|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Various topics » PSR »
Kilka uwag na stulecie polskiego ruchu wolnomyślicielskiego Author of this text: Mirosław Kostroń
Profesorowi Andrzejowi Nowickiemu
Nauczycielowi i Przewodnikowi
ad multos annos
1
8 grudnia 1907 roku odbył się w Warszawie I Zjazd Wolnomyślicieli
Polskich. Głównym jego organizatorem był pisarz i publicysta Andrzej
Niemojewski. Cokolwiek by nie sądzić o tej niezwykle barwnej, a i mocno kontrowersyjnej postaci, to trudno nazwać go
wybitnym literatem. Pisał dużo i źle. Dziś właściwie dają się czytać
jako tako Listy człowieka szalonego (sic!). Założona i redagowana
przez niego „Myśl Niepodległa" to także już tylko cmentarzysko idei dość
prymitywnego antyklerykalizmu, choć zapewne w pierwszej ćwierci dwudziestego
stulecia czasopismo to odegrało na rodzimym gruncie pozytywną rolę.
Niemojewski przetłumaczył Żywot Jezusa E. Renana i potem, jak mógł i potrafił, propagował u nas dorobek francuskiego myśliciela. Na późniejszą
ewolucję Niemojewskiego ku nacjonalizmowi i antysemityzmowi spuścimy tu zasłonę
milczenia. Kto ciekaw, niech sięgnie do bardzo interesującej pracy E. Basary — Lipiec Niepodległa myśl. Rzecz o Andrzeju Niemojewskim (Rzeszów
1988).
Nie jestem też do końca przekonany o tym, że ów kongres z grudnia
1907 r. zasługuje na to, aby jego rocznicę świętować dziś jako stulecie
polskiego wolnomyślicielstwa. Może należałoby przesunąć świętowanie o lat kilkanaście, aż do roku 2023, kiedy to minie sto lat od obrad I Krajowego
Zjazdu Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich (SWP).
Co by tam jednak nie sądzić, to trzeba przyznać, że hic et nunc, też
warto zadumać się nad kondycją wolnomyślicielstwa polskiego. 2
„Pamiętam przed wojną przychodzę do redakcji "Głosu Wolnomyśliciela", a tam usta pozamykane na kłódkę, okna zabite na mur, milczenie i nie powiem,
żeby od razu smród, ale powietrza jak gdyby nie za dużo. — W imię Ojca i Syna, czy wy Boga w sercu nie macie, powiedzcie coś, otwórzcie
okna... — Pan jest kto? — Delegat Pana Boga na Polskę (sanacyjną). A wy kto? — My ateiści, Boga w sercu nie mamy, obcęgów też u nas brak, a bez obcęgów
okna nie otworzysz, zabite gwoździem... — To policji na was trzeba. Policji i amunicji. Żeby tu wpuścić powietrza i was wysadzić w to powietrze!!!"
Tak to sobie pokpiwał nieśmiertelny Hamilton w jednym z felietonów w warszawskiej „Kulturze" z 1969 roku.
Jak chrystianizm niejedno ma imię, tak i ateizm ateizmowi nierówny.
„Wolnomyślny bigot" wart jest tyleż samo co nabożny fanatyk, a pogarda do
religii „spasionego playboya" nie mniej obrzydliwa, jak religianckie oszołomstwo.
Nie bądźmy więc jako owi redaktorzy „Głosu
Wolnomyśliciela" z felietonu Hamiltona. Kto jak kto, ale właśnie ateiści i wolnomyśliciele polscy mają najmniej powodów do buńczucznego triumfalizmu.
Nie należy bać się powiewów świeżego powietrza, a więc okna trzeba
otworzyć na oścież, gdyż amicus Plato, sed magis amica veritas. 3
Kiedy zastanawiam się nad dokonaniami i porażkami polskiego ruchu
wolnomyślicielskiego, to muszę przyznać, że szala zdecydowanie przechyla się
na stronę niepowodzeń. Nie ma co tu zasłaniać się laurkami sporządzanymi z samych frazesów i życzeń. Uświadomienie sobie klęski może być, choć
wcale nie musi, zaczątkiem zmiany na lepsze. Trzeba zdobyć się na realizm i odwagę na miarę tych, jakimi wykazał się w zupełnie innych okolicznościach i już bardzo dawno temu Stanisław Tarnowski. Otóż, pisząc Obrachunek
„Przeglądu Polskiego" po dziesięciu latach jego istnienia stwierdzał:
„Co się najpewniej z takiego obrachunku, z takiego przeglądu naszych dziesięcioletnich
prac dziennikarskich pokaże, co się nawet pokazywać nie potrzebuje, bo jest
widoczne i wszystkim, a nam samym najlepiej wiadome, to, że jesteśmy pobici.
