|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Egoistyczny altruizm w obronie ludzkości – moralność i jej dylematy [2] Author of this text: Przemysław Piela
Wszystko jest dobrze, dopóki żyjemy w społeczeństwie już ukształtowanym,
bez istotnych spięć i konfliktów interesów, w poszanowaniu prawa. Moralność
humanistyczna jest tu o tyle lepsza, iż zawsze tworzona jest indywidualnie i współdziała z procesami konsolidującymi grupy ludzkie. Moralność chrześcijańska
uważana jest przez wolnomyślicieli za system skostniały i archaiczny. I nie
ma w tym krzty nieprawdy. Dekalog powstał przed trzema tysiącami lat i był adekwatny do ówczesnych uwarunkowań społecznych oraz mentalności
koczowniczej. W obliczu współczesnych problemów nie wystarcza nam już nakaz:
nie zabijaj, gdy stawiani jesteśmy przez samych chrześcijan w obliczu
redefinicji życia ludzkiego.
Skłonny jestem twierdzić na niekorzyść zwłaszcza humanistów, iż nie
istnieje moralność doskonała, nie ma też tu różnicowania na lepsze i gorsze. Różnice w postrzeganiu wartości tworzą konflikty interesów i stąd
bierze się relatywizm moralny oraz największe dylematy: odwieczny problem
wyboru mniejszego i większego zła. Wspomniany przeze mnie egoizm objawia się
rygorystycznym preferowaniem wartości wyższych w drabinie motywacyjnej. Nie
jest możliwe dokonanie obiektywnej oceny moralnej przedmiotu z perspektywy
podmiotu, primo z uwagi na zróżnicowanie
systemów wartości, secundo jak uważał
jeden z ojców światowego pragmatyzmu John Dewey, moralność nie ma nic wspólnego z absolutnymi regułami postępowania bez względu na ich konsekwencje, sądy
moralne formułuje się w sytuacjach konkretnych problemów moralnych, które
należy rozstrzygać i nie można ich rozpatrywać poza kontekstem w którym
występują. [ 5 ]
Słowem, świat nie jest czarno-biały, jest wręcz przesycony całym spektrum
barw nigdy niewystępujących jednocześnie, moralność dostosowuje się do
kolorystyki (warunków środowiskowych) i bazując na niej dąży do możliwie
najkorzystniejszego, kompromisowego współistnienia z innymi podmiotami. Każdy
przypadek zaburzenia percepcji barw (w mojej metaforze to relacje i współzależności
społeczne, prawa i obyczaje regulujące sprawne funkcjonowanie społeczeństwa)
może prowadzić do katastrofy. Dylematy moralne w tak przesyconym świecie są
na porządku dziennym, i tylko sprawne operowanie współzależnościami pozwala
dokonać właściwego wyboru. Tak naprawdę dopiero próba wartości, może
pokazać istotne zależności między tym co uważamy za moralne, a tym co
robimy. Egoizm nie jest tu wartością samą w sobie, lecz istotnym czynnikiem
selektywnym w procesie oceny moralnej sytuacji. Zmiana okoliczności może
prowadzić często do przewartościowania systemu, przez co zmieniają się
priorytety. Cała dotychczasowa sfera aksjologiczna okazuje się jedynie
werbalizmem, zaś w chwili wyboru decyduje osobowość i emocje. Trudno zatem
jest orzekać na temat własnych przekonań moralnych rzucając na wiatr
przyrzeczenie, iż nigdy nie popełnimy czynu, który sami uważamy za
niemoralny, nie znając przyszłych okoliczności. Przełóżmy jednak teorię
na praktykę:
Próba
moralności Obserwujemy sześć ludzkich indywiduów przynależących do dwóch grup.
Pierwsza grupa to osoby religijne (załóżmy, że będzie tam dwóch chrześcijan i jeden muzułmanin), druga to osoby niereligijne — ateiści i agnostycy,
dzielący w jakimś stopniu spokrewnione ze sobą systemy moralne, w każdym
razie bazujące na humanizmie). Muzułmanin z pierwszej grupy jest
fundamentalistą religijnym, pozostali dwaj chrześcijanie głośno proklamują
moralność opartą na dekalogu, właściwie w niczym się nie różnią -
prowadzą spokojne życie i nie przeszkadzają nadto nikomu. Nasi niewierzący
to osoby bardziej zróżnicowane osobowościowo. Pierwszy, choć nikt o tym nie
wie, cierpi na schizofrenię i prawdopodobnie jeszcze jakąś inna
niezdiagnozowaną chorobę psychiczną. Drugi jest przeciętnym dobrze wykształconym
obywatelem, antyklerykałem otwarcie mówiącym o swoich przekonaniach -
moralnie nie można mu nic zarzucić. Trzeci jest wykształconym nauczycielem
akademickim zajmującym się zawodowo etyką. Precyzyjnie określa swoje
przekonania i nigdy nie ma problemów z rozróżnieniem co dla niego złe i dobre.
