|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy »
Konfrontacja kultur - płaszczyzny konfliktu [2] Author of this text: Radosław S. Czarnecki
Wprzęgając się w rydwan jednego tylko elementu ludzkiego bytu, akurat tego,
pozbawiamy się jednocześnie możliwości i etycznych uzasadnień dla szerzenia
wymienionych wcześniej wartości, ich promocji oraz reklamy jako uniwersum.
Właśnie dlatego to co przywykliśmy uznawać za konstytutywne dla naszej kultury, a równocześnie chcielibyśmy aby wszyscy tak sądzili (pojęcie osoby, znaczenie
wolności, demokracji, pluralizmu, kantowskie das ich, prymat
indywidualności nad zbiorowością etc.)jest odrzucane, potępiane i deprecjonowane jako imperializm kulturowy, nieposzanowanie odmienności i doświadczeń historyczno-kulturowych, totalizm idei, form oraz metod. To dlatego
uprawnione jest stwierdzenie iż Zachód nie podbił (i nie podbija) świata dzięki
wyższości swych ideałów, wartości którym hołduje czy religii które wyznaje, ale
ze względu na stosowanie zbiorowej przemocy i gromadzonego, w wyniku jej
stosowania, kapitału [ 10 ].
Innymi przykładami na ową powolnie realizującą się de-racjonalizację niech
będzie rozwój i wzrost znaczenia para-religijnych ruchów społecznych, sekt i organizacji w tradycyjnych związkach wyznaniowych o wyraźnie ortodoksyjnym
charakterze (np. w katolicyzmie Opus Dei czy Legion Chrystusa, a w
protestantyzmie — fundamentalistycznych wspólnot odwołujących się wprost do
tradycji biblijnych), popularność chiromancji, wróżbiarstwa, quasi-naukowych
metod leczenia itd.
Liberalizm, demokracja, wolność jednostki, tolerancja i humanizm są
bezwzględnie skorelowane z kompromisem, łagodnością, empatią.. Kultura
łacińsko-atlantyckiego chowu jest stygmatyzowana chrześcijańską tradycją, która z jednej strony emanuje nauką Jezusa z Nazaretu (np. Kazanie na Górze), ale z drugiej posiada (podobnie jak np. islam czy judaizm) tradycje Ojców Kościoła
takich jak św. Augustyn (naliczył w swoim czasie 28 form różnych herezji, które
trzeba zwalczać w imię Prawdy) czy św. Bernard z Clairvaux (który w swoim
mistycznym zapale i krucjatowej pasji wyróżnił jedynie dwie możliwości dla
inaczej myślącego — być nawróconym lub zostać zabitym). Praktyka zawsze była
bliższa temu drugiemu, bernardowemu rozwiązaniu. Mówimy o wolności, a chcemy
innych przymuszać do wyznawania naszych wartości: tłumaczymy sens pluralizmu i demokracji, a jednocześnie działamy jak prozelici: głosimy liberalizm, a w
płaszczyźnie idei jesteśmy anty-liberalni (lub ograniczamy pojęcie liberalizmu
do jednego, ekonomicznego, elementu ludzkiej aktywności): opowiadamy się za
swobodą wyborów życiowych przez poszczególne osoby, a równocześnie uważamy
niewierzącego i agnostyka za podmiot do nawrócenia (czyli jednostkę mniej
wartościową). Oto cała tradycja chrześcijańska Zachodu.......
Wydaje się, że za takim spojrzeniem i interpretacją na świat nas otaczający
jest fałszywe spojrzenie na dialog. Jest to także wynikiem egoizmu i egocentryzmu, narcyzmu i manii wyższości. Przypisywanie sobie misji (praxis
post-chrześcijańska) we wszystkim co robimy jest zgubne i przeczy pojęciom
wolności, pluralizmu, otwarcia itd. W tak skonstruowanej perspektywie dialog
jawi się nie jako wymiana poglądów prowadzona z poszanowaniem partnera, osoby
ludzkiej o przyrodzonej godności, wolności i prawie do posiadania indywidualnych
przekonań (ekwiwalentnych do naszych), ale jako pole starcia dwóch konkurentów
na określonym rynku idei, pomysłów czy poglądów. Konkurencja i nawrócenie — to
dwie wizje funkcjonowania społeczeństw, grup, jednostek.
