|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
O zniewolniczeniu. Rozważania nad niesamodzielnością wiary [1] Author of this text: Jerzy Drewnowski
1. Kwestia zasadnicza.
Wedle autorytetów kościelnych wiara w stosunku do religijności, rozumianej
jako harmonizująca z religią postawa życiowa oraz odpowiadający religii sposób
przeżywania siebie i świata, pełni rolę głównej i fundamentalnej przyczyny. Zarazem ma tkwić owa wiara głębokimi korzeniami w „ludzkim otwarciu na Boga", czyli w jej bezpośredniej potrzebie odczuwanej według tychże autorytetów
przez każdego człowieka. Również to przekonanie, niezależnie od jego jawnej
nieprawdziwości, zawiera tezę o wierze jako o pewnym pierwotnym fundamencie.
Tymczasem łatwo zauważyć, że w rzeczywistości sprawy mają się raczej na odwrót, że mianowicie wiara ma
charakter w istotnych aspektach wtórny i zależny, i o tej niesamodzielności
wiary chciałbym mówić.
Lecz
przede wszystkim chodzi mi zgodnie z zapowiedzią o to, że wiara i w sensie wyznawania jej zasad, i jako zaufanie
do Boga, potrzebuje koniecznie pewnej bazy, którą stanowi — obok
warunków zewnętrznych — istnienie oraz nieistnienie swoistych wewnętrznych
predyspozycji. One to, włącznie z tym, co jest w nich
mankamentem lub nieistnieniem, mogą
tworzyć zjawisko, które określiłbym mianem serwilizacji lub zniewolniczenia. Twierdzę, iż stanowi ono istotę religijności, z której wypływa
wiara. Odnoszę to nie tyle do religii jako takiej, co raczej do religii
wywiedzionych z judaizmu w tych ich
wersjach, których kształtowaniem zajmują się kościoły.
Postawa
autorytarna z właściwą jej niską oceną
wolności i ucieczką od
niej, choć sytuuje się w centrum sprawy, nie
wyczerpuje jej całkowicie. Rzecz bowiem nie tylko w stanach ducha, by
tak rzec naturalnych, wynikających na przykład z instynktu stadnego, lecz i w
tym także, że sam autorytaryzm i inne komponenty zniewolniczenia są po części
swego rodzaju artefaktem: że mianowicie są
wypracowywane celowo w interesie autorytarnej władzy; i to z pewnym trudem, ponieważ, jak poucza obserwacja, rozum człowieka dysponuje potężną
siłą bronienia się przed wiarą,
zwłaszcza odległą od spraw bytowych.
2. Odporność rozumu wobec credo i fides.
Odporność ta rzuca się w oczy każdemu nieuprzedzonemu. Przede
wszystkim jako awersja wobec religijnej teorii: także w biedzie i w nieszczęściu zasady wiary i religii, zawarte na przykład w chrześcijańskim credo, z reguły nie
budzą chęci ich poznawania lub choćby
pamięciowego opanowywania. Nawet w sytuacjach poszukiwania ratunku w wielkim
zagrożeniu na ogół uaktywnia się wiara bardzo ogólnikowa, a właściwie
jedynie coś na kształt nadziei na pomoc, bez
potrzeby przywoływania credo. Także w bólu po utracie bliskich wierzący
zatapia się raczej w nastroju pociechy, ewentualnie w poetyckich
religijnych słowach lub melodiach, niż sięga do zasad wiary. Również w samym
zaufaniu do Boga jako wspomożyciela, wierzący zdradza na ogół znaczne
umiarkowanie. Wiele osób chętnie
dopuszcza myśl, że Bóg udzielił im pomocy w przeszłości, jednakże co do
przyszłości większość jest bardziej ostrożna. O zbawieniu myśli rzadko
kto, a ratunku w zagrożeniach doczesnych szuka się raczej w racjonalnych działaniach.
Kto mówi „w Bogu nadzieja", ten ma jej w sobie niewiele. Niekiedy w chwilach ogromnego lęku, gdy
wszystko inne zawiodło, wiara
wypełnia niejako cały umysł. Lecz,
gdy lęk minie, rozum nie daje za wygraną i zgłasza wątpliwości.
To
prawda, że istnieją ludzie wierzący silniej i wątpiący rzadziej. Najczęściej
dzieje się tak jednak w sytuacji nieszczęścia i stałego wystawienia na kościelne
zabiegi
wychowawcze. Jak w wypadku owych codziennie „praktykujących",
nieszczęśliwych i niewykształconych kobiet, które tak bardzo sobie
ceni sobie Kościół Katolicki.
