|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Science and Religion
Nauka - wiara [2] Author of this text: Zdzisław Cackowski
Jean DORST (ornitologia i ekologia). Problem ewolucji żywej materii, który przeciwstawiał ludzi nauki ludziom wiary. Tylko ludzie intelektualnego marginesu odrzucają dzisiaj
ewolucjonizm. Kreacjonizm („fiksizm") jest już dzisiaj dziecinadą. „Od śmierci ostatnich fiksistów — Cuvier był najwspanialszym z nich — biologowie są obecnie jednomyślni w przekonaniu, że gatunki oraz zasadnicze grupy, na które się gatunki dzielą, nie zostały stworzone przez wszechmogącego Boga, co jest absurdem zarówno z punktu widzenia nauki, jak i z punktu
widzenia wiary. Bóg nie stworzył konia, owada czy prymatów. On skonstruował wszechświat, a następnie pozwolił na pojawienie się szczególnego fenomenu, życia, któremu On nadał swoje reguły oraz porządek naturalnych praw" (s. 48).
Bóg chciał widzieć człowieka „podobnego do Siebie. Nie jest dla mnie w żadnym stopniu krępujące, że człowiek posiada przodków wspólnych z innymi prymatami, małpami, a bardziej szczegółowo antropoidami — szympansem, gorylem i orangutanem. Paleontologia wykazała to w sposób oczywisty, a etologowie wykryli u zwierząt cechy zachowań właściwe 'istotom ludzkim'. Pojawienie się 'człowieka' w najgłębszym sensie tego słowa, z punktu widzenia naszej wiary, nie stanowi w mniejszym stopniu cudu, ponieważ gatunek nasz ma w sobie niewątpliwie 'coś
dodatkowego') i stanowi byt unikalny. W płaszczyźnie materialnej, to człowiek bada szympansa, a nie odwrotnie. W płaszczyźnie myśli, człowiek ma udział w najwyższej prawdzie i ja wierzę, że został on uczyniony na obraz swojego Boga, przy wszelkich niedoskonałościach natury ludzkiej. Człowiek różni się zasadniczo od antropoida pozostającego na swoich drzewach i tym bardziej różni się od innych istot żywych, co jest i prawdą oczywistą nawet dla największych agnostyków wśród biologów" (s. 49). Autor tu twierdzi, że Bóg nie stworzył żadnego konkretnego gatunku (konia, owada, prymatów), ale skonstruował wszechświat i „pozwolił"
na powstanie życia i nadal mu naturalne prawa, wreszcie Bóg chciał widzieć człowieka podobnego do Siebie, a człowiek pojawił się w sposób naturalny z pewną unikatową cechą, co jest oczywiste dla wszystkich. Ta unikatowość człowieka jest więc od Boga, a co to znaczy, tego zapewne żaden czytelnik nie rozumie, a przypuszczam, że nie rozumie też tego sam uczony autor. Bóg nie stworzył ani konkretnego konia, ani pojedynczego człowieka, ale skonstruował wszechświat i nadał człowiekowi podobieństwo do Siebie, czyli do Czego/Kogo? Tu autor żadnych myśli nie wyraża, on tylko wypowiada słowa.
Giorgi de ENNIO (matematyka): Zbawcze znaczenie powrotu do „starej mądrości biblijnej" (s. 64); „refleksja nad znaczeniem [Biblii] może nam dostarczyć nowych powodów dla pokochania Biblii" (s. 64). „Myśl, że uznanie swojej niewiedzy jest pierwszym krokiem ku Mądrości stanowi być może jedną z najstarszych idei ludzkiej kultury. Znajdujemy ją u Salomona, wzorcowej postaci mądrości hebrajskiej, jak i u Sokratesa, wzorcowej postaci mądrości greckiej" (s. 65). Bojaźń, bojaźń boża — to też ważne źródło i oznaka mądrości — tak hebrajskiej, jak i greckiej („sofrosyne"). „Skoro Biblia głosi, że 'bojaźń Boża jest początkiem mądrości', to ona nie dąży do
upowszechniania lęku paraliżującego, ani nieufności wobec rozumu i wolności człowieka, ale chce raczej wzbudzać u człowieka lęk zbawczy…" (s. 66).
Powyższa refleksja jest ważna, bardzo ważna, ale nie ma ona żadnego związku z kulturą religijną. Mądrość wszelka (wiedzieli o tym
Hebrajczycy i Grecy, i Rzymianie,...) z lęku (z czujności!) się wywodzi.
