|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture » Art »
Chrystus miasta [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Buldog ożywił Tuwima
Od dwóch tygodni na
rynku jest nowa pływa zespołu Buldog pod intrygującym tytułem Chrystus miasta.
Zarówno tytułowy utwór jak i większość na płycie to muzyczne aranżacje utworów
Juliana Tuwima. Do tej pory Buldog wydawał mi się kolejnym wcieleniem
Kazika Staszewskiego, gdyż zarówno pierwszy ich Singiel z 2005 r., jak i
Płyta z 2006 r. — zawierały utwory pisane i śpiewane przez Kazika. Wraz z nową
płytą zespołu, rozchodzą się drogi Staszewskiego i Buldoga. Mam wrażenie, że z korzyścią dla obu stron. Kazik zajmować się będzie tym, z czym jest najlepiej
kojarzony, zaś Buldog, z nowym wokalistą — Tomaszem Kłaptoczem (poprzednio:
Akurat), co najmniej nie traci.
Kłaptocz, znany m.in. ze świetnego wykonania
Do protego
człowieka Tuwima, wniósł do Buldoga zainteresowanie poezją Tuwima, który dzięki
talentom partnerów Kazika — i oczywiście samego Tomasza Kłaptocza, byłego aktora
teatralnego — wejdzie dzięki temu ponownie z nową mocą do współczesnej kultury
popularnej.
Należy jednak pamiętać, że Buldog pozostaje przede
wszystkim projektem autorskim Piotra Wieteski, współzałożyciela Kultu, a następnie jego basisty, który odszedł z zespołu w 1986 r. po przystąpieniu do
Świadków Jehowy. Od 1995 r. Wieteska realizuje się przede wszystkim jako
energiczny menedżer muzyczny takich zespołów, jak Kult, Kazik, Kazik Na Żywo, happysad. Od 2005 r. zajmuje się dodatkowo Buldogiem, gdzie także gra na basie.
Buldog jest niezależny w tym sensie, że płyty wydaje własnym sumptem. Pierwsza
rozeszła się w nakładzie ok. 10 tys. egz.
Nie chciałbym się wdawać w oceny wykonań poszczególnych
utworów, jak i całokształtu, gdyż w dużej mierze jest to kwestia bardzo
subiektywnych gustów i nawet wśród miłośników danego artysty — utwory, które
jednych zachwycają, innych odrzucają. Zawsze więc jakimś nadużyciem jest
wikłanie się w oceny, gdy idzie o gusta. Wyjaśnię więc na początku jedynie, że
warunkiem wstępnym napisania tej recenzji była moja wysoka ocena muzyczna nowej
płyty.
Skupić się jednak chciałbym przede wszystkim na tekście,
którym Buldog do nas przemówił.
Na płycie znajdujemy 9 utworów Juliana Tuwima, 2 -
Stanisława Barańczaka, 1 — Leopolda Staffa i 1 — samego wokalisty. Dodatkowo
miał to uzupełniać utwór Do Marka
Aurelego Herberta, ale wdowa po zmarłym poecie pokrzyżowała muzykom plany.
Choć Tuwim stale jest obecny swoją twórczością w naszej
kulturze, zwłaszcza swymi wierszami dla dzieci, niemniej jednak ostatni etap
jego życia, gdy stał się nieomal poetą reżimowym, spowodował, że jego odbiór
był bardziej problematyczny i kłopotliwy. Ponad pół wieku po jego śmierci można
już darować mu dawne słabości, z okresu najbardziej jałowego, by odżyło to, co
tworzył w okresie swojej świetności, czyli mniej więcej do 1936 r. — z kulminacyjnym Balem w operze. W okresie tym Tuwim najczęściej był atakowany jako Żyd, ateista i liberał. Jeszcze
dziś pobrzękują te stare klamoty narodowe, kiedy tu i ówdzie jakaś narodowa
dewotka w radzie miasta sprzeciwi się nadaniu imienia Tuwima jakiejś placówce
dziecięcej, „no bo Żyd".
