|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Kogo boi się ks. Dariusz Oko? Author of this text: Adam Kalbarczyk
Bywają nieuczciwi i agresywni księża oraz niedouczeni doktorzy. Ks. Dariusz Oko, chcę w to wierzyć, jest wykształcony, miłuje swych bliźnich zgodnie ze
wskazaniami Ewangelii i stara się być przyzwoitym człowiekiem. Zadaję więc
sobie pytanie, skąd tak nieuczciwy, napastliwy i prostacki tekst w GW z 28-29
maja 2005 r. Zadaję to pytanie GW i sobie samemu. I stawiam hipotezę, że jeżeli ks. Dariusz to wykształcony,
uczciwy i kochający innych człowiek, to tylko strach musiał dyktować mu taki
tekst. Strach przed homoseksualizmem (i sobą samym może też?). Przyjrzyjmy się
bliżej temu strachowi. 1.
Ks. Dariusz każe analizować osobowość tych, którzy akceptują homoseksualizm.
Zastosujmy tę metodę do jego wywodów. Wypowiedziane we wstępie do artykułu
kategoryczne twierdzenia stawiane wprost lub ukryte pod zabiegami semantycznymi,
których chętnie używa ten doktor teologii i filozofii, nie przystoją umysłowi
krytycznemu. Nie przystoją, bowiem: a) są gołosłowne (a nawet w ogóle nie
dają się po prostu udowodnić, jak np. to, że „zdrowy rozum" (?)
nie może zaakceptować homoseksualizmu) lub b) są inwektywami, a więc wyrazem
agresji (jak np. stosowanie pojęcia „homoseksualizm" synonimicznie z pojęciem „dewiacja").
Ks. Dariusz, który w tytule artykułu używa słowa „argument", co sugerowałoby
racjonalne rozważanie sprawy, dyskusję zastępuje arbitralnym orzekaniem. Nie
ma to nic wspólnego z racjonalizmem, który tworzy dialog i, jak pisze Popper,
jest „jedyną alternatywą wobec przemocy". Ks. Dariusz niestety staje
po stronie przemocy. Mowa autorytarna, arbitralne wypowiadanie twierdzeń bez próby
rzetelnego przedyskutowania innego stanowiska to bowiem wstęp do przemocy. Ksiądz
zaczyna więc od agresji. Dlaczego atakuje? Zwykle ludzie atakują, gdy się
boją.
Przeczytajmy uważnie
podkreślony przez autora fragment w „argumencie 1." Seksualność
zastępuje ks. Dariusz zwrotem „potężny dynamizm". Już w tym wyrażeniu
dostrzec można wyraźnie lęk autora, może wyraz jego osobistych zmagań,
czemu dziwić by się nie trzeba, biorąc pod uwagę presję normy zachowywania
przez niego celibatu i wyraźnie objawiające się autorytarne i surowe
super-ego autora. Już w tej parafrazie pojęcia „seksualność" można
dostrzec to, iż dla autora „Dziesięciu argumentów przeciw"
seksualność to nie jeden z wielu atrybutów człowieka, ale przede wszystkim
potężna siła działająca na człowieka. Z lekka manichejsko brzmi to
niestety („dogłębnie" jeszcze bowiem ten dynamizm nas według ks. Oko
określa).
Co twierdzi ks. Dariusz w tym wyróżnionym fragmencie? Otóż najprościej: 1. W seksualności
wyraża się nasze podobieństwo do Boga; 2. Seksualność ma prowadzić do miłosnej
wspólnoty (na wzór miłości osób Trójcy); 3. Seksualność ma owocować
dzieckiem. Potem pojawia się bezpośrednio logicznie niezwiązane z poprzednimi
twierdzenie: 4. Małżeństwo ma być obrazem miłości Boga (do kogo?), ma być
„przedsionkiem nieba" (?).
Zapytajmy
pierwszego lepszego rozumnego: czy pierwsze trzy twierdzenia mówią coś o postaci seksualności? Czy wykluczają miłość homoseksualną? Czy: ad 1: Bóg
jest heteroseksualny? I skąd to ks. Dariusz wie?; ad 2: czy homoseksualność nie
prowadzi kochających do miłosnej wspólnoty? I co ma do tego liczba osób Trójcy?;
ad 3.: czy każdy akt seksualny, który nie owocuje dzieckiem, nie jest wartościowy?;
Czy seksualność nie może owocować czym innym niż tylko dzieckiem?
Zastanowienia godne zarazem, czy ks. Dariusz zna inne funkcje seksualności poza
rozmnażaniem, czy też w tym względzie jest ograniczonym naturalistą i cała
sfera humanistyczna, w tym więź między ludźmi, go nie interesuje? Wydaje się,
że taka refleksja, iż nie jesteśmy maszynami do rozmnażania, ale przede
wszystkimi istotami poszukującymi wzajemnej miłości, może bez trudu znaleźć
miejsce w głowie filozofa i teologa. Jeśli nie znajduje, to musi powstać wątpliwość — dlaczego?
