|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science »
Terapie holistyczne [2] Author of this text: Andrzej Gregosiewicz
Jako pierwszy zareagował znany
angielski fizyk, pisarz i propagator nauki Simon Singh,
który pisząc książkę
„Trick or Treatment?" i dedykując ją księciu Walii ośmieszył
nie tylko „medycynę alternatywną" , ale również — korzystającą z usług
homeopatów — angielską rodzinę królewską.
Nie zapomniano mu tego i gdy w jednym ze swoich felietonów napisał, że
nieuczciwością jest stosowanie zabiegów kręgarskich w leczeniu astmy u
dzieci (nie tylko lekarze rozumieją, jaki to absurd), Brytyjskie Towarzystwo
Chiropraktyków pozwało go do sądu. W pierwszej instancji przegrał i może być
zmuszony do zapłacenia blisko miliona funtów odszkodowania za zniesławienie
oszustów. Lecz
rozpętała się burza. W jego obronie wystąpiły prestiżowe
instytucje naukowe oraz blisko 17 tysięcy znanych osób z całego świata.
Angielskie prawo opiera się jednak na precedensach (common law), a nie na
regułach słuszności. Dlatego Simon
Singh szukał precedensu i znalazł go w… Polsce. Napisał do mnie list z
zapytaniem, czy zgodzę się, by mógł przedstawić angielskiemu sądowi
materiały z mojego, wygranego procesu z homeopatami. Nie muszę chyba pisać,
że wysłałem mu odpowiednie informacje.
Polskim wyrokiem w sprawie homeopatii zainteresował się także prof. Stephen
Barrett, prezydent amerykańskiej Narodowej Rady ds. Zwalczania Oszustw
Leczniczych
- największej tego typu organizacji na świecie, który poprosił mnie o
przetłumaczenie najbardziej istotnych fragmentów akt sądowych. Nie
przypuszczam, by robił to dla zaspokojenia własnej ciekawości. Tak więc,
klęska homeopatów w sądzie będzie szerzej znana w USA, niż w Polsce.
W tym samym czasie w znanej polskiej stacji TV (tej ze spikerkami o niczym
niezafałszowanej urodzie i elokwencji) znany dziennikarz zakpił sobie z
widzów przeprowadzając wywiad z dwójką homeopatów, którzy jak zwykle pletli
o „leczeniu informacją", bredzili o „potencjonowaniu leków" itd. Dziennikarz
oczywiście nie miał pojęcia, że nikt na świecie nie jest w stanie wyjaśnić,
co znaczą te terminy i śmiało włączył się do dyskusji zabierając nawet głos
na temat potencjonowania. Nie wiedząc kompletnie o czym mówi stworzył
wrażenie, że homeopatia to trochę inny, ale normalny sposób „leczenia".
Gdyby podejrzewał, że Jego rozmówcy majaczą o „lekach", w których substancja
„aktywna" jest rozcieńczona w stosunku np. 1 do 10400, być może
próbowałby inaczej poprowadzić rozmowę. Jestem jednak dziwnie pewien, że
powyższy zapis wykładniczy nic by mu nie powiedział. Nie jest on wyjątkiem.
Na temat „medycyny alternatywnej" i homeopatii rozmawiało ze mną
kilkudziesięciu dziennikarzy. Gdy, na dowód, że homeopatia jest oszustwem
mówiłem o absurdalnej wielkości rozcieńczeń i przytaczałem liczbę 10400,
ani jeden z nich nie rozumiał o co mi chodzi. Przyznawali, owszem, że to
dość duża liczba, jednak nie potrafili pojąć, że jej wielkość nie ma żadnego
odniesienia do czegokolwiek w naszym Wszechświecie i kawałek dalej.
Ale to jeszcze nic. Kilku dziennikarkom lubelskiej prasy próbowałem
wytłumaczyć, że jeśli mechanizm działania oscillococcinum („leku"
homeopatycznego wytwarzanego na bazie kaczych wnętrzności) polega na
„przenoszeniu leczniczej informacji", to gdy przypadkiem do produkcji tego
„leku" zostaną użyte zwłoki kaczki, która była chora na ptasią grypę -
oscillococcinum „przeniesie informację chorobotwórczą". Nazajutrz ukazały
się wielkie artykuły, że „leki" homeopatyczne przenoszą ptasią grypę.
Błyskotliwy wniosek, prawda? Metafizyczny
absurd, że „informacja" może „leczyć" lub „infekować"
został pominięty; prawdopodobnie
dziennikarki uznały, że jest to możliwy mechanizm działania „leku".
