „wstrzeliła się" tylko w połowie? Przecież mogło być dużo gorzej. Co ważniejsze: politycznym następstwem tego myślowego zaniechania polskich intelektualistów jest to, że uczciwy i dzielny polski polityk ma dziś do zaproponowania jako program raptem edukację… Podkreślam, to nasza wina — tych dziesiątków czy setek piszących swobodnie przez całe już dekady, tu i na emigracji, pod patronatem Kościoła i poza nim — którzy stłamszeni przez chicagowskie,
harvardzkie, rzymskie schematy, wartościowe w licznych detalach, ale opakowane w pospolite ogólniki myślowe — nie byli w stanie wydusić z siebie nic oryginalnego. Potrafili co najwyżej bardziej lub mniej błyskotliwie opisywać, co tam po kolei się działo, a i to raczej w marksizmie niż w realnym socjalizmie. A że robili to w bardziej lub mniej krytycznym wobec
realsocjalizmu przybraniu ideowym to mogło było mieć polityczne znaczenie — i pewnie miało, z goła mobilizujące do oporu, a więc pozytywne — ale poznawczo nie dawało to wiele. Nic dziwnego, że polska polityka wygląda, jak wygląda, i że nawet w najlepszych swych wydaniach ma Polakom tak niewiele do zaproponowania. Polityczna ryba psuje się zawsze od intelektualnej głowy. A co do tego, czy kapitalizm jest
Arystotelesowskim „miejscem naturalnym", do którego zmierzają wszystkie społeczności a osiągnąwszy je — trwają w nim, to nie wiem. Coś twierdziłem na ten temat, ale — jak się okazało — mylnie. Toteż nie odważę się nic na ten temat twierdzić nowego, dopóki nie będę dysponował stosowną teorią, na przykład skorygowaną wersją nie-Marksowskiego materializmu historycznego. A w dającej się przewidzieć przyszłości na pewno nie będę. Teraz — jak wszyscy piszący w tym kraju — mędrkuję na tematy polityczne w chwilach wolnych od zawodowej pracy nad zupełnie inną problematyką.
• Właśnie, miał Pan mówić jeszcze o trzecim, politycznym wymiarze transformacji...
• To będzie już tylko „mówiona publicystyka", bo — jak zastrzegałem na początku, kiedy pytał Pan o nie-Marksowski materializm historyczny — teoria ta dotyczy ustrojów w zasadzie już minionych. Na moje więc publicystyczne wyczucie jest tak, że nawet jeśli wbrew sercu (a i wątpliwościom myślowym) założyć trafność neoliberalnej historiozofii, to wcale nie wynika stąd, iż Polska osiągnie liberalny kapitalizm. Z drugiej strony, jest to jednak stale możliwe, ale pod pewnymi warunkami. Tuż po powrocie do kraju jesienią 1990 roku uczestniczyłem w toruńskim Zjeździe Socjologów. Irytujące były te zupełnie pozanaukowe, neoliberalne uniesienia socjologów opozycyjnych. Zirytowały także wybitnego socjologa amerykańskiego polskiego pochodzenia, Adama Przeworskiego, który oświadczył entuzjastom kapitalizmu: „Nie wyobrażajcie sobie, że kapitalizm to tyle, co ustrój USA czy zachodniej Europy. W Ameryce Łacińskiej też jest kapitalizm…" Dziś trochę już wiemy. Wiemy np., że ideologiczne obietnice „neoliberalnej transformacji", do znudzenia powtarzane od lat kilkunastu przez „poważną prasę", jawnie odstają od faktów. Tyle było neoliberalnej wiary w przytaczanej parokroć na łamach „Gazety Wyborczej" przypowieści
Kołakowskiego o Mojżeszu, co to musiał czekać aż wymrze w pustynnych wędrówkach pokolenie „urodzonych w niewoli", by nowe, nieskalane pokolenie mogło wkroczyć do Ziemi Obiecanej — i co? Minęło już 13 lat i okazało się, że akurat neoliberalna nadzieja — młode pokolenie — w połowie, jak świadczą znane wyniki badań socjograficznych, woli emigracyjną marginalizację u obcych niż rodzimą Ziemię Obiecaną. Kpić łatwo, gorzej ze zrozumieniem, co się właściwie stało. Może się mylę, ale wydaje mi się, że wyciąganie stąd wniosku o fiasku kapitalistycznej transformacji w Polsce jest zdecydowanie przedwczesne. Na razie oczywista się stała jedynie słabość czynników wewnętrznych wiodących w kierunku kapitalizmu. Czym ta słabość jest wywołana — nie wiadomo. Może kilkusetletnie strukturalne zapóźnienie gospodarek położonych na wschód od Łaby tak stale waży? Może stale płacimy cenę za szlacheckie stłumienie aspiracji mieszczańskich wzmocnione jeszcze przez kontrreformację sterowaną interesem Kościoła broniącego swego monopolu duchowego? Może anarchia szlachecka a potem
130 lat braku państwa — i wrogości wobec instytucji państwa — zabity w polskiej kulturze zdolność
samorządzenia się? Może emigracyjny upływ krwi pozbawiający kolejne pokolenia Polaków najbardziej rzutkich i/lub sprawnych intelektualnie jednostek przekształca elity w „elyty"? Może, szerzej, idzie o jakiś czynnik kulturowy redukujący polską „klasę intelektualną", krajową czy nie, do poziomu prowincjonalnego tłumacza lub komentatora idei ze „światowego centrum"? Może jeszcze co innego? Jakkolwiek było czy jest, kapitalistyczna transformacja jest stale możliwa. Tyle, że widać coraz wyraźniej, iż zbyt trudna jak na polskie siły. Ale należy jej sobie życzyć, bo nie widać żadnej innej alternatywy poza gorszymi.
