|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
W obronie ateizmu [1] Author of this text: Adam Kalbarczyk
Jerzy Sosnowski — fundamentalista naiwny
Od
czasu do czasu pojawia się w polskiej debacie publicznej problem ateizmu. W ciągu
ostatnich dwu lat pojawił się dwukrotnie w dwu najbardziej opiniotwórczych
czasopismach: w Tygodniku Powszechnym
(początek 2005 r.) i Gazecie Wyborczej
(koniec r. 2006). Dyskusję w Tygodniku
Powszechnym przerwała śmierć Jana Pawła II. Dyskusja w Gazecie
Wyborczej została przez redakcję po kilku tygodniach wygaszona. Oba
przypadki przerwania tych dyskusji pozostawiają poczucie braku satysfakcji.
Dotyczy to zwłaszcza ostatniej debaty na łamach Gazety
Wyborczej, ponieważ tekst, który ją rozpoczął — fragment nowej książki
słynnego brytyjskiego ewolucjonisty, Richarda Dawkinsa: Bóg urojony (10-12.11.2006 r.) — jest tekstem znakomitym i z
niecierpliwością można oczekiwać wydania tej pozycji w całości. Gazecie Wyborczej należy się głęboki ukłon za tę publikację,
choć — dbając zapewne zarówno o interes akcjonariuszy swego wydawcy, jak i starając się zachować pozycję „w centrum" — z pięciu
opublikowanych reakcji na tekst Dawkinsa, dwie Gazeta
oddała ateistom, trzy zaś — reprezentantom opcji
religijnej. To stanowisko Gazety
jest łatwo zrozumiałe, tak jak i np. publikowanie dodatków typu Cuda
Jana Pawła II. Wściekłe ataki fundamentalizmu narodowo-katolickiego na tę
najlepszą polską gazetę codzienną, jedyną i niestrudzoną strażniczkę
demokracji liberalnej w Polsce, każe wspierać wszystkie działania, które
rozpowszechniają jej zasięg oddziaływania i czynią ją tym skuteczniejszą
edukatorką polskiej opinii publicznej.
Nie
uniemożliwia to jednak polemiki z Gazetą,
zwłaszcza z nieodpartym w sposób wystarczający na jej łamach artykułem
Jerzego Sosnowskiego: Bogu nie robi się
zdjęć (25-26.11. 2006 r.). Notabene pytanie, "czy ateiści są prześladowani?
(dyskryminowani?)" jako tytuł debaty w Gazecie
Wyborczej zdaje się nie wyrażać zasadniczego problemu, postawionego przez
autora Samolubnego genu. Po pierwsze,
fakty mówią same za siebie, choćby przywoływany przez Dawkinsa sondaż
Gallupa (co drugi Amerykanin nie wybrałby na stanowisko publiczne ateisty). Ale
nie trzeba sięgać do USA — w Polsce ateizm jest powszechnie utożsamiany ze
wszystkim, co najgorsze. Po drugie, nie sama dyskryminacja stanowi dla Dawkinsa
problem, ale oportunizm ateistów, wyrażający się w ukrywaniu przez nich
swoich poglądów. Autor Boga urojonego
bowiem — i to nie od dzisiaj — twierdzi,
że w odróżnieniu od wszelkiego rodzaju przekonań religijnych ateizm jest po
prostu poznawczo i etycznie poglądem trafnym, dlatego jego promocja jest obowiązkiem
uczciwego i myślącego człowieka. Mając tę jasność poglądu i oceny świata,
trudno się dziwić irytacji brytyjskiego uczonego, który dostrzega na początku
XXI liczne i dobitne przykłady społecznej estymy dla poglądów religijnych.
Jerzy
Sosnowski w odpowiedzi na to zareagował tekstem wysoce emocjonalnym, w którym
zarazem stara się przyjąć rolę arbitra w sporze między światopoglądem
religijnym a ateistycznym. Jest to mocno niestosowne, zważywszy jego jawne
zaangażowanie po jednej ze stron tego sporu. Główny wysiłek Sosnowski
koncentruje na tym, by wykazać, że obie racje — ateistyczna i teistyczna -
są równoważne, zajmując przy tym pozycje fundamentalistyczne religijnie, choć
ton jego artykułu nie sięga jeszcze, mimo wielu obcesowości wobec Dawkinsa,
po „mowę nienawiści". Teza o równoważności ateizmu i teizmu należy
do tych, którymi teiści od dawna próbują zwalczać ateizm. Należy jednak
wyraźnie się temu przeciwstawić. Ponieważ teza Dawkinsa dotyczy dwu obszarów — poznawczego i etycznego — i w obu tych obszarach mieści się polemika
Sosnowskiego, tak uporządkuję swoje stanowisko wobec jego argumentacji.