Pobici na całej linii i na wszystkich jej punktach; pobici w tym wszystkim, cośmy
robili lub przynajmniej robić chcieli".
Po co przypominam to przyprószone nieco pyłem
zapomnienia wyznanie? Gdyby dziesięciolecie zastąpić stuleciem, to słowa
Tarnowskiego pasowałyby wypisz wymaluj do sytuacji ruchu wolnomyślicielskiego w Polsce. Niestety, ale my ateiści i wolnomyśliciele polscy także zostaliśmy
„pobici na całej linii i na wszystkich jej punktach". 4
Jest paradoksem historii, że czterdzieści pięć lat „realnego
socjalizmu" przyczyniło się do zakonserwowania i w efekcie przetrwania w niezmienionej właściwie postaci katolicyzmu ludowego. Naturalnie zachodzące
procesy sekularyzacyjne w Europie Zachodniej, doprowadziły do ukształtowania
się właściwych relacji między państwem a Kościołem. Załamał się też
tam całkowicie model chrześcijaństwa (można by go nazwać statystycznym), którego
zwolennicy tak bardzo zapatrzeni są w przeróżne aspekty ilościowe, że nie
potrafią dostrzec zasadniczych choć niemierzalnych problemów. Prawdą jest,
że katolicyzm nie jest na Zachodzie tak masowy jak u nas. Jednak ci, którzy
pozostali przy Kościele reprezentują bez porównania wyższy poziom niż
przeciętny katolik polski. Kościoły w Polsce są pełne, ale zapełniają je w zdecydowanej większości wyznawcy nie mający pojęcia o dogmatach, historii
Kościoła i co najważniejsze nie znający Pisma św.
Powiem więcej, „pobici na całej linii" zostali w Polsce nie tylko
wolnomyśliciele. Klęskę, kto wie, czy nie bardziej dotkliwą ponieśli
propagatorzy katolicyzmu otwartego. Stefan Czarnowski, jeszcze przed wybuchem II
wojny światowej, bacznie przypatrując się poczynaniom ludzi zmierzających do
pogłębienia polskiej religijności (SKMA „Odrodzenie", „Prąd", „Verbum"),
wyrażał pewien optymizm. Czas pokazał, że był on przedwczesny i nieuzasadniony.
Triumfy koncernu Rydzyka nie wzięły się znikąd. Łatwo jest
przeprowadzić linię rozwojową katolicyzmu polskiego: od poczynań
kontrreformatorów, poprzez endecję i jej odpryski w rodzaju ONR-u, by zatrzymać
się dzisiaj przy Radiu „Maryja". Myślę, że gdyby ks. Władysław Korniłowicz,
ów spiritus movens pozytywnych tendencji w polskim katolicyzmie przedwojennym,
mógł dziś spojrzeć na sytuację w rodzimym Kościele, to ocena musiałaby być
bardzo surowa.
Katolicyzm ludowy, zatrącający o zabobon (pisał już o tym niegdyś L.
Krzywicki), ma się wciąż doskonale. Co gorsza święci sukcesy jego
upolityczniona wersja — religijność postendecka . Wciąż nie brakuje chętnych
do przekształcania Polski w przedmurze chrześcijaństwa czy wręcz bastion
nieskażonej nowinkami wiary w wielce zdemoralizowanej Europie. Trudno też nie
zauważyć, że nader wielkim powodzeniem cieszą się u nas quasi-religijne
imprezy, będące manifestacją niechęci do wszystkich inaczej myślących.
Religijność w stylu endeckim to swoista mieszanka dewocji na pokaz i koszmarnego wstecznictwa. Nienawiść do „innych" jest jedynym spoiwem łączącym
tych niby-chrześcijan, nienawiść jest też ich sposobem samoidentyfikacji i rozpoznawania wrogów. Jak się jednakże mają do tego wszystkiego nauki
Chrystusa o miłości bliźniego, które tak łatwo odnaleźć można na kartach
Ewangelii? 5
Prowadząc liczne rozmowy na tematy, które poruszam w tym tekście,
spotykam się najczęściej z opinią, że ruch wolnomyślicielski jest w Polsce
niezauważalnym marginesem, ot, jeszcze jedna nisza egzystująca na obrzeżach
naszej nadwiślańskiej rzeczywistości. Wolnomyśliciele istnieją jakoby wyłącznie
dla siebie, ich wątłe działania nie wzbudzają żadnego rezonansu wśród
rodaków. Życie toczy się własnym torem, z największym trudem, opornie, jak
nigdzie w Europie postępują jednak i u nas procesy sekularyzacyjne i laicyzacyjne, ale działalność środowisk wolnomyślicielskich nijak do tego
się nie przyczynia. Weszliśmy na drogę, którą przebyły społeczeństwa
Europy Zachodniej kilka dziesiątków lat temu, no i teraz odrabiamy zapóźnienia.