"Be wary then — best safety lies infear" (Shakespeare:
Hamlet): Bądź czujny więc — bezpieczeństwo w lęku!.
Dominique GRÉSILLON (fizyka): Autor stwierdza, że on i współautorzy tego tekstu pracują w środowisku „tradycyjnie raczej wrogim wobec wiary. To tu właśnie chcemy dać świadectwo, że można jednocześnie być naukowcem i chrześcijaninem oraz że nasza wiara może stanowić integralną część naszej aktywności naukowej. Chcemy wykazać, że bycie wierzącym nie oznacza bycie passeistą (żyjącym przeszłością), że Chrystus i Ewangelia przekazują nam współczesne przesłanie, które ma coś do powiedzenia ludziom nauki" (s. 125).
"Chcemy pokazać, że nie tylko to, że wiara i nauka nie są ze sobą niezgodne,
ale że — więcej — nasza wiara daje nam impulsy ku naukowej
działalności. Jeszcze raz, zachwyt wobec nieskończoności natury nie jest specyficzny dla chrześcijanina, ale chrześcijanin (i wszyscy wierzący wraz z nim) rozważa te naturę myśląc o swoim stwórcy i chwaląc go. Cały dynamizm działalności naukowej wpisuje się dla chrześcijanina w te pochwałę. Opisać i jeszcze głębiej zrozumieć naturę, odkrywać nowe gatunki, nowe mechanizmy, nowe horyzonty. A w tym celu tworzyć modele dla lepszego ich ujęcia, wytwarzać pojęcia dla lepszego ich postrzegania, tworzyć słowa dla lepszego ich wypowiadania. I nie chodzi tylko o odkrywanie, ale i o tworzenie, o współtworzenie. Ponieważ wierzymy, że Bóg także potrzebuje nas do tworzenia tego świata, do tego by on wzrastał. Wierzymy, że Bóg potrzebuje człowieka dla uzupełniania swojego stworzenia, stworzenia tak bardzo w naszych oczach kompletnego, ale którego doskonałość nie spełni się bez jego zrozumienia przez człowieka. To przedsięwzięcie współtworzenia świata wpisuje się w sens misji, którą Bóg zlecił ludziom
(Genesis, I, 28)." (s. 126).
Zachwyt dla natury i jej stwórcy może być pozytywnym motywem życia, twórczości, w tym także twórczości naukowej. Temu nie przeczę. Ale tym pozytywnym motywem twórczości może też być zachwyt dla natury z pominięciem jej stwórcy. A jeszcze: w obu tych formułach jeszcze coś się pomija. Rzecz w tym, że natura nie tylko wzbudza zachwyt, ale i grozę. I ta groza, wespół albo przemiennie z zachwytem, też jest motywem twórczego wysiłku człowieka, także człowieka nauki. Po co
więc to infantylne uproszczenie, dostrzegające w świecie tylko powody do zachwytu.
Xavier Le PICHON (oceanograf i geofizyk). Ten tekst jest szczególny, bo w istocie prawie nie dotyczy pojmowania stosunku między nauką a wiarą. Dotyczy on potrzeby wspólnoty z drugim człowiekiem, a tej wspólnoty najbardziej potrzebuje drugi człowiek, gdy jest w dramatycznej potrzebie, gdy cierpi.
Tu ważna jest obecność przy człowieku cierpiącym, „małym": serce, serce Boga i człowieka, jako miejsce ich spotkania, obecności. Sprawa zbawienia, to sprawa uczucia właśnie, miłości.
"Wierzyłem w Boga, modliłem się, chodziłem codziennie na msze. Ale stopniowo opanowywało mnie znużenie. Gdzie tu była uczta? Gdzie była miłość? Gdzie była obecność? Praca dla ludzi i z ludźmi nie oznacza koniecznie życia z nimi, być dla nich obecnym, kochać ich.
A jak mamy kochać ludzi skoro nie jesteśmy obecni przy najbardziej cierpiących z tych co żyją wokół nas, na progu naszego domu?
