The RationalistSkip to content


We have registered
204.983.344 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Friedrich Nietzsche - Antychryst
Koszulka racjonalisty
« Reading room  
Sarmaty i scyty [6]
Author of this text:

— Za co — zapytał Wiewiór — za co tu wrzucili?

— Jeszcze nie wiem. Za dywersję ideologiczną. Może powiedzą, że za brak czujności. Zastrzelono u mnie oficera Informacji.

— Podziemie? Wyrok?

— Gdyby chłopcy z lasu, nie byłoby afery.

— To kto?

— Chcieli aresztować mojego zastępcę do spraw politycznych, ruskiego majora. Porządny chłop, nie dopuścił. Jego pomocnik od razu nogę dał, czekać nie miał na co. Towarzysza z Informacji znaleźli na kwaterze. Trzy kule w głowie, czwarta w sercu.

Wiewiór znów długo milczał, kołysząc się, cicho stękając. Nie wyglądał dobrze, raczej całkiem kiepsko, nawet w tej półciemności.

— Dwa lata temu — wydusił skądś z trzewi — bił mnie osobiście szef radomskiego gestapo, SS-Oberführer Metzger, porządny nazista. Rzeźnik z nazwiska i upodobania. Gorzej mnie załatwił, ale wytrzymałem. Teraz, kiedy biją nasi, w dodatku za to samo, to trudniej wytrzymać. Właśnie dlatego, że biją za to samo. Za to, że nie ma już w co wierzyć.

Powiedział, jakby nie płuca, ale duszę wypluwał. Bo po co potrzebna dusza, skoro nie ma w co wierzyć?

Obsunął się po ścianie, jak przedtem na brzuch. Słoma buchnęła smrodliwą wonią. Koszula na plecach Wiewióra poprzecinana była jak nożycami, w przecięciach siniało, czerniało posiekane mięso.

— Brzuch — chrypiał - tylko trzciną bili, kopali. Plecy batem i stalowym prętem. Szybciej traci się czucie, ale skutki gorsze. Brzuch za to bardziej boli.

— Za co wsadzili? Z lasu? Ujawniony?

— Oni znają powód i nie mówią prawdy. Ja też wiem, za co i nie powiem. Niech będzie to co mówią. Nie zameldowałem, że moi przyjaciele to zaplute pachołki z Armii Krajowej, nieujawnieni. Bezpieka znalazła ich na liście amnestyjnej z dawnego „Nie", teraz z WiN.

— Aresztowani?

— Ktoś uprzedził, poszli do lasu. Ja zostałem.

— Dlaczego? Też byłeś w AK, porucznik, prawda?

— W AK porucznik, w ludowym kapitan. Na polecenie reakcji przyczaiłem się w sztabie, chociaż nie byłem w „Nie" ani WiN. Lasu zawsze się bałem. Od małego. Wilków.

— I wilkołaków, co?

— Tak, wilkołaków najwięcej. I Czarnych Kapturków ze stenami. Tych, co jak aniołki spadali z nieba, żeby wykonać tajne zadanie, którego nigdy nie było.

— Gdzie działałeś? W Warszawie?

— W Warszawie też. W Łodzi, Krakowie, Radomiu. Ktoś mnie sypnął, ale chłopcy odbili z transportu. Długo się kurowałem. Tak, wtedy mi ptaszki śpiewały.

Wywiad albo dywersja. Za wywiad skąpo, ale płacił Churchill, za dywersję nie płacił Stalin, płacił naród. Więc broń u nogi. Informacja poszukuje archiwum wywiadu Armii Krajowej. Szaleją, dostają kota. Z tego powodu u nich też kilka łbów poleciało.

— Ciekawe — chrypnął Wiewiór.- Po co im archiwum?

Podpułkownik nie lubił odpowiadać na głupie pytania. Był przekonany, że Wiewiór lepiej zna odpowiedź. Chodziło o listy tajnych współpracowników, konfidentów gestapo i policji. Nie po to, by stawiać ich przed sądami. Nie wyłącznie po to. Jeszcze się nie domyślał, o co naprawdę chodziło.

Przeklęty czas, czas milczenia. Nie można być pewnym nawet siebie samego, samemu sobie ufać nie można. Bo jeśli staną nad tobą z takim skórzanym batem? Z metalowym prętem? Z papierosem?

