|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room »
Tajna narada Ewangelistów [1] Author of this text: Michał Kwast
Zapadał zmierzch. Czterej brodaci mężowie, odziani w niezbyt czyste, sięgające ziemi opończe, szli powoli wąską, wyboistą uliczką.
Mimo późnej pory upał ciągle dawał się im we znaki. Byli u kresu sił — nie tyle
szli ile raczej wlekli się noga za nogą.
-
Jestem głodny — powiedział Mateusz. — A mnie strasznie chce się pić — jęknął Marek, ocierając pot z czoła.
-
Nogi mnie bolą — Łukasz zachwiał się i byłby upadł, gdyby Mateusz nie
podtrzymał go, chwytając za ramię.
-
Już niedaleko. Widzicie? — Jan podniósł kostur i wskazał niewielki,
biały dom, stojący u zbiegu dwóch ulic — jesteśmy na miejscu. To tawerna „U
Bachusa". Po chwili stanęli pod drzwiami. Tuż nad wejściem wisiał
sporych rozmiarów szyld z rysunkiem jakiegoś grubasa, który przykładał do ust
dzban i z zainteresowaniem przyglądał się kilku nagim kobietom, tańczącym wokół
niego. Marek uniósł głowę i popatrzył ponuro.
-
Okropność — mruknął — pogańskie bohomazy ...
-
Nie przejmuj się — Jan uchylił drzwi — To tylko Bachus, i to niezbyt
udany. Chodźcie, właściciel jest moim znajomym. Całkiem nieźle dają tu jeść ...
Weszli do środka. W nozdrza
uderzył ich zapach wina, smażonej ryby i duszonych warzyw. Przy stołach z grubych desek siedziało kilku mężczyzn i posilało się w milczeniu. Jan rozejrzał
się i skierował w stronę wolnego stołu w kącie tawerny.
-
Nikt nam tu nie przeszkodzi — ciężko usiadł na ławie i oparł kostur o ścianę — Siadajcie. Zaraz coś zamówię.
Przybysze rozsiedli się na
ławach, oddychając ciężko. Jan pomachał ręką w kierunku ogromnego, łysego
właściciela, który podszedł wolnym krokiem i obrzucił ich podejrzliwym
spojrzeniem.
-
Nie pamiętasz mnie? — zapytał Jan — Nie widzieliśmy się kilka lat, ale
ty nic się nie zmieniłeś. No, może tylko nieco schudłeś ...
-
Janie — uśmiechnął się gospodarz, poznawszy gościa — Rzeczywiście,
interesy nie idą zbyt dobrze, więc i ja chudnę w oczach… Jeszcze rok czy dwa i będę musiał zamknąć budę. Co wam podać?
-
Daj, co masz najlepszego, ale najpierw przynieś nam wina i trochę wody.
Jesteśmy strasznie zmęczeni.
Gospodarz oddalił się i po
chwili młoda, zgrabna dziewczyna przyniosła dwa spore dzbany. Postawiła je na
stole wraz z czterema glinianymi kubeczkami. Jan zajrzał do jednego z dzbanów,
powąchał, kiwnął głową z aprobatą i rozlał czerwony płyn do kubeczków. Każdy z brodaczy chwycił swój kubek i szybko opróżnił jego zawartość. Jan nalał
ponownie, dodał do każdego naczynia trochę wody i popatrzył na towarzyszy swymi
wyblakłymi, mądrymi oczami.
-
Zaprosiłem was tutaj — zaczął powoli — aby porozmawiać o Nauczycielu.
Mateusz popatrzył na Jana z ciekawością, Marek w zamyśleniu sączył płyn ze swojego kubka, a Łukasz
niecierpliwie rozglądał się za jedzeniem.
— A o czym tu rozprawiać? — zapytał — Już Go dawno nie ma. Od czasu, jak
nas opuścił minęło chyba z sześćdziesiąt lat, a od chwili, gdy Gabriel
zwiastował Maryi jego narodzenie, może ze sto.
