|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Syn marnotrawny, czyli jak daleko pada jabłko od jabłoni? [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Niniejszym tekstem chciałbym zakończyć pewien temat (nazwałbym go w skrócie: Bóg – Ojciec i Syn Boży), który od dłuższego czasu przewija się w mojej – za przeproszeniem – „twórczości”, a do którego argumentację zaczynam bezwiednie powtarzać. Zatem postanowiłem zawrzeć w tym tekście to, co moim zdaniem jeszcze warte jest przekazania, mając jednocześnie nadzieję, że – mimo wyeksploatowanego tematu – znajdzie się tu jeszcze jakaś wartościowa informacja (czy też punkt widzenia), nie uwzględnione w poprzednich tekstach. Do rzeczy więc: W chrześcijaństwie i pochodnych jego wierzeniach, uważa się, iż Bóg tak bardzo umiłował ludzi, że dla ich zbawienia poświęcił swego jedynego, ukochanego Syna; „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swojego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego uwierzy nie zginął, ale miał życie wieczne /../ Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę, mocą jego krwi”. Tak napisano w samym Słowie Bożym skierowanym do ludzi. Zatem ta ofiara jaką Bóg złożył samemu sobie (bo przecież nie ludziom?) z własnego Syna- czyli z siebie samego, wg dogmatu o Trójcy św. – ma właśnie świadczyć o tej wielkiej miłości, jaką Bóg darzy jeden z miliona gatunków swych stworzeń – człowieka.
Jednakże takiemu niedowiarkowi jak ja, nasuwa się w związku z powyższym od razu parę pytań: czymże to sobie człowiek zasłużył, iż Bóg bardziej go ukochał od swego jedynego syna? Przecież od samego początku ludzie odrzucili Boga, sprzeciwili mu się, (jak to opisuje Biblia), zapragnęli samostanowić o swoim losie; iść własną drogą i mieć prawo do popełniania na niej błędów. Dlatego właśnie zostali przez niego tak surowo ukarani. Później nawet doszło do tego, że Bóg żałował, że stworzył ludzi na ziemi i smucił się z tego powodu, jako ich stwórca. Dlatego musiał ich wszystkich (prawie) potopić, razem ze zwierzętami, zresztą. Można więc śmiało powiedzieć, że ludzie zawiedli Boga na całej linii; byli i są nadal, jego nieudanym tworem, wstydliwą plamą na honorze Stwórcy całego Wszechświata.
Skąd zatem u niego ta nagła miłość do swego nieudanego stworzenia, większa od miłości rodzicielskiej? Przecież człowiek w tzw. „międzyczasie” nie uczynił nic takiego, aby sobie zasłużyć na miłość Stwórcy; nadal rodzimy się i żyjemy z grzeszną naturą, skażoną skłonnościami do czynienia zła i nieprawości Więc efekty tego stanu rzeczy przejawiają się w naszej krwawej historii, pełnej okrucieństwa i przemocy, nietolerancji, hipokryzji i głupoty. Zatem – spytam raz jeszcze – czymże sobie zasłużyliśmy na tak wielką łaskę od naszego Boga? Poza tym, dziwne jakieś wydaje mi się załatwienie tej – bądź co bądź – najważniejszej sprawy, między człowiekiem a jego Stwórcą; Bóg składa w ofierze samemu sobie, siebie samego (jako Syna), po to, by przebłagać siebie, za swe nieudane dzieło – człowieka. Kiedy ludzie w okrutny i poniżający sposób mordują jego ukochanego syna, tak go to zadowala i raduje, że przebacza im grzechy i winy, ofiarowując im zbawienie.
Przy okazji narzuca mi się jeszcze jedno pytanie: Dlaczego Bogu miałoby tak bardzo zależeć, aby ludzie w niego wierzyli, jak i w jego Syna? Dlaczego dla bytu absolutnego, którym ponoć Bóg jest, tak bardzo ważna jest wiara w niego, jego stworzeń – notabene – bytów przygodnych? Tak ważna, iż uzależnia od niej wszystko co może dać człowiekowi najlepszego; łaskę, zbawienie, nieśmiertelność jednym słowem. Na dodatek skazując na potępienie i piekielne męki wszystkich tych, którzy będą mieli czelność nie uwierzyć w nich (nic to, że bez jego łaski i tak by nie mogli). Dlaczego tak jest?