• A może naszym „polskim siłom" pomoże wspólnota europejska. A więc co dla Polski oznacza, Pana zdaniem, decyzja o przystąpieniu do Unii Europejskiej?
• Być może tendencje integracyjne w Europie i poza nią świadczą, iż działają już jakieś centralne mechanizmy wiodące ku liberalnym centrom świata. I akurat ten — europejski jest dużo dla nas korzystniejszy niż amerykański; już choćby dlatego, że nie pozwala na totalne zerwanie z dziedzictwem
realsocjalizmu, w którym były też strony godne kontynuacji, zwłaszcza w jego polskim wariancie. Poniekąd dzieje III RP tego dowodzą, skoro po raz drugi już okazuje się, że jedyną nadzieję na postęp, choćby tylko gospodarczy, przynoszą reformiści z b. PZPR. SLD jest silna organizacyjnie, ale słaba duchowo i boi się pójść pod prąd gazetowym opiniom — panuje wszak w Polsce coraz wyraźniej mentalność endecko-klerykalna — a powinna jawnie i nie bez pewnej dumy ogłosić się spadkobiercą drugiego obok ruchu (wczesnej!) „Solidarności" filaru wolnej Polski, właśnie
PZPR-owskiego reformizmu. I wcale nie chodzi tylko o akt ostatni, o Okrągły Stół, lecz o długą tradycję mrówczej czy może raczej kreciej roboty podkopującej fundamenty ówczesnego systemu. Ładnie byśmy dziś bez PZPR-owskiego reformizmu — a więc bez wpływu „Polityki" Rakowskiego czy krakowskiej Kuźnicy i „Zdania"
Hołuja — wyglądali… Być zdanym na pastwę Wałęsy, ks. Jankowskiego czy Kaczyńskich, że o Krzaklewskim z Buzkiem nie wspomnę… A bylibyśmy, bo przecież oni już odsunęli w walce wewnętrznej w „obozie solidarnościowym"
lepszych od siebie, jak choćby Jacka Kuronia, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę. Ale wracając do pytania. Jak oceniam kapitalizm moralnie — mówiłem już. Czym innym jest jednak polityczny szacunek ustrojów — tu nie porównujemy ustrojów na papierze, lecz ustroje do realnego osiągnięcia, a więc takie tylko, w których wprowadzeniu interes mają znaczące siły społeczne. Są takie siły, dla których optimum ustrojowe stanowią kraje zachodniej Europy: to powstająca burżuazja zdolna już niekiedy sięgać po rynki zagraniczne czy biurokracja państwowa, przed którą otwiera się wszak mnóstwo potencjalnych karier uniezależniających szczęśliwców od zawsze wszak niepewnego wyniku wyborczego. Są też siły o interesach wprost przeciwnych, główną z których jest aparat kościelny (mówimy o interesach, nie o słowach...), a także stanowiące jego socjalną podstawę — rozdrobnione rolnictwo. Przy okazji: o ileż Czesi czy Węgrzy są dziś bliżej stanu socjalnego Unii mając parokrotnie mniejszy wskaźnik ludności rolniczej — dzięki niegdysiejszej kolektywizacji… Jak ta historia nas stale czegoś uporczywie naucza…
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 19-10-2005 Last change: 28-10-2005)
Leszek Nowak Ur. w 1943. Studia: prawnicze na UAM i filozoficzne na UW. Doktorat z teorii prawa. Profesor nadzwyczajny filozofii od 1976 r., zwyczajny od 1990 r. Członek-korespondent PAN. Pracownik Zakładu Prawniczych Zastosowań Logiki UAM (1965-1970) oraz Instytutu Filozofii UAM (1970-1985). Zwolniony z pracy na UAM w 1985 z powodu publikowania w wydawnictwach podziemnych. W 1989 przywrócony do pracy akademickiej. Visiting-professor uniwersytetów w Berlinie, Canberze, Catanii i Frankfurcie/M. Ponadto, wykłady na licznych uniwersytetach zachodnich i referaty na szeregu seminariach i konferencjach międzynarodowych. Założyciel (1975) i redaktor naczelny międzynarodowej serii książkowej "Poznań Studies in the Philosophy of the Sciences and the Humanities". Założyciel (1976) i redaktor naczelny (1976-1984) a od 1989 współredaktor serii "Poznańskie Studia z Filozofii Humanistyki". Członek PZPR (1962-1980). Internowany w stanie wojennym. Członek „Solidarności” od 1980 do 1995. Private site
|
Zdzisław Słowik Politolog specjalizujący się w polityce wyznaniowej. Redaktor naczelny czasopisma "Res Humana", wiceprezes Rady Krajowej Towarzystwa Kultury Świeckiej. Doktorat: "Dialog jako jeden czynników współdziałania socjalistycznego państwa i Kościoła rzymskokatolickiego (na przykładzie PRL)" (UŚl, 2001) Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Wielkość i dramat Donbasu | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4418 |
|