-
Zaraz, zaraz — odezwał się Mateusz — Nie Maryi, tylko Józefowi. Coś ci
się chyba pomyliło, mój kochany.
-
Nic mi się nie pomyliło — zaperzył się Łukasz — „W szóstym miesiącu Bóg
posłał anioła Gabriela do miasta galilejskiego, zwanego Nazaret, do dziewicy
zaślubionej mężowi, któremu było imię Józef z rodu Dawida, a dziewica miała na
imię Maryja" (Łk 1, 26-27).
-
Widzę, że pamięć cię zawodzi- zaśmiał się Mateusz — „Z narodzeniem
Jezusa było tak. Kiedy Jego matka, Maryja, poślubiła Józefa, znalazła się w stanie błogosławionym za sprawą Ducha Świętego (...). Józef był człowiekiem
sprawiedliwym i nie chciał jej zniesławić, zamierzał po cichu z nią się
rozwieść. Ale kiedy powziął tę myśl, anioł Pański ukazał się mu we śnie i powiedział: Józefie, synu Dawida, nie bój się przyjąć twojej żony Maryi, bo to,
co się w niej poczęło, pochodzi od Ducha Świętego. Urodzi syna i nadasz Mu imię
Jezusa, albowiem On uwolni swój lud od grzechu" (Mt 1, 18-21).
-
Co ty opowiadasz! — Łukasz o mało nie zakrztusił się winem — Niedawno
miałem widzenie, że za tysiąc lat artyści będą malować klęczącą kobietę i pochylonego nad nią anioła, a nie brodatego Żyda w łóżku. — A co mnie obchodzi twoje widzenie i artyści, w dodatku za tysiąc lat!
Myślisz, że to jest dowód ...
-
Przestańcie — przerwał im Jan — Nie pora teraz na kłótnie.
-
Racja — dodał Marek — Ja nic nie wiedziałem o zwiastowaniu, a mimo to ...
-
Jeżeli nic nie wiedziałeś, trzeba było niczego nie pisać — wpadł mu w słowo Mateusz.
-
Właśnie! — poparł go niespodziewanie Łukasz — A jeżeli już koniecznie
musiałeś coś napisać, trzeba było chociaż wspomnieć o Gabrielu i Maryi...
-
Gabrielu i Józefie, chciałeś powiedzieć — Mateusz spojrzał na niego
wyzywająco.
-
Dosyć! — krzyknął Jan widząc, że kłótnia znów wisi w powietrzu — Jeszcze
słowo o zwiastowaniu a porachuję wam kości moim kosturem.
Na szczęście gospodarz
przyniósł właśnie zupę z soczewicy, więc Ewangeliści umilkli i każdy pochylił
się nad swoją miską. Przez chwilę słychać było tylko ciche siorbanie i stuk
łyżek o dna naczyń. Wreszcie Jan otarł usta rękawem i odsunął miskę.
-
Widzę, że czekają nas poważne problemy — powiedział w zamyśleniu.
-
Ale o co ci chodzi? — zapytał Mateusz — Po co się tu zebraliśmy? Czy
sądzisz, że nie mam nic ważniejszego do roboty, niż wysiadywać w jakiejś
tawernie i kłócić się z Łukaszem?
-
Chodzi mi właśnie o to — Jan zawahał się przez chwilę — że każdy z was
gada co mu ślina na język przyniesie i pisze bez ładu i składu, zamiast skupić
się na prawdzie.
-
Na prawdzie? „A co to jest prawda ?" jak zapytał Poncjusz Piłat (J 18,
38) — zaśmiał się Marek — Prawdę zna tylko Najwyższy.
-
Cieszę się, że cytujesz moją Ewangelię — powiedział cierpko Jan, a po
chwili dodał podniesionym głosem — Ja też znam prawdę, bo wszystko widziałem na
własne oczy i słyszałem na własne uszy. Słuchałem nauk Jezusa, stałem pod
krzyżem...
-
Akurat — przerwał mu Mateusz — Może chcesz powiedzieć, że to właśnie ty
byłeś umiłowanym uczniem naszego Mistrza?
