|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Pro choice i pro life - rozbieżne dyskursy [2] Author of this text: Ryszard Paradowski
O legitymizacji przez prawo wspomniałem nie bez przyczyny, w ostatecznym
rachunku bowiem chodzi o to, by kwestię aborcji prawnie zobiektywizować. Z tym, że pogląd, który przybrał formę prawa (na przykład formę zakazu
aborcji, albo na przykład formę jej nieograniczonej i powszechnej dostępności)
nie ma, jak się wydaje, dostatecznej obiektywnej podstawy, a tym samym -
wystarczającej legitymacji. Jak możliwe jest zobiektywizowanie problemu, a co
za tym idzie, zapewnienie jego ewentualnej formie prawnej dostatecznej
legitymacji? Zanim jednak spróbujemy przekroczyć ograniczenia, jakie z natury rzeczy
są udziałem każdego poglądu, wróćmy jeszcze do drugiego z głównych
problemów, wokół których toczy się debata. Ten drugi problem to, jak już
wiemy, kwestia kompetencji. O ile jednak poglądy na to, czym jest życie ludzkie i od
jakiego momentu zaczyna się człowiek, są w debacie dość dobrze wyrażone
(cała historia religii i filozofii jest w gruncie rzeczy sprawozdaniem z tej części
debaty), to kwestia kompetencji nie jest w niej równie dobrze rozwinięta.
W każdym
razie brak w niej tej symetrii, jaka (przy całej odmienności a nawet
przeciwstawności poglądu) cechuje „antropologiczny" aspekt debaty. Kwestia
kompetencji etycznej występuje za pośrednictwem zespołu argumentów, ujętych
łącznie jako „prawa kobiety". Wydaje się to niewystarczające z dwóch
powodów. Po pierwsze, należałoby owe prawa rozpatrzyć w szerszym kontekście
kompetencji stanowiących, czyli kompetencji etycznych, a więc statusu podmiotu
etyki [ 9 ]
i, po drugie, tego, komu status
taki przysługuje, i to zarówno w sensie ogólnym (metafizycznym, itp.), jak i w sensie społecznym. Zauważymy wówczas przede wszystkim, że o ile w odniesieniu do pozycji społecznej pro
choice wyraźnie wskazuje na społeczną
dyskryminację kobiet i domaga się dla nich praw równych z mężczyznami,
a pro
life wskazuje (uchodząc tym samym od
bezpośredniego zajęcia się kwestią dyskryminacji) na interesy społeczeństwa i autorytet Boga (co, jak wiadomo przynajmniej
od czasów Durkheima, jest z grubsza biorąc jednym i tym samym), o tyle pro
choice nie rozciąga kwestii praw
kobiet na zagadnienie źródła prawa (gdzie kompetencja przysługiwałaby
oczywiście nie tylko kobietom), gdy tymczasem pro
life wyraźnie przypisuje w tym względzie
kompetencję Bogu, a pośrednio (a często również expressis
verbis) „społeczeństwu" — czyli
sobie — części, pojętej jako tożsama z całością. Tymczasem kwestia
kompetencji wymaga również pewnej symetrii, a więc zrekonstruowania
podstawowych w tym względzie poglądów. Tu jednak natykamy się na pewną
trudność: o ile pro life
odważnie (chociaż zarazem w sposób mitologicznie zawikłany) przypisuje
kompetencję etyczną sobie (literalnie przypisuje ją Bogu, zarazem jednak
określa swój pogląd jako tożsamy z wolą Boga), o tyle pro choice,
jak powiedziałem, ogranicza się do kwestii dyskryminacji i potrzeby jej
przezwyciężenia [ 10 ].
Pro choice
nie ma poglądu, wychodzącego poza kwestię uprawnień, rzetelność jednak
wymaga, byśmy dlań taki pogląd stworzyli — bez tego bowiem nie uzyskamy
niezbędnej dla zobiektywizowania problemu symetrii. Chodzi oczywiście nie o protezę, lecz o pogląd z ducha pro
choice, pogląd, który może być
jego immanentną częścią.
Zasadnicza możliwość takiego poglądu została już wyżej pokrótce
zasygnalizowana [ 11 ].
Chodzi o odpowiedź na pytanie, skąd się biorą wartości podstawowe, które, w postaci określonych form kulturowych — norm, zasad, praw, przykazań -
istnieją w kulturze, ale nie w niej (właśnie w przeciwieństwie do form) są
wytwarzane. Istnieje szeroko rozpowszechnione przekonanie, że to transcendencja
jest „miejscem", w którym owe wartości powstają [ 12 ],
zanim przybiorą, za sprawą ludzkiej twórczości, kulturowa formę. Podzielam
ten pogląd, z tym zastrzeżeniem, że to, co powszechnie uchodzi za
transcendencję — Bóg, niebo itp. — jest jedynie jej kulturową formą, formą
mitologiczną, w jakiej ludzie wyobrażają sobie coś, co z natury rzeczy jest
trudno wyrażalne w języku i racjonalnym dyskursie [ 13 ].