To w ten sposób pewnego razu odkryłem, że przyczyną mojego znużenia był brak miłości w moim życiu. Odkryłem, że cierpiący, biedni nie znajdują miejsca w moim życiu. Oczywiście, że to odkrycie narastało stopniowo. Ale zdarzyła się też gwałtowna zapaść
(un declic). Zdarzyło się to w Aspen, Kolorado, podczas spotkania ekspertów od środowiska, na które skierowała mnie jakaś agencja Narodów Zjednoczonych. Zamieszkaliśmy w luksusowym hotelu, w ośrodku turystyki przeznaczonym dla uprzywilejowanych. Jakież to zło zagrażało naszemu środowisku? Jak można było temu zaradzić? Bardzo szybko w toku dyskusji wskazano największe zagrożenie w postaci nadmiernej rozrodczości, szczególnie w krajach rozwijających się. Jeden z ekspertów, rozgrzewając się coraz bardziej doszedł do stwierdzenia, że największym zagrożeniem jest nadmiar dzieci. Czyż nie należałoby, stwierdził, wynaleźć jakiś sposób na przymusowe masowe wy sterylizowanie ludzi: chodziło mu o jakiś produkt, który można by było rozsiać po wsiach jak się rozsiewa insektycydy na polach? Dowcip wywołał dużo śmiechu. Mnie on zmusił do opuszczenia sali. Pękło coś we mnie. I był to początek mojej drugiej drogi" (s. 169).
Autor znalazł się (październiku 1973) u Matki Teresy w Kalkucie. Karmił łyżeczką umierające dziecko. Nie rozmawiali ze sobą. "To w tym właśnie momencie, w atmosferze równocześnie przygnębiającej i tragicznej w tej starożytnej świątyni w Kali, to dziecko obdarzyło mnie unikalnym darem o głębi nie do wytrzymania, darem swojej obecności. Ono sobie otworzyło drogę do najgłębszego pokładu mojej osobowości. Było ze mną; byliśmy złączeni w tej obecności jeden z drugim, co mi zaoferowało jednocześnie obecność Boga, obecność Dziewicy Marii.
To dziecko, którego imienia nie znałem, nadało mi nowe imię, które słyszałem od lat. Odczuwałem od zawsze potrzebę, aby być wezwanym tym imieniem. W sercu swojego cierpienia ten mój nowy przyjaciel miał siłę cudownej obecności, którą mi objawił. Wołanie, które we mnie zostało wzbudzone było tam od zawsze, ale nie umiałem go rozpoznać. Jego cierpienie wołało do mnie, a w jego cierpieniu objawiał się Bóg. Trzeba
więc było, aby to umierające dziecko stało
się moim najbliższym przyjacielem, dając mi dar Bożego Ducha, który w nim mieszkał. Tym darem dziecko to utwierdziło mnie w najgłębszej warstwie mego życia, to znaczy jako istoty kochającej, która odczuwa konieczność obecności, która jednocześnie odczuwa potrzebę całkowitego oddawania się i bycia całkowicie przyjmowaną, w jakiejś jedynej więzi.
To wtedy właśnie, wobec tego dziecka, u stóp Marii Dziewicy złożyłem przyrzeczenie, że nie będę już nigdy żył tak, jak gdyby biedni nie istnieli. Od wtedy zechciałem, aby byli oni obecni w moim życiu. Odkryłem, że nic się nie dało, o ile nie dało się swojego czasu. To jest właśnie cena obecności i miłości" (s. 169/170).
Niebawem autor wraz z rodziną postanowili przenieść się do Arche (koło Compiegne) do wspólnoty umysłowo upośledzonych.
„Rzeczywistością najdonioślejszą jest obecność" (s. 171).
„W obszarze miłości nie istnieje Sokratesowe 'Poznaj samego siebie'. Potrzebny jest drugi człowiek, który objawi nam nasze własne imię, ujawni je w relacji miłości" (s. 171).
Przez pewien czas autor myślał, że trzeba się rozstać z pracą naukową, ale to minęło; wrócił do nauki, do laboratorium. „Podjąłem ponownie drogę laboratorium i drogę uniwersytecką, kontynuując życie we wspólnocie w Arche. Nauka i technika są nie tylko konieczne, ale są zasadniczymi środkami dobrego spełniania dzieła współtworzenia, które Bóg powierzył człowiekowi. Jestem przekonany, że tutaj właśnie mamy do czynienia z wyzwaniem naszych czasów. Możliwości nauki i techniki pozwalają przeobrażać świat i tworzyć go na naszą miarę. Ale czym powinna być ta miara? Sercem człowieka, z pewnością" (s. 171/172).
1 2 3 Dalej..
« Science and Religion (Published: 05-05-2006 )
Zdzisław CackowskiProfesor; jeden z najwybitniejszych polskich filozofów; polem jego szczególnych zainteresowań jest filozofia człowieka; wykłada w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie; autor kilkudziesięciu książek; ostatnio wydał tom zatytuowany Człowiek i świat człowieka. Warstwy ludzkiego ciała, szeroko omawiany na łamach "Res Humana". Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: O wartościach chrześcijańskich | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4752 |
|