Tuwim był o tyle nietypowym niewierzącym Żydem, że dość
często odwoływał się do motywów chrześcijańskich, zwłaszcza postaci Chrystusa,
przez co niektórzy uważali, że w istocie wahał się między wiarą i niewiarą.
Roman Brandstaetter, Żyd konwertowany na katolika, opowiedział scenkę dotyczącą
rozmowy z Tuwimem o Chrystusie. Obydwaj poeci wybrali się na kawę. — Panie
Brandstaetter! — Tuwim zadał pytanie. — Czy Chrystus istniał? — Musiał istnieć -
odpowiedział Roman. — To dobre! On musiał istnieć. Może byśmy wypili na to konto — odrzekł Tuwim. Rozmowa potoczyła się dalej. Po kilku godzinach poeci się
rozstali. Tuwim wsiadł do taksówki. Brandstaetter poszedł pieszo. Po
przejechaniu kilku metrów polecił kierowcy zatrzymać samochód. Uchylił szybę i krzyknął: — Panie Romanie, to było bardzo dobre! On musiał istnieć!
Współczesne szkolne interpretacje wierszów Tuwima z tego
rodzaju motywami przeżarte są doszczętnie analfabetyzmem kulturowym (gdzie Tuwim nie jest nawet zawieszony między wiarą i niewiarą, ale zwykłym popularyzatorem opowieści ewangelistów). Moim
zdaniem motywy Chrystusowe w twórczości Tuwima to nie tyle wyraz rozterek
światopoglądowych, co symbole cierpienia i bolesnej refleksji nad światem. I przez taką właśnie soczewkę skłonny jestem odczytywać
utwory zebrane pod tytułem Chrystus
miasta.
Rozpoczynający płytę tytułowy utwór — właśnie
Chrystus miasta, to opowieść o dzikim
tańcu „dionizyjskim" wszelkiego rodzaju marginesu moralnego (niekoniecznie
społecznego), który zostaje zaburzony obecnością milczącego Chrystusa. Dopiero
Magdalena, która go rozpoznała, wywołała w nim płacz, a za jego płaczem — płacz
pozostałych rozszalałych w tańcu. Chrystus nie jest tutaj biblijnym Zbawcą,
głoszącym radosną nowinę, ale przyczyną płaczu. Jest więc personifikacją
sumienia bolejącego nad własnym zepsuciem i słabościami. Nie jest to jednak
sumienie uniwersalne — ale dotyczące miasta, bo owo zepsucie, które ma stać się
przedmiotem autorefleksji, ma swe źródło w kulturze miejskiej, czyli po prostu
jest funkcją tłumu. W innym swym utworze (Na
ulicy) Tuwim „dionizyjskiej dziczy" miejskiej przeciwstawia z kolei ideały
horacjańskie.
Kolejny utwór — Do
generałów (1922) wypuszczony został wraz z
wideoklipem
promującym album i swym pacyfizmem przypomina późniejszy utwór Tuwima -
Do prostego człowieka, którego
wykonanie było moim zdaniem
najlepszym
kawałkiem Akurat. Oba te utwory
ściągnęły swego czasu na głowę Tuwima wściekły atak środowisk endeckich oraz
sanacyjnych. O ile jednak w Do prostego
człowieka militaryzm został zestawiony z kapitalizmem, o tyle w
Do generałów destrukcja wojny
kontrastowana jest z konstrukcją poezji codzienności. W codziennej
rzeczywistości generałem jest nie ten od armat i kartaczy, ale ten od eksplozji
słowa. Nie chodzi jednak o żadnego poetę z Parnasu, ale „zamyślonego
przechodnia" (zgodnie ze Skamandrytów wizją poezji jako zanurzonej w aktualnym
życiu). Obraz miasta jest tutaj pokazany w zupełnie innych barwach niż w tytułowym utworze.