Tym bardziej, że filozofia, która stawia sobie za cel zrozumienie i wyrażenie w języku racjonalnego dyskursu „języka" form, sama nie jest wolna od niektórych
przynajmniej ograniczeń, właściwym owym formom, choćby dlatego, że posługuje
się językiem i pojęciami, a więc formami jak najbardziej kulturowymi; co więcej,
sama jest zapewne formą pośród innych form. Najpewniej nie istnieje jakieś
takie"experimentum
crucis", które mogłoby się wznieść
ponad pozostałe formy, musiałoby bowiem
samo pozbyć się formy. Jeśli jednak przyjmiemy, że decydująca
jest tu funkcja „intersubiektywnej ważności" i komunikowalności, wówczas
przyjdzie się zgodzić, że 1. wszystkie formy, jako formy
transcendencji, jakoś ją wyrażają, i że 2. niektóre wyrażają ją pełniej, zaś spośród nich 3. filozofia
wyraża je najpełniej, co można jednak stwierdzić nie przez porównanie formy z samą transcendencją (to jest
bowiem niemożliwe), ale przez 4. porównanie form, a to można zrobić jedynie językiem
filozofii (i ogólnie językiem krytycznej, intersubiektywnie zrozumiałej
komunikacji). Ale nie zaszkodzi zacząć, jak zwykle [ 14 ],
od mitu. Będzie nim starotestamentowy mit o stworzeniu człowieka,
dopowiedziany jednak językiem filozofii i z pomocą tego języka zinterpretowany. Ujawnienie tego faktu (faktu
zaangażowania filozofii w interpretację mitu) jest tym bardziej konieczne, że
inna interpretacja (interpretacja z pomocą innego języka), ukazuje inny
„kształt" transcendencji. A przede wszystkim — utożsamia z transcendencją
okrojoną wersję mitu.
Okrojoną (a tym samym zubożoną [ 15 ])
wersję mitu proponuje religia. Typowym przykładem takiego zabiegu jest
przedstawianie antropogenezy jako upadku, zaś złożoności transcendencji jako
dzieła bożego.
Skąd się biorą wartości podstawowe? „Wiedza" na ich temat tkwi w owocach z drzewa wiadomości złego i dobrego, człowiekowi jednak zabroniono
„zrywania i spożywania" tych owoców [ 16 ] .
Jest więc „drzewo" potencjalnym źródłem wartości podstawowych, co już
samo przez się narusza religijnie zakładaną jedność transcendencji,
jakkolwiek na razie tylko źródłem potencjalnym. Rzeczywistym (i jedynym, jeśli
nie liczyć niepokojącej potencji tkwiącej w zakazanym drzewie) ich źródłem
jest wszechmocny i wszechwiedzący Bóg, a więc niewątpliwie ktoś bardzo
silny, którego siła dodatkowo wzmocniona jest jeszcze przez (wszech) wiedzę. I to właściwie wszystko, co mit w jego okrojonej, religijnej wersji ma do
powiedzenia na temat transcendencji. Tymczasem mit biblijny mówi na ten temat
znacznie więcej. Nawet w tej swojej części, w której opowiada o zakazie, mówi
więcej. „Mówi" o milczącej zgodzie człowieka (a ściślej rzecz biorąc — mężczyzny) na ten zakaz, mówi o milczącym podporządkowaniu się
zakazowi. Mówi tym samym, że człowiek zakazowi się nie przeciwstawił, że
go (milcząco) zaakceptował, że zatem wytworzona została (łącznie przez
zakaz i zgodę nań) jakaś fundamentalna relacja — między tym, który zakaz
sformułował, i tym, który się mu nie sprzeciwił. Ale to tylko korekta
korekty: ukazanie tego, co inna interpretacja w tym „wydarzeniu" przemilcza.