Muzułmanin wychowany w islamskiej teokracji bezdyskusyjnie nie przystaje
do standardów zachodniego społeczeństwa otwartego. Izoluje się we własnym
świecie, koło własnych ziomków. Przez większość czasu jest niegroźny, żyje
przyjaźnie z innymi, po czym nagle wysadza się w powietrze, a wraz z sobą setkę
niewinnych ludzi. Jego współbracia okrzykują go bohaterem, człowiek ten
bardzo mocno wierzył, że jego postępowanie zaprowadzi go do Allacha. Wiara ta
stała w jego drabinie motywacyjnej ponad życie jego i niewiernych. Wybór był
czystą kalkulacją zysków i strat — zbawienie i chęć poprawy świata były
dla niego priorytetem.
Pierwszy chrześcijanin jest osobą duchowną, opowiada wiernym o potrzebie miłowania bliźniego. Pewnego dnia jego brat choruje, jedynym dla
niego ratunkiem jest przeszczep nerki. Nasz ksiądz nie może się wewnętrznie
zgodzić, by być dawcą, choć tylko jego nerka jest odpowiednia. Wygrywa w nim
egoistyczne pragnienie integralności i nienaruszalności własnego ciała połączone
ze strachem przed lekarskim nożem. Nawet wiara i miłość do brata tu nie
pomagają, perspektywa utraty jednej z nerek jest zbyt przerażająca, tak że
duchowny ucieka, wyjeżdża na wakacje, gdzie się rozpija. Wraca w przeddzień
planowanej operacji i odmawia jej wykonania. Brat umiera. Księdza trapią
szczere wyrzuty sumienia, teraz gdy okoliczności się zmieniły widzi, że postąpił
niesłusznie. Po pewnym czasie popełnia samobójstwo. Znów mamy tutaj do
czynienia z drabiną motywacyjną, tym razem modyfikowaną wraz ze zmianą
okoliczności. Najpierw najważniejszy jest Bóg, miłość bliźniego i dekalog — przynajmniej mówienie, że tak jest. Dochodzi do pierwszej próby i okazuje
się, że najważniejsze jest własne ciało, Bóg i brat schodzą na niższy poziom.
Ksiądz nie dostrzega zależności między operacją własnej nerki i życiem
brata — gdyby pokonał zniewalający strach uratowałby brata i sam żyłby
dalej: niedostrzeżenie tej prostej zależności przyczynowo-skutkowej prowadzi
do kolejnej zmiany okoliczności, gdy umiera brat. Traumatyczne przeżycie uświadamia
błąd, poczucie winy przeważa znów nad wiarą w Boga tak bardzo, że nieszczęśnik
wbrew wyznawanej doktrynie popełnia samobójstwo. Po raz kolejny nie dostrzega
konsekwencji takiego czynu karanego wiecznym potępieniem. Znów mamy tutaj do
czynienia ze złożonym bilansem zysków i strat, wyborem mniejszego lub większego
zła. Wybór zależy w pełni od zrozumienia okoliczności.
Drugim chrześcijaninem niech będzie osobą bardzo głęboko i prawdziwie
wierzącą, by nie tracić czasu i miejsca na szczegółowy opis, weźmy za wzór
św. Maksymiliana Kolbe, który tak mocno utożsamiał się z chrześcijańską
miłością bliźniego że czysto bezinteresownie (czyżby?) oddał życie za
obcą osobę. (Nie rozpatruję tu rzecz jasna przypadku świętego, lecz czysto
teoretyczny, doń podobny, by uniknąć oskarżenia o nadinterpretację i „czytanie w myślach" zmarłego) Wyjaśnienie: Kolejna zimna kalkulacja.
„Wiem, że tak należy postępować, bo tak mówi mi Bóg. Tylko tak postępując
dostąpię życia wiecznego i uratuję tego nieszczęśnika, który nie zasłużył
na tyle cierpienia. Moje życie nie jest tyle warte, by się go trzymać w obliczu takich korzyści" — mógł pomyśleć. Niezwykły przykład poświęcenia
siebie w imię wiary. A weźmy do ręki „Medaliony" Zofii Nałkowskiej, by
przekonać się, że na co dzień tacy sami ludzie w obliczu zagrożenia ich
największej wartości — życia, przewartościowują cały system moralny, by
stać się kanibalami i padlinożercami zapominając o swoim Bogu, choć zakład
Pascala też może być dla nich jakąś formą ratunku przed zbrodnią.