3. Niesamodzielność wiary. Katechizmowa
teza o zakorzenieniu wiary w naturze człowieka wedle obserwacji i doświadczenia
jest sama również artykułem wiary i niczym więcej. Odpowiedź najbardziej
prawdopodobna na pytanie, skąd bierze się wiara, brzmi: z biedy i nieszczęścia, z presji otoczenia i ciągłego
nauczania. Z powtarzania treści religijnych w słowach
oderwanych od powszedniości, odczuwanych
jako wzniosłe i głębokie, nie
bardzo zrozumiałych. Konserwowanie
wiary ma te same źródła, a stałe przebywanie wśród ludzi
nauczanych w podobny sposób ma znaczenie szczególne. Opuszczenie środowiska,
na przykład w wyniku emigracji, prowadzi często do utraty wiary.
Lecz
przede wszystkim nauczanie wiary
idzie na marne w sytuacji ateizującej, którą bym nazwał podstawową, tak
wydaje się ważna. Tworzą ją przede wszystkim stosunki takie, jakie panowały
do niedawna w Zachodniej Europie: prawie doskonałe zabezpieczenia socjalne,
sprawna służba zdrowia, sieć stowarzyszeń ukierunkowanych na wspólną
rozrywkę lub działalność społeczną. Jak
choćby w Niemczech z ich dość słabą kondycją wiary mimo nauczania
religii w szkołach.
4. Nadzwyczajna wartość ubóstwa.
Ubóstwo i nędza mają dla
krzewienia wiary wartość nieocenioną. Nie tylko jako źródło religijności płynącej stąd bezpośrednio, to znaczy z lęku o byt, lecz także za pośrednictwem
niedorozwoju i innych nieszczęść. Niejako w myśl nie ukutej jeszcze, paradoksalnej dewizy
„jak najwięcej człowiekowi odebrać, by
jak najwięcej dawał". A najcenniejsze dla religijności jest tutaj
to, że bieda przez niedorozwój i nieszczęścia niszczy
wolność i że nie tylko odbiera ją aktualnie, lecz także zapobiega jej w następnym pokoleniu. Niszczy bieda wolność już przez to, że niweczy chęć
do refleksji nad przyrodą i społeczeństwem. Zdolność do pojmowania
rzeczywistości społecznej karleje w zarodku, a celowe zabiegi społecznego odświadomiania dokonują reszty. Odświadomienie z biedą
obierają wolność i przez to, iż
utwierdzają człowieka w emocjonalnej i wyobraźniowej niedorosłości cywilnej, w procesach odwrotnych do
procesu Oświecenia, w którym — jak u Kanta — niedorosłość porzucamy.
Niedorosłość jest tu jednym z aspektów postawy życiowej, którą ośmielę
się nazwać stanem zniewolniczenia, w którym bieda i wiara sprawiają razem,
że nie jesteśmy zdolni do poprawiania
ani świata, ani swego losu.
5. Zniewolniczenie udziecinniające. Tak
można nazwać ów leżący u podstaw wiary stan ubezwłasnowolnienia, w którym
społeczne odświadomienie ma zwykle charakter infantylizacji, czyli
udziecinnienia. W ujęciach kościelnych udziecinnienie postaw życiowych i percepcji świata przybiera sobie nieco inne nazwy i deklaruje jako
cel prawdziwe szczęście człowieka. W społecznej rzeczywistości służy głównie
władzy i bogactwu tych, którzy władzę dzierżą, i realnemu podporządkowaniu
pozostałych. Warto
wracać w tym kontekście do lektury Nietzschego, Feuerbacha, Marksa i Fromma. Lecz przede wszystkim
dobrze jest pamiętać, że chodzi tu o teorie, lecz przede wszystkim o sprawy praktyczne bardzo niebezpieczne, zwłaszcza w okresach narastającej koncentracji władzy i pieniądza.