W
zakresie kwestii poznawczych należy rozpocząć od tego, iż nie jest tak, jak
twierdzi Sosnowski, że zupełnie nie sposób ustalić, która ze stron ma rację.
Trzeba zarazem pamiętać, że ciężar dowodu zawsze spada na tych, którzy
twierdzą, że coś istnieje. Teiści nie podali zaś jak dotąd żadnego
przekonywującego dowodu na istnienie transcendentnej, obiektywnej i absolutnej
„metarzeczywistości". Poza tym, uznanie przez nich, iż jest to
rzeczywistość, w której istnienie można jedynie wierzyć, a nie wiedzieć,
że istnieje, właściwie wyklucza możliwość podania takiego dowodu.
Przekonanie o tym natomiast, iż istnienie tak rozumianej „metarzeczywistości"
jest złudzeniem, ma całkiem dobre uzasadnienia.
Po
pierwsze wierzący uznają, że Bóg (dla uproszczenia określam tak całą sferę
metafizyczną w ogóle) istnieje w rzeczywistości empirycznej i jako Opatrzność
ma na nią stały wpływ oraz może w nią dowolnie ingerować. Z drugiej strony
jednak twierdzą, że Bóg ma charakter transcendentny, jest „nie z tego świata".
Rzeczywistość boska z jednej strony ma się przejawiać w całym stworzeniu, Bóg
jest wszędzie, a z drugiej — jest rzeczywistością nadprzyrodzoną, niedostępną w poznaniu zmysłowym — „Duchowi świętemu nie robi się zdjęć", a kto tak myśli, jest naiwnym materialistą.
Zatem z jednej strony — za św. Tomaszem: pierwszy poruszyciel,
przyczyna wszystkich zjawisk w przyrodzie, za niektórymi współczesnymi: władca
zjawisk losowych, a z drugiej — byt duchowy, transcendentny, nieprzyrodniczy i niematerialny. Konsekwentne utrzymywanie tego stanowiska musi prowadzić do
wniosku, że nie ma pomiędzy takimi bytami żadnych punktów styku. Albo po
prostu Bóg to przyroda (bez względu na to, czy w części, czy w całości,
czy panteizm, czy panenteizm wywołamy do tablicy), a więc nie ma po co
wprowadzać dwu nazw na jedno, albo jego tak rozumiane pojęcie mieści w sobie
nieprzezwyciężalną sprzeczność.
Zatem
Bóg jest w swej podstawowej charakterystyce pojęciem sprzecznym, a takie mogą
istnieć jedynie w ludzkich umysłach (tak samo jak np. kwadratowe koła albo
krasnoludki). Nie tylko nie da się go dostrzec, ale jego istnienie jest niemożliwe,
choć można oczywiście starać się go narysować, nazwać i opisać, a także
określać jego istnienie jako tajemnicę. Jeśli jednak nie może istnieć
empirycznie żaden byt wieczny, absolutny ani wszechmocny, to może on być
jedynie przedmiotem naszej wyobraźni. Aktem wielkiej odwagi (bo wierzący
rzadko chcą się do tego przyznać) było wyznanie jednego z ojców Kościoła,
Tertuliana. To on jest autorem słynnego stwierdzenia „credo, quia absurdum
est" — "wierzę, ponieważ to, w co wierzę, jest absurdem
(sprzecznością)". Tak jasne postawienie sprawy wyraźnie ukazuje jednak,
iż równoważność poznawcza tezy ateistycznej i teistycznej jest jedynie pobożnym
życzeniem teizmu.
Po
drugie Bóg — jeśli ma być Bogiem — może być tylko bytem wszechmocnym i wszechwiedzącym. Rzeczywistość przyrodnicza podlega zaś prawom przypadku. Jeśli
istnieje wszechmocny Bóg, który zna przeszłość i przyszłość świata oraz
dowolnie może weń ingerować, to nie ma w świecie niczego przypadkowego.
