|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Syn marnotrawny, czyli jak daleko pada jabłko od jabłoni? [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Bóg uśmiechnął się jakby z zażenowaniem. – O, to także długa historia, mój Synu,… ale jeśli chcesz powiem ci w paru słowach gdzie byłem; wcale nie tak daleko – choć dla tych, którzy nie potrafią pokonać bariery czasu, to tak jakby na drugim końcu wszechświata. Ściślej biorąc, byłem w równoległej rzeczywistości, albo inaczej to ujmując; w alternatywnym świecie przesuniętym w fazie czasowej o jedną dobę do tyłu, w stosunku do twojej rzeczywistości,… Rozumiesz o czym mówię? — Nie bardzo, drogi Ojcze! Czy możesz mi to wyjaśnić bardziej zrozumiale? – Syn Boży przyglądał się swemu rodzicowi z niepewną miną, nie pojmując nic z tego enigmatycznego tłumaczenia. Bóg uśmiechnął się tajemniczo i spytał: — Pamiętasz może tę pierwszą parę ludzi, których stworzyłem doskonałych i których pobłogosławiłem na ziemską drogę życia, widząc z zadowoleniem i satysfakcją, że wszystko co dotąd stworzyłem było bardzo dobre? Pamiętasz ich? –
Syn Boży zmarszczył brwi zastanawiając się, a po chwili odparł: — A tak,… rzeczywiście było coś takiego,… ale oni nie odegrali żadnej znaczącej roli w mojej rzeczywistości; nie byli tacy płodni jak ci następni i ich ród wyginął w naturalny sposób, po kilkunastu pokoleniach zaledwie – dodał szybko, jakby usprawiedliwiał się. Stwórca pokiwał głową ze zrozumieniem i odparł wolno, rozdzielając słowa:
— A w mojej rzeczywistości odegrali taką rolę, jaka była im przeznaczona; znaczącą i pierwszoplanową. Czy jesteś tym zaskoczony, mój Synu? –
— Ale jak to możliwe, drogi Ojcze?! Przecież późniejsze wydarzenia, które nastąpiły – zmieniły całkowicie twoją koncepcję stworzenia, co zresztą sam przyznałeś wtedy – Syn Boży wyraźnie nie mógł pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. Bóg skinął głową i odparł: -Tak, mój drogi; zmieniły lecz w twojej rzeczywistości,.. na twoje osobiste zresztą zamówienie. Ale wystarczyło, abym się cofnął w czasie do właściwego momentu i od niego wyprowadził dalszą rzeczywistość,… aby skutki były adekwatne do ich przyczyn, rozumiesz Synu? Po prostu cały ten czas przebywałem w świecie, którego historia jest kontynuacją tamtego wydarzenia, ze wszystkimi wynikłymi z tego konsekwencjami.-
— Jak to możliwe, drogi Ojcze? Czy to jest w ogóle możliwe? – Syn wpatrywał się w Ojca z napięciem. Ten skinął głową z nieco rozbawioną miną. – O, tak mój Synu! To jest możliwe,… dla mnie jedynie, ale jest! Ja nie jestem przypisany do jednej, jedynej rzeczywistości – których notabene jest nieskończona ilość – lecz mogę być w każdej z nich, albo w żadnej, w zależności od swej woli. Dla Boga wszechmogącego wszystko jest możliwe – zakończył sentencjonalnie, patrząc z miłością na swego potomka, który zastanawiał się przez chwilę nad czymś, a potem spytał z nagłym zainteresowaniem: — Jaka jest tamta rzeczywistość, Ojcze? Jako kto objawiłeś się tamtym istotom? Pod jaką postacią cię czczą i adorują? – Stwórca rozłożył ręce w bezradnym geście. – Pod żadną postacią mnie nie czczą, bo nie wiedzą o moim istnieniu. Nie objawiłem się im po prostu, a pierwszej parze ludzi wymazałem pamięć ze wszystkiego co dotyczyło mojej osoby. A jaka jest tamta rzeczywistość?,… no cóż, mój Synu, zupełnie inna niż ta w twoim świecie. Obawiam się, że nie spodobała by ci się – dodał jeszcze ciszej odwracając głowę.
