|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Ateistyczny optymizm Leibniza [4] Author of this text: Lucjan Ferus
A zatem; ziemia być może miała być tym najdoskonalszym i najlepszym z możliwych światów,… gdyby nie nastąpił ten drobny i z pozoru mało znaczący epizod w raju: nieposłuszeństwo jednego ze stworzeń – człowieka – względem swego Stwórcy i w konsekwencji jego upadek pociągający za sobą w grzech całe boże stworzenie. Przecież od tej znamiennej cezury (dla religii judeo – chrześcijańsko – katolickiej), cała ziemia przestaje być już doskonałym tworem bożym, stając się ową marnością nad marnościami. „Ziemia została skażona w oczach Boga” (Rodz. 11,16). Do czego zresztą sam Bóg w swoim Słowie skierowanym do ludzi, przyznaje się otwarcie: „Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi, i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi i zasmucił się. Wreszcie Pan rzekł: „Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi /.../ bo żal mi, że ich stworzyłem” (B.T. Rodz. 6,5). Wyraźniej chyba tego nie można ująć, prawda? Czyżby obaj Autorzy – teodycei i eseju – nie znali tego fragmentu Biblii?
Pomyślcie tak sami; czy gdyby ziemia była owym najdoskonalszym i najlepszym z możliwych światów – jak tego dowodzi Leibniz – jej Stwórca miałby powody do smucenia się, żałowania i pełnej determinacji decyzji o zgładzeniu ludzi z jej powierzchni? „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi /.../ zatem zniszczę ich wraz z ziemią” (Rodz. 6.13). A ustami Koheleta miałby potrzebę wygłaszać swoją słynną sentencję, odnoszącą się do swego nieudanego stworzenia?; „Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami – wszystko to marność” (Koh. 1,2). Czy potrzebny byłby Odkupiciel i Zbawiciel grzesznej ludzkości, naprawiający swą Ofiarą popsute dzieło swojego boskiego rodzica? Czy potrzebne byłoby… piekło?
I to moim zdaniem wszystko tłumaczy w banalnie prosty sposób; bez kazuistyki, bez logicznej ekwilibrystyki i bez naciąganych prywatywnych teorii zła: nasz świat jest daleki od doskonałości (co zresztą stosunkowo łatwo zaobserwować), gdyż od momentu upadku człowieka w raju, całe boże dzieło jest pogrążone w grzechu. A ziemska przyroda? Owszem, na samym początku była dobra, co Bóg osobiście stwierdził po zakończeniu 6-go dnia stwarzania, lecz po upadku pierwszych ludzi została – jak wszystko inne – również skażona tym grzechem (w biblijnych przypisach do owego „skażenia” napisano: Dosłownie: „Ziemia popsuła się w oczach Boga”). Proste i jakże oczywiste, prawda?; świat w którym żyjemy jest tak niedoskonały, gdyż na samym swym początku popsuł się Bogu i tak pozostało do dnia dzisiejszego z jego woli zresztą.
W kontekście powyższego wyjaśnienia, powtórzę swoje wątpliwości: nie potrafię pojąć jakimi przesłankami kierował się Leibniz, że wbrew wszystkiemu; wiedzy przyrodniczej, wierze religijnej i słowu bożemu – wyszła mu ta dziwna i niczym nie uzasadniona (prócz owego „ścisłego” rozumowania) „prawda” o tym „najdoskonalszym i najlepszym z możliwych światów”. W eseju o św. Tomaszu w końcu pojąłem tę główną przesłankę, którą kierował się ten wielki teolog i Autor eseju: „Zło czynione w imieniu Boga, nie jest złem lecz dobrem”. Natomiast w tym przypadku przyznaję się do całkowitej bezsilności w tym względzie. A wy pojmujecie racje tych religijnych, wielkich myślicieli? Jeśli tak, proszę o podzielenie się tą wiedzą ze mną i czytelnikami Racjonalisty, a wszyscy na tym skorzystają.
Myślę, że dobrym zakończeniem niniejszego tekstu będzie ten oto cytat: „Heroiczne kłamstwo jest tchórzostwem. Jeden jest tylko heroizm na świecie: widzieć świat, jakim jest i kochać go”. Romain Rolland.
*
Ponieważ nie zanosi się raczej na to, abym jeszcze kiedykolwiek wrócił do książki wymienionej na wstępie, na podstawie której powstały te dwa teksty, chciałbym wyjaśnić pobudki które mną kierowały podczas ich pisania. (choć prawdę mówiąc, są one takie same podczas pisania wszystkich pozostałych tekstów).
W jednej z bardzo interesujących książek, napisanych przez paleontologa i ewolucjonistę Stephena Jaya Goulda „Niewczesny pogrzeb Darwina”, znalazłem takie oto jego naukowe credo: „Trzeba przyglądać się temu, co w nauce w zasadzie jest ustalone. Jeśli można by o jakiejkolwiek teorii pomyśleć, że da się ją obalić, należy ją obalić, a przynajmniej usiłować to zrobić. Jeśli gdziekolwiek jest jakieś mrowisko, trzeba w nie wetknąć kij”.
