The RationalistSkip to content


We have registered
204.980.571 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Dorota Terakowska - Samotność Bogów
Stanisław Lem - Kongres futurologiczny
Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life »

Traktat ateologiczny [1]
Author of this text:

Translation: Mateusz Kwaterko

Fragmenty

W towarzystwie pani Bovary


Manifest współczesnego ateizmu.
W Polsce pod patronatem Racjonalisty
Książka dostępna tutaj

Dla wielu ludzi życie bez bowaryzmu byłoby katorgą. Wyobrażając sobie, że są kimś innym, niż są, rojąc, że ich życie wygląda zupełnie inaczej niż w rzeczywistości, ludzie uwalniają się wprawdzie od poczucia egzystencjalnej pustki, ale nie dostrzegają wówczas samych siebie. Nie gardzę wierzącymi, nie uważam ich za śmiesznych czy żałosnych, ubolewam jednak, że przedkładają kojące bajki dla dzieci nad okrutne przeświadczenia dorosłych. Wybór uspokajającej wiary, zamykanie uszu na ostry głos rozumu — choćby za cenę ustawicznego infantylizmu — to sztuczka metafizyczna, za którą trzeba zapłacić wysoką cenę!

Dlatego też zawsze, gdy jestem świadkiem oczywistej alienacji, odczuwam głębokie współczucie dla oszukanego i gwałtowną niechęć do zatwardziałych oszustów. Nie darzę nienawiścią klęczącego człowieka, wiem natomiast, że nigdy nie będę paktować z tymi, którzy zachęcają go do trwania w pozycji tak poniżającej. Któż mógłby gardzić ofiarą? Jakże tolerować oprawców?

Duchowe ubóstwo prowadzące do samowyrzeczenia ma równie opłakane skutki jak nędza seksualna, intelektualna czy polityczna. Osobliwie jednak wyobcowanie sąsiada budzi uśmiech na twarzy tych, którzy nie dostrzegają własnej alienacji. Chrześcijanin pałaszujący w piątki rybę podkpiwa z muzułmanina, który wzdraga się przed wieprzowiną; ten zaś dworuje sobie z żyda brzydzącego się skorupiakami. Lubawicz kołyszący się przed Ścianą Płaczu patrzy ze zdumieniem na chrześcijanina modlącego się na klęczniku, ów natomiast dziwi się mahometaninowi rozkładającemu dywanik w kierunku Mekki. Żaden nie pomyśli, że belka w jego własnym oku zaburza widzenie w stopniu nie mniejszym niż drzazga w oku bliźniego. Zmysł krytyczny, tak trafny i przenikliwy, gdy chodzi o osądzenie innych, warto może zaprzęgnąć do oceny prawideł własnego postępowania.

Łatwowierność człowieka przechodzi ludzkie pojęcie. Usilnie stara się on nie dostrzegać tego, co oczywiste, domaga się jedynie pociechy, łaknie jej jak kania dżdżu, choćby była czystą ułudą i fikcją. Wolimy słuchać bajek, mitów, dziecięcych opowiastek, niż być świadkami okrucieństw i cierpień, które zmuszają do uznania tragiczności życia za fakt niepodważalny. Aby pokonać śmierć, homo sapiens zamyka oczy. Nie waży się rozwiązać problemu, woli go zamieść pod dywan. Śmierć dotyczy jedynie śmiertelników, a wyznawca wierzy przecież naiwnie i uporczywie właśnie w swoją nieśmiertelność. Doszły go wprawdzie słuchy o planetarnej hekatombie, ale jego to przecież nie dotyczy...

Metafizyczni rozbójnicy

Nie mam pretensji do osób, które chwytają się wiary jak ostatniej deski rachunku. Tych natomiast, którzy rozprowadzają metafizyczne produkty — wykazując się przy okazji troską o własny interes — traktuję jak nieprzyjaciół usytuowanych po drugiej stronie egzystencjalnej barykady. Handel zaświatami daje poczucie bezpieczeństwa, ale zwiększa potrzebę pomocy. Podobnie jak niektórzy psychoanalitycy leczą pacjentów, aby nie myśleć o wrażliwości własnej psychiki, wikariusz monoteistycznego Boga narzuca innym swoją wizję świata, aby tym skuteczniej dzień po dniu nawracać samego siebie. Metoda Couégo [ 1 ]...