Ale jest w micie coś jeszcze istotniejszego. Jest jego część druga,
uzupełniająca, ale i negująca pierwszą: jest opowieść o zerwaniu owocu. Różne
jej szczegóły podnosiłem już w innym miejscu, więc ograniczę się tu do
tego, co najważniejsze — do reakcji Boga na „nieposłuszeństwo". Otóż
składa się ona z dwóch wyraźnie odmiennych stadiów: stadium reakcji na
nieposłuszeństwo jako nieposłuszeństwo i stadium reakcji na nie jak na przełom,
zmieniający zasadniczo nie tylko status człowieka (który stał się teraz
„taki jak My", bo „zna dobro i zło" [ 17 ])
ale i status Boga: nie jest on już odtąd jedynym źródłem wartości i, co więcej,
jest tego świadom. Ten nowy stan świadomości nie
sprowadza się jednak do prostej konstatacji faktu, fakt ten bowiem w istocie jeszcze nie zaistniał; powiedzmy, że zaistniała dopiero świadomość
tego, że to, co wydawało się dotąd absolutne ( władza zakazywania), już
takie nie jest. Konstatacja równej kompetencji jest przede wszystkim konstatacją
własnej ograniczonej kompetencji, po drugie — wyrazem dostrzeżenia i przyjęcia
do wiadomości, że człowiek „zerwaniem owocu" zapewnił sobie przejście
od stanu braku kompetencji do kompetencji takiej, jaką (teraz! [ 18 ])
ma Bóg. Nowa sytuacja, w jakiej znaleźli się obaj, i Bóg, i człowiek,
polega przede wszystkim na unieważnieniu (jako stanu poprzedniego, ale nie jako
ustanowionej wówczas zasady) relacji panowania i podporządkowania,
jaka ich dotąd łączyła. Człowiek dokonał wyboru: uznał się za
kompetentnego, i Bóg dokonał wyboru: uznał się za kompetentnego i za
kompetentnego uznał człowieka. Stworzył tym samym nowy wzór: o ile
poprzednio kompetencję przyznawał wyłącznie sobie, odmawiając jej zarazem
człowiekowi, o tyle teraz pokazał, że można przyznać kompetencję innemu,
nie rezygnując jednocześnie samemu z uznania się za kompetentnego. Ten nowy
standard, nowy paradygmat, nowa w a
r t o ś ć p o d s t a w o w a, stała się punktem wyjścia dla
wynalezienia nowej formy kulturowej: Bóg zaproponował człowiekowi przymierze.
Tym samym — zgodnie ze Starym Testamentem, i zgodnie z interpretującą go
filozofią [ 19 ]- powstała transcendencja i powstała kultura. Na pierwszą z nich
(transcendencję) złożyły się dwie wartości-relacje podstawowe: uznanie się
silnego za kompetentnego, połączone z odmówieniem kompetencji słabemu i uznaniem przez słabego swojej niekompetencji (1) oraz wzajemne uznanie się
stron za równie kompetentne (2), na drugą (kulturę) — autorytet (1) i przymierze, porozumienie, umowa (2). Zgodnie z religijnym rozumieniem
transcendencji kompetencja etyczna przysługuje Bogu i tym, którzy (przekonają
innych, że) przemawiają w jego imieniu, a więc narzucą innym swoją władzę,
zmuszając ich do uznania swojej niekompetencji. Innymi słowy, cechą immanentną
stanowiska religijnego jest przypisanie kompetencji sobie, połączone z odmową
przyznania jej tym wszystkim, którzy inaczej definiują dobro i zło. Zgodnie z filozoficznie wywiedzioną z mitu, ale też filozoficznie zrekonstruowaną z pomocą kategorii transcendencją, kompetencja etyczna przysługuje wszystkim
podmiotom. Samo przez się stwierdzenie, że „człowiek stał się taki jak
My" nie usunęło sprzeczności, stało się jednak krokiem do jej rozwiązania
poprzez jej zaakceptowanie — jest więcej niż pewne, że kompetentne
jednostki różnie będą dobro i zło definiować, będą mieć na ich temat różne
poglądy. Tę właśnie sytuację z góry akceptuje starotestamentowy Bóg. Ten
subiektywny rozziew (między odmiennymi poglądami) wymaga oczywiście
zobiektywizowania, wymaga ustanowienia porządku. O ile w pierwszym przypadku
tym porządkiem jest despotyzm, to w drugim jest nim przymierze. Strony,
reprezentujące odmienne poglądy, uznając wzajemnie swoje prawo do ich
posiadania i wyrażania, zarazem w drodze umowy znoszą tę sprzeczność
poprzez uzgodnione prawo. Ustawodawcy i sądy wielu państw
dokonują takiego Aufhebung również w odniesieniu do aborcji. Łączą ogień z wodą: odpowiednio zrelatywizowany
dogmat w kwestii „życia" z nieautorytarnym, a zarazem umiarkowanym
stanowiskiem w kwestii indywidualnej kompetencji, zwłaszcza — kompetencji
kobiety.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 9 ] W sprawie rozróżnienia podmiotu etycznego i podmiotu etyki i metafizycznych odniesień tego rozróżnienia zob. W.Paradowska, O
podmiocie etycznym i podmiocie etyki, w: R.Paradowski (red.), Unia
Europejska a społeczeństwo obywatelskie, Poznań 2005, s. 63. [ 10 ] W zakresie kompetencji, bo poza tym odwołuje się oczywiście również
do innych argumentów. "Stanowisko Pro-Choice — pisze J.Hołówka — broniące prawa kobiety do przerywania ciąży w jej początkowym okresie, uzasadnia się dziś głównie za pomocą argumentów
neurofizjologicznych". Zob. J. Hołówka, Etyka w działaniu, op.
