|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
The Bible » The Bible - generally »
Najlepsza religia na świecie [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Następnie Bóg nakazuje Noemu zbudować arkę i przedstawia mu jej opis. Potem każe przyprowadzić z całej powierzchni ziemi po parze zwierząt, by ocalić ich od zagłady, „bo za siedem dni spuszczę na ziemię deszcz, który będzie padał 40 dni i 40 nocy, aby wyniszczyć wszystko co istnieje na powierzchni ziemi – cokolwiek stworzyłem”. Kiedy już Noe spełnił wszystkie boże polecenia i znalazł się na arce wraz z najbliższą rodziną i zwierzętami, Bóg – jak obiecał – spuścił na ziemię potop, który trwał ogólnie rok bez mała. Potem wody opadły, arka osiadła na górze Ararat, a z jej wnętrza wyszły zwierzęta i Noe wraz z rodziną. Wszystko co było na zewnątrz uległo zagładzie pod miliardami ton wody (prócz ryb, oczywiście, którym sytuacja bytowa poprawiła się zapewne). W podzięce za ocalenie, Noe zbudował ołtarz i złożył na nim ofiarę całopalną ze zwierząt czystych, za co Bóg (czując jej miłą woń) obiecał sobie: „Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego co żyje, jak to uczyniłem”. Następnie pobłogosławił Noego i zawarł z nim i jego potomstwem przymierze. Na jego pamiątkę rozciągnął łuk tęczy na obłokach, która ma być widocznym znakiem tego przymierza. To tyle, jeśli chodzi o tę drugą biblijną prawdę.
Pierwsze pytanie jakie mi się od razu narzuca: Dlaczegóż to Bóg był taki zbulwersowany faktem, „że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi, i że usposobienie ich jest wciąż złe”? Przecież było to wynikiem jego kary nałożonej na rodzaj ludzki; ludzie rozmnażali się, rodzili i kierowali się w życiu grzeszną naturą, skażoną skłonnościami do czynienia zła i nieprawości. Więc jakiej to rzeczywistości i jakiego zachowania ludzi spodziewał się Bóg, że to go tak rozczarowało? Nie przewidział że tak będzie? Następne pytanie: Co ten potop miał dać (oprócz okresowego zmniejszenia populacji ludzkiej i zwierzęcej, oraz całkowitego zniszczenia dotychczasowego ekosystemu), skoro ludzkość popotopowa odradzała się także z osobników o skażonej grzechem naturze? Czy Bóg nie wiedział o prawie dziedziczności, które sam musiał ustanowić i które powoduje, że dziedziczymy cechy swoich rodziców (i ich rodziców itd.)? A więc ile czasu potrzeba było, aby „odrodzona” po potopie ludzkość znalazła się dokładnie w tej samej sytuacji moralnej, co jej przedpotopowi antenaci? Czyżby Bóg o tym nie wiedział, ocalając z potopu ludzi o skażonych grzechem naturach i przeznaczając ich na prarodziców nowej ludzkości?
Nie był świadom, że prawość i nieskazitelność Noego (hmm,… a jego skłonności do nadużywania wina gronowego?), to nie wszystko, jeśli chodzi o złożoność natury ludzkiej? Czy wypowiadając do siebie te słowa: „Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości” – Bóg nie przyznał przy okazji, że ta skomplikowana akcja z arką i ściąganiem zwierząt ze wszystkich stron świata, oraz ten cały potop, niczego w istocie nie zmienił jeśli chodzi o naturę ludzką, bowiem „usposobienie człowieka – nadal – jest złe już od młodości”? Dlaczegóż więc po potopie, kiedy była najlepsza ku temu okazja (na ziemi było tylko ośmioro ludzi), Bóg nie zmienił im natury, by to odrodzenie ludzkości miało sens? Czy Bóg unicestwił niezliczone miliony istnień tylko po to, aby zaspokoić własną mściwość? Jak to możliwe? Ten kochający nade wszystko swe stworzenia Bóg – Ojciec?