Syn Boży zrobił taką minę, jakby nie dowierzał własnemu organowi słuchu. Spytał: — Nie objawiłeś się ludziom? W jakiego Boga zatem oni wierzą? Jaką religię wyznają?-
— W żadnego i żadną,… o co zresztą sam zadbałem – wyjaśnia Bóg. – Co i kto zatem stoi na straży ich moralności? – dopytuje się Syn Boży, patrząc w napięciu na swego rodzica. – Nic i nikt,… bo nie mają takowej. Zapomniałeś już, że stworzyłem ich doskonałych i niewinnych? I taki jest właśnie ich świat… – Bóg nie dokończył zdania, bo Syn mu przerwał obcesowo: — Bezbożny świat, bezbożne istoty! I to nazywasz doskonałym dziełem?! Nic z tego nie rozumiem, Ojcze!
— Kto ci powiedział, że oni są bezbożni?! – stwórca uniósł ze zdziwieniem swe krzaczaste brwi. – No, jak to? Przecież sam mówiłeś Ojcze, że nie objawiłeś się im,… że nie czczą cię pod żadną postacią i nie wyznają żadnej religii – Syn Boży był wyraźnie skonsternowany, lecz Bóg roześmiał się i poklepał go z wyrozumiałością po ramieniu. Patrząc mu w oczy, powiedział wolno: — po prostu inaczej rozumiemy pobożność, mój drogi. Dla mnie pobożna jest ta istota, która zachowuje się w życiu, zgodnie z nakazami swej natury, jaką ode mnie dostała. Nie gwałci jej i nie przeciwstawia się jej potrzebom. I to mi całkowicie i w zupełności wystarcza. Natomiast ty preferujesz pozory pobożności, a nawet powiedziałbym jej karykaturę, przejawiającą się w rytuale jedynie i w obrzędach! Ale skoro ci to nie przeszkadza? Skoro widzisz w tym zakłamaniu jakąś wartość,… to cóż, twoja wola tu się liczy, nie moja. -
Syn Boży gwałtownie zamachał rękoma i zaczerwienił się aż po nasadę włosów. Zawołał nieomal: — Co ty też mówisz, Ojcze?! Jakie pozory i jaka karykatura pobożności?! Gdybyś poznał lepiej mój świat, nie wyrażałbyś się o nim w tak obraźliwy sposób! –
— Poznałem go, mój Synu – odparł Bóg ze smutkiem – poznałem go dokładnie i ze szczegółami; bowiem w tym samym czasie, kiedy tu rozmawialiśmy sobie, oddzieliłem część swojej świadomości i wysłałem pod prąd czasu, biegnącego w tej rzeczywistości. I jak myślisz, co zobaczyłem; morze przelanej krwi w wojnach religijnych, krucjaty, mordowanie i prześladowania innowierców, święta Inkwizycja ze swymi „pobożnymi” oprawcami, torturującymi w imię miłosiernego Boga swe ofiary, niewinni ludzie paleni na stosach, niewinne kobiety posądzane o czary, grabież majątków ludzi odmiennie myślących i wierzących, wysyłanych na straszną śmierć, pogromy na tle religijnym, psychiczny terror i nietolerancja, obskurantyzm i zabobon podniesiony do rangi prawd objawionych. A nade wszystko żądza władzy i posiadania, oraz pycha i chciwość twoich kapłanów, w każdych czasach i we wszystkich krajach, które podporządkowała sobie twoja religia,… i to jest według ciebie ten właściwy rodzaj pobożności i bogobojności?! – w głosie Stwórcy wyraźnie było słychać nutę goryczy. Syn Boży opuścił głowę, patrząc Bogu gdzieś pod stopy. – I to wszystko jak mówisz, dla zbawienia ludzi? Dla ratowania ich dusz jakoby? Czy nie zbyt wysoką cenę każesz im płacić, za to obiecane zbawienie? Za tę możliwość zrealizowania – dzięki nim zresztą – swoich pragnień? Zastanowiłeś się kiedyś nad tym, mój Synu? –
Syn Boży jeszcze niżej opuścił głowę i nie patrząc na Stwórcę, odparł: — Chciałem dobrze dla ludzi, wierz mi Ojcze… – Lecz Bóg spojrzał na niego tak, jakby chciał powiedzieć: — Oszczędź mi to Synu, dobrze? – następnie beznamiętnym tonem dodał: — Takie rzeczy możesz mówić ludziom, ale nie mnie! Ty chciałeś dobrze dla siebie przede wszystkim; chciałeś zostać Bogiem ludzi, ich Odkupicielem i Zbawicielem. A było to możliwe tylko w jeden sposób,… czyżbyś zapomniał już o tym, Synu?-