Co do naszych bezbożników. Jak łatwo się domyślić, te przypadki będą
analogiczne, zmienią się tylko priorytety i wartości najistotniejsze dla
poszczególnych jednostek. Zamiast Boga najwyższą wartością moralną może
być imperatyw kategoryczny, albo własne życie, może życie osoby bliskiej.
Pozwolę sobie już nie przedstawiać tych osób. Pozostawię tu czytelnikowi
dowolność, gdyż w moralności tak naprawdę nie to jest ważne kim kto jest,
lecz to przed jakim wyborem staje i jak w jego obliczu dany człowiek się zachowa.
Czy postąpi racjonalnie, czy zawładną nim emocje.
W zależności od sytuacji, jeżeli szczyt drabiny motywacyjnej jest naprawdę
mocno ugruntowany wewnętrznie człowiek jest w stanie często dokonać
tragicznego wyboru w imię przekonań, w które wierzy. Oddać życie za własne
dzieci, albo uciec jak tchórz pozostawiając rodzinę na pastwę losu. Opisałem
tak szczegółowo poszczególne przypadki, by choć trochę przybliżyć złożoność
problemu. Człowiek chory psychicznie nie dostrzega konsekwencji własnych czynów,
może stać się psychopatycznym mordercą rodem z „Milczenia owiec", jednakże
on też dokonuje wyborów na podstawie własnych przekonań, doświadczeń i uczuć. Dotyczy to każdego człowieka. Nawet w prawodawstwie mowa jest o zbrodni w afekcie — a czymże jest afekt, jak nie okolicznością przewartościowującą
system moralny? Nawet najbardziej moralni ludzie, w tym i podobni św.
Maksymilianowi, mogliby dokonać najokrutniejszych zbrodni w pewnych nieokreślonych
okolicznościach, pod wpływem środków odurzających bądź w nagłym przypływie
złości, czy też w wyniku zaburzeń psychicznych.
Wydaje mi się więc, że moralność sama w sobie jest wypadkową doświadczeń
wartościujących życiowe priorytety i okoliczności towarzyszących konkretnej
sytuacji moralnej. Możemy zatem subiektywnie różnicować dobro i zło, nie możemy
jednak z całą stanowczością uzurpować sobie prawa do jedynego prawidłowego
systemu moralnego — jeżeli w ogóle można mówić o systemach jako zbiorach
wartości wg definicji Haidta, gdyż każdy podmiot niezależnie od swojego
wyznania, koloru skóry czy przynależności narodowej kształtuje indywidualną
moralność czerpiącą z wzorców dostępnych doświadczeniu podmiotu. Jak dotąd
nikt nie odkrył jeszcze przepisu na moralność idealną. Skłonny jestem
twierdzić, iż takowej nie ma. Istnieją tylko konstrukcje mniej lub bardziej
dostosowane do środowiska. Tutaj wypadałoby ukłonić się panu Darwinowi, gdyż
ponownie możemy przełożyć jego teorię na kolejne pole dociekań, w tym
wypadku na etykę. Ewolucja moralna dokonywana na płaszczyźnie jednostkowej
wydaje się kluczem do „poznania" dobra i zła. Moralność jest więc elementem przystosowawczym, a nie tylko
normatywnym.
Podejmując się napisania
niniejszego artykułu, chciałem wnieść w polemikę światopoglądową coś,
czego jeszcze w niej nie widziałem. Uważam, iż fabrykowanie kolejnych niczym
do siebie niepodobnych rozpraw o poglądach na moralność tych samych filozofów
nie pcha niczego do przodu, a jedynie jeszcze bardziej gmatwa i mistyfikuje tak
naprawdę prosty w moim odczuciu, ludzki mechanizm motywacyjny, który w lwiej
części determinuje indywidualną moralność jednostek na bazie jednego wspólnego
dla wszystkich istot ludzkich schematu. Można wybierać, ale nie trzymać się
kurczowo jakiegoś systemu — każdy kiedyś zawodzi.
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 5 ] Jedynak S. "Pragmatyzm i neopragmatyzm" [w:] Filozofia
współczesna, pod. red. L. Gawor, Z. Stachowski, Oficyna Wydawnicza Branta, Bydgoszcz-Warszawa-Lublin 2006,
s.102. « (Published: 10-03-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 5772 |
|