Jak zauważa celnie znany finansista i filantrop G.Soros fundamentalizm to
założenie pewnego rodzaju swoistej wiary "...która może być łatwo doprowadzona
do skrajności. Jest to wiara w doskonałość, w absolut, wiara w to, że każdy
problem musi być rozwiązany. Zakłada ona istnienie autorytetu wyposażonego w wiedzę doskonałą, nawet jeśli ta wiedza nie jest łatwo dostępna dla zwykłych
śmiertelników" [ 11 ].
Swojego sądu nie ogranicza on jedynie do wiary religijnej, ale rozciąga tę definicję
na wszelkie sfery ludzkiej świadomości, ludzkiego myślenia.
Od czasów badań G.H.Meada znany jest tzw. problem „Innego". Zwracało na owo
zagadnienie także wielu pisarzy, myślicieli, intelektualistów (m.in.
D.Bonhoeffer, M.Buber, E.Levinas, J.P.Sartre, C.Miłosz, J.Tischner). Warto
jedynie zwrócić uwagę na fakt, iż pojęcie multi-kulturowości wyklucza
jakąkolwiek inwazję ideologiczno-religijną, redystrybucję władzy i uprawnień wg
własnych koncepcji bądź aksjologiczną indoktrynację. Jest ono także
egzemplifikacją demokracji, najszerzej pojętych praw człowieka i wolności od
opresji czy przymusu. Akceptacja równych praw dla wszystkich i poszanowanie
różnorodności doświadczeń bądź interpretacji to wyższy stopień jednoczenia i rozwoju ludzkości. Jednocześnie jest to w znacznym stopniu sposób na redukcję
problemu „Innego".
Ta niewypowiedziana oficjalnie wojna kulturowa, bo tak można nazywać ów
konflikt, jest w zasadzie walką dwóch klas, dwóch różnych gabarytowo i gatunkowo
społecznych zbiorowości. Oprócz różnych podziałów narodowych, religijnych,
ideologiczno-politycznych, materialnych czy mentalnych ta stratyfikacja przy
postępującej globalizacji będzie w najbliższej przyszłości najważniejszą
przyczyną różnorodnych konfliktów rozgrywanych zarówno w skali globu jak i lokalnie.
Niebezpieczeństwem jest to co Ch. Lasch [ 12 ]
nazywa buntem elit. Jego zdaniem oświecone i kulturalne elity Zachodu i wzorująca się na nich socjeta w innych regionach świata próbują od mniej
więcej 30-40 lat nie tyle narzucić w sposób pokojowy, oświecić, przekonać
większość populacji (traktowanej jako ksenofobiczna, seksistowska, rasistowska,
nacjonalistyczna, populistyczna itp.) do swych racji i wizji cywilizacji
przyszłości, co działają na rzecz stworzenia alternatywnych bądź równoległych
form życia społecznego lub enklaw egzystencji zbiorowej. Celem tych
przedsięwzięć jest odseparowanie się od nieoświeconych, gorzej urodzonych i biedniejszych mas. Zasób portfela, wykształcenie, wysokie kwalifikacje zawodowe,
zadowolenie z życia, miejsce zamieszkania odgrodzone od zwykłego świata murem,
kamerami, prywatnymi agencjami ochrony, sposób i filozofia życia, kult ciała i możliwości obecności „wszędzie" i „nigdzie" [ 13 ]
to determinanty owego podziału, owej stratyfikacji, które w sposób zasadniczy
alienują ludzi światowych od reszty „gawiedzi".
W takim wymiarze, kiedy ci co mieli nieść kaganek oświecenia w lud,
cywilizować „barbarię" i ją przekonywać w dialogu (nie nawracać) odgradzają się
od motłochu lub traktują go z nieukrywana wyższością, musi wysychać źródło
Oświecenia, a wczorajsze bajoro parafiańszczyzny znów może połyskiwać
zachęcająco [ 14 ].
Rodzą się dlatego ponownie demony autorytaryzmu, ale nie tego instytucjonalnego
(choć tu też znalazłoby się wiele rzeczywistych przykładów z realności
XXI-wiecznego świata), ale ludowego, oddolnego, „zdrowego". Ochlokracja jest tak
samo niebezpieczna jak nazizm, bolszewizm czy jakobinizm. Ona bowiem generuje
totalitarne instytucje i rozwiązania nie gorzej niźli przymus
ideologiczno-administracyjny.
Ten postępujący izolacjonizm — niosący ze sobą na pewno symptomy konfliktu
cywilizacyjnego — powoduje również zanik dotychczasowego sporu
ideologiczno-programowego na linii lewica-prawica. Dyskurs dzisiejszych elit
staje się konwentem zamkniętym, gdzie odmienność w spojrzeniu na podstawowe
pojęcia różnicujące do tej pory scenę publiczną zanika. Panuje terror wąsko
pojętej kompetencyjności i taktyka (nie pryncypia czy samodzielność i niezależność myślenia). W cenie są więc zyskowność, elitarność, ekskluzywizm.
