| 
| 
|  | | Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę.
 Propozycje Racjonalisty:
 |  |  |  |
  | 
 | 
 |  | Philosophy » 
 
 Sztuka i rzeczywistość ludzka [1]Author of this text: Denis Dutton 
  Translation: Jerzy Luty
 
 To, co uznajemy za współczesną ludzką osobowość, ewoluowało w okresie Plejstocenu między 1,6 miliona a 10 tys. lat temu. Jeżeli
spotkalibyśmy jednego z naszych przodków z początków Plejstocenu wałęsającego
się dziś po ulicy, prawdopodobnie zawiadomilibyśmy Towarzystwo Opieki nad
Zwierzętami i poprosili o ekipę wyposażoną w strzałki usypiające i sieć, aby
zgarnąć bestię do zoo. Gdybyśmy zobaczyli kogoś z końca okresu Plejstocenu,
czyli 10 tys. lat temu, zadzwonilibyśmy zapewne do służb emigracyjnych. Nasi
przodkowie z tego okresu nie wydawali by się bardzo różni od kogokolwiek z nas
współczesnych. To jest ten decydujący okres, te 80 tysięcy Plejstoceńskich
pokoleń, poprzedzających epokę współczesną, który jest kluczowy do zrozumienia
ewolucji psychologii człowieka. Cechy życia, które uczyniły nas bardziej
ludzkimi: język, religia, urok osobisty, zdolność uwodzenia, zabieganie o status
społeczny i sztuka pojawiły się w tym okresie. Zwłaszcza w okresie ostatnich 100 tysięcy lat. Ludzka osobowość, wliczając w to te jej aspekty, które
są wyobrażeniowe, ekspresyjne i twórcze, wymaga darwinistycznego wyjaśnienia.
Jeżeli potraktujemy aspekty osobowości, wliczając w to estetyczną ekspresję,
jako adaptacje, musimy uczynić to w terminach trzech czynników.  Pierwszym z nich jest przyjemność. Sztuka daje nam
bezpośrednią przyjemność. Brytyjskie badania sprzed kilku lat pokazują, że 6 %
całego przytomnego życia przeciętnego dorosłego Brytyjczyka jest spędzane na
szukaniu przyjemności w beletrystyce, filmach, grach, i w telewizji. Badania
te nie obejmowały nawet kryminałów, powieści czytanych na lotniskach czy
literatury wysokiej itd. Ten rodzaj poświęcania czasu owocującego przyjemnością,
domaga się jakiegoś rodzaju wyjaśnienia.  Drugim czynnikiem jest uniwersalność. To, z czym mieliśmy
do czynienia przez ostatnie 40 lat to pewna ideologia dominująca w życiu
akademickim, która uważa sztukę za konstrukt społeczny, a przez to ograniczony
do kultur lokalnych. Nazywam to ideologią, ponieważ nie jest to udokumentowane, a po prostu założone w większości dyskursów estetycznych. Pokrewna temu
stanowisku jest myśl, że bardzo rzadko, albo być może nigdy, nie jesteśmy w stanie
rozumieć sztuki innych kultur. Także inne kultury nie są w stanie zrozumieć
naszej sztuki. Każdy żyje w jego lub jej własnym, społecznie skonstruowanym,
hermetycznie szczelnym, wyjątkowym świecie kulturowym. Ale oczywiście nawet krótki namysł ujawnia, że nie może to
być prawdą. Wiemy, że ludzie w Brazylii kochają Japońskie ryciny, że włoska
opera podoba się w Chinach, a zarówno Beethoven jaki i filmy hollywoodzkie
ogarniają świat. Pomyślcie — wiedeńskie konserwatorium ocalało dzięki współpracy
Japońskich, Koreańskich i Chińskich pianistów. Uniwersalność sztuki jest faktem,
który również wymaga wyjaśnienia. Nie możemy po prostu robić bez końca tego
błędnego założenia, że sztuka jest ograniczona do kultur.  I po trzecie musimy wziąć pod uwagę spontaniczność sztuki.
Spontaniczność pojawia się, poczynając od doświadczeń dzieciństwa, pod każdą
szerokością geograficzną. Myślę o sposobach w jakie dzieci w momencie gdy mają
trzy lata, potrafią zaangażować się w udawanie i pozostawiać wyimaginowane
światy oddzielone jeden od drugiego. Wyobraźmy sobie małą dziecięcą zabawę z pluszowym misiem w picie herbaty. Jeżeli potrącisz filiżankę i rozlejesz
zmyśloną herbatę, dziecko nie będzie miało problemu z tym, którą z trzech
pustych szklanek należy ponownie napełnić. W sytuacji, gdy napełnisz niewłaściwą
pustą filiżankę i będziesz utrzymywał, że to była ta, z której się rozlało,
