| 
| 
|  | | Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę.
 Propozycje Racjonalisty:
 |  |  |  |
  | 
 | 
 |  | « RP w zwierciadle globalnych bredni [2]Author of this text: Andrzej B. Izdebski 
 Wyborcy patrząc z dołu na polityczny teatr nie widzą walki o realizację idei, a tylko „zaciętą walkę kołków o stołki". I jak tu się
rozeznać? Kto lepszy, uczciwszy, bardziej ideowy i prawdomówny?
Za „wyborcze lokomotywy" robią sportowcy, piosenkarze i inni
spece od wygibasów. Zwyczajne pomieszanie z poplątaniem.
Skołowane społeczeństwo stara się podejmować racjonalne
decyzje, głosując na tych, którzy zdają się najuczciwszymi i obiecują bronić ich interesów. W większości rozsądni Polacy
pozostali w domach; PiS po precyzyjnym wyselekcjonowaniu swojej
bazy celnie trafił w jej potrzeby  [ 5 ] i wygrał. Po
sugestywnej kampanii kupili ludziska zbiór komunałów za zbiór
ideałów! Przez własną naiwność biedny elektorat zostanie
kolejny raz oszukany, a zanim się pozbiera minie parę lat! Groźną jest
głupota ludu  [ 6 ], ale groźniejsza — dla nas
wszystkich i całego państwa — od tej pokrytej moherem, jest  głupota z uniwersyteckim wykształceniem, znająca
języki, przykryta eleganckimi kapeluszami i ubrana w szykowne
garnitury. Swojska głupota wyższego rzędu — potężnie
zadufana w swej „światowości", równie potężnie
zakompleksiona w swoim prowincjonalizmie. To nasza kochana, choć
znana tylko dzięki istnieniu w telewizji „płytka elitka",
myśląca wszakże za cały naród i wypowiadająca się w jego
imieniu. Politycy, pseudouczeni eksperci i wtórujący im
dziennikarze. W kraju oddziałują jeszcze mocno indokrynacyjnie,
ale w wersji eksportowej tylko kompromitują Polskę.  „Zwyczajni ludzie" — jest nas razem ponad 80 procent społeczeństwa: pracobiorcy i bezrobotni, drobny biznes, rolnicy — mogliby stanowić
zasadniczą bazę dla polskich partii lewicowych i już tylko ich
połowa, czyli 20 — 30% ogółu wystarczyłaby na twardy,
lewicowy elektorat. Ale przedtem muszą uwierzyć, że właśnie
te, a nie inne partie bronią ich interesów. Nie interesów
wszystkich Polaków, a najbardziej tych bogatszych — tylko
sporej części, a w niej, nade wszystko, interesów
pracobiorców i biednych. Trudno ludzi przekonać, że będziemy
tak czynić, gdyż ich doświadczenie uczy, że w RP niezależnie
od tego, kto przejmował władzę, natychmiast odstępowano od
obiecywanych prosocjalnych programów, a zarządzanie państwem
przypadało związanym z kapitałem „specjalistom".  Nasza baza pamięta,
że w latach 1994 — 2004 guru gospodarczym lewicy był Marek
Borowski, który wówczas nie ukrywał swych sympatii dla J.
Sachsa i L. Balcerowicza i na miarę swoich stanowisk oraz wpływów
realizował liberalny program gospodarczy. Po kłótliwej i nieporadnej AWS — obiecując racjonalizację zarządzania,
troskę o ludzi pracy oraz bezrobotnych — powracająca do rządów
lewica natychmiast zdradza wyborców — wykonuje woltę w prawo i podejmuje szereg bzdurnych decyzji, uderzających w najbiedniejszych. Nie myśląc kosztach społecznych liberalną
śrubę przykręca Jerzy Hausner na zmianę z Markiem Belką, a patronuje im (chadzający w swej pysze politycznej skuteczności — opartej na aideowym „pragmatycznym profesjonalizmie")
Leszek Miller  [ 7 ]. Nasz SLD-owski „kanclerz" jest
zafascynowany własną drogą od socjalizmu do liberalizmu,
drogą T. Blaira i „Trzecią Drogą" — o której Wheen
pisze: „Czym była owa Trzecia Droga? Nikt nie wiedział.
Plasowała się między Drugim Przyjściem a Czwartym Wymiarem.
(...) zrodziła się w głowie profesora Anthony’ego Giddensa,
który zrobił zwrot w prawo, ale nie potrafił się do tego
przyznać". Miller apodyktycznie z grupą wyznaczonych przez
siebie kolegów rządzi krajem. Wszystko wie lepiej i nie słucha
coraz bardziej masowych ostrzeżeń. Ludzie poczuli się oszukani i — gdy
nieprzychylne nam media ukazały aferalne kolesiostwo
zstępujące ze szczytów władzy aż po same jej doły oraz
prymitywną prywatę szerokiego grona bezideowych karierowiczów — odwracają się od SLD. Wówczas kierownictwo partii, zamiast
kategorycznie odciąć się od kombinatorów i nieugięcie
bronić niewinnych — podpuszczone przez „przyjaciół",
dokonuje najpierw niepotrzebnej weryfikacji, a następnie
część „czyścioszków" ucieka przed współodpowiedzialnością.
Zdarzenia te mocno uderzają w zaufanie do SLD, ale to nie
partia, a ludzie się skompromitowali. Trudno być publicznie „umoczonym" i szybko odzyskać zaufanie i to niezależnie od tego, czy
pozostało się w starym Sojuszu, czy też uciekło się pod
hasłami, w których więcej hipokryzji niż ideowości — do
nowej socjaldemokracji. Źle, iż odeszli z Sojuszu ludzie
wartościowi, choć dobrze się stało, że przy okazji ubyło w partii ludzi, dla których osobista kariera jest ważniejsza od
koleżeńskiej lojalności i ideowości. Przy okazji straciliśmy
wiele z aktywności i zaangażowania szeregowych członków oraz
społecznego poparcia. Po dzień dzisiejszy lewica jest poobijana i rozbita. Pomimo tego wszystkiego nazwy SLD — tak samo jak
czerwonego koloru — wstydzić się nie musimy. W 2005 roku
przegrywamy po raz drugi, tym razem znacznie mocniej. Albowiem,
choć prawie cudem uratowaliśmy 12% z poprzednich 40 — to 55
mandatów poselskich nie można uważać za wygraną. Aktualny
stan naszego poparcia jest kruchy i bardzo należy dbać o ideowość członków i lewicową tożsamość partii. Musimy
odwoływać się do własnych tradycji i przedstawiać własną
wizję rozwoju Polski. Nasza propozycja powinna zdecydowanie się
różnić! W sprawach demokracji i wolności obywatelskich — od
propozycji prawicy, a w sprawach socjalnych (wyrównywania szans,
opieki państwa, podatków i redystrybucji) — od liberałów.
Należymy do Partii Europejskich Socjalistów, a w Europie, choć
jest realizowane wiele sposobów rozwiązywania problemów społecznych
przez lewicę, to wygrywa ona wszędzie tam, gdzie głosi
zdecydowanie alternatywny wobec prawicy program rozwoju i potrafi
przekonać do niego społeczną większość. Aintelektualnym (a
nawet antyintelektualnym) pragmatyzmem, miałkością programową i „gabinetową dyplomacją" na dłuższą metę wygrać nie
sposób…  Zaczynamy SLD
odbudowywać i nasza baza społeczna musi stać się pewną, że
to my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas. Młodzi przywódcy
obiecali zdecydowany zwrot w lewo i zadbanie o interesy
tradycyjnej lewicowej bazy. Odcinają się od „partyjnych spółdzielni" i sporej części zaprawionych w organizacyjnych bojach swojaków.
Może robią to za mało zdecydowanie i zbyt wolno w stosunku do
naszych oczekiwań, ale ważne, że coś robią.  Brednie podbijające
świat piętnowane są od pierwszych po ostatnie stronice
książki Wheena. Autor pokazuje i wyśmiewa głupotę i zakłamanie możnych tego świata oraz irracjonalne podstawy
działań ekonomiczno-społecznych współcześnie w świecie
zachodzących. Manipulacje wiedzą i naciąganie badań, aż po
hucpę, nawet przez wybitnych uczonych. Moim zdaniem całą jej
zawartość warto i należy odnosić do naszego kraju, co w moich
powyższych refleksjach nad książką właśnie uczyniłem.
Podsumowując: odradzam jej czytanie. Myślenie — wbrew
przysłowiu — boli, a przez jej lekturę zaczynamy lepiej
rozumieć, jak i dlaczego garstka eksopozycjonistów wymanipulowała
rzesze idealistów z „Solidarności". Dlaczego
kilkudziesięciu, kilkuset polskich neoliberałów, będących w przedziwnych relacjach /łamańcach/ z Kościołem Katolickim,
narzuca kierunek myślenia kilku tysiącom ekonomistów i wielu
milionom inteligentnych Polaków.  Na dokładkę,
by jeszcze bardziej zdecydowanie odstręczyć wszelakich
pięknoduchów od lektury, załączę jeden z cytatów: „Mantra
powtarzana przez Gekko — 'chciwość jest dobra' — stała
się wkrótce ulubionym powiedzeniem wszystkich Wielkich Kutasów z Nowego Jorku i Londynu — Panów Wszechświata". W Polsce z wielkością bywa krucho, natomiast chciwością i głupotą
nowobogackich (nazywających siebie np. pracodawcami -
dobroczyńcami lub „krajową elitą aktywnych i przedsiębiorczych") możemy podzielić się nawet z największymi egoistami świata. * Forum
Klubowe nr 25/2006 1 2
 