Czy posiadacz dwu
doktoratów może być tak niedouczony lub tak nieuczciwy? Powtarzam — nie chcę w to wierzyć, wierzę, że ks. Dariusz jest dobrym, choć zagubionym człowiekiem.
Powtarzam więc, że on się po prostu boi. Przede wszystkim zaś boi się złamania
dyscypliny seksualnej w ogóle, o czym nieświadomie pisze w dwu ostatnich
zdaniach swego pierwszego „argumentu". Dla niego homoseksualizm to nadmierna
wolność, której człowiek pragnie, ale której nie powinien osiągnąć, bo
to „zaburzy ład". To także wyraźny ślad strachu: nie tylko przed
seksem w ogóle, ale przed jego homoseksualnym wariantem w szczególności.
2. Biblia potępia
homoseksualizm (czynny, jak rozróżnia ks. Dariusz). To niestety prawda. Biblię
czytać można jednak różnie. Jako źródło zakazów i potępień, tak jak
ks. Dariusz także. Można powiedzieć — księdza wybór. Można jednak czytać
inaczej — jako źródło pocieszenia i nadziei, jako podstawę przebaczenia i miłosierdzia. Jezus kochał grzeszników a tych, co potępiali i zechcieli także
biblijny nakaz moralny wcielać w życie, przestrzegł: „kto jest bez winy,
niech pierwszy rzuci kamieniem". Pozostawmy dyskusję, co jest naturalne, bo
ks. Dariusz nie chce o tym dyskutować. Jak na filozofa wyjątkowo proste zdaje się
dla niego pojęcie natury. Nie wierzę zarazem, że ks. Dariusz nie słyszał, że
już od dawna ludzkość nie uznaje homoseksualizmu za chorobę. Zapytajmy
jednak, bo to najważniejsze: dlaczego ks. Dariusz czyta Biblię przede wszystkim
jako tekst potępiający ludzi? I znów nie sposób odpowiedzieć na to inaczej
niż tak, iż jakiś osobisty lęk się w tym musi objawiać. Lęk o to
zapewne, że sam ks. Dariusz zostanie potępiony, złamawszy jakiś biblijny nakaz i że on sam być może zostanie ukarany. W twardej dyscyplinie musiał być
autor w domu wychowany. Ale za co ma być ukarany? Czego się boi? Czy własnych
myśli?
3. Spytajmy, czy
ks. Dariusz może być także tak niewykształcony, by do jednego worka, jednym
tchem, wrzucić homoseksualizm, masturbację i nekrofilię? Zarazem autor nie
chce słyszeć o definicjach dewiacji seksualnych, woli o nich nie wiedzieć. Może
dlatego, że przekonałby się, że to, czego tak unika i czego się boi, nie
jest definiowane jako dewiacja? Może woli zaufać w tym względzie biblijnym
potępieniom? Nie wszystkim już dziś zresztą interpretowanym jako potępienia
tego, co kiedyś za godne potępienia uchodziło, jak np. nietrafnie
zinterpretowana przez tradycję historia Onana. Może dlatego też, iż
dowiedziałby się, że jest ważna differentia specifica między nekrofilią a homoseksualizmem?
Doktor dwu wydziałów
nie może mieć trudności z dotarciem do specjalistycznej literatury. Woli więc
homoseksualizm zestawić z nekrofilią, by sobie go wystarczająco obrzydzić.
Ale po co? Heteroseksualiści nie muszą się bać homoseksualistów. Nie muszą
sobie obrzydzać homoseksualizmu. On jest dla nich obojętny, bo jest inny.
Homoseksualiści owszem są nam, heteroseksualistom, obcy, ale nie obrzydzajmy
ich sobie, bo z tego w historii były same nieszczęścia. A może ks. Dariusz musi sobie homoseksualizm obrzydzać, bo zbyt pociągający jemu samemu się
zdaje? Dlaczego to bowiem zwykłe rodziny i małżeństwa miałyby być według
autora artykułu zagrożone przez homoseksualistów? Czy to nie ks. Dariusz czuje
się sam zagrożony? Ale znów: czego się boi? Do kogo ta rada jest adresowana,
do kogo krzyk o pomoc, kto potrzebuje „duchowego wyzwolenia i dobrych terapeutów"?