Jak myślicie,… czy to możliwe, aby ów papież, zadawał sobie podobne pytania i z prób odpowiedzi na nie, zaczął wyciągać wnioski, które skłoniły go do wyrażenia tej konstatacji?
Następna biblijna prawda: Odkupienie i Zbawienie ludzkości przez Syna Bożego. W dużym uproszczeniu wygląda to tak, mniej więcej: W Piśmie św. (w poprzednich swoich tekstach podałem dokładne namiary tych cytatów biblijnych, dlatego je tutaj pomijam), napisano: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swojego jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego uwierzy nie zginął, ale miał życie wieczne /.../ Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę, mocą jego krwi”.
Zastanówmy się przez chwilę nad sensem powyższych słów: „Tak bowiem Bóg umiłował świat,…” dziwne,… jakoś nie było widać tej jego miłości, kiedy karał pierwszych ludzi w raju, miast im przebaczyć! Albo kiedy zdecydował się potopić wszystkie swoje stworzenia, włącznie z niczemu nie winnymi zwierzętami (polecam też lekturę St. Testamentu gdzie jest opisanych mnóstwo przykładów tej dziwnie pojmowanej bożej „miłości” do ludzi, od których włosy stają dęba na głowie). Aż tu nagle po ok. 4 tys. lat (wg wyliczeń egzegetów), Bóg dochodzi do przekonania, iż tak bardzo miłuje ludzi, że warto byłoby coś dla nich uczynić. Co zatem robi? Daje swojego jednorodzonego Syna (którego urodziła ziemska kobieta, ale który był ponoć przez cały czas z nim w niebie), ustanawiając go narzędziem przebłagania. Kogo ma jego Syn przebłagać? Oczywiście samego stwórcę. Za co?
Za winy i grzechy ludzi, których się dopuścili ze względu na swą grzeszną naturę, z którą to Bóg nakazał im się rozmnażać. W jaki sposób ma go przebłagać (albo odkupić te grzechy ludzkości)? Musi złożyć swe życie w ofierze, okupionej poniżeniem i cierpieniem. Dopiero ta krwawa, okrutna ofiara z Syna Bożego, na tyle zadowala jego Ojca w niebie, że tych którzy w nią uwierzą (jak i w istnienie jego Syna) gotowy jest zbawić od śmierci,… ale nie tej jaka czeka każdego z nas po zakończeniu ziemskiej egzystencji – nie, tak dobrze nie ma! – lecz tej ostatecznej, w eschatologicznie pojmowanej rzeczywistości i przyszłości; odległej i niesprecyzowanej.
Pierwsze pytanie jakie mi się narzuca w związku z powyższym: Dlaczego wszechmocny Bóg, który mógłby np. uczynić by wszyscy ludzie w jednej chwili stali się doskonali i bezgrzeszni, zbawia ich w taki dziwny (jak na Boga) sposób: ludzie muszą w bestialski i poniżający sposób, zamęczyć na śmierć jego jedynego, ukochanego Syna, oraz uwierzyć w potrzebę tej jego ofiary? Przypomnę, że kiedy pierwsi ludzie nie posłuchali Boga i zjedli zakazany owoc, ten tak się na nich rozgniewał, że przeklął ich, nakazał im rozmnażać się z grzeszną naturą i wygonił z raju, wiedząc doskonale jakie będą w przyszłości opłakane skutki tej kary. Kiedy natomiast ludzie bestialsko zamordowali jego ukochanego Syna, tak bardzo go to usatysfakcjonowało, że obiecał zbawić wszystkich tych, którzy bez wahania i bez żadnych wątpliwości w to uwierzą i zaakceptują. Nie wydaje wam się to dziwne i absurdalne? Jest tak oto:
Bóg składa w krwawej ofierze przed sobą, swego ukochanego Syna (czyli wg dogmatu o Trójcy św. – z siebie samego), po to by przebłagać siebie za swe nieudane stworzenie – człowieka. Biorąc pod uwagę nieskończone możliwości Stwórcy (w połączeniu z jego wszechwiedzą), sposób załatwienia tego problemu wydaje mi się tak bardzo nielogiczny i bezsensowny w swej istocie, że co za tym idzie – niewiarygodny. Nie muszę chyba dodawać, iż ta ofiara z Syna Bożego niczego nie zmieniła w zachowaniach ludzi; nadal grzeszą tak jak i kiedyś, bo nawet tym co uwierzyli Bóg grzesznej natury nie zmienił. Jakiż to więc miało sens? (w wymiarze egzystencjalnym człowieka, a nie eschatologicznym, którego i tak nie sposób zweryfikować).