Najbardziej szokującą opinią jest ta, że gdyby nagle wszystkie te
rozproszone grupy wolnomyślicieli zaprzestały natychmiast działalności, to i tak niczego to by nie zmieniło. Polska postrzegana obecnie w Europie jako
religiancki skansen, nie może ostać się długo tą ostatnią twierdzą
klerykalizmu i integryzmu. Rozwój procesów integracyjnych wymusi takie
przekształcenia, które zaowocują rzeczywistym oddzieleniem Kościoła od państwa
oraz, nie tyle może marginalizacją, co wysublimowaniem i odpolitycznieniem
religii. Innej drogi po prostu nie ma. Ci, którzy wypowiadają takie poglądy
traktują ruch wolnomyślicielski jak ową muchę z bajki Kryłowa, co to tak
bardzo przechwalała się, iż przeorała z wołem kawał pola, gdy tak naprawdę
przesiedziała tylko przez dzień cały na jednym z rogów zapracowanego zwierzęcia. 6
Bezduszne tryby przeobrażeń społecznych i gospodarczych nie zaowocują
same z siebie pozytywnymi zmianami w sferze świadomości.
Dobrze, że znaleźli się ludzie, którzy nie zdają się na łaskę
tych „mechanicznych" przeobrażeń, ale próbują poprzez działalność
organizacyjną oraz publikacje w mediach tradycyjnych i elektronicznych wpływać
na kształtowanie polskiego tu i teraz. Głos środowisk wolnomyślicielskich
jest szczególnie u nas głosem ważkim i niezbędnym w toczącej się ciągle
debacie. Stawka jest duża, gdyż wciąż nie brakuje chętnych do wyobcowywania
naszego kraju z rodziny państw, które z takim mozołem, ale nie bez powodzenia
budują WSPÓLNĄ EUROPĘ.
Nie będę się tu rozpisywał o działalności wolnomyślicieli w Polsce
po 1989 roku. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na to, że wszyscy tkwimy w sytuacji, którą K. T. Toeplitz określił „zaćmieniem informacyjnym". W przestrzeni medialnej, niczym w bezdennych czeluściach, giną ważkie wystąpienia
ludzi nauki i pióra. Taki los spotyka wielkiej rangi intelektualnej publicystykę
Marii Szyszkowskiej, Jerzego Drewnowskiego, Stefana Opary, Barbary Stanosz czy
Andrzeja Nowickiego. 7
Już od początku ścierały się w polskim ruchu wolnomyślicielskim dwa
nurty: lewicowo-ateistyczny i liberalno-wolnomyślicielski. Podział ten, jak
wszystkie podobne ma charakter nazbyt upraszczający. Gdyby nawet jednak zgodzić
się na tę symplifikację, to od razu należy zastrzec, że ma ona charakter
raczej opisowy, a w praktycznej działalności trzeba uznać, że te dwa nurty
tak bardzo się przenikają, uzupełniają nawzajem, że trudno je doprawdy
rozdzielać. Przecież nie ma najmniejszego sensu licytować się o to, kto
uczynił więcej dla sprawy laicyzacji: Liga Reformy Obyczajów (Tadeusz Boy -
Żeleński, Irena Krzywicka, Wincenty Rzymowski) czy też Stowarzyszenie Wolnomyślicieli
Polskich pod kierownictwem Zdzisława Mierzyńskiego.
Należy umiejętnie korzystać z dorobku tych nurtów, jednocześnie
starając się unikać błędów, od których ruch wolnomyślicielski nie był
wolny. To samo zresztą dotyczy powojennych organizacji, a więc Towarzystwa
Szkoły Świeckiej, Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz powstałego
na ich bazie Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej.
Warto też pamiętać o takiej konstatacji prof. Andrzeja Nowickiego.
Pochodzi sprzed wielu lat, ale jest wciąż jak najbardziej aktualna:
„Przede wszystkim zaś ogromna większość ludzi niewierzących, których włączenie
się do działalności na rzecz laicyzacji pchnęłoby całą sprawę poważnie
naprzód, hołduje fałszywemu przeświadczeniu, że w tej dziedzinie wszystko i tak zrobi się z biegiem czasu samo, w sposób niejako automatyczny, a jednocześnie
żywi przesadne i nieuzasadnione obawy, że wszelki próby przyspieszania i pogłębiania
tego procesu mogą spowodować niepotrzebne trudności i komplikacje".
« (Published: 16-12-2007 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5651 |
|