Zwiększać nędzę duchową innych, aby ukryć własną, oszczędzać sobie widoku własnych niedociągnięć, teatralizując niedoskonałość świata — Bossuet, emblematyczny kaznodzieja! — oto wybiegi, które należy poddać krytyce. Wierzący… No dobrze, Bóg z nim, zostawmy go w spokoju… Jakże jednak przejść obojętnie obok tych, którzy podają się za naszych pasterzy! Póki religia pozostaje sprawą prywatną, nic mi do niej, uważam ją za zwykły zlepek nerwic, psychoz i innych osobistych przypadłości. Przecież każdemu wolno hołdować własnym perwersjom, jeśli nie szkodzi w ten sposób innym.

Mój ateizm budzi się z letargu wówczas, gdy prywatna wiara staje się sprawą publiczną; kiedy ktoś próbuje zorganizować życie innym na podstawie własnych psychopatologii. Między osobistą trwogą egzystencjalną a władzą nad ciałem i duszą innych ludzi rozciąga się obszar, gdzie czają się metafizyczni rozbójnicy, czerpiący profity z duchowej i intelektualnej nędzy swych bliźnich. Targani popędem śmierci usiłują go skierować na cały świat; nie ratuje to ich przed zamętem, nie prowadzi do wydobycia się z nędzy, tylko do skażenia nią całego świata. Pragnąc uniknąć negatywności, rozsiewają ją wszędzie wokół i wywołują mentalną epidemię.

Mojżesz, Paweł z Tarsu, Konstantyn, Mahomet w imię swoich przydatnych fikcji — Jahwe, Boga, Jezusa, Allaha — starają się pokierować mrocznymi siłami, które ogarniają ich, opanowują, dręczą. Rzutują własną czerń na świat, przez co zaciemniają go jeszcze bardziej, nie pozbywając się żadnej troski. Z patologicznej mocy popędu śmierci nie można się wyrwać przez chaotyczne rozrzucanie metafizycznego nawozu, lecz jedynie dzięki filozoficznej pracy nad sobą. Dobrze przeprowadzona introspekcja rozwiewa omamy i rojenia, którymi żywią się bogowie. Ateizm nie jest terapią, lecz odzyskanym zdrowiem psychicznym.

Więcej światła

Praca nad sobą odsyła do filozofii. Nie do wiary, fideizmu i bajek, lecz do rozumu i refleksji poddanej ścisłym rygorom logiki. Bronią pozwalającą zwalczać obskurantyzm, ów humus wszystkich religii, jest zachodnia tradycja racjonalistyczna. Właściwy użytek z władz poznawczych, kierowanie się rozumem, postawa krytyczna, wysiłek intelektualny, uświadomienie sobie, że lepiej myśli się stojąc, niż klęcząc — oto najlepszy sposób przegnania fantomów. Dlatego tak istotny jest powrót do Oświecenia, któremu wiek XVIII zawdzięcza swój przydomek.

Wiele można powiedzieć o historiografii tej epoki. Historycy dziewiętnastowieczni, opętani widmem rewolucji francuskiej, kładli retrospektywnie nacisk na to, co ich zdaniem w największej mierze przyczyniło się do jej wybuchu. Ironiczne Wolterowskie demistyfikacje, Monteskiusz i jego trójpodział władzy, Umowa społeczna Rousseau, Kantowski kult rozumu, d'Alembert i Encyklopedia… W gruncie rzeczy na pierwszy plan wysuwano te komponenty Wieku Świateł, które nie były nazbyt jaskrawe — Oświecenie szacowne i politycznie poprawne.

Ja opowiadam się za Oświeceniem żywszym, jaśniejszym i śmielszym. Całą tę śmietankę filozoficzną, mimo pozornych różnic, łączył bowiem deizm. Wszyscy ci luminarze myśli zaciekle zwalczali ateizm i gardzili materializmem oraz sensualizmem, a więc stanowiskami filozoficznymi wyznaczającymi lewe skrzydło Oświecenia, radykalny biegun Wieku Świateł, dziś już zapomniany, ale ze wszech miar zasługujący na przypomnienie.

Kant celował w powściągliwej śmiałości, był rewolucjonistą w granicach prawa. Krytyka czystego rozumu na swych sześciuset stronach zawiera dość materiału wybuchowego, aby wysadzić w powietrze zachodnią metafizykę. Filozof wzdragał się jednak przed podpaleniem lontu. Podział na wiarę i rozum, noumeny i fenomeny, wytyczenie konturów dwóch niezależnych światów było, nie przeczę, znaczącym postępem. Należało jeszcze postawić kropkę nad "i": jeden z tych światów - rozum — winien był ogłosić swoją supremację nad drugim — wiarą. Kantowska analiza oszczędziła jednak wiarę. Rozum, uznając te dwa światy za rozdzielone, wyzbył się części swoich praw, a wiara i religia ocalały. Kant mógł więc postulować (tyle stron i tak marny rezultat: być nadal zmuszonym do postulowania jak byle suplikant!) Boga, nieśmiertelność duszy i wolną wolę — trzy filary każdej religii.