dziecko może wybuchnąć płaczem. Dziecko odchodzi następnie od zabawy w herbatkę w kierunku telewizora i ogląda Królika Bugsa i Ulicę Sezamkową. Następnie idzie
oglądać książkę wkraczając w (kolejny) fikcyjny świat, a następnie je kolację z mamą i z tatą. Nawet trzylatek potrafi utrzymywać wszystkie te rzeczywiste i fikcyjne światy sensownie oddzielone jeden od drugiego. Takie spontaniczne
intelektualne wyrafinowanie (spróbuj sobie wyobrazić uczenie trzylatka tego
wszystkiego od zera) jest znakiem ewolucyjnej adaptacji.  
Przyjemność, uniwersalność, spontaniczny rozwój — widzimy je w międzykulturowych
realiach muzyki, uniwersalności opowiadania, a także w takich rzeczach jak smak,
zainteresowanie erotyczne, opiekowanie się potomstwem, zainteresowanie sportem,
nasza fascynacja rozwiązywaniem zagadek czy plotkowanie. Lista jest tu
nieokreślenie długa. Charles Darwin miał dużo więcej do
powiedzenia o tym, jak ewoluowaliśmy jako twórcze i ekspresywne zwierzęta
społeczne z naszymi niesamowitymi osobowościami, niż mu się to przypisuje. Te
aspekty ewolucji mają głębokie konsekwencje dla genezy i ewolucji sztuki. Pytasz skąd się wzięło moje długoletnie zainteresowanie
genezą doświadczenia artystycznego. Tak naprawdę nie wiem. Dorastałem w Południowej Kalifornii. Moi rodzice poznali się w Paramount Pictures, gdzie
pracowali w latach 30-tych. Później założyli sieć księgarni Dutton Books of
Southern California. Myślę, że wśród moich najwcześniejszych wspomnień musi być
takie: siedzę na podłodze w pokoju dziennym, puszczając w kółko nagranie
Siódmej Symfonii Beethovena. Dla mojego dziecięcego umysłu ta muzyka była
magiczna, a przyjemność intensywna.  Jako dziecko pobierałem lekcje skrzypiec i pianina, ale
nigdy nie byłem dobry w niczym, czego nie mogłem nauczyć się na pamięć. Wydaje
się, że mam jakąś odmianę łagodnej dysleksji do płynnego czytania muzyki,
chociaż moje muzyczna pamięć jest dosyć niezwykła — naprawdę znam od podszewki
standardowy zestaw zachodniej muzyki klasycznej.  Wstąpiłem na Uniwersytet Kalifornijski w Santa Barbara,
początkowo na kierunek chemiczny, ale wkrótce zmieniłem go na filozofię i zafascynowałem się estetyką. Jako student byłem nauczany — co mniej lub bardziej
akceptowałem — pewnych elementów z Wittgensteina i antropologii, które głosiły
wyjątkowość i niewspółmierność różnych kultur i form sztuki. Nie było to nigdy
poparte poważnymi argumentami, lecz opierało się na anegdotach. Moje pokolenie
było uczone, że Eskimosi mają 500 słów na określenie śniegu. Jest to miejska
legenda i jest to po prostu nieprawda. Ale jeśli wierzyłeś w to, to mogłeś
wierzyć, że Eskimosi żyją w jakimś wyjątkowym intelektualnym świecie, którego
my nie jesteśmy częścią. Zastanówmy się nad historią równie fantazyjną, o Afrykaninie, któremu po raz pierwszy pokazano fotografię osoby i który nie
wiedział jak odgadnąć, że jest to fotografia, nie widział jej jako reprezentacji
osoby. A to dopiero! Skołowany Afrykanin nie potrafi dostrzec żadnego
naturalnego podobieństwa pomiędzy fotografią a żywą osobą! Moje doświadczenie w Nowej Gwinei wskazywałoby, że jest to po prostu niepoważne i śmieszne. Mogę
sobie wyobrazić, że Afrykanin może być trochę skonsternowany, kiedy po raz
pierwszy zobaczy ciężarówkę wjeżdżającą do jego wioski, z wysiadającym z niej
białym mężczyzną, wpychającym mu pod nos kawałek papieru. Ale przekręcać tego
typu wydarzenie w błędne rozumienie naturalistycznej reprezentacji — to po
prostu stuknięta, społeczna konstrukcjonistyczna ideologia, nie jest to poważne
badanie tego, co zwykło się określać mianem kultur „prymitywnych".  Kolejnym moim ulubionym mitem jest historia Ravi Shankara,
dającego koncert w San Francisco. Wychodzi on na scenę i stroi swój sitar. Trzeba
pamiętać, że sitar jest bardzo skomplikowanym instrumentem do nastrojenia, więc
zajmuje mu to około dziesięciu minut. Kiedy kończy, kłania się publiczności, a wszyscy biją mu brawo, myśląc, że był to właśnie pierwszy utwór programu. Tym