-
Oczywiście — odparł Jan — każdy o tym wie.
-
Wcale nie każdy. Ja na przykład nie wiem i powiem ci, że różnie się o tym
mówi. Niektórzy powiadają, że takim uczniem był Łazarz, inni że Maria z Magdali a nawet — tu ściszył głos do szeptu — a nawet że Judasz, niech będzie przeklęty
po wieki wieków.
-
Co za bzdury! — krzyknął Jan — Ale wymyśliłeś: Maria, Judasz… Ja byłem
umiłowanym uczniem i basta!
-
Nie sądzę — Mateusz popatrzył na Jana z uwagą — Ja też wiele słyszałem i widziałem, bo wszędzie chodziłem z naszym Nauczycielem, i jakoś nie mogę sobie
ciebie przypomnieć. Owszem, pamiętam Jana Chrzciciela i Jana syna Zebedeusza
...
-
To właśnie ja! Tak nazywał się mój ojciec ...
-
Dziwne. Strasznie się zmieniłeś przez te lata, nie mogę cię w ogóle
rozpoznać — zaśmiał się Mateusz — A może mam coś z oczami?
-
Przestań się śmiać, ty … ty celniku!
Mateusz zgrzytnął zębami ze złości. Zerwał się z ławy,
ruszył w kierunku Jana, który nerwowo chwycił swój kostur i nie wiadomo, jak
zakończyłaby się ta wymiana zdań, gdyby nie spokojny głos Marka.
-
Uciszcie się — Marek nadział na patyczek oliwkę, których sporą miseczkę
przyniosła tymczasem służąca i oglądał ją z uwagą — Ciągle nie wiemy, czego Jan
od nas chce. Mateuszu, uspokój się, a ty — zwrócił się do Jana — powiedz
wreszcie, o co ci chodzi?
-
Dajcie mi dojść do głosu — Jan odłożył kostur — Chcę, aby potomni mieli
jasny obraz męczeństwa naszego Pana, aby nie błądzili w mroku, karmieni
zmyślonymi historiami. Tymczasem wasze Ewangelie, panowie synoptycy, są pełne
sprzeczności ...
-
Nie wasze, tylko nasze Ewangelie — poprawił go Marek — To
po pierwsze. A po drugie to twoja Ewangelia, Janie, różni się od naszych
najbardziej i ona właśnie robi wrażenie zmyślonej.
-
No wiesz — Jan aż się zatrząsł z oburzenia — zapominasz, że byłem
naocznym świadkiem ...
-
Powtarzasz się, mój drogi. Jeżeli nawet byłeś naocznym świadkiem, to nie
oznacza, że tylko twoja Ewangelia mówi prawdę, a nasze można wyrzucić do kosza,
jako kłamliwe i zmyślone. Pisałeś 60 lat po śmierci Jezusa, a pamięć nie jest
twoją najmocniejszą stroną. Masz już swoje lata, mój kochany!
Siedzący przy sąsiednim stole mężczyźni przerwali posiłek i z uwagą zaczęli się przysłuchiwać głośnej dyskusji. Także gospodarz zbliżył
się do rozgorączkowanych Ewangelistów i dłubiąc w zębach śledził z zainteresowaniem ich kłótnię.
-
Zgoda, zgoda, panowie! — zawołał Marek — Proponuję, żeby każdy z nas
przypomniał pozostałym, co wie, powiedzmy, o pojmaniu Nauczyciela a potem jakoś
dojdziemy do ładu.
-
Wątpię — skrzywił się Mateusz — Jan chce koniecznie przeforsować swoje
zdanie. Przecież wszystko widział — dodał kpiąco.
-
No to powiedzcie, kto niósł krzyż na Golgotę — Jan nie zwracał uwagi na
jego słowa — Ciekaw jestem, czy chociaż to pamiętacie ...
