|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
The Bible » »
Czy apostołowie byli wierzący? [2] Author of this text: Michał Kwast
Najgorzej zachował się Tomasz (oczywiście święty Tomasz). (J, 20, 19-31): „Wieczorem, w ten pierwszy dzień tygodnia, tam gdzie uczniowie przebywali, zamknąwszy drzwi z obawy przed Judejczykami, Jezus przyszedł, stanął na środku i mówi: Pokój wam. Po tych słowach pokazał im ręce i bok. Uradowali się więc uczniowie ujrzawszy Pana. [...] A Tomasz, jeden z dwunastu, zwany Bliźniakiem, nie był z nimi, kiedy Jezus przyszedł. Mówili mu więc inni uczniowie: Ujrzeliśmy Pana. A on im odpowiedział: Jeżeli nie zobaczę śladów gwoździ na Jego rękach i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i nie włożę ręki mojej w bok, nie uwierzę. Po ośmiu dniach uczniowie znowu byli w domu i Tomasz z nimi. Przychodzi Jezus, chociaż drzwi były zamknięte, stanął na środku i rzekł: Pokój wam. Potem mówi Tomaszowi: Włóż tutaj palec i oglądaj moje ręce, włóż także rękę do mojego boku i nie bądź niedowiarkiem, ale wierzącym. A Tomasz Mu odpowiedział: Pan mój i Bóg mój. Mówi mu Jezus: Uwierzyłeś, boś mnie ujrzał. Szczęśliwi ci, którzy nie ujrzeli, a uwierzyli”. Do dwóch uczniów, którzy w drodze do Emaus spotkali Go i nie poznali, powiedział z gniewem (Ł 24, 25-26): ”[...] Bezmyślni i nieskorzy do wierzenia we wszystko, co powiedzieli Prorocy! Czyż Mesjasz nie musiał tego wycierpieć i tak wejść do swojej chwały?”.
Po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa (Mt 28, 16-17): „jedenastu uczniów wyruszyło do Galilei na górę, którą im wskazał Jezus. Ujrzawszy Go złożyli mu pokłon. Niektórzy jednak wahali się ”!
Uważna lektura Ewangelii pozwala stwierdzić, że w opisie relacji pomiędzy apostołami i Jezusem, ewangeliści najczęściej używają słów: „nie wierzyli” oraz „słabej wiary”. Jak to możliwe? Jak to możliwe, że grupa dwunastu uczniów Mesjasza, która przebywała z Nim przez wiele miesięcy i wszystko widziała na własne oczy oraz wszystko słyszała na własne uszy, była ciągle „słabej wiary”? Jak to możliwe, że słysząc kilka razy z ust samego Jezusa, Syna Bożego, słowa o Jego śmierci i zmartwychwstaniu, ci święci Kościoła nie uwierzyli ani Jemu, ani niewiastom, które widziały pusty grobowiec, ani innym uczniom, którzy zapewniali, że zmartwychwstanie istotnie się dokonało! Czy można pojąć postępowanie – świętego, jak by nie było – Tomasza, który nie tylko nie wierzył słowom Jezusa o zmartwychwstaniu ale także nie wierzył swoim najbliższym towarzyszom, którzy już widzieli Jezusa po opuszczeniu przezeń grobowca? Dlaczego „wahali się” widząc Go na górze w Galilei? Nie sposób zrozumieć ich postawy. Nawet besztani przez Jezusa pozostawali wiecznymi niedowiarkami.
Minęły dwa tysiące lat. Chrześcijaństwo wyznają dwa miliardy mieszkańców ziemi. Czy oznacza to, że dwa miliardy osób wierzy w Jezusa? Że, podczas gdy dwunastu świętych apostołów, obcujących z Jezusem, stale wahało się a widząc rany na Jego ciele nie wierzyło(!), to dwa miliardy ludzi, żyjących dwadzieścia stuleci po Chrystusie, nie widząc Go, nie słysząc, nie będąc świadkami Jego cudów – wierzy? Jeżeli rzeczywiście tak jest, to mamy do czynienia z największym cudem w historii ludzkości! Pojawia się jednak uzasadniona wątpliwość: czy można autentycznie, głęboko wierzyć, trzymając w ręku starą, liczącą kilka tysięcy lat księgę, napisaną nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo gdzie, i czytając w niej ze zgrozą i zdumieniem, że nie wierzyli nawet ci, którzy osobiście słyszeli słowa Syna Bożego: „A po trzech dniach zmartwychwstanę” i widzieli zmarłego przed czterema dniami Łazarza, wychodzącego jak gdyby nigdy nic z grobu?
Napisał Marek ewangelista (Mk 16, 16): „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony”. Czy nie jest więc tak, że tych dwunastu świętych mężów przez kilka lat nauczanych, namawianych, strofowanych, przekonywanych za pomocą licznych uzdrowień i egzorcyzmów przez samego Syna Bożego a przy tym stale wątpiących, wahających się i niedowierzających, zasługuje na potępienie i ogień piekielny a nie na zasiadanie po prawicy Boga-Ojca? Czy nie jest tak, że straszenie niewierzących potępieniem jest działaniem obłudnym i niemoralnym, jeżeli jednocześnie utrzymuje się, że niewierzący uczniowie Jezusa prostą drogą trafili do Królestwa Niebieskiego?