cit., s. 193. Jeśli to prawda, to świadczy to o słabości tej strony w debacie, ale nie dlatego, by argumenty naukowe były słabe (chociaż też,
bo autorytet nauki zawsze musi ustąpić przed autorytetem Boga), ale
dlatego, że to pro life na obszarze „prawdy" czuje się u siebie, gdy tymczasem stronie pro choice właściwszy jest obszar
kompetencji. [ 12 ] Pomijam tu inny, również dość popularny pogląd,
że mają one swe
źródło w samej naturze. Najnowszym wcieleniem tego poglądu jest tzw.
socjobiologia. [ 13 ] Transcendencję jako znajdującą się nie tylko
p o z a naturą, ale i poza kulturą, najlepiej wyrazić może
milczenie (co może być mylące, bo milczenie najczęściej nic nie wyraża),
stąd tzw. apofatyczna teologia albo znajdująca się jakoby poza tekstem
dialogów właściwa teoria zasad Platona i związana z tym kwestia
niedopowiedzeń (zob. T.A.Szlezak, O nowej interpretacji platońskich
dialogów, Kęty 2005, s. 18 i n. [ 14 ] Por. np. R.Paradowski, Władza i prawo. Studium z hermeneutyki
politycznej, Środkowoeuropejskie Studia Polityczne, 2004, nr 2. [ 15 ] Zubożona nie formalnie , bo cała opowieść jest przytaczana, ale
merytorycznie — wymowa niektórych
jej części przytłumiona, zaś niektóre znaczenia odwrócone w taki
sposób, by usunąć sprzeczności. Przy czym pod pojęciem sprzeczności
rozumiem tu zamierzoną obecność tez antynomicznych, a nie niekonsekwencje
narracji. [ 17 ] Rdz 3,22. Antropogeneza to zarazem wytworzenie kompetencji etycznej,
czyli podmiotowości, powstającej i istniejącej jedynie w strukturze wzajemnego jej uznania. Ściśle więc rzecz biorąc, w świetle powyższego kompetencja etyczna podmiotu, nie uznającego takiej
samej kompetencji innego, nie jest w istocie kompetencją etyczną,
lecz kompetencją władczą, a podmiot takiej kompetencji nie jest
podmiotem par excellence, lecz podmiotem władzy. Warunkiem
koniecznym mojej podmiotowości jest domaganie się uznania jej przez innego i uznanie jego podmiotowości przeze mnie. Inaczej mówiąc, warunkiem
koniecznym podmiotowości jest podmiotowość, a nie przedmiot lub cel, na
jaki ktoś jest zorientowany. Nie relacja z przedmiotem
(„podmiot-przedmiot") konstytuuje podmiot, lecz relacja z podmiotem
(„podmiot-podmiot"). [ 18 ] Nigdy dość podkreślania, że teraz człowiek nie stał się taki
jak Bóg sprzed zerwania przez człowieka owocu, ale taki, jakim stał się
Bóg po tym, jak człowiek owoc zerwał. [ 19 ] Zob. W.Paradowska, R. Paradowski, Władza i prawo. Filozoficzne podstawy wyboru politycznego i teorii polityki, Przegląd Politologiczny 2004, nr 2. « (Published: 21-12-2006 )
Ryszard ParadowskiFilozof (metafizyka, filozofia kultury, filozofia polityczna), rosjoznawca, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Instytutu Ameryk i Europy, gdzie jest zastępcą dyrektora do spraw nauki i wykłada filozofię i filozofię kultury. Ostatnio opublikował książkę „Metafizyka i kultura. Repetycje kartezjańskie”, Wydawnictwo Centrum Studiów Latynoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011 i artykuł Religia jako ideologia, w kwartalniku: Środkowoeuropejskie Studia Polityczne (1/2012, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu). Number of texts in service: 9 Show other texts of this author Newest author's article: Definiowanie boga i człowieka w Księdze Rodzaju | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5166 |
|