4. Zapytajmy
znowu, kto ma się uodpornić na propagandę, że związki homoseksualne są
lepsze? Cóż to zresztą za propaganda, jeśli, jak twierdzi ks. Dariusz,
„powszechnie wiadomo", że związki te są gorsze. Kogo ma przekonać
argument, że związki homoseksualne są mniej udane? Kto rzeczywiście staje
przed takim wyborem i kto rozważa, czy wybrać związek heteroseksualny, czy
homoseksualny? I to na podstawie argumentów statystycznych? Czy ks. Dariusz jest
może być na tyle nierozumny, by nie wiedzieć, że takich wyborów w taki sposób
ludzie nie dokonują? Kogo przekonuje? Siebie? Tylko homoseksualista o silnym
przekonaniu, że homoseksualizm to grzech, może spróbować powiedzieć sobie
(teoretycznie to rozważam, bo zupełnie wykracza to poza moje możliwości
empatii): zdecyduję się jednak na związek z kobietą, bo statystycznie związki
takie są bardziej udane. Co za piękna racjonalizacja wyboru, który tak
naprawdę oznacza: wybiorę związek z kobietą, mimo mych naturalnych skłonności,
bo związek z mężczyzną to grzech.
5. Pozostawmy wywód
dotyczący genezy homoseksualizmu, w którym ks. Dariusz miesza naukowe z nienaukowym (np. teorię uwiedzenia). Zauważmy jednak, że ks. Dariusz w tym
„argumencie" ostrzega (zwłaszcza młodzież). A co podkreśla? Absolutną
wierność sumieniu. Jeśli więc zostało mi w głowę wdrukowane, że
homoseksualizm jest zły i na to są dowody w postaci słów prosto od Boga
danych w Biblii, to mam być wierny temu tak ukształtowanemu sumieniu. A co, jeśli
okażę się sam homoseksualistą? Jedyna jest dla mnie droga: muszę zachować
celibat. No to idźmy konsekwentnie dalej — jeśli jesteśmy religijni i czytamy
Biblię jako zbiór zakazów i nakazów przede wszystkim, to rysuje się jedno
rozwiązanie: uświęćmy ten celibat, zostańmy księdzem. Czyż to nie
logiczny ciąg wskazań naszego sumienia tak ukształtowanego? A dalej znów
kontynuuje autor racjonalizacje jak wyżej: jeśli homoseksualizm jest
niezdrowy, to go rzucę. Dla kogo ten argument, księże Darku?
6. W „argumencie" 6. nie sposób nie zgodzić się z ks. Oko w sprawie
przeciwdziałania ludzkim podłościom, potępienia żerowania na ludzkiej
krzywdzie i bezbronności. Co to wszystko (prostytucja, niewolnictwo oraz
przemoc seksualna itp.) ma jednak wspólnego z homoseksualizmem? Ano to, według
autora „argumentów", że jest w nim analogia do „komercyjnego"
traktowania seksu heteroseksualnego w świecie, w którym „dłuższe
samoopanowanie się jest czymś niewyobrażalnym". Znów więc chodzi o lęk
przed nieopanowaniem seksualnym, które musi według autora zawsze prowadzić do złego.
Dla ks. Dariusza świat jest czarno-biały: ludzie opanowani seksualnie -
heteroseksualiści, i nieopanowani — albo homoseksualiści, albo podobni im
heteroseksualiści, nieumiejący „żyć heteroseksualnie": ci, co
korzystają z płatnych usług seksualnych lub w inny sposób uczestniczą w rozpuście współczesnego świata. Przedziwny się tu obraz seksualności
ujawnia: według ks. Dariusza heteroseksualizm to synonim opanowania seksualnego — małżeństwa
lub celibatu, jak rozumiem, wszystkie inne formy seksualności są zaś
zasadniczo od tak rozumianego „heteroseksualizmu" różne. Jakby ks. Dariusz nie rozróżniał w ostateczności czegoś takiego jak orientacje
seksualne, a postrzegał seks jedynie w kategoriach zgodności z normą etyczną.
Homoseksualizm jest dla księdza tylko jedną z postaci nieopanowania
seksualnego. Skąd ta dziwaczna ekstrapolacja? Czy nie ujawnia się w tym jakiś
prywatny element wewnętrznej walki autora z własnymi potrzebami seksualnymi i ich spektrum? Zupełnie na marginesie: jakie to fundamentalne prawdy chrześcijańskie
głosił Nietzsche, po przeczytaniu tego artykułu pozostaje dla mnie wciąż
zagadką.
7. W „argumencie" 7. Ks. Dariusz namawia homoseksualistów do celibatu. Tyle
tylko, że nie tłumaczy, dlaczego mają tak czynić. Jakie to dobro ma wynikać z tego celibatu? Jakiego rodzaju sens tego poświęcenia jest w stanie ks. Dariusz
wskazać?
Za co to w świetle tego argumentu warto „cierpieć, walczyć i nawet zginąć"?