Zatem cała rzeczywistość, wszystkie mozolnie odkrywane przez nas prawa
przyrody byłyby tylko totalnym złudzeniem, wyświetlanym przed nami filmem, w którym także nasza tożsamość i świadomość byłyby urojeniem. Stojący na
gruncie fundamentalistycznego pojmowania absolutu kreacjoniści mają rację,
zarzucając np. oficjalnemu katolicyzmowi kompromis z teorią ewolucji — jeżeli
powstanie życia na ziemi było ciągiem przypadków, to gdzie jest w nim
miejsce dla Boga? Słusznie rozpoznają bowiem alternatywę — albo zgoda na
przypadek w świecie — albo wiara we wszechmocnego i absolutnego Stwórcę
tego świata.
Jeśli
Bóg jest zaś nieprzyrodniczy, na co zgadzają się bez wahania wszyscy wierzący
monoteiści, to po prostu nie istnieje w tym znaczeniu, o którym mówimy używając
słowa „istnieć". Słowo to odnosimy bowiem do istnienia w rzeczywistości empirycznej, tej która nas otacza i której jesteśmy częścią.
Bóg nieprzyrodniczy, czyli zarazem nieempiryczny, może zatem najwyżej
„istnieć" w naszej głowie, w „wewnętrznym doświadczeniu
religijnym". To, że mamy takie doświadczenia, nie jest jednak żadnym
dowodem istnienia czegokolwiek poza nim samym. Tak jak i twierdzenie, że
„istnieje religia", którego dowiedzenia podjął się, nie wiedzieć
czemu, bo temu faktowi nikt przecież nie przeczy, Jan Andrzej Kłoczowski w dyskusji Gazety (16-17.12.2006 r.),
nie dowodzi wcale, że istnieje rzeczywistość transcendentna, w którą wierzą
ludzie religijni. Nie ma innej „metarzeczywistości" niż abstrakcja
rzeczywistości empirycznej. Tyle
że abstrakcja ta istnieje w rzeczywistości mniej więcej tak samo, jak
istnieje w niej idea trójkąta.
Czy
zatem mówienie o złudzeniu w przypadku wiary w Boga jest obraźliwe? Wierzący
powinni sobie czasem uświadamiać, że za każdym razem, gdy mówią „Bóg"
mogliby równie dobrze mówić „byt, co do którego nie ma żadnego
potwierdzenia, że istnieje" albo jeszcze wyraźniej „byt sprzeczny w sobie i niemożliwy". Jak nazwać przekonanie, iż taki właśnie byt wierzący
uznają za istniejący? Moje własne doświadczenie odrzucenia katolicyzmu uznaję
nie za co innego niż wyzwolenie ze złudzeń i stałego samooszustwa, któremu z lubością się poddawałem przez ponad trzydzieści lat życia. Nie mam
poczucia, abym obrażał sam siebie w ten sposób, nie znajduję zarazem
lepszego określenia na stan mego dawnego religijnego zaangażowania. Złudzenie
oznacza przecież coś, co realnie nie istnieje, ale co można — w drodze pomyłki lub z innych powodów — uznać za istniejące. To, co irytuje zapewne wierzących w tym określeniu, to pozycja, na której stoi zawsze ten, kto zwraca uwagę
innemu, że ten się łudzi. Wierzący mają zaś zwykle przekonanie, iż to oni
wiedzą coś więcej od niewierzących. Najchętniej odpowiedzieliby zapewne tym
samym, ale ateizm to odrzucenie wszelkich pozytywnych przekonań na temat
istnienia tego, w co wierzą ci pierwsi. Można oczywiście, jak Sosnowski,
zarzucić ateistom ślepotę. Tyle, że jeśli jest to ślepota na rzeczywistość,
która nie istnieje poza głowami wierzących, to na pewno taki zarzut nie
uprawnia do zrównoważenia obu racji.
W
zakresie kwestii etycznych w dyskusji z Dawkinsem Sosnowski dowodzi, że religia
nie ma żadnego zasadniczego związku z przemocą, a jeśli — to akcydentalny.
Zarzuca zarazem ateizmowi, że był on również w historii powodem krzywd wyrządzanych
ludziom. Istnieje jednak kilka powodów, dla których religia w naturalny sposób
jest pożywką dla agresji, a które sprawiają zarazem, że ateizm takiej właściwości
nie posiada.
1 2 Dalej..
« (Published: 31-12-2006 )
Adam Kalbarczyk Ur. 1967, absolwent filozofii i polonistyki UMCS w Lublinie, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UMCS w Lublinie, dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. I. J. Paderewskiego w Lublinie. Zajmuje się literaturą (ma na swym koncie dwa tomy literackie i trochę publikacji prasowych), krytyką literacką, publicystyką (zwłaszcza o tematyce edukacyjnej). Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego Kościół boi się Halloween? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5185 |
|