|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Między judaizmem, buddyzmem i religią fałszywą [3] Author of this text: Adam Marek Bryszkowski
Oczywiście
Zbuntowany Anioł jest doskonałym znawcą ludzkiej natury oraz jednym z lepszych psychologów. I nie ma, co się wcale dziwić, albowiem obcuje on z ludzkością od samego jej początku, a poza tym z natury swojej jest aniołem,
bytem o wielkiej doskonałości obdarzonym ogromną inteligencją i niespotykaną
pamięcią. Mimo tych wszystkich talentów nie może on czytać ludzkich myśli,
te bowiem znane są tylko Bogu, aczkolwiek jako wnikliwy analityk bardzo wiele
rzeczy potrafi wywnioskować ze swojej wnikliwej obserwacji. Również słyszy
on różne niesłyszalne dla innych ludzi dźwięki, które mogą po prostu być
różnymi fonetycznie poprawnymi wypowiedzeniami. Zresztą gdybyśmy posiadali
urządzenia o odpowiedniej czułości, to też moglibyśmy je słyszeć. Szatan
jest również znakomitym znawcą ludzkich języków, jak każdy inny anioł,
ponieważ wszystkie te cechy charakteryzują również pozostałych aniołów. Ta wbudowana
skaza chrześcijaństwa była podatnym gruntem dla kształtowania się
rozmaitych doktryn neomanichejskich. Bez właściwej analizy tego fenomenu nie
jesteśmy w stanie zrozumieć tej niespotykanej popularności katarów na
obszarze południowej Francji. Katarzy bowiem w sposób jawny zaczęli po
prostu głosić to, w co ogół ludzi od dawna już z pełnym przekonaniem
wierzył, mianowicie w przeogromny wpływ Szatana na materialną rzeczywistość. Pogląd ten
był poza tym systematycznie utwierdzany przez płomienne kazania rozmaitych
bardzo gorliwych i mało douczonych kaznodziejów. No i pewnego dnia stało się
to, co się musiało po prostu stać: ktoś publicznie ogłosił swoje
neomanichejskie połączone z pochwałą ewangelicznego ubóstwa oraz poparł je
przykładem osobistej ascezy. Sukces był nieoczekiwany i oszałamiający.
Oczywiście francuscy albigensi mieli poprzez Italię i Bałkany kontakt z neomanichejskimi emisariuszami bogomiłów, ale w żadnym przypadku nie da się
wytłumaczyć popularności kataryzmu ich misjonarską propagandą. Nawet obecnie
nieliczni tylko historycy i teologowie dopatrują się popularności
neomanicheizmu w niepoprawnej chrześcijańskiej demonologii, która stworzona
została przez nieortodoksyjne mistyczne poglądy Rabina z Nazaretu oraz
wielowiekowe obcowanie chrystianizmu z manicheizmem. No cóż, z góry
zaprogramowane błędy we własnym systemie (prabłędy) zazwyczaj pociągają
za sobą bolesne konsekwencje. "Ale przejdźmy do trzeciego przywódcy, którego
wydała druga połowa dwudziestego wieku: do Wojtyły.
O Boże, znowu do Wojtyły. O czymkolwiek się mówi, zawsze wraca się do Wojtyły… To prawda, że
wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Nie, Wojtyła nie. Nie złamałabym dla
niego mojej obietnicy. Zresztą Wojtyła nigdy nie chciał, żebym przeprowadziła z nim wywiad. Chociażby po to, by wynagrodzić mi niegrzeczność, jakiej dopuścił
się w stosunku do mnie, kiedy był
arcybiskupem Krakowa, czyli kiedy w swoim krakowskim miesięczniku dał do przetłumaczenia i opublikowania w odcinkach moją książkę List do
nienarodzonego dziecka. Napisałam mu, że po to, aby przetłumaczyć i opublikować czyjeś dzieło, potrzebna jest zgoda autora i że każdego autora
chroni copyright, on zaś kazał
mi odpowiedzieć przez sekretarza, że w Polsce copyright
nie istnieje."