Zresztą sprawa oscillococcinum jest
już rozpatrywana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
Wcześniej Zespół Orzekający Komisji
Etyki Reklamy
stwierdził, że producent oscillococcinum (Boiron)
nie przedstawił dowodów na skuteczność działania tego „leku" w przypadku
grypy i nakazał zmianę treści reklamy.
Od tego czasu autoryzuję każde moje słowo. Zwłaszcza, jeśli widzę w czasie
rozmowy z dziennikarzem „błysk zrozumienia" w jego oku i potakujące kiwanie
głową, gdy odwołuję się do rachunku prawdopodobieństwa, przedstawiam liczby
w zapisie wykładniczym, mówię o korelacjach i związkach przyczynowych, a
zwłaszcza, gdy cytuję paranaukowe bzdury. Pamiętam bowiem, że pozostawiony
sam na sam ze swoimi notatkami dziennikarz, w najlepszym wypadku napisze, że
„prawda leży pośrodku", „że w tym coś jest" lub, „że należy mieć otwarty
umysł".
Podsumowując, stwierdzam z całą stanowczością, że 90% audycji telewizyjnych
oraz publikacji prasowych na temat „medycyny alternatywnej" ma charakter
dezinformacji, gdyż ich autorami są ignoranci
matematyczni i analfabeci naukowi. Oto, komu „zawdzięczamy" promowanie
paramedycyny.
Wyjątkowo ogłupiającą rolę pełnią teksty o „medycynie alternatywnej"
publikowane w pisemku „Nieznany Świat",
którego wydawcą jest dziennikarz Rymuszko. Temu Panu dedykuję swój wyrok
sądowy i zezwalam na skopiowanie go w „Nieznanym Świecie" z dowolnym
komentarzem.
O dziwo, analfabeci matematyczni nie
wstydzą się swojej ignorancji, ba!, poczytują to za dowód obdarzenia ich
przez naturę „mądrością humanistyczną". Nic bardziej błędnego.
Matematyczny głupek jest głupkiem zwykłym, tyle tylko, że tak
rozpowszechnionym, że aż „niewidzialnym". Ileż to razy słyszałem z
telewizora wyznania znanych „humanistów": „zawsze miałe(a)m kłopoty z
matematyką" , „w matematyce nie byłe(a)m najlepszy(a)", "maturę z matematyki
zdałe(a)m tylko dzięki ściądze" itp. Gdy jeszcze przy tym ci absolwenci
wyższych uczelni, a zdarza się to często, akcentują czwartą sylabę w wyrazie
matematyka, najlepiej wyłączyć telewizor.
Tę chorą sytuację wykorzystuje gromada oszustów, którzy w zamian za słone
honorarium, urządzają teatr jednego aktora (i jednego, chorego widza).
Zasadniczą rolę w przedstawieniu odgrywają rekwizyty w postaci wahadełek,
różdżek, kryształów, polnych kamieni, dzwoneczków, światełek, odpromienników, biometrów, piramidek, kadzidełek, kasztanów, huby, magnesów,
pierścionków, drucianych klatek pod prądem 12V, energetyzowanej wody,
kurzych wnętrzności, sadła świstaka, liści kapusty, moczu (nie miodu!)
pitnego, kolorów, zapachów, muzyki, wkładek do butów, plastrów aikido, mat
terapeutycznych, pajączków, kosmodisków, oleju z czarnego kminku, słodkich
granulek, potencjonowanej wody, ropnej wydzieliny rzeżączkowej przetworzonej
na homeopatyczne „lekarstwo" i wszystkiego tego, co przyszło do głowy
pierwszym, etruskim szamanom z Cromagnon i co potrafią wykombinować
uzdrowiciele XXI wieku. Zainteresowanych sposobem stosowania wyżej
wymienionych rekwizytów w „leczeniu alternatywnym" odsyłam do odpowiednich
anegdot publikowanych w „Nieznanym Świecie".
Ktoś musi ludziom mówić o tych oszustwach
Padło na mnie. Dlaczego? Być może dlatego, że głupotę i oszustów leczniczych
rozpoznaję z daleka. Wg Pani minister Fedak jednym z zadań
bioenergoterapeutów jest „leczenie na odległość";
tak
stoi napisane w ministerialnym
dokumencie (sic!). Nic więc nie stoi
na przeszkodzie bym ja mógł oceniać (i z bliska i z daleka), czy np.
„promieniowanie biopola terapeuty"
to „promieniowanie głupoty",
czy nie.
