|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Introduction » Agnosiewicz
Mój punkt widzenia Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Fides
magistra studii est,
philosophia magistra prudentis est
[Wiara jest nauczycielką gorliwości,
filozofia jest nauczycielką roztropności]
Areligijność
Fot. Agnieszka Zakrzewicz | Nim uznałem, że jedyną właściwą dla
mnie drogą życiową jest sceptycyzm byłem „zatruty Bogiem",
brałem trzykrotny udział w mszach świętych, panicznie bałem się, że w przyszłości będę impotentem, gdyż taki był niechybny los każdego młodego
onanisty. Tak zapewnił mnie ksiądz, któremu wierzyłem. Wierzyłem i bałem
się. Oskarżenie Boga T. Mosera jest zapewne moim psalmem skargi i gniewu wobec Super-Taty
mojego dzieciństwa. Dziś, pomimo, że uznaję swoje ograniczone możliwości
poznawcze, czuję się zupełnie
wyzwolonym z infantylnej idei Królestw Niebiańskich, opatrzności boskiej i tym podobnych bajań. Zdaję sobie sprawę, że mówienie o schyłku religii
jest jednak niepoprawnym optymizmem. Potrzeba Boga jest głęboko zaszczepiona w świadomości ludzkiej i nieprędko zostanie wyrugowana. Jeśli już czujesz, że
koncepcja Boga jest ci w życiu niezbędna i ułatwi ci życiowe zmagania, dam
ci jedną radę: jeśli chcesz zachować swoją wiarę do końca życia — odrzuć
wszystkie religie, kulty i dogmaty. Z własnego doświadczenia mogę stwierdzić, że nic tak
skutecznie nie niszczy wewnętrznej wiary jak religia. Jeśli Bóg istnieje,
biorę go na świadka, że kiedy byłem mały to najbardziej bałem się utraty
wiary w starszym wieku. Czyniłem nieskończone śluby i obietnice, że moja
wiara będzie twarda jak diament i czysta jak łza. Byłem niemalże pewny
swojej niezłomności, ale jak mawiał ksiądz Twardowski:
"Nie bądź pewny ..., bo pewność niepewna".
Nieprawdziwa jest jednak opinia o beznadziejności życia ludzi niereligijnych,
opinia o tym, że są to ludzie bezrefleksyjni i pozbawieni wyobraźni. Jako
jednostka pozbawiona nadziei dalszej zmysłowej kontynuacji bytu po fizycznej śmierci,
nauczyłem się doceniać i wyzyskiwać radość egzystencji ziemskiej. Jak mówi
Księga Koheleta (3,22): "Zobaczyłem więc, że
nie ma nic lepszego nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł, gdyż
taki jego udział. Bo któż mu pozwoli widzieć, co stanie się potem?".
Nie żyję nadzieją, że kiedyś będzie lepiej, wiem, że muszę dołożyć
wszelkich starań, aby już tutaj było lepiej. No i wreszcie -
subiektywny prestiż. Czuję się zaszczycony swą przynależnością do tak
elitarnego grona w skali światowej… Moralność Pomimo, że nie uznaję żadnych systemów moralnych,
nie uważam się za osobę niemoralną. Jednak o to co jest dobre a co złe
pytam się rozumu, a nie „autorytetu" lub organizacji. Jak mówił de
Montaigne: "Poczucie
dobrego i złego zależy w znacznej mierze od naszego o tym mniemania". Dziecięctwo duchowe Swoje duchowe dziecięctwo kończysz wtedy, gdy
odpowiedzi zastępujesz pytaniami. Tę postawę, którą tutaj postuluję,
przeciwnik określił z niesmakiem: „Szukać owszem, ale broń Boże coś
znaleźć". I to jest istota najodważniejszej linii światopoglądowej — ciągle pływaj i niech cię nie zwiedzie syreni śpiew jakiejkolwiek
przystani. Owszem, wyjdź na brzeg, ale nie na długo. Niechaj pytania zawsze
przeważają odpowiedzi. Być może nie znajdziesz Najświętszej Trójcy Słabeuszy — tzw. prawdy, celu i sensu. Masz za to wielkie szanse na coś wspaniałego — satysfakcję. Radość z tego, że z godnością
zniosłeś ciężar poznawania. Wspaniałe poczucie wyższości z racji
zażywania szczęścia bez potrzeby opierania go na łatwych substytutach
prawdy. Czy jest coś piękniejszego nad słowa uznania dla samego siebie u kresu tej wędrówki? — Cholera,
warto było... Stanisław Lem, zapytany o Boga Ojca owej Trójcy Słebeuszy — sens, upewnił mnie jedynie, iż nieodzowność posiadania tego filaru
duchowego jest domeną ludzi pustych w środku, zagubionych i zdezorientowanych
występującym dysonansem między rzeczywistością a założeniami różnorakich
systemów filozoficzno-religijnych. A więc czy odnalazł Pan swój sens, Panie
Lem? "Znalazłem w tym sensie, że go nie szukałem. Nie biegałem
za sensem jak za nietoperzem. Robiłem to, co umiałem i lubiłem. Wstawałem o piątej rano nie dlatego, że mi kazali, tylko dlatego, że lubiłem pisać
… Gdzieżbym miał jeszcze siłę uganiać się za sensem!" Twym
najpełniejszym zwycięstwem nad tłumem „ubogich duchem" jest
zaakceptowanie własnej śmierci. Wszak cóż warte byłoby życie, gdyby nie
Ona? Nie znaczy to bynajmniej, że mamy się cieszyć kiedy umrze ktoś nam
bliski. O nie! To byłoby zbyt altruistyczne — cieszyć się kiedy
odchodzi od nas przyjaciel, któremu tam może być tylko lepiej (gdyż przeniósł
się do krainy Wiecznej Szczęśliwości, względnie zasnął snem wiecznym, w którym wszystko mu wisi i powiewa). My jednak w takiej sytuacji egoistycznie
zapłaczmy — gdyż oto straciliśmy kogoś wartościowego. Co innego kiedy
my mamy odejść — wtedy nie wylewamy łez. "Kiedy
przychodzimy na świat płaczemy, inni się cieszą, kiedy odchodzimy — śmiejmy się, niech
płaczą inni" (Wolter).