(...)

ODYSEJA WOLNEJ MYŚLI

Bóg jeszcze dycha

Bóg umarł. Czyżby? Na niebie nie ukazały się znaki potwierdzające tak pomyślną wieść. Śmierć Boga winna otworzyć przed ludźmi nowe, obiecujące perspektywy, tymczasem w naszej epoce panuje kult nicości, chorobliwe delektowanie się mrokiem końca cywilizacji, fascynacja otchłanią i bezdenną przepaścią, w której współczesny nihilista zatraca własne ciało, duszę, tożsamość, zainteresowanie sprawami tego świata. Posępny obraz, deprymująca apokalipsa...

Śmierć Boga to ontologiczny gadżet, reklamiarski chwyt właściwy XX stuleciu, które dostrzegało śmierć dosłownie wszędzie: śmierć sztuki, śmierć filozofii, śmierć metafizyki, śmierć powieści, śmierć systemów tonalnych, śmierć polityki. Najwyższa pora obwieścić śmierć tych fikcyjnych zgonów! Zwiastunowie fałszywej nowiny pragnęli zabłysnąć zgrabnym paradoksem; zresztą większość z nich, nasyciwszy się chwilową sławą, czym prędzej wracała do metafizycznego szeregu. Śmierć filozofii uzasadniała pisanie grubych filozoficznych tomiszczy, śmierć powieści płodziła liczne powieści, śmierć sztuki tworzyła niezliczone dzieła sztuki… A śmierć Boga obrosła gigantycznym przemysłem produkującym sacrum, boskość, religie. Tkwimy po uszy w tej święconej wodzie.

Wiadomość o śmierci Boga okazała się tromtadracka i fałszywa. Werble, trąby, szumne zapowiedzi, wszystko to było przedwczesne. Zresztą nasza epoka wprost dusi się od nieprawdziwych informacji przyjmowanych na wiarę i autorytarnych wypowiedzi współczesnych augurów, a obfitość w tej materii nie jest, delikatnie mówiąc, synonimem jakości czy prawdy. Dziś nawet najbzdurniejszą plotkę traktuje się jak prawdę objawioną, pod tym względem bodaj czy nie górujemy nad naszymi przodkami. Aby uznać śmierć Boga za fakt potwierdzony, należałoby mieć ku temu podstawy, znaleźć dowody rzeczowe lub chociaż poszlaki. Nic z tego.

Czy ktoś widział trupa? Nietzsche tak twierdził, zgoda, ale czy można go uznać za wiarygodnego świadka? Podobnie jak u Ioneski obecność corpus delicti byłaby odczuwalna, namacalna, zwłoki zaczęłyby cuchnąć, przestrzeń wypełniłaby się fetorem, truchło gniłoby powoli, dzień po dniu, bylibyśmy świadkami prawdziwego rozkładu — również w filozoficznym znaczeniu tego słowa. Tymczasem Bóg, niewidoczny za życia, pozostał też niewidzialny po śmierci. Jak zatem przekonać się, czy rzeczywiście zginął? Domagamy się dowodów. Któż jednak mógłby je przedłożyć? Jaki szaleniec podjąłby się tej niemożliwej misji?


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dlaczego trzeba bać się Michela Onfraya?
Ateizm walczący i deliberujący

 See comments (40)..   


 Footnotes:
[ 1 ] Francuski psycholog Émile Coué (1857-1926) proponował metodę „samoopanowania poprzez świadomą autosugestię", która polegała między innymi na powtarzaniu mantry: „dzień po dniu czuję się lepiejpod każdym względem" (przyp. tłum.).

«    (Published: 11-03-2008 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Michel Onfray
Ur. 1959. Francuski filozof. Urodził się w Normandii w rodzinie farmerskiej. W latach 1983-2002 wykładał filozofię na wyższej uczelni w Caen. Następnie utworzył bezpłatny Université populaire de Caen, a manifest tej uczelni opublikował w roku 2004 (La communauté philosophique). Jego publikacje propagują hedonizm, poznanie naukowe i ateizm.
 Private site
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 5781 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)