Zacisnął zęby, oparł się o ścianę, ale tylko na moment. Ściana pokryta była warstwą cienkiego lodu.

Bierność, przerażenie — gorszych rzeczy nie ma. Najcięższe frontowe chwile wydają się szczęśliwe. Bo oto się okazuje, że tam nie było czego się bać. Prawdziwy strach rodzi nienawiść. Nienawiść daje siłę. Czas wygrywa ze strachem, z nienawiścią. Kamień, nożyce, papier. Gramy?

Skazany na wspólnictwo. Z kim? Z nimi. Był wspólnikiem, który nie mówi „my", który mówi „oni". Nie swoim, „ich" wspólnikiem został. Narzędziem, cudzą ręką. Nie może zaprzeczyć, świadomą. Jego lojalność miała jednak granice, co właśnie się okazało. Dwie możliwości były — skreślić te granice, lub upaść na samo dno. Powrotu nie przewidziano.

Przecież wiedział o tym, od samego początku. Też możliwości miał dwie — iść z nimi, ratować kraj od morderców, lub czekać, by uczynili to inni. Ci inni byli dalecy, niczego nie obiecywali. Po prostu w nich wierzono. W polskiej polityce wiara znaczy o wiele więcej, niż w jakiejkolwiek religii.

Czekanie na innych oznaczało czas. Czas wymierny był miarą krwi. To nic, od tego jest wojna. Wiara dla wyznawców każdej ceny warta. Osobliwie, kiedy płaci naród. Naród — argument w przetargu. Rodzime chamberlainy będą się miały nieźle nawet po stu latach.

Cóż to się porobiło. Ta realna słuszność przyszła do nas ze wschodu, moralna została na zachodzie. Mimo zdrady i kolaboracji, hańby i ucieczki, mimo zbrodniczych błędów, wciąż jest moralną słusznością. Przed trybunałem historii też można iść w zaparte.

Z lewej chór śpiewa „Okę", z prawej -"Czerwone maki", niesłychanie podobne do „Pierwszej brygady". Pomiędzy chórami — wielkie pole śmierci. Dla nie chcących śpiewać. Milczeć też jednak można, byle po którejś stronie.

Osiem miesięcy w śledztwie. Miesiąc w tej zgniłej lodowej norze, potem w stolicy, w dyspozycji Głównego Zarządu Informacji. Tam szło wytrzymać w celach. Przypadło mu nieco mniej, niż dla Wiewióra. Lecz Wiewiór siedział dłużej.

Na rozprawie wszystko im przymierzali, jak w sklepie z wyprzedażą, gdzie ciuchy nie na miarę ubierają, na oko. Z śmiertelną powagą nieznanej nikomu retoryki, wymagającej specjalnych uniwersytetów. Ich zaś prostackie, wojskowe natury — nie pojmowały ogromu swoich zbrodni. Zarzuty właśnie im tak pasowały, jak ciuchy na wyprzedaży. Ale jakoś weszły.

Spotkali się znów w Rawiczu, tam wszyscy się spotykali. Prócz tych, którzy po prostu spotkali swój los. To później się okazywało.

Cela trzydzieści osób, pryczy dwadzieścia. Wojskowi, cywile. Prości, połamani, milczący i spadli z księżyca. Kilku szczególnych, w feldgrau i feldgrün. Hauptmanny, sturmführery. Kameraden, koledzy spod celi.

Wyglądali nieźle, raczej na zadowolonych.

— Żeby się uwolnić od tych kameraden, musieliśmy krwawić przez prawie sześć lat. Kiedy uwolnimy się od towarzyszy?

Wiewiór zamachał rękami, nawet się roześmiał.

— Spójrz na wschodzące słoneczko, dziś akurat czerwone. Odpowiedź na twoje pytanie będzie aktualna za pięćdziesiąt lat. Może nawet za sto.


1 2 3 4 5 6 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kilka uwag o telewizji
Wielki Inkwizytor

 Comment on this article..   See comments (3)..   


« Reading room   (Published: 10-02-2007 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Zbysław Śmigielski
Powieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014.
 Private site
 Numer GG: 3401579

 Number of texts in service: 22  Show other texts of this author
 Newest author's article: Nostalgia
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5262 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)