|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Outlook on life Confessiones [2] Author of this text: Andrzej B. Izdebski
Mam
głęboki szacunek dla ludzi wierzących i postępujących zgodnie ze swoja
religią, ale zainteresowanie historią i religioznawstwem doprowadziły mnie do
przeciwstawiania się klerykalizmowi, którego istotą jest naużywanie religii
dla dopięcia celów, nie mających z religią nic wspólnego, a jego nieodłączną
towarzyszką jest obłuda przybrana w słowa chrześcijańskiego miłosierdzia.
Zaś próby zrozumienia podstawowych praw rządzących światem doprowadziły
mnie do poglądów bliskich stwierdzeniu Laplace’a, który
na pytanie Napoleona o koncepcję Boga w jego dziełach odpowiedział: — Ta
hipoteza nie była mi potrzebna. Jeszcze lepiej mój pogląd oddaje maksyma
Tadeusza Kotarbińskiego: — Bluźnierstwem jest posądzanie Boga o istnienie.
Świat
bez ingerencji sił nadprzyrodzonych, jest dla mnie łatwiej zrozumiałym niż
po włączeniu w jego porządek udziału transcendentalnej inteligencji. Zgadzając
się z tezą, że człowiek ze swej natury jest istotą religijną i w miarę
rozumiejąc fenomen ludzkiej religijności, muszę powiedzieć, że nie rozumiem słowa „Bóg" i to zarówno, gdy użyte jest
przez przysłowiową Kowalską, jak i w poważnych koncepcjach teologicznych. Wyrażenia tego w żaden sposób nie możemy
powiązać ze zmysłowym doświadczeniem człowieka, czyli empirycznie zbadać, a tylko takie wyrażenia, które takim badaniom się poddają, są poznawczo
sensowne.
Ateista, agnostyk, czy
a-kobieta? Mam przyjaciół wśród
teologów kilku wyznań i jakąkolwiek walkę z ideą Boga, w umysłach ludzi
wierzących, uważam za bezsensowną, nigdy też stosunek do religii nie był
dla mnie podstawą do oceny człowieka, a jak wspomniałem nie czuję się
ateistą i chyba też nim nie jestem. Myślę, że dlatego z dużym rozbawieniem i satysfakcją przeczytałem w 58 numerze „Res
Humana" tezę Alfreda Rachalskiego, że nazywanie kogoś ateistą, jest tak
samo uzasadnione jak nazywanie kobiet a-mężczyznami.
Ponieważ
teza z profesorskiego felietonu bardzo mi się spodobała przytoczyłem ją na
jednym ze spotkań i wtedy usłyszałem, że choć o tym nie wiem to jestem
agnostykiem. No cóż, nie pierwszy raz spotykam się z tym, że inni lepiej
wiedzą niż ja, co myślę. Nauczycieli zawsze mieliśmy znakomitych, tylko
rzeczywistość nam skrzeczała. Agnostycyzm dzisiaj, jest dosyć wygodną
postawą i dlatego takie samookreślenie stało się bardzo modne nawet wśród
niedawnych zwolenników „naukowego ateizmu". Nie zgadzam
się na taką etykietkę i tak samo jak nie czuję się ateistą, tak też nie
czuję agnostykiem i to pomimo wielkiego szacunku do przemyśleń Bertranda
Russella.
Odrzucenie postawy
agnostycznej uzasadniła doskonale Barbara Stanosz, która w 44 numerze „Bez Dogmatu" napisała:
(...) nie można dowieść nieistnienia żadnych, najbardziej nawet
fantazyjnych obiektów (...) Jednakże nauka nie pretenduje do pewności; jej
twierdzenia i teorie składowe mogą zostać podważone. Jest tu więc miejsce
na agnostyczne „Nie wiem" — zarówno w sprawie chrześcijańskiego Boga,
jak i w sprawie greckiego Zeusa (ale także Baby Jagi, Świętego Mikołaja
itd.). I tak właśnie, tj. mitologicznie interpretują twierdzenia teistyczne
racjonaliści, którzy deklarują się jako agnostycy.