Syn Boży roześmiał się jakoś tak dziwnie, nieszczerze i rozkładając ręce, powiedział: — Tyle lat minęło, że trudno zapamiętać te wszystkie szczegóły z odległej przeszłości.… – Stwórca przyjrzał mu się z uwagą. – Naprawdę? Masz jakieś problemy z pamięcią? Hmm… to bardzo dziwne… – w jego głosie nie można było nie usłyszeć kpiny. Syn Boży zagryzł wargi i spuścił głowę, nie mogąc znieść wzroku swego boskiego rodzica, lecz po chwili podniósł ją szybko, jakby przyszedł mu do głowy doskonały pomysł i łapiąc Boga za rękę, powiedział:
— Masz rację, drogi Ojcze! Trudno teraz ten świat uznać za najlepszy z możliwych! A co byś powiedział, gdybym tak udał się z tobą do tamtego świata, do tamtych istot i nawrócił ich na jedynie prawdziwą wiarę? -
Na te słowa, Stwórca zasłonił się wzniesionymi rękoma i zawołał z przerażeniem w głosie: — O, nie! Nie! Wybacz mi mój Synu, ale nie! Tam nikomu do niczego nie jesteś potrzebny! Ludzie tam są doskonali i zbyt mądrzy po prostu, aby uwierzyli w potrzebę istnienia jakiejkolwiek religii. I niech tak zostanie po wsze czasy! Twoje miejsce jest tutaj; w tym chorym świecie, pośród chorych istot. To im jest potrzebna nadzieja jaką im dajesz i nie ważne, że postąpiłeś z nimi jak ten chirurg z pewnej sztuki, który aby mieć pacjentów, wpierw ludzi ranił i okaleczał, by potem ich leczyć, obłudnie się nad nimi litując. Oni i tak są zbyt głupi aby to pojąć; zostań więc tu, gdzie ciebie potrzebują, a tamten bezbożny świat – jak to określiłeś – zostaw mojej niewidzialnej i całkiem nie wymagającej opiece. – Bóg głaskał swego potomka po głowie, widząc jego zawiedzioną minę, jakby chciał tymi czułymi gestami osłodzić brutalną prawdę, którą mu wypowiedział.
Po chwili wahania, dodał innym już tonem: — Chyba, że to co mi powiedziałeś, iż chciałeś dobrze dla ludzi, było szczere,… więc jeśli to prawda, powiedz jedno słowo, a cofniemy się w czasie do tamtego momentu, kiedy widząc, że wszystko co dotąd stworzyłem było bardzo dobre i udałem się na zasłużony odpoczynek. Ta chora rzeczywistość z jej grzesznymi, upadłymi istotami zniknie, a zacznie się piękna historia doskonałych istot w doskonałym świecie – przerwał, wpatrując się uważnie w oczy Synowi. Po chwili podjął:
— Tyle, że nie będzie w nim miejsca dla ciebie jako ich Zbawiciela i Odkupiciela, ani na jakiegokolwiek innego Boga o roszczeniowych ambicjach względem swego stworzenia. Tak jak mówiłem ci kiedyś; będziemy mogli podziwiać tylko z ukrycia to moje dzieło, bo każda nasza ingerencja w jego perfekcyjne funkcjonowanie, byłaby dowodem, iż jemu i nam zabrakło doskonałości, pod jakimkolwiek względem. Czy chcesz tego, mój Synu? -
Bóg patrzył na swego potomka z nieodgadnioną miną. W jego wzroku była ojcowska miłość i oddanie, ale też jakby oczekiwanie na coś ważnego, od czego bardzo wiele może zależeć. A nawet wszystko...
— Koniec -
To tyle,… zakończenie możecie sami sobie dopowiedzieć z łatwością. Tamten tekst (co może niektórzy pamiętają), miał zakończenie optymistyczne, mimo pesymistycznej wymowy. Jednakże ten nie będzie miał takowego, sorry; muszę bowiem przyznać się wam do jednego: w powyższym opowiadaniu zbytnio wyidealizowałem wizerunek Boga-Ojca. Zrobiłem to świadomie, chcąc uzyskać określony efekt kontrastu pomiędzy tymi dwiema głównymi postaciami i ideami, które sobą tu reprezentują. Być może ładnie to wyglądało, co nie zmienia faktu, iż było to fikcją, w całym tego słowa znaczeniu. Jednak wrodzona uczciwość każe mi przyznać, iż prawda w tym względzie jest „nieco” inna; Bóg-Ojciec (ten przedstawiony w Biblii) wcale nie jest lepszy od swego Syna i daleko mu jest do ideału, jakiego stworzyłem swoją wyobraźnią, na potrzeby tego opowiadania.
1 2 3 Dalej..
« (Published: 16-11-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6197 |
|