Wiara, domagająca się ciągle dowodów w postaci cudownych zjawisk, wiarą tak naprawdę nie jest. Wiara polega na zawierzeniu komuś, do kogo ma się absolutne zaufanie, kogo się szanuje i o kim się wie, że nigdy nie kłamie. W liście do Hebrajczyków (Hbr 1,1) napisano: „Wiara jest mocnym przekonaniem, że istnieje to, czego się spodziewamy, jest świadectwem o wydarzeniach, których nie widzimy”. „Widzenie bezpośrednie dostarcza wiedzy, a wiara wiedzą nie jest, bo jest kroczeniem w ciemnościach, zawierzeniem obietnicy” pisał Tadeusz Bartoś, były dominikanin [ 2 ].
Tymczasem apostołowie nie zawierzyli Jezusowi! Nie zawierzyli słowom Syna Bożego, który osobiście przekazywał im prawdy wiary! Żądali wciąż nowych i nowych „znaków” a mimo to pozostawali niedowiarkami. A przecież widok pustego grobowca powinien był im wystarczyć aby zrozumieć, że zmartwychwstanie stało się faktem, że przepowiednie Jezusa sprawdziły się. Z pełnym zaufaniem i radością powinni byli wtedy podjąć swoje dzieło – nauczanie i nawracanie pogańskich ludów na wszystkich krańcach świata.
Tymczasem było inaczej. „Zamknąwszy drzwi z obawy przed Judejczykami”, zatwardziali w swojej niewierze, przerażeni, drżący ze strachu, zniechęceni, porzuceni przez swojego Mistrza, nie wiedzieli, gdzie się podziać, co robić. To niewiasty udały się do grobu, a mężczyźni płakali i nie śmieli nosa wysunąć z ukrycia. Nawet widok Mesjasza, który zjawił się nagle między nimi, zamiast uradować tylko ich wystraszył. Niektórzy nie wierzyli nawet wtedy, gdy szli za Jego wezwaniem do Galilei.
Jakże inaczej potoczyłyby się losy świata, gdyby Jezus natychmiast po zmartwychwstaniu udał się „do domu Ojca” i nie ukazał się uczniom, nie pokazał im swoich ran, nie udowodnił im, że nie jest duchem tylko ich Nauczycielem, który zgodnie z własną przepowiednią powstał z grobu. Czy chrześcijaństwo zniknęło by z kart historii, zanim jeszcze się na nich pojawiło? Ci ludzie „słabej wiary”, siedzący w jakimś domu pełni strachu, niepewności, zwątpienia, zaczęliby utyskiwać, że Mistrz umarł i już Go nie ma! Że zostawił ich, biedne sieroty, na ziemi a sam gdzieś przepadł i więcej się nie pokazał. Nie byliby nawet pewni, czy rzeczywiście zmartwychwstał – na widok pustego grobu mogliby pomyśleć, że ktoś ukradł Jego zwłoki! Natychmiast zapomnieliby o Jego słowach, o wszystkich cudach, które widzieli. Popłakaliby przez jakiś czas i rozeszliby się do swoich obowiązków tak jak Piotr, który zajrzał do pustego grobu, zdziwił się i poszedł do domu(!). Być może przez jakiś czas (zapewne krótki) wspominaliby tych kilka lat, spędzonych z jakimś tajemniczym prorokiem czy kaznodzieją, który naobiecywał tak wiele, a niczego nie osiągnął. Izrael nie został przecież uwolniony spod władzy najeźdźców; żaden król nie zasiadł na jego tronie; Syn Boży nie pojawił się powtórnie, jak ich zapewniano. Na wspomnienie o Jego cudach szeptaliby zdziwieni: „Czy naprawdę Jezus to robił, czy tylko tak nam się zdawało?”. Wkrótce zaczęliby wątpić, czy w ogóle ktoś taki przebywał razem z nimi.
Podobno wydarzenia potoczyły się inaczej. Jezus, pamiętający wieczne wahania i wątpliwości swoich uczniów, po opuszczeniu grobowca pozostał jeszcze na wszelki wypadek czas jakiś na ziemi i kilkakrotnie demonstrował niedowiarkom swoje rany oraz (J 20, 30): „dokonał jeszcze wielu innych znaków na oczach swoich uczniów”. I tego jednak byłoby za mało, gdyby nie ukazał się Duch Święty (o którym zresztą wspomina tylko Jan (J 20, 22), milczą zaś synoptycy), dzięki któremu apostołowie wyzbyli się wreszcie swoich wątpliwości, nabrali otuchy i odwagi. Nie wystarczyło więc działanie Drugiej Osoby Boskiej – trzeba było ingerencji Osoby Trzeciej, aby dokończyć dzieło Chrystusa, gdyż dopiero napełnieni Duchem Świętym (Mt 24, 52-53) „powrócili z wielką radością do Jeruzalem i nieustannie w świątyni wielbili Boga”.
W ten sposób dwunastu niewierzących (bowiem być chrześcijaninem to nie tylko wierzyć w Boga – najważniejsza jest wiara w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, Mesjasza i Zbawiciela) rozprzestrzeniło chrześcijaństwo na całej kuli ziemskiej!! Zaiste, niezbadane są wyroki Boskie.
1 2
Footnotes: [ 2 ] T.Bartoś: „Miłość według Benedykta XVI”, Gazeta Wyborcza, 4-5 lutego 2006 « (Published: 22-06-2009 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6623 |
|