Czarne,
czerwone i dialog Artykuły
przygotowywane dla „Forum Klubowego" już w założeniu były pomyślane
jako forma dialogu z czytelnikami. Otwarty dialog połączony z życzliwością
dla partnerów uważam za wartość samą w sobie. Pozwala on na koegzystencję
ludzi o różnych światopoglądach oraz na sprecyzowanie i wyartykułowanie własnego
zdania. Nie cenię sobie ludzi, którzy dla konformizmu zmieniają zdanie
stosownie do okoliczności, ale kto będzie chciał z nami rozmawiać, gdy już z założenia przyjmiemy, że nie potrafi on właściwie używać swojego
rozumu? Dwadzieścia lat temu autorka książki o dialogu, osoba o bliskich mi
poglądach, dziś profesor filozofii, powiedziała do mnie: Jeżeli ktoś
chce z tobą rozmawiać, a nie próbuje cię obrazić to powinieneś tę rozmowę
podjąć, ale gdy oponent jest na odpowiednim poziom merytorycznym, to już masz
obowiązek. Przyjąłem jej powiedzenie do siebie i stale podejmuję rozmowy — tak z żywymi ludźmi jak i ze słowem zapisanym — starając się zrozumieć:
poglądy, tok myślenia i intencje. Gdy nie zgadzam się z wywodami, a stać
mnie na to, to podejmuję polemikę. Staram się swoich partnerów w dialogu nie
zrażać, a już na pewno staram się ich nie obrazić. Szacunek dla
przemyśleń innych ludzi nie wymaga relatywizmu poznawczego, a nawet
jest chyba odwrotnie: ugruntowane własne przekonania pozwalają na życzliwą
tolerancję dla przekonań innych.
Dlaczego w dzisiejszej Polsce tak mało rozmawiamy ze sobą? Narzucona dyktatem mediów
obowiązuje nas ideologiczna bezalternatywność. W sprawach gospodarczych jest
to neoliberalizm, a światopogląd wyznacza nam nowa siła przewodnia w eleganckim czarnym kolorze. „Zawodowi katolicy", a jest w Polsce taka
dziwaczna i nader głośna grupa społeczna — coraz częściej publicznie
twierdzą, że ich uczucia religijne czymś tam zostały urażone. Jest to tylko
pozorny paradoks, gdyż opanowując świadomość społeczną religijną drażni
ich już samo istnienie innych religii i poglądów, ale największym kamieniem
obrazy jest dyskusyjność istnienia „trójjedynego Boga" i poddawanie w wątpliwość
„bezwzględnej słuszności naszej wiary".
Słyszy się, lub czyta autorytarne wygłaszane różnorodne
poglądy, ale dialogu brak. Nigdy tak nie było, aby cała racja była po jednej
stronie i każdy człowiek ma prawo do własnego rozumienia i własnej oceny
rzeczywistości. Każdy jest godzien szacunku i z każdym, kto nie próbuje nas
urazić, należy rozmawiać, a nawet więcej trzeba starać się zrozumieć jego
racje. Choćby już dlatego, że żyjemy w jednym kraju i jesteśmy skazani na
współistnienie. Musimy więc szukać płaszczyzn porozumienia, a nie zamykać
się we własnym środowisku obawiając się weryfikacji swoich
poglądów wśród myślących inaczej. Bardzo rzadko
spotyka się wypowiedzi pokazujące zrozumienie postawy przeciwnej do własnej.
Niektórym wydaje się, że będąc dziś silnymi mogą sobie pozwolić na
lekceważenie inaczej myślących. Wówczas spotykamy się z agresywnym
odrzuceniem, potępieniem lub wyśmianiem, a ostatecznie, gdy oponent jest
dobrze przygotowanym merytorycznie i brak kontrargumentów, salwowanie się
ucieczką. Czemu tak trudno otworzyć się na dialog.
W
wielu dyskusjach spotykałem się z dwoma alternatywnymi niemożliwościami:
ˇ
Niemożliwym jest w nic nie
wierzyć. Każdy musi w coś wierzyć, choćby we własną niewiarę.
ˇ
Niemożliwym jest być wykształconym
człowiekiem XX wieku i pozostawać wierzącym.
Poprzez
przestudiowaną literaturę najznamienitszych myślicieli zaliczanych do klasyki — jak również przez szczęście osobistego spotkania wyrafinowanych
intelektualistów reprezentujących tak jedną, jak i drugą stronę zaręczam,
iż jest to w pełni możliwe. Natomiast moje zdziwienie budzi dlaczego tak
trudno zrozumieć, że mogą istnieć głęboko przemyślane poglądy przeciwne
własnym.
Sapere aude!
Oświeceniowe
zawołanie Emanuela Kanta nawołujące do odwagi i umiejętności posługiwania
się samodzielnie własnym rozumem jest podstawowym przesłaniem tej książki.
Nie, nie jestem w tym zakresie optymistą,
choćby dlatego że pamiętam, iż już pod koniec lat sześćdziesiątych w moje ręce wpadła książka Bergena Evansa Naturalna historia nonsensu — stając się dla mnie jedną z kilkudziesięciu ważniejszych książek wpływających na dalsze lektury i światopogląd. A był to dla mnie czas młodzieńczej wiary w możliwości ulepszania naszej
rzeczywistości przez naukę. Czas marzeń i antycypacji. Swoją wyobraźnię
konfrontowałem z zapisanymi myślami wielkich wizjonerów.