Dla mnie to wszystko jest tak bardzo niezrozumiałe i nielogiczne, że aż przez to niewiarygodne. Zawsze uważałem i zapewne będę uważał do końca swoich dni, że gdyby Bóg naprawdę umiłował ludzi, nie poddawał by ich tej absurdalnej próbie w raju (z pozycji jego wszechwiedzy), a jeśli już, to powinien przebaczyć im wtedy od razu po tym ich „upadku” (czyż nie pomogło im jego własne stworzenie?) i nie karać ich tak okrutnie i głupio. Okrutnie, bo kara przechodzi na następne pokolenia, które z winą swych prarodziców nie miały nic wspólnego, a głupio dlatego, iż ten kto może zapobiec złu, nie musi za nie karać. Bóg przecież może wszystko i wie wszystko naprzód, cokolwiek będzie się działo w jego dziele. A co najważniejsze nie powinien pozwolić im rozmnażać się z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami (przypomnę, że Bóg nakazał to ludziom), bo choć nie byli oni świadomi skutków tej kary, to Bóg na pewno tak! (owa wszechwiedza właśnie). Ponieważ jak dotąd nikt nie potrafił rozwiać moich wątpliwości w tym względzie, pozwolę sobie wierzyć nadal, że tak właśnie powinna się objawić prawdziwa miłość Boga do swego stworzenia – człowieka, jak i jego miłosierdzie. A nie tak jak jest to opisane w Biblii.
Chyba, że,.… rzecz się miała całkiem odwrotnie; Bóg tak bardzo ukochał swego Syna, że dla tej miłości poświęcił swe stworzenie – człowieka. Co choć nie byłoby zgodne z tym, co sugeruje nam ta zacna księga, lecz byłoby zgodne z logiką i tzw. zdrowym rozsądkiem, który w religiach raczej rzadko jest używany, niestety. Kto z was czytał mój tekst sprzed paru lat: „Miłość Boga – Ojca, czyli szczęśliwa wina człowieka”, ten doskonale będzie wiedział, co poprzedzało wydarzenia opisane w niniejszym opowiadaniu. Jest ono bowiem jak gdyby dopełnieniem tamtego tekstu (zarysowałem w nim jedynie ten pomysł na samym końcu). Myślę jednak, że i bez tej lektury można się zorientować odnośnie myśli przewodniej, którą chciałem tu przekazać. To tyle tytułem wyjaśnienia. Wracając do tematu; może więc było to tak oto:
„A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego, po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając” (BT Rodz 2,2,3).
Następnie Stwórca zwrócił się do swego Syna, który towarzyszył mu podczas aktu kreacji: — Oto daję ci we władanie całą tę ziemię, ze wszystkim co na niej stworzyłem, gdyż tak wielka jest moja miłość do ciebie. Rządź nią według własnego uznania, ja nie będę się do niczego wtrącał, ani wkraczał w twoje kompetencje. Usunę się z tego świata, aby zostawić ci pełnię swobody i nie przeszkadzać ci w realizacji twoich planów. – Bóg patrzył z oddaniem na swego potomka, ciesząc się w duszy, iż może przyczynić się do jego szczęścia. Po chwili mówił dalej: — Tak jak sobie życzyłeś, zapoczątkowałem w taki sposób jedno z moich stworzeń – człowieka, abyś mógł poprzez jego dalsze dzieje, zrealizować swoje wszystkie marzenia, swoje pragnienia. Dalej już chyba sam sobie poradzisz, mój ukochany Synu. Wyobraźni na pewno ci nie zabraknie,… niech moja moc i Duch św. będą z tobą! – zakończył zwyczajową formułą, lecz Syn Boży zawołał:
— Chwileczkę drogi Ojcze! I to już wszystko?! Czy to wystarczy abym mógł zrealizować swoją piękną ideę zbawienia ludzi? – patrzył przy tym na Stwórcę, to na jego ostatnie kreatury; mężczyznę i kobietę – zrobionych w taki dziwny jak na Boga sposób – i wyraz powątpiewania nie schodził z jego oblicza. Stwórca roześmiał się i protekcjonalnie poklepał go po plecach – Wystarczy, mój Synu! Wystarczy! Zaufaj mi! Powiem ci jak to się dalej będzie działo…” – i objąwszy go ramieniem, zaczął mu opowiadać jak wg niego powinna potoczyć się przyszłość rodzaju ludzkiego i reszty stworzenia.