[ 6 ]
Nie tylko
pani Fallaci, ale również moja wielce nieskromna osoba jest niezmiernie
przesycona kultem pana Karola Wojtyły. Tak naprawdę to o wiele więcej moich
zastrzeżeń wzbudzają czciciele Przyszłego Błogosławionego, a wkrótce
potem Świętego, niż on sam. Zmarły biskup Rzymu był z pewnością człowiekiem
nietuzinkowym, ale w żadnym przypadku wzorem doskonałości. Miał on
wiele zalet, ale również niemało wad. Jeżeli jego niedociągnięcia rzeczywiście
komuś zaszkodziły, to są to pobożni i wierzący katolicy rzymscy oraz
instytucja kościoła watykańskiego. Konserwatyzm pana Wojtyły oraz próby
tuszowania przez niego skandali wywołanych przez pedofili w sutannach i habitach wyrządził rzymskiemu katolicyzmowi więcej szkód niż kilka dekad
antyklerykalnej i antypapieskiej propagandy. Sprawa osoby
pana Wojtyły jest już zakończona, ale niestety zmora wojtylizmu oraz
wojtylistów niebawem zacznie prześladować polskich liberałów. Niektórzy mówią,
iż wszystko można przetrwać. Moim zdaniem łatwiej się to mówi niż robi.
Wydaje się, że owa zmora wojtylizmu i ekscesy wojtylistów będą równie
uciążliwe jak kult Lenina i Marksa w PRL-u, a może nawet bardziej, albowiem
mania ta związana jest z wewnętrzną sferą osoby ludzkiej i stanowi de facto
nachalną próbę indoktrynacji oraz prania mózgów. „Widzę,
że
wciążtopnieje
Pani wiara w Europę...
Miałam
tę wiarę, kiedy była jeszcze Europą, kiedy nie stała się jeszcze Eurabią.
Wierzyłam w nią od dzieciństwa, mój Boże. Nie bez powodu wychowana zostałam w wartościach europejskiego federalizmu. Wierzyłam tak bardzo, że kiedy taksówkarz
pytał mnie jaka jest moja narodowość, odpowiadałam mu: „europejska".
Nie mówiłam: „włoska". Mówiłam: „europejska". Teraz mówię
„włoska" i basta. Nie chcę nawet słowem wiązać się z Oszustwem. Z Oszustwem, które, tak czy owak, nie potrwa długo. Ponieważ (mówiłam to już
we Wściekłości i Dumie, ale powtórzę tutaj dobitnie, aby zobaczyć, czy
trafi do mózgownic tych, którzy udają głuchych) narody nie mogą wyzbyć się
własnych języków, własnej przeszłości, własnej dumy, własnych praw, własnych
obyczajów, własnej Ojczyzny po to, by stać się umocnieniami w murze jakiejś
Nadojczyzny. Jakiegoś Nadnarodu, jakiegoś Nadpaństwa, w którym mówi się co
najmniej czterdziestoma językami, ale liczą się tylko francuski, niemiecki i arabski. Prędzej czy później ci, którzy nie mogą ścierpieć francuskiego,
niemieckiego i arabskiego, zbuntują się. Dowodzi tego fakt, że w wyborach
europejskich wiele narodów praktycznie nie głosowało … Droga przyjaciółko,
to nie potrwa długo. Prędzej czy później się roztrzaska. A ponieważ nie będzie
mnie już wtedy na świecie, ależ będzie mnie korcić, żeby móc burknąć:
„Ostrzegałam was. Ostrzegałam".
Tym bardziej, że to niemożliwe Nadpaństwo, niemożliwy Nadnaród,
niemożliwa Nadojczyzna, do czegoś się jednak przydały: do zaprzestania
bratobójczych wojen, do tego, byśmy się już wzajemnie nie wyniszczali… [ 7 ] Och,
już inni zatroszczą się, żeby przekreślić nawet tę jedyną korzyść. Cóż
to za Nadojczyzna, która nie ma nawet własnej armii, aby się bronić? Chciałabym
wiedzieć, kto tym razem odeprze Sulejmana Wspaniałego albo Kara Mustafę."