Jak myślicie,… czy to możliwe aby ów papież zadawał sobie podobne pytania i z prób odpowiedzi na nie, zaczął wyciągać wnioski, które skłoniły go do wyrażenia tej konstatacji?
Następna religijna prawda: Sąd Ostateczny. Jak to ma wyglądać wg Ewangelii?:
„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swym tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych (ludzi) od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów /.../ Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! /.../ I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego /.../ Syn Człowieczy pośle aniołów swoich i ci zbiorą z jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Urocza perspektywa, nieprawdaż? Szczególnie w kontekście: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak ja was umiłowałem”, no, piękne umiłowanie,… nie ma co!
Czy nie wydaje wam się cokolwiek dziwna ta sytuacja?; ludzie mają być sądzeni za uczynki jakich dopuścili się podczas swojego ziemskiego życia, tak? Jednakże rodząc się z naturą skażoną grzesznymi skłonnościami do czynienia zła i nieprawości (od czego nikt nie może uciec), są już z góry skazani na taki wybór drogi życiowej, która prowadzi ich ku złemu raczej, a nie ku dobru. Czyż nie mówi o tym ludowa mądrość; „Natura ciągnie wilka do lasu”? Otóż to! A natura ludzi – jak wiadomo wszystkim wierzącym – jest skażona grzesznymi skłonnościami (z nakazu Boga, zresztą). Zatem ta boża sprawiedliwość wygląda tak oto:
Bóg karze ludzi w raju (choć w równym stopniu mógłby im przebaczyć, albo nie dopuścić do ich upadku) i nakazuje im rozmnażać się ze skażoną grzechem naturą. Potem, kiedy ludzie żyją i zachowują się zgodnie ze swoją grzeszną naturą, Bóg – nie wiedzieć czemu, niezadowolony z tego faktu – karze ich drugi raz, tym razem potopem. Po potopie nie zmienia im natury, więc ludzkość „odradza” się z grzeszną naturą, dopuszczając się w czasie swej historii wszelkiego możliwego zła, jakie może wyrządzić człowiek, człowiekowi. Za co Bóg wielokrotnie karze swój naród wybrany i będzie jeszcze raz osądzał i karał wszystkich ludzi na końcu ich dziejów. Podoba się wam ta boża „sprawiedliwość", przejawiająca się głównie w potrzebie karania swego ułomnego stworzenia?
Zwróćcie uwagę, iż tak w stosunku do swego stworzenia zachowuje się Bóg ponoć miłosierny i miłujący je ponad wszystko (u ludzi byłaby to mściwość po prostu, a u Boga jest to – jak się okazuje – miłowanie swego stworzenia,… dziwne...). Aż strach pomyśleć co też by ludzi czekało, gdyby tak Stwórca ich nienawidził? Potrafilibyście to sobie wyobrazić?
Zatem czas dopełnić ten obraz opatrznościowego planu bożego, względem jednego z jego stworzeń – człowieka (choć przy okazji zwierzętom też się nieźle dostało!); Ostatnia z analizowanych tu prawd religijnych – piekło. Syn Boży wielokrotnie i zdaje się z upodobaniem, straszył nim współziomków: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień wieczny /.../ I pójdą ci na mękę wieczną /.../ Syn Człowieczy pośle aniołów swoich /.../ i tych, którzy dopuszczają się nieprawości i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów (chyba ulubione powiedzenie Jezusa) /.../ węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?”. Jest tam także mowa o ognistym jeziorze, pełnym roztopionej siarki, do którego wrzuceni będę wszyscy grzesznicy.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 06-12-2008 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6236 |
|