|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
O języku i mądrości Hindusów, i o porzuceniu wieży Babel Author of this text: Kaja Bryx
O języku i mądrości Hindusów to tytuł opublikowanego w 1808 roku dzieła Friedricha von
Schlegla z dziedziny lingwistyki. W książce tej autor postuluje rozpoczęcie
badań nad pokrewieństwem języków, zaznaczając przy tym, że dla jego
ustalenia niezbędne jest porównywanie struktur gramatycznych, a nie
pojedynczych wyrazów. Tworząc w ten sposób podstawę teoretyczną dla dociekań
naukowych swoich następców, używa też Schlegel po raz pierwszy terminu
„gramatyka porównawcza", który wkrótce zostanie przyjęty jako nazwa rodzącego
się właśnie w XIX wieku w Europie językoznawstwa.
Narodziny
naszej nowożytnej lingwistyki wiążą się bezpośrednio z odkryciem dla
Zachodu języka sanskryckiego i przypadają na czasy Romantyzmu w sztuce i literaturze, a więc tego nurtu humanistyki, który nam, racjonalistom, zwykle
kojarzy się niezbyt pozytywnie — z powrotem do irracjonalności, religijności, z fascynacją tym, co nadprzyrodzone, niewyjaśnione, co rzekomo „wykracza
poza granice ludzkiego rozumu"...; krótko mówiąc, ze wszystkimi tymi
tendencjami, które stały w jawnej opozycji do racjonalistycznych, naukowych założeń
Oświecenia. Co ciekawe, przeważnie podobne skojarzenia budzi w nas także
kultura indyjska, propagowana na Zachodzie przede wszystkim przez zwolenników
najrozmaitszych kościołów i sekt religijnych, przez osoby zafascynowane
spirytualizmem, wędrówką dusz i medycyną alternatywną.
Zbieżność
ta nie jest przypadkowa, bowiem kultura indyjska zaczęła przenikać do Europy
właśnie w XIX wieku, kiedy znajomość sanskrytu otwierała powoli dostęp do
wielkich dzieł indyjskiej literatury. Poeci i myśliciele romantyczni szukali
naturalnie w tym morzu wielowiekowej twórczości bliskich sobie idei, a więc
wszystkiego, co miałoby związek z „Duchem" czy z „patrzeniem sercem".
Co więcej, ich wyobraźnia, pobudzona odkryciem przez naukowców pokrewieństwa
językowego Europejczyków i Hindusów, zaludniła się dość szybko dziwaczną i w pełni fantastyczną wizją Ariów jako szlachetnych dzikusów-pasterzy,
komponujących uduchowioną poezję podczas wypasania krów.
Wizja
ta stanowiła powrót romantyków, zmęczonych postępującą technologizacją
Europy, do barokowych wizji mitycznej Arkadii, w której wiecznie szczęśliwi
pasterze dzielili swój czas między dysputy filozoficzne, zakochiwanie się w pasterkach oraz beztroskie przygrywanie na fujarkach. Tym razem zbyt dobrze już
znaną grecką krainę zastąpiła nowa, indyjska, gdyż oddalenie geograficzne
sprzyjało „umitycznieniu" i „usielankowieniu", nie mającemu, rzecz
jasna, nic wspólnego z rzeczywistością. Jeżeli dodamy jeszcze bajki o „cudach" dokonywanych przez indyjskich ascetów-joginów (rodem niemal ze
średniowiecznych żywotów świętych), otrzymamy obraz Indii, który
(niestety!) utrwalił się w naszej kulturze i doczekał różnorodnych
kontynuacji.
A
przecież Indie to miejsce, w którym od najdawniejszych czasów rozwijano
racjonalizm i humanizm, gdzie już na przestrzeni tysiąclecia poprzedzającego
rzekome narodziny Jezusa działało wielu ateistów (Śwetaśwatara
Upaniszad, datowana na około III wiek przed erą chrześcijańską,
wymienia siedem różnych szkół ateizmu!) i gdzie z rozważań filozoficznych o monistycznej naturze wszechświata zrodziła się koncepcja zera, dając początek
matematyce, która pod postacią rozwijanej przez Arabów algebry dotarła do
Europy w późnym średniowieczu, odmieniając historię naszej cywilizacji.
Znacznie
później niż z matematyką zetknęliśmy się z językiem, którym posługiwali
się starożytni indyjscy filozofowie, ale i on wzbudził duże zainteresowanie,
czy wręcz fascynację Europejczyków niemal natychmiast po jego „odkryciu"
przez uczonych angielskich pod koniec XVIII wieku. Można by wręcz powiedzieć,
że spadł on na głowy filologów niczym jabłko Newtona -przełom, jakiego
zetknięcie z nim dokonało w naszym sposobie myślenia, był podobnie wielki.
Przypomnijmy sobie bowiem, że jeszcze na początku XIX wieku wciąż
powszechnie przyjęty pogląd stanowiła teza, iż język stworzony został
przez boga Jahwe i w gotowej postaci nadany w ramach łaski mitycznemu Adamowi,
nowożytne języki powstały zaś na skutek zmącenia przez tegoż boga
pierwotnego ładu właściwego językowi hebrajskiemu, co stanowić miało karę
za budowę Wieży Babel!