Choć jestem zdecydowanie
proeuropejski, to dostrzegam jednak wiele słabości tkwiących w europejskim
systemie polityczno-ekonomicznym oraz w pewnych europejskich trendach
kulturowych. Jedno z moich podstawowych zastrzeżeń wypływa z obawy, iż
rozbudowana eurobiurokracja nie jest niestety eurokracją, lecz konglomeratem
instytucji oraz organizacji istniejących dla siebie samych i tak naprawdę
niewiele wnoszących dla funkcjonowania zwykłych mieszkańców Eurolandu.
Bardzo chciałbym się tutaj mylić! Inne moje zastrzeżenie związane
jest z ochroną praw ofiar różnego rodzaju przestępstw. W zasadzie instytucje
państw europejskich bardziej się rozczulają nad sytuacją przestępców niż
ochroną i wspomaganiem ich ofiar. Z tego trendu wypływają rozmaite
nieskuteczne działania organów ścigania, również w stosunku do nielegalnych
imigrantów oraz pozawspólnotowych
rezydentów Eurolandu łamiących prawo goszczących ich państw, co zresztą
wielekroć krytykowała w swoich esejach pani Oriana Fallaci. Innym bardzo poważnym zarzutem,
mającym jednak filozoficzny charakter, jest fakt, że Europejczycy nie za
bardzo chcą, a może i nawet nie potrafią określić swojej
postmodernistycznej i postchrześcijańskej tożsamości. Jest to niedociągnięcie
utrudniające rozwiązanie wielu praktycznych problemów związanych z ideologią
państwa, jego funkcjonowaniem oraz polityką oświatową. W swojej refleksji
nas sobą samymi Europejczycy zdają się uciekać od przemyśleń na te tematy. A to naprawdę szkoda! Zamiast podsumowania chciałbym przedstawić następujący aforyzm, własnego zresztą pióra: 'A
mury stoją, nie runęły i nie runą, albowiem budowle i fasady wykazują
wyjątkową odporność na destrukcyjne uderzenia naszych myśli. Zresztą to
nie budowle i fasady stanowią tutaj problem, lecz poglądy i wypływające z nich działania, których sprawcami są ludzie przebywający w tych przybytkach.
Jak długo ich działania osiągają zamierzone przez nich skutki, tak długo
ich budowle są twierdzami ich wpływów i symbolami ich triumfu. Jak długo
batalia o ludzkie serca i umysły jest przez nich wygrywana, tak długo ich
fortece będą nas przygnębiać posturą swej niezwyciężoności.
W godzinie triumfu sił ciemnoty, racja racjonalistów uchodzi za fałsz i niedorzeczność, egzystując na marginesie życia społecznego, w pełni doświadczając
niedogodności przebywania na wewnętrznej
emigracji.
"A czy jest nadzieja na poprawę?" — "Jest, ale nie w tym
kraju. Tu nie macie nawet szans na moralne zwycięstwo za dni waszego bytowanie w czasoprzestrzeni tej planety. A to, że za lat kilkadziesiąt wreszcie ktoś
wyśmieje Ciemnogród, pomoże wam tyle, co dostrzeżenie błędów i wypaczeń
inkwizycji kilkaset lat po śmierci jej ofiar. Znaczenie ma bowiem to, co
zachodzi w momencie osobliwym
[ 8 ] waszej egzystencji, bo kiedy wasz kajros
[ 9 ] już przeminął, wszystko to staje się bezprzedmiotowe". '
1 2 3
Footnotes: [ 6 ] Oriana Fallaci, opere citato. W istocie istniało. [ 7 ] Oriana
Fallaci, opere citato. [ 8 ] Moment osobliwy — czas, kiedy mamy jeszcze moc sprawczą. Metafora
zaczerpnięta z języka fizyki. [ 9 ] W filozofii i mitologii greckiej jest czas dany nam na przeżycie lub
dokonanie czegoś. Jest nasz
szczególny moment. Kajros jest to czas subiektywny w przeciwstawieniu do
Chronosa, czasu obiektywnego. Raz stracony Kaijros jest nie do odzyskania. « (Published: 29-10-2005 Last change: 26-02-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4441 |
|