Syn Boży słuchał jego słów z rumieńcami na swym boskim obliczu i błyszczącymi oczyma, a gdy skończył mówić, zawołał z niekłamanym podziwem: — A chyba, że tak! Zaiste, pomysł genialny i prosty w swej istocie! Teraz rozumiem po co jest ten zakaz i to dziwne drzewo, jak i upadek pierwszych ludzi oraz ich grzech pierworodny, przechodzący na następne pokolenia,… genialne, drogi Ojcze! –
— I skuteczne, mój Synu! Nadzwyczaj skuteczne, o czym sam się przekonasz niebawem – dodał Bóg Ojciec, z czułością patrząc na swego potomka.
— Pozwól Ojcze, niech cię uściskam! – zawołał ten, uradowany w najwyższym stopniu. Padli więc sobie w ramiona, ściskając się i obejmując mocno. Syn Boży był szczęśliwy nad wyraz; Hojność Ojca przerosła jego oczekiwania w takim stopniu, iż nie wiedział nawet jak wyrazić swoją wdzięczność. Milczał więc ze ściśniętym gardłem ze wzruszenia, poddając się ojcowskim uściskom. Nie zastanawiał się, ani nie dociekał, dlaczego jego boski rodzic z taką łatwością zrezygnował z władzy nad swoim dziełem? Dlaczego nie chciał razem z nim współrządzić swoimi stworzeniami? Ale czy to takie ważne? Za bardzo był przejęty możliwościami jakie się przed nim otwierają, aby zajmować się tymi nieistotnymi problemami. Nareszcie będzie mógł spełnić swoje odwieczne pragnienia; zostania Zbawicielem ludzi. Początek już został zrobiony, dalej powinno pójść jak z płatka. Snując wizję przyszłości, nawet nie zauważył jak Stwórca zniknął z jego rzeczywistości. Więc jeszcze raz podziękował mu w myślach za tak szczodry dar serca i zacierając ręce, zabrał się do roboty. A było co robić, bo plany względem ludzi miał bardzo ambitne.
---- // ----
Od tej chwili minęło sporo czasu na ziemi,… parę tysiącleci powiedzmy, choć dla Boga zaledwie parę dni, jak to wyliczyli specjaliści, biegli w egzegezie i chronologii biblijnej I oto znów się spotkali; Syn Boży i jego boski rodzic – wszechmogący Stwórca całego wszechświata. Przywitali się również serdecznie jak się pożegnali przed wiekami. Bóg-Ojciec patrząc w rozpromienione oblicze swego potomka, zagadnął:
— I co mi powiesz, mój drogi Synu? Dobrze się bawisz? Jest tak jak tego pragnąłeś? Udało ci się zrealizować swoje marzenia? – Ten skinął twierdząco głową i z wyraźną dumą, odparł:
— Tak Ojcze! Stało się tak jak to przewidziałeś! I dzięki temu jestem Odkupicielem i Zbawicielem ludzi,… Zarazem Bogiem Ojcem i Swoim Synem,… jednym słowem: Trójcą św.
Stwórca pokręcił głową z podziwem. – No, proszę! Jestem z ciebie dumny, mój Synu! Jak ci się udało tego wszystkiego dokonać w tak krótkim czasie? – spytał, patrząc uważnie w oczy swego potomka, lecz ten machnął ręką i rzekł: — To długa historia, Ojcze! Opowiem ci ją później! Powiedz mi lepiej co u ciebie słychać? Nie pokazywałeś się tak długo,… co robiłeś przez ten cały czas i gdzie bywałeś?
1 2 3 Dalej..
« (Published: 16-11-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6197 |
|