CZĘŚĆ SZCZEGÓŁOWA
Medycyna holistyczna
Wszyscy widzimy, że pośród uzdrowicieli pojawia się coraz więcej
„prawdziwych, dyplomowanych
medyków". Inwestują oni znaczne sumy we własne, wysoko zaawansowane
technicznie i w pełni skomputeryzowane spektakle typu światło i dźwięk. W
XXI wieku potrzebna jest bowiem odpowiednia scenografia i nowoczesne
rekwizyty. Zwykle są to urządzenia z migającymi diodami i ruchomymi,
kolorowymi histogramami na tle seledynowej poświaty ciekłokrystalicznych
monitorów. Fakt, że wyświetlać one mogą dowolne idiotyzmy typu
„biorezonansu", „biorytmów" lub „częstotliwości drgań bakterii" jest znany.
Szkoda tylko, że komputery nie mogą zaprotestować, gdy instaluje się w nich
kretyńskie programy i nazywa np. Zappicatorami. Być może, gdzieś głęboko, w
samym sercu ich procesorów zaczyna kiełkować elektroniczna świadomość, że
się w ten sposób prostytuują, ale cóż mogą zrobić?
Muszą rejestrować szum informacyjny wytwarzany przez procesy
elektryczne w organizmie pacjenta i przetwarzać go na szum dezinformacyjny w
postaci abstrakcyjnych wskaźników, czynników, faktorów, wektorów, wielkości,
wartości i tym podobnych, nikomu niepotrzebnych liczb i symboli. Jedynym
realnym powodem dla którego
konstruuje się takie urządzenia jest zysk ich producentów. W niniejszym
tekście przeczytają Państwo opis ich pseudo-leczniczego działania
i zobaczą na własne oczy
cały arsenał tych elektronicznych nierządnic w postaci:
- aparatu MORA i macierzy regeneratora
- biorezonansowego skanera i VEGA eMeRTera
- colon-hydrometronu i 1000 Digetronu
- Vincenta bioeletrometru i Herrmanna ozonodozymetru
- LCD Generatora i 1kHz Zappicatora
Wszystkie wymienione urządzenia (końcówki nazw dwóch z nich śladowo
zmieniłem w celach mnemotechnicznych) znajdują się w „Gabinecie Medycyny XXI
wieku" Czarkowskiego Wiesława, który sam o sobie mówi z dumą, że jest
chirurgiem-neurochirurgiem. To bardzo prawdopodobne, gdyż jest nieźle
obeznany z terminologią „medyczną", co prezentuje na swojej stronie
internetowej (www.enervita.com.pl).
Reklamowane przez Niego metody „terapeutyczne" są oczywiście zgodne
z holistycznym paradygmatem leczniczym. Przyjrzyjmy się tym najbardziej
całościowym. Jest ich siedem.
Czarkowski Wiesław, „Leczy czy naciąga" TV Polsat, INTERWENCJA)
I.
„Terapia Mora"
Istotą metody jest „wygaszanie szkodliwych drgań przez ich lustrzane
odbicie". W tym miejscu daję słowo
honoru, że zarówno opis „terapii Mora", jak i wszystkich pozostałych
„terapii" nie będzie odbiegał ani na jotę od oryginału. Tyle tylko, że
oznaczę cudzysłowem sformułowania, których zwyczajny lekarz nie jest w
stanie pojąć. Zastrzegam sobie także prawo do komentarza w miejscach, w
których pseudonaukowe „ble-ble-ble" przekracza granice przyzwoitości.
1 2 3 4 Dalej..
« (Published: 11-09-2009 )
Andrzej GregosiewiczProfesor zwyczajny, kierownik Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Od 2001 roku prowadzi walkę z oszustwami leczniczymi typu homeopatii, bioenergoterapii, radiestezji i innymi rodzajami tzw. "medycyny alternatywnej". Opublikował na ten temat ponad 80 artykułów w mediach papierowych i elektronicznych. Jest „ojcem chrzestnym” akcji medialnej przeciwko homeopatii. W 2008 roku, głównie na skutek Jego konsekwentnej działalności publicystycznej oraz wygrania procesu sądowego z Izbą Gospodarczą Farmacja Polska oraz producentami "leków" homeopatycznych, rozpoczęła się szeroka debata publiczna na temat wartości leczniczych tego sposobu terapii. Jest członkiem-założycielem Klubu Sceptyków Polskich. W 2011 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, na wniosek prof. Andrzeja Gregosiewicza, rozpoczął - bezprecedensową w Europie - procedurę wyjaśniającą, czy homeopatyczny koncern Boiron (filia w Polsce) nie prowadzi praktyk niezgodnych ze zbiorowym interesem konsumentów. Number of texts in service: 26 Show other texts of this author Newest author's article: Jasnowidzenie czy ciemnomyślenie? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 6780 |
|