Do jakich to duchowych katastrof doprowadza homoseksualizm? Jakie to inne
zadania mają ewentualnie do wypełnienia homoseksualiści i dlaczego to oni,
powstrzymując się od seksu, mają przeżyć „bardziej osobisty związek z Sobą"? Rozumiem, że heteroseksualiści na szczęście nie muszą w taki
sposób tego związku przeżywać. W świetle tych wskazań ucieszyłem się, że
jestem heteroseksualistą. Ale cóż to za absurdalne wymogi dla moich braci
homoseksualistów stawia ks. Dariusz w tym fragmencie swego wywodu? I gdzie są
argumenty za tymi wskazaniami?
8. Czy poważny i myślący człowiek może wygłosić twierdzenie: "homoseksualizm może się
łączyć z wieloma nawet bardzo
pozytywnymi cechami"? I dalej — podobnie. Czy taka nieprzyzwoitość
lub czy takie prostactwo przystoi księdzu doktorowi dwu wydziałów? Powtórzę — nie wierzę. Ks. Dariusz w tym fragmencie namawia do szacunku i tolerancji wobec
gejów. Jak nieszczerze to brzmi i jaki ładunek agresji w sobie zawiera, to łatwo
dostrzec, gdy się przeczyta zamykające ten fragment zdanie: „Tolerujemy zło,
bo nie jesteśmy w stanie go usunąć, ale nie po to, żeby ono jeszcze bardziej
się rozprzestrzeniło". Rozumiem, że gdybyśmy zło w postaci
homoseksualizmu mogli jakoś usunąć, to wreszcie nie musielibyśmy go tolerować. A może jednak spróbować usunąć, księże Darku? Wprawdzie Hitlerowi się
nie udało w obozach koncentracyjnych, ale jak wszyscy ludzie dobrej woli
zechcieliby zająć się tym problemem, to może byśmy coś uradzili?
9. Dowiadujemy się z tego fragmentu, że Kościół jest zagrożony zmutowaną nowo-starą chorobą
ludzkości — homoseksualizmem. Poczucie oblężonej twierdzy liczbę przerażonych
mnoży i strach potęguje. Ks. Dariusz nie tylko sam się boi, ale poczucie zagrożenia
wzmaga. Zbiera sojuszników do walki ze Złem. By z jego własnym strachem było
mu raźniej? Kto to mówi, że Kościół jest ostatecznie przegrany i skazany
na zagładę? Skąd to larum, księże Darku? Czy
istotnie antychrześcijaństwo i totalitaryzm, zwłaszcza w Polsce, w najnowszej
swej diabelskiej postaci homoseksualizmu, wspieranego przez naukę, jak staram
się pojąć, zepchnęły Kościół do tak katastrofalnej pozycji? Dałby Bóg,
ale obaj dobrze wiemy, że tak nie jest. Po co te strachy na Lachy zatem? Kogo
się mamy zacząć bać? I po co? By ruszyć do boju w obronie zagrożonego
przez naukowców i gejów Boga, Honoru i Ojczyzny? Na jakąż to krucjatę chce
Ks. Dariusz i kogo wysyłać? Ten akapit brzmi jak z powieści Dana Browna,
doprawdy.
10. Pisze tu ks. Dariusz o walce i ratunku i sam nie wiem, z czym on sam walczy i o jaki ratunek woła,
choć się domyślam. Rozumiem też, że takie zagmatwanie własnego wnętrza,
jakie prezentuje autor tego artykułu, skutkuje prawdziwymi dramatami i cierpieniem. Cóż ma robić surowo i religijnie wychowany homoseksualista?
Jakież cierpienia musi znosić całe życie, chcąc dotrzymać norm etycznych
swej religii? Na jak okrutne i nieuchronne, ludzie podobni do ks. Oko, skazują
go męki… Chętnie zgodzę się z myślą autora artykułu w tym fragmencie
zmieszczoną, choć jej banalność zniechęca nieco. Polecam tę myśl jednak
bezpośrednio przede wszystkim autorowi tego tekstu, któremu życzę, by
odzyskał spokój i zaakceptowawszy inność, pogodził tę akceptację z akceptacją siebie: „Im bardziej ludzie są zagubieni, tym więcej
potrzebują zrozumienia, miłości i miłosierdzia, a przede wszystkim
pomocy".
« (Published: 30-01-2006 )
Adam Kalbarczyk Ur. 1967, absolwent filozofii i polonistyki UMCS w Lublinie, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UMCS w Lublinie, dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. I. J. Paderewskiego w Lublinie. Zajmuje się literaturą (ma na swym koncie dwa tomy literackie i trochę publikacji prasowych), krytyką literacką, publicystyką (zwłaszcza o tematyce edukacyjnej). Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego Kościół boi się Halloween? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4580 |
|