Chociaż nie jestem naukowcem to uważam, że jest to doskonała i mądra zasada; pozwalająca by ostawały się jedynie te teorie, które nie tylko są najlepiej uzasadnione, ale też których nie da się – w celowy sposób – obalić albo chociażby podważyć. Dzięki takiemu działaniu zostaje to co „najsilniejsze” w myśli ludzkiej (czyli najlepiej uzasadnione), zaś teorie słabiej uzasadnione i pozbawione przekonującej argumentacji, umierają śmiercią naturalną, nie wydając „chorego potomstwa”.
Powiem więcej; uważam powyższą zasadę za uniwersalną dla wszelkiego rodzaju rozumowania ludzkiego, użyteczną nie tylko do weryfikacji i selekcji teorii naukowych, ale też do wszelkiego rodzaju idei – w tym także religijnych. Rozumuję w tym przypadku, podobnie jak ów uczony; tylko te idee, które potrafią się obronić przed zmasowanymi atakami krytycznego i analitycznego osądu rozumu są coś warte. W żadnym wypadku nie te, które są chronione „z zewnątrz”, tzn. przez przepisy grożące różnego rodzaju karami dla odmiennie myślących, wierzących i wątpiących osobników. Uważam iż takie idee są „chore” same w sobie; pełne wewnętrznych sprzeczności, czyniących je niewiarygodnymi i równie chora jest ich obrona z pozycji siły i strachu przed groźbą kary, np. w postaci wiecznych mąk piekielnych i przykrej świadomości bycia potępionym przez Boga, co ma przejawiać się powyższymi konsekwencjami w eschatologicznie pojmowanej przyszłości.
Dlatego to „gouldowskie naukowe credo” do celów religii zmieniłbym tak oto: „Trzeba przyglądać się temu co w religii jest w zasadzie ustalone. Jeśli można by o jakiejkolwiek prawdzie religijnej pomyśleć, że da się ją obalić, należy ją obalić, a przynajmniej usiłować to zrobić. Jeśli gdziekolwiek jest jakieś mrowisko idei, trzeba w nie wetknąć kij analitycznej, racjonalnej myśli”. A ponieważ religie mają to do siebie, iż w zasadzie wszystko jest w nich ustalone jako prawda (i to niepodważalna, bo objawiona ponoć przez samego Boga), wybór tematu nie powinien sprawiać problemu; należy tylko znaleźć takie „prawdy”, w których tkwi najwięcej wewnętrznych sprzeczności, „wetknąć w nie swój kij” (krytycznie zaostrzony) i na pewno wyjdzie im to tylko na dobre, a w konsekwencji nam wszystkim – użytkownikom tychże idei, mających przemożny wpływ na nasze życie i to bynajmniej nie tylko duchowe.
Więc zasada, którą się kieruję jest w istocie bardzo prosta: prawda nie może być wewnętrznie sprzeczna. A jeśli jest, oznacza to, że nie jest prawdą. Jedną z cech mojego umysłu (może by należało powiedzieć – wad) jest niemożność wiary w prawdy wewnętrznie sprzeczne, dlatego zwracam uwagę na teksty, które wręcz rażą logicznymi sprzecznościami i staram się (w miarę swoich skromnych możliwości) dojść swojej prawdy, chociaż nie koniecznie w ten sam sposób pojmowanej jakby widzieli to ich autorzy. Ponieważ to w religijnych „prawdach” najwięcej jest tych sprzeczności zawartych (choć jako objawione powinny być doskonale spójne i logiczne pod każdym względem), to w nie właśnie kieruję ostrze swej dobrze pojętej krytyki, czyli ów przysłowiowy kij, którym grzebię z zapamiętaniem w mrowisku idei ludzkich, stosując dodatkową zasadę: „Nie patrz kto mówi, ale co mówi” (czyli odwrotność tzw. argumentu autorytetu).
Uważam bowiem, iż miał rację Miroslav Plzak (czeski psycholog) pisząc te słowa: „Życiową misją człowieka jest także nieustannie i niezmordowanie, zastępować przekonania nieuzasadnione, przekonaniami uzasadnionymi”… a te z kolei lepiej uzasadnionymi i jeszcze lepiej… i tak bez końca. Gdyby nie to, jestem pewien, iż nadal składalibyśmy nasze dzieci w przebłagalnych ofiarach swym bogom, nasze córki uprawiałyby sakralną prostytucję, każdą wiosenną orkę zaczynalibyśmy od hierogamicznego stosunku płciowego, odbywanego na świeżo przeoranej bruździe ziemi, a swój los odczytywalibyśmy z parujących wnętrzności ofiarnego zwierzęcia, zjadanego później przez szamana lub innego plemiennego czarownika. Czyż nie to miał Dante na myśli, pisząc: „Nie przeznaczono nam żyć jak zwierzęta, lecz poszukiwać i wiedzy i cnoty”, a Czechow pisząc kiedyś: „Człowiek stanie się lepszy, gdy pokażesz mu, jaki jest”.
1 2 3 4
« (Published: 08-08-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6001 |
|