samym ludzie naprawdę nie potrafią zrozumieć obcych kultur.  Po tym jak wyniosłem się z college’u, przyłączyłem się do
Korpusu Pokojowego i pojechałem do Południowych Indii. Pracowałem w wiosce na
północ od Hyderabad. Była to kultura ludzi mówiących w języku drawidyjskim z indyjskim systemem kastowym. Na wiele sposobów starożytna i bardzo obca
-Południowa Kalifornia to to nie była. Z drugiej jednak strony, jeśli spojrzało
się na fobie i pasje, absurdy, ambicje i plany, w które ludzie wyposażali swoje
życia, kultura Indii była kulturą całkowicie rozumną.  Mieszkańcy Indii nie są innym gatunkiem zwierząt, oni są
ludźmi, a my potrafimy ich zrozumieć. I odkryłem, że jesteśmy w stanie zrozumieć
ich muzykę, ponieważ w Indiach zacząłem grać na sitarze i studiować z Pandarungiem Parate, uczniem Ravi Shankara. Nadal gram na sitarze. Prawdę
mówiąc, mogę dostać darmowy posiłek w Indyjskich restauracjach w mieście, w którym mieszkam, tylko dzięki temu, że pobrzdąkam chwilę dla rozrywki na
sitarze. Gram na tym instrumencie z przerwami od czterdziestu lat.  Przy okazji zwróćcie uwagę, co kryło się za historią Ravi
Shankara w San Francisco. To jest kolejna miejska legenda spreparowana dla
poparcia tezy, że kultury nie potrafią się nawzajem porozumieć. Nikt, kto
widział to strojenie nie mógłby pomyśleć, że majstrowanie przy kołkach i strunach jest utworem muzycznym. Nawet widownia w San Francisco, nieważne jak
naćpana, nie mogłaby pomylić tego z właściwym pokazem. Aplauz był po prostu
wyrazem ulgi, że to nudne strojenie dobiegło końca. Ale ta historia wpisała się w ducha lat 60-tych. Czas skończyć z tymi bajkami po czterdziestu albo
pięćdziesięciu latach i zapytać siebie samych, dlaczego sztuki są uniwersalne.
Pogląd, że sztuka jest konstrukcją całkowicie społeczną, a w istocie, że ludzka
osobowość jest społecznie skonstruowana, otworzyło drogę do czegoś bardziej
złożonego.  Po ukończeniu NYU i UCSB (Uniwersytet Kalifornijski w Santa
Barbara) wykładałem filozofię na Uniwersytecie Michigan w Dearborn, a później
przeprowadziłem się do Nowej Zelandii, gdzie przez kilka lat uczyłem filozofii
sztuki w lokalnej akademii sztuk pięknych. Uczyłem przedmiotów dotyczących
wszystkich dziedzin filozofii — historii filozofii i różnych działów filozofii,
ale dręczące pytania estetyczne pozostały. Moi wszyscy koledzy zdawali się
zgadzać z tym, że kultura jest jedynym sposobem wytłumaczenia sztuki, ale
stanowisko to wydawało mi się niezadowalające.  W późnych latach 80-tych odkryłem w sobie namiętne zainteresowanie
sztuką oceaniczną i rzeźbiarstwem Nowej Gwinei. Pewnego dnia moja żona
zasugerowała: „Jesteśmy całkiem blisko, więc dlaczego po prostu nie pojedziesz
do Nowej Gwinei i nie odkryjesz jakie są ich normy estetyczne". W tym czasie
byłem dobrze obeznany z tym, co europejscy koneserzy zwykli określać jako
„największe" dzieła sztuki Nowej Gwinei. Ale czy europejskie oceny mogłyby być
zgodne z ocenami Nowogwinejczyków? Australijscy przyjaciele, starzy
nowogwinejscy robotnicy, pomogli mi znaleźć wioskę Yentchenmangua nad rzeką
Sepik, gdzie tradycje rzeźbiarskie były ciągle żywe. (Ten projekt miał pewien
niezamierzony produkt uboczny, a mianowicie gdzieś w jakimś muzeum albo galerii
znajduje się autentyczna nowogwinejska rzeźba wyrzeźbiona przeze mnie.
Zostawiłem jedną z moich prac rzeźbiarskich w wiosce i jakiś czas później
dowiedziałem się, że została ona pomalowana i sprzedana.) To doświadczenie
nauczyło mnie czegoś o zasadniczym znaczeniu: że nowogwinejskie normy wielkości i doskonałości, jeśli chodzi o to, co mogłem ustalić, są takie same jak te,
tworzone przez znających się na rzeczy europejskich kuratorów, koneserów i kolekcjonerów.  1 2 3 Dalej..
 
 
 
 «    (Published: 01-12-2009 )
 
 
 All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
 page 6977  |  |