Zniewolniczenie,
na którym zwykle budują religie, nie ogranicza się do religii, lecz obejmuje
całe nasze życie, jako utrwalona jednostkowo i wspólnotowo postawa
autorytarna. Jako autorytaryzm w tej wersji,
której głównym adresatem są nie panowie,
lecz raczej niewolnicy, służba i dzieci, lub po prostu my wszyscy, nie
posiadający władzy. Dokonuje się to
zniewolniczenie, jak sądzę, dwiema zwłaszcza drogami. Jedną z nich widzę w konserwowaniu infantylnego sposobu
rozumowania i myślenia o świecie. Istota drugiej — to infantylno-niewolniczy
model emocji, wyobraźni i powinności moralnych, wewnętrznie spójny i skrajnie prosty, by nie rzec prymitywny, będący — powtórzę — rdzeniem
religijności, w wersjach popieranych przez kościoły. Propagowany w naszych czasach nowego niewolnictwa z rosnącą nachalnością, a dyktujący jednoznacznie, jak
mamy traktować siebie w stosunku do silniejszych.
Otóż
przede wszystkim — zgodnie z tym modelem lub wzorcem — trzeba żyć, jak
niewolnik lub zakonnik, w pokorze i posłuszeństwie, w nieustannym lęku, a zarazem bez
jakiejkolwiek myśli o buncie. Trzeba także uważać za naturalne, że o wszystkim, co ważne, decyduje ktoś
inny i że nawet życie osobiste niewolnika nie jest jego własnym życiem przez
siebie osobiście kształtowanym wedle własnej potrzeby i rozumu. Zdarzała się
taka swoboda i wolność sumienia niewolnikom w państwach starożytnych,
dzisiaj w chrześcijaństwie i islamie — autorytety wiedzą lepiej, co
dla człowieka w tych sprawach dobre. Rozumowy sprawdzian pożytków albo
szkód społecznych również nic nie znaczą. Aktualne przykłady — nie tylko w nauczaniu islamistów, także całkiem blisko, choćby w „Veritatis
splendor" Jana Pawła II, gdzie pewnej wiedzy o moralności nie ma żaden człowiek
poniżej rangi biskupa.
Tym
bardziej nie myśli dobry niewolnik samodzielnie o tym, by poprawiać swój los
po swojemu i bez pomocy pana, a już uchowaj Boże
wbrew panu i jego prawu, wie i czuje bowiem, że ze swej natury nic nie
może, słaby jak dziecko. Jeśli jakaś poprawa jest mu potrzebna i jeśli jest
rzeczywiście możliwa, to wedle
reguł ustalonych przez odpowiednią odgórną instancję. Jak w encyklikach społecznych
wymienionego papieża, gdzie — zauważmy — propozycje reform na rzecz ubogich
formułują nie oni, lecz Kościół. Godzi
się zatem dobry niewolnik ze swoim losem jako jedynym możliwym i nie marzy o lepszym świecie. Za swoją własną moralność
własnym sumieniem pilnowaną przyjmuje ideologię swych panów, dla jego
zniewolniczenia stworzoną. Gdy chodzi o nasze czasy, jest to ideologia
neoliberalna, ale także ta, którą odnajdujemy w tekstach kościelnych. Na przykład w papieskich pouczeniach
o caritas, wedle których nie wolno nam
ani marzyć o naprawianiu świata, ani wyznawać ideologii, która
takie marzenie hołubi. Wedle tychże pouczeń nie myślimy także — broń Boże — o partycypowaniu we władzy, ponieważ władzę nad
światem sprawuje Bóg i tylko on, jak podkreśla Benedykt XVI z przytupem.
Człowiek
bez władzy, który uwewnętrznił sobie te odwieczne pańskie wskazania, jest
jak miłujący sługa, a zarazem jak mała dziewczynka. Jak owa zastraszona i zapłakana dziewczynka z dziewiętnastowiecznych
obrazów, kryjąca się pod płaszcz ukochanej matki. I zarazem jak stara udręczona
kobieta, która nie filozofuje, tylko po prostu zawierzyła — Jezusowi, Ojcu
Pio lub Maryi. Rzecz jasna, sprawa nie jest identyczna z jednostkowym
infantylizmem lub niedorozwojem. Zniewolniczenie w skali i perspektywie społecznej — to owoc złożonego zespołu procesów, psychologicznych, społecznych i ekonomiczno-politycznych, z całą ogromną przestrzenią etycznych i umysłowych pustek. W każdym
razie, niewolniczo-dziecinna postawa emocjonalna
łączy się w jedno z owym dziecinnym sposobem myślenia o świecie i rozumowania, o którym już wspomniałem.
Szczególne znaczenie mają tutaj mankamenty w zakresie myślenia ogólnego i abstrakcyjnego.
1 2 Dalej..
« (Published: 24-12-2006 )
Jerzy DrewnowskiUr.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych. Private site
Number of texts in service: 24 Show other texts of this author Newest author's article: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5171 |
|