W kolejnym utworze (Nędza)
Tuwima/Buldoga poruszony jest problem nędzy i jej okropnych przejawów, które na
ogół chowa(ją) się w norach i poddaszach, ale nędzarze wyjdą „wyjącą zgrają", by
zaśpiewać swe „nędzarskie hymny".
Prośba to wyraz
akceptacji rzeczywistości w jej różnorodności, bez moralizatorstwa o dobrych i niedobrych stylach życia. To oczywiście bardzo szeroka interpretacja utworu,
która w węższym znaczeniu stanowi po prostu metafizyczne zrównanie znaczenia
życia aktywnego i pasywnego: jedni niech będą rycerze, inni niech będą jak
kwiaty, jedni niech za czyny wspaniałe owijają swą głowę laurami, a inni
kwitnącym jaśminem spokojnego życia, jedni niech walczą z niedolą na ziemi, a inni niech nucą w polu piosenki — „Lecz tych i tamtych niech bierze słońce dla
Ducha obiaty". Obiata to wątek starosłowiański, oznaczała ona ofiarę składaną
bogom, siłom nadnaturalnym lub na cześć zmarłych.
Kolejne dwa utwory znów poświęcone są miejskim
posępnościom. Kamienice mówią o ciążącej samotności w tłumie („Dom
jak więzienie, Kamienna twierdza, Ludzie codziennie Na siódme piętra Dźwigają
serca. Odpoczywają I wyżej idą, I liczą stopnie. Stają przy oknie I na podwórze
Patrzą samotnie"). Nie widać tutaj wiele ze skamandryckiego witalizmu,
„fascynacji życiem w jego biologicznej bujności i pełni".
Kulminacją tej odrazy do kultury mieszczańskiej są
Mieszkańcy — karykatura mieszczaństwa — jego banalności, bezideowości, braku zaciekawienia światem, bełkotu,
porządnictwa, niezdolności do całościowego spojrzenia na rzeczywistość
(„Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach Strasznie mieszkają straszni
mieszczanie… Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą, Że deszcz, że drogo, że to, że
tamto"). Ortwin nazwał poezję Tuwima energetyczną, ponieważ liryka ta jest
liryką wyładowań, krótkich spięć, w której dynamizm stanowi czynnik zasadniczy.
Mieszczanie to niezwykle sugestywne
wyładowanie się na mieszczaństwie. Ci płascy mieszczanie nie są oczywiście mniej
bezideowi aniżeli kwietyści z Prośby,
można im jednak zarzucić, że reprodukują znacznie więcej głupot i legend
miejskich swym szczebiotliwym pseudointelektualizmem, i dlatego właśnie ich nie
„weźmie słońce dla obiaty Ducha".
Ostry erotyk i
O chorym synku to utwory utrzymane w zupełnie innej tonacji muzycznej — najbardziej sentymentalne i melancholijne
kawałki na płycie. Zwłaszcza ten drugi — o utracie jedynego dziecka — przesycony
jest wielką tkliwością, ocierającą się o kicz. Ale jakiż to kicz! Wykonany tak,
że dla niejednego będzie najlepszym utworem na płycie. Erotyk Tuwima jest piękny i gorzki — mówi bowiem o fantazmatach miłości, o tęsknocie do ukochanej bogini,
najpierw „okrutnie niezdobytej", następnie rozwianej realnością pożycia.
Przedostatni utwór na płycie — zatytułowany
Ty, równoważy nam gorycz miłości
obrazkiem inaczej zatraconego w miłości, która daje raj na ziemi i wszystko,
czego się pragnie.
Dalej mamy Barańczaka z „barokowym" tytułem:
Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej
bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego zaniku pamięci.