Ego Nie zasługuje na potępienie postawa zracjonalizowanego egocentryzmu. Pogardy
natomiast jest godny hipertroficzny egoizm — kosmoegotyzm. Jest to
przypisywanie nadmiernego znaczenia dla wszechświata (Boga) wiecznemu istnieniu
naszej osoby. Wiąże się z tym koncepcja życia zagrobowego. Dogmat
spetryfikował tę myśl godną
jaskiniowca, która winna być dawno odrzucona jako szkodliwa i absolutnie
niegodna dwunożnej istoty myślącej. Każdy kto gloryfikuje publicznie wymyślony
byt pośmiertny, winien być uznanym za wichrzyciela i rewolucjonistę. W imię
tej prymitywnej nadziei ludzie nie tylko przestają cenić własne życie (na
ziemi), lecz nadto mordują innych ludzi.
Duchowy hedonizm Wieczne szczęście jest równie absurdalne jak wieczne męki. Idea nieskończonego
cierpienia jakiejkolwiek istoty ludzkiej zdyskredytowała Jezusa jako postać
niegodną szacunku. Jego częste odgrażanie przeciwnikom (kto nie jest ze mną,
jest przeciwko mnie) nie może być zagłuszone przez frazesy o miłości bliźniego
(były to w istocie idee zaczerpnięte z ówczesnych szkół rabinicznych, które
„wzbogacono" kuriozum o kochaniu wrogów). Wieczne szczęście z kolei jest niemożliwe, ze swej istoty — nie istnieje szczęście, jeśli
nie ma nieszczęścia. Jedynym ratunkiem dla spójności tej idei mógłby być
obraz raju w którym szczęśliwcy mają możność wiecznego upajania się
widokiem mąk piekielnych (co też w istocie było ogłoszone np. przez świętego
Augustyna).
Największy zarzut wobec chrześcijaństwa To bez wątpienia proklamowanie głupoty i mierności, które w połączeniu z właściwą
pobożnością są jedynymi wymaganiami chrześcijańskiego Boga. Pobożne głuptactwo z racji swojej mierności nie jest w stanie zdobyć się na myśl, która choć
wzniosła może prowadzić na manowce „grzechu" i z tej racji przekreśla
jej wartość Bóg chrześcijan. Jezus zwracał się do niego słowami: "Wysławiam
Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom" (Mk 11, 25) Chrześcijańska
religia nie polega na propagowaniu cnotliwego życia, lecz na kajaniu się przed
Bogiem, dostrzegł to już Celsus w II w.: "Bóg
wspomaga złych, którzy biadają, a odrzuca sprawiedliwych, którzy tego nie
czynią; to jest szczyt niesprawiedliwości" Równość Kolejną marą jest często idea równości. Pomimo, że głosi ją wiele religii, równość
jest teorią niekonfesyjną, której podlegają wielcy skądinąd myśliciele. Mówi
się więc, że każdy człowiek rodzi się równy jako niezapisana karta, którą
społeczność poprzez wychowanie zapełnia odpowiednimi treściami. Idzie za
tym wniosek, że każdy swoją kartę może zapisać dowolnymi treściami.
Ideologia zawładnęła nauką. Genezę tego należy upatrywać w starożytnych
patologicznych nierównościach, które zrodziły na przestrzeni wieków wielkie
pragnienie równości.
...
« Agnosiewicz (Published: 16-05-2002 Last change: 21-01-2008)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 54 |
|