 
 
 
  Footnotes: [ 5 ] Jak
pisze amerykański politolog David Ost: Polscy (pracobiorcy) „robotnicy
nie myślą w kategoriach klasowych — oni w kategoriach
klasowych doświadczają świata". Prawica (PiS) odwołała
się do gniewu klasowego sugerując, że ludzie poprawią swój
los występując przeciw postkomunie i liberałom kontrolującym
polską gospodarkę. [ 6 ] Choć
jakoś dziwnie jestem przekonany o jego zbiorowej mądrości. Nie
mogąc emocjonalnie zgodzić się z wynikami wszystkich wyborów,
nie sposób odmówić racjonalności wyborcom. To nie jest tak,
jak sądzi Jacek Kurski (a także aparatczycy różnych partii),
że motłoch kupi każdą głupotę i zagłosuje jak trzeba. [ 7 ] Ciekawe
rozwiązania proponował Grzegorz Kołodko — ekonomista o zdecydowanie bardziej prosocjalnym nastawieniu — ale cechy charakterologiczne obu panów nie pozwoliły im na
dogadanie się, a szkoda. Warto tu zauważyć, że od początku
przemian w SLD nie bierze się pod większą uwagę głosu
znakomitego uczonego Tadeusza Kowalika, że nie wspomnę tu o dorobku innych wielkich ekonomistów o nastawieniu lewicowym, choćby
znanego w świecie, ale nie w Polsce Michała Kaleckiego
(1899-1970). «    (Published: 11-05-2006 )
 
 
 All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
 page 4765  |  |