-
Jak to, kto? Oczywiście, że Szymon z Cyreny (Mk 15, 21): „I zmusili
pewnego przechodnia wracającego z pola, Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, aby niósł Jego krzyż" — spokojnie oświadczył Marek — Prawda? — zwrócił
się do Mateusza i Łukasza, którzy pokiwali zgodnie głowami. — A właśnie że sam Jezus! — triumfalnie zawołał Jan — (J 19, 17): „I
dźwigając krzyż wyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, a po hebrajsku Golgota". A wyście wymyślili jakiegoś Szymona, Aleksandra i Rufina. To śmieszne.
-
Rufusa. To ty jesteś śmieszny — zaperzył się Łukasz — Oczywiście, że
krzyż niósł Szymon (Łk 23, 26-31): „Kiedy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego
Szymona z Cyreny wracającego z pola i włożyli nań krzyż, żeby go niósł za
Jezusem. A szedł za Nim wielki tłum ludu, a zwłaszcza kobiet, które płakały i zawodziły nad Nim. Jezus obróciwszy się do nich powiedział: — Nie płaczcie nade
mną, płaczcie raczej nad sobą i nad swoimi dziećmi, bo nadchodzą dni, kiedy będą
mówić: szczęśliwe niepłodne, które nie rodziły, i piersi które nie karmiły".
-
Prawdę mówiąc, nic nie wiem o tłumie niewiast i przemowie Jezusa — z wahaniem odezwał się Mateusz — Nie sądzę, żeby ubiczowany, opluty, z krwawiącą
od korony cierniowej głową mógł przemawiać i w dodatku straszyć biedne kobiety
...
-
Nie słyszałem o koronie cierniowej — rzekł Łukasz — Wiem tylko, że Piłat
skazał Go na śmierć „jak tego chcieli. Kiedy Go wyprowadzili, zatrzymali
niejakiego Szymona" (Łk 23, 25-26), który razem z Jezusem wszedł na Golgotę.
-
Mniejsza o koronę. No a co było dalej? — Jan spojrzał na kilka ślimaków,
które akurat przyniosła służąca i postawiła przed nimi — Kiedy już weszli na
Miejsce Czaszki.
-
„Dali Mu do picia wino zmieszane z żółcią, lecz skosztowawszy go nie
chciał pić" (Mt
27, 34) — powiedział Mateusz.
-
Nie z żółcią, tylko z mirrą — poprawił go Marek — „I podawali Mu wino
zmieszane z mirrą, którego nie przyjął" (Mk 15, 23).
-
Nic Mu nie dali — Łukasz popatrzył na nich zdumiony — „Przyszli na
miejsce zwane Czaszką. Tam ukrzyżowali Jezusa i złoczyńców" (Łk 23, 33).
-
No i widzicie! — triumfował Jan — Każdy plecie co innego. Pewnie, że nic
Mu nie dali. Ukrzyżowali Go i kwita.
-
Dali Mu wino z żółcią — wycedził powoli Mateusz — A potem wszyscy śmiali
się z Niego, „Tak samo ubliżali Mu złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani" (Mt
27, 44).
-
Aha, masz rację — Marek na to — „Ukrzyżowani z Nim razem też z Niego
szydzili" (Mk 15, 32).
-
Nic podobnego — zaprotestował Łukasz — „Jeden z powieszonych złoczyńców
urągał Mu (...) a drugi karcąc go rzekł: Czy ty nawet teraz nie boisz się Boga
kiedy cierpisz tę samą karę? My cierpimy sprawiedliwie, dostajemy to, na cośmy
sami zasłużyli, lecz On nic złego nie uczynił. I mówił: Jezusie, pamiętaj o mnie, kiedy przyjdziesz do swojego królestwa. I rzekł mu: Zaprawdę powiadam ci,
jeszcze dziś będziesz ze mną w raju" (Łk 23, 39-43).
-
Piękne, lecz nieprawdziwe — Jan skusił się na jednego ślimaka — Zresztą
może to zaświadczyć także Jego matka, która stała pod krzyżem...
1 2 Dalej..
« (Published: 04-08-2009 Last change: 05-08-2009)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6715 |
|