Czterdzieści
lat minęło. Postąpił postęp, nastąpił rozwój nauki, wzrósł poziom
wykształcenia. W „Res Humanie" 6/2005 znany polski filozof Zdzisław
Cackowski pisze: O człowieku, o jego
powstawaniu i istnieniu wiemy już bardzo dużo. Wobec tej wiedzy marnieją
biblijne opowieści o stworzeniu człowieka. Podtrzymywanie w tych warunkach
tradycyjnego nauczania biblijnego o człowieku jest już nie do utrzymania.
Takie nauczanie jest czymś w rodzaju nowej afery Galileusza, o wiele poważniejszej
od tej siedemnastowiecznej. Wschodnia Europa odzyskała wolność i już
mamy demokrację. Wzrosła niepomiernie ilość tytułów wydawanych książek
(choć ich ogólny nakład się drastycznie zmniejszył). Medialni mędrcy, częstokroć
zaprzeczając dawnym sobie, teraz przeczą, iż wszelki rozwój dokonuje się
po spirali. Zdawałoby się, że „fajnie jest" i pozostało nam już
tylko się cieszyć.
Niedawno otrzymałem do
przeczytania Francisa Wheena „Jak brednie podbiły świat". Książkę
ogromnie tendencyjną. Ukazującą współczesne nagromadzenie głupoty, która
nas otacza, a nawet osacza. Konsekwentnie piętnuje wszelakie odstępstwa
od najważniejszej zdobyczy Oświecenia — wiary w rozum. Znalazłem tam cytat
artykułu sprzed 80 lat — „Homo Neanderthalensis" H. L. Menckena. Nietrudno
zrozumieć, dlaczego człowiek z gminu nienawidzi nauki. Nienawidzi jej, ponieważ
jest złożona, ponieważ w sposób niemożliwy do zniesienia obciąża jego
ograniczoną zdolność pojmowania. Szuka więc zawsze drogi na skróty. Takimi
skrótami są wszelkie przesądy, które mają uprościć, a nawet uczynić
oczywistym to, co niezrozumiałe. Podobnie dzieje na pozornie wyższym poziomie.
(...) Kosmogonie, jakimi zabawiają się ludzie wykształceni, są niezmiernie złożone.
Zrozumienie nawet ich zarysu wymaga ogromnej wiedzy oraz nawyków myślowych.(...)
Kosmogonia zawarta w Księdze Rodzaju jest wszędzie tak prosta, że pojmie ją
każdy kmiot. Jest wyłożona w kilku zdaniach. Ignorantowi oferuje nieodpartą
sensowność nonsensu. Akceptuje on więc on ją z entuzjazmem, i ma jeszcze
jeden powód, by nienawidzić mądrzejszych od siebie.
Nie chce się wierzyć,
że od napisania tego tekstu prawie wiek minął, że dotyczył on ludzi z gminu. Proszę dziś w Polsce posłuchać wybitnych polityków z prawej strony, a nawet tych lewej. Pooglądać telewizję, posłuchać radia, poczytać prasę.
Zastanowić nad oświeceniową misją [ 3 ] współczesnych
polskich intelektualistów. Z jak wielką odwagą w obronie wolności słowa
potrafią zaatakować brody i turbany i jak im się trzęsą portki przed każdym
krzyżykiem.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 3 ] Profesor Jerzy Drewnowski
widzi w dzisiejszych czasach „retenbracje, czyli powrót mroków", w których
ogromną rolę — przy „społecznym odświadamianiu społeczeństwa" -
odgrywają „ściemniacze" szerzący ciemnotę dla własnego indywidualnego
interesu, prestiżu, dobrego samopoczucia lub poczucia misji, bez wyraźnego związku z politycznymi grupami nacisku czy z odpowiadającymi im firmami lub urzędami
oraz „dementorzy" wykorzystujący swoje funkcje dydaktyczne i wychowawcze do
oduczania samodzielnego myślenia. Ściemniacze i dementorzy za pomocą wszystkich dostępnych im środków indoktrynują społeczeństwo
dla jedynie słusznej opcji. Dają wrażenie obcowania z Pięknem, Dobrem i Prawdą oraz poczucie wiedzy o rzeczywistych mechanizmach władzy wraz z możliwością
bezkrytycznego kultu religijno-politycznych przywódców, ale w zamian za
zasadniczą odpowiedź — komu taki światopogląd rzeczywiście służy?
Dziś nr 2/06. « Outlook on life (Published: 06-08-2006 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 4971 |
|