Stąd właśnie bierze się powolny uwiąd demokracji na co zwracał np. zmarły
niedawno sędziwy lord R.Dahrendorf [ 15 ].
Demokracja bowiem to coś więcej niż zysk czy prywatny interes. To świadomość
uczestnictwa i obywatelstwa, a jak „wykluczony" może być przekonanym i aktywnym
obywatelem ?
Demokracja jest wg definicji A.Lincolna władzą ludu dla ludu sprawowaną
przez lud. Absolutne zwycięstwo „wolnego rynku" i kapitalizmu w ostatniej
dekadzie XX wieku na świecie nie jest równoznaczne z absolutnym triumfem
demokracji i wolności (choć takie wrażenie można odnosić analizując czas
mierzony od 4.06.1989). Stawką w kapitalizmie jest bowiem dobrobyt (właścicieli
kapitału), a w demokracji — polityczny autorytet. Różne są także kryteria miary: w kapitalizmie jest nią pieniądz, w demokracji — głos wyborczy obywatela. Niekompatybilne są również interesy zaspokajane przez oba pojęcia: w kapitalizmie
jest to interes prywatny, w demokracji — dobro ogółu, interes publiczny
[ 16 ].
Jak zauważa wspominany już Ch. Lasch przyśpieszony bieg historii przełomu
tysiącleci "...nie sprzyja wyrównywaniu społecznych różnic: coraz częściej
kieruje się natomiast w stronę społeczeństwa dwuklasowego, w którym
uprzywilejowana garstka monopolizuje korzyści płynące z pieniędzy, wykształcenia i władzy" [ 17 ]. A wyrównywanie różnic, stwarzanie jednakowych (w miarę) szans było do tej pory
paradygmatem promocji wartości zachodnich (utożsamianych z osiągnięciami na polu
demokratyzacji).
1 2 3 Dalej..
Footnotes: [ 10 ] G.Parker,
The Military Revolution: Innovation and Rise of The West, Cambridge 1988, s. 4 [ 11 ] G.Soros,
Kryzys światowego kapitalizmu, Warszawa 1999, s. 168 [ 12 ] Ch. Lasch,
Bunt elit, Kraków 1997 [ 13 ] Chodzi o specjalistów wysokiej klasy, którzy wynajmują się do pracy w pan-światowych
korporacjach i tacy, których życie jest związane z przestrzenią sieciową, a ich
domem jest cały świat (w sensie doczesnym). Z.Baumann nazywa ich „turystami" (Z.Baumann,
Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, ss. 113-154). Separacja,
rozgraniczenie, mur — jego zdaniem przebiegają w naszych głowach (nie w „realu"
jak to miało miejsce w przypadku muru berlińskiego). To wynik stratyfikacji
materialnej, a co za tym i idzie — cywilizacyjnej. Przykładem tego mogą być
poglądy czarnoskórych mieszkańców Gwadelupy czy Martyniki, którzy jako prawowici
Francuzi (z łaski ślepego losu lub fantazji ustawodawców sprzed pół wieku)
podniesieni zostali do godności Francuzów (nie mieli tego szczęścia imigranci z Senegalu, Mauretanii, Kamerunu czy Arabowie z Maghrebu). Teraz to oni bardzo
często jako „rodowici mieszkańcy" Galii, którzy niczego nie muszą udowadniać,
najgłośniej domagają się zamknięcia granic przed „kolorowym motłochem". [ 14 ] Z.Baumann,
Ponowoczesność jako źródło cierpień, dz.cyt. s. 126 [ 15 ] R.Dahrendorf
"Demokracja bez korzeni" [w]: „Gazeta Wyborcza" z dn. 14-15.06.2003: "Coś
złego stało się na całym świecie z demokracją pojmowaną jako rząd wyłaniany w powszechnym głosowaniu. Ludzie przestali wierzyć w wybory". [ 16 ] G.Soros, Kryzys światowego kapitalizmu, Warszawa 1999, s.150-151 [ 17 ] Ch. Lasch,
Bunt elit, dz.cyt. s. 37 « (Published: 13-04-2010 )
Radosław S. CzarneckiDoktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", ma na koncie ponad 130 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Mieszka we Wrocławiu. Number of texts in service: 129 Show other texts of this author Newest author's article: Return Pana Boga | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7249 |
|