Barańczak odrzuca w nim ideę empatii wobec cierpienia ludzkiego czy
współodczuwania: cierpimy tak naprawdę sami. Tragizm samotności cierpienia
skłania do przyjęcia wizji solipsystów o ułudzie tego, co widzimy wokół. A jednak, to zabawne, ale ten okrutny świat jest najpewniej realny i jedyny. Mimo
wszystko, tragikomedia życia winna być traktowana całkiem serio. Jest wszak tak
beznadziejnie ulotna...
Dochodzę teraz do miejsca, które niestety — przewijam. Z tym większym smutkiem, że wykonanie jest naprawdę miłe dla ucha. Dziesiąty
utwór, jedyny którego słowa napisał Tomasz Kłaptocz, razi mnie niestety retoryką z pogranicza miejskich legend. Zakładam bowiem, że w słowach „Przeraża mnie ta
chemia Przeraża mnie szybkie zejście Leczymy się czy tego trzeba czy nie" -
chodzi o dość popularne, zwłaszcza wśród co bardziej uduchowionych gospodyń
domowych, straszenie „chemią" w pożywieniu. Ich źródłem są takie teksty, jak
choćby pomieszczony na stronie newworldorder.com.pl:
Glutaminian sodu (E621) w większości
produktów — bardzo szkodliwy! czy inne tego rodzaju straszące zwłaszcza
dodatkami E w oparciu nie o uznane badania, ale o plotki i „badaczy
alternatywnych" lub marginalnych. Słynny glutaminian sodu dający potrawom smak
mięsa jest jednym z najpopularniejszych „chemicznych" straszaków, choć lista
dodatków oznaczonych jako E jest znacznie dłuższa. Ten oznaczony jako E621
dodatek to po prostu jedna z ważniejszych tradycyjnych przypraw kuchni
dalekowschodniej (gdyby zamiast opisywać go jako oschłe E621 sięgnąć do jego
dalekowschodniej nazwy Aji-no-moto,
czyli „istota smaku", pijarowo byłoby to znacznie lepsze posunięcie, które wśród
ludzi uduchowionych mogłoby wywołać dodatkową modę na glutaminian sodu). Na
temat glutaminianu sodu można czytać albo strony typu newworldorder.com.pl czy
prasę kobiecą albo
szeroko
uznane badania naukowe oraz informacje dla konsumentów podawane przez
Europejską Radę Informacji o Żywności. Dodatki E do żywności, które wywołują
tyle emocji, dopuszczane są do stosowania przez odpowiednie instytucje unijne,
kiedy udowodniono, że ich spożycie nie stanowi zagrożenia dla zdrowia
konsumenta. Wbrew rozpowszechnionym opiniom, syntetyczne dodatki do żywności są
często bezpieczniejsze w użyciu od tych wyodrębnianych z produktów naturalnych.
Łatwiej jest je bowiem oczyścić i kontrolować przebieg ich produkcji. Rodzą one
zagrożenia alergiczne w sytuacji nazbyt częstego i obfitego ich spożywania, ale w sytuacji masowo produkowanej żywności trudno byłoby się ich pozbyć, a spożycie
zepsutego masła lub jogurtu jest znacznie bardziej niebezpieczne dla zdrowia niż
spożycie nie zepsutego produktu, zawierającego konserwanty. Należy więc stale
monitorować efekty stosowania dodatków do żywności, ale bez popadania w misjonarskie lęki. W odpowiedzi na przerażenie autora „chemią", dałbym mu w prezencie niedawno wydaną książkę PIWu pt.
Smacznego! Chorzy z powodu zdrowego jedzenia autorstwa m.in.
Udo Pollmera,
związanego z niemieckimi wolnomyślicielami chemika żywności. Na szczęście utwór
To nie jest moja ziemia wykonany jest
bez patosu i dość frywolnie, z rechotliwym zakończeniem, co pozwala mieć
nadzieję, że pan Tomasz ma dystans do swojego tekstu. Oby i słuchacze podzielili
ten dystans...
1 2 Dalej..
« (Published: 04-05-2010 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7280 |
|