Tezę
tę chyba najbardziej klarownie wyłożył w traktacie De
vulgari eloquentia (O języku
pospolitym) z 1301 rokunie kto
inny, jak jeden z ojców włoskiego Renesansu, Dante Alighieri:
Zgodnie z tym, co mówi na początku Księga Rodzaju, (...) okazuje się, że pierwsza ze wszystkich
przemówiła kobieta, mianowicie ta niezwykle zuchwała Ewa, kiedy na pytanie
diabła odpowiedziała: „Z owocu drzew, które są w raju, pożywamy, ale z owocu drzewa, które jest w środku raju, rozkazał nam Bóg, abyśmy nie
jedli i nie dotykali się go, byśmy snadź nie pomarli". Mimo to (...)
bardziej zasadnym jest mniemanie, że pierwszy przemówił mężczyzna i niestosownym jest uważać, że tak wielkie dokonanie rodzaju ludzkiego nie było
pierwej dziełem mężczyzny niż kobiety. Dlatego w zgodzie z rozsądkiem uważamy,
że to Adamowi jako pierwszemu dane zostało słowo przez Tego, który krótko
przedtem go stworzył. Co zaś się tyczy pierwszego słowa, jakie wydał głos
pierwszego mówiącego, nie waham się twierdzić, że dla człowieka
obdarzonego zdrowym rozsądkiem jest oczywiste, że było to słowo znaczące Bóg
(...).
I
dalej:
(...) pewna postać języka została stworzona przez Boga
wraz z pierwszym człowiekiem. Mówię zaś „postać" i dotyczy to
zarówno nazw rzeczy, jak i składni i deklinacji. Tą właśnie formą posługiwaliby
się wszyscy mówiący w swoim języku, gdyby nie uległa ona rozproszeniu z winy ludzkiej pychy, jak się dalej okaże. Tą postacią języka mówił Adam;
tą postacią języka mówili wszyscy jego potomkowie, aż do wybudowania wieży
Babel, co tłumaczy się jako „wieża pomieszania". Tę postać języka
odziedziczyli synowie Hebera, którzy od niego nazwani zostali Hebrajczykami. Po
pomieszaniu języków pozostała ona tylko im, ażeby nasz Odkupiciel, który ze
względu na ludzką część swojej natury miał narodzić się spośród nich,
posłużył się nie językiem pomieszania, lecz łaski. To zatem język
hebrajski był tym, który wydały usta pierwszego mówiącego.
Teza
ta przez wiele wieków nie była podważana. Przełom wywołało dopiero
poznanie sanskrytu — języka tak odległego w czasie i w przestrzeni, a jednocześnie
tak podobnego do języków europejskich, ale już nie do hebrajskiego. Konieczne
stało się wówczas postawienie wreszcie pytań o pochodzenie języków i o
naturę ludzkiej mowy. Jak oświadczył William Jones, założyciel (powstałego w 1784 roku) Towarzystwa Azjatyckiego i inicjator studiów nad sanskrytem:
„Sanskryt, zarówno jeśli chodzi o rdzenie czasowników, jak i formy
gramatyczne, wykazuje tak silną zbieżność z łaciną i greką, iż nie może
ona być dziełem przypadku. Jest to zbieżność tak wielka, że żaden badacz
nie może wątpić w to, iż pochodzą one ze wspólnego źródła, które, być
może, już nie istnieje".
Obalenie
tezy o hebrajskiej monogenezie języka nie było jednak równoznaczne z zaprzeczeniem jego boskiej proweniencji. To miało miejsce znacznie później a główny impuls w tym kierunku dała najprawdopodobniej wydana w 1859 roku książka
Karola Darwina O powstawaniu gatunków,
która wywarła ogromny wpływ na prace niemieckiego lingwisty Augusta
Schleichera. Uczony ten uważał językoznawstwo za naukę przyrodniczą, języki
zaś były wg niego „naturalnymi organizmami, które, niezależnie od woli
ludzkiej a według określonych praw, rodzą się, rosną, rozwijają się,
starzeją się i umierają; a więc i one przejawiają tę serię zjawisk, które
zwyczajowo pojmuje się jako życie". Teoria doboru naturalnego w umyśle tego
badacza trafiła zatem bardzo szybko na podatny grunt i już w 1863 roku
opublikował on dzieło Teoria Darwina a językoznawstwo, w którym przedstawił swoją wizję ewolucji języków, dając początek językoznawstwu
historycznemu.
Choć
Schleicherowi daleko było do prawdziwego naukowego obiektywizmu (postulował on
np. wyższość rasową ludów indoeuropejskich) oraz do pełnego zrozumienia
zasad i mechanizmów ewolucji biologicznej na drodze doboru naturalnego, to
jednak broniąc radykalnego naturalizmu w spojrzeniu na język przełamał on
silne tabu. Ostatecznie nawet jego oponenci musieli uznać absurd biblijnej
opowiastki, którą, jak się wydaje, po raz pierwszy explicite
podważył dopiero w 1875 roku William Dwight Whitney, wykształcony w Niemczech
Amerykanin. W książce Życie i wzrost języka
(przetłumaczonej na polski zaledwie osiem lat później przez Adolfa Dygasińskiego)
pisze on:
Gdyby język, jako taki, był darem, władzą,
uzdolnieniem, to można by go było uważać jako przedmiot bezpośredniego
nadania; ale ponieważ jest on rezultatem, dziejowym wytworem; więc przypuszcza
się cud, jeżeli się wraz z powstaniem człowieka dopuszcza i język, jako
gotowy już wyrób. [...] Ustanowiony przez językoznawstwo pogląd na istotę języka
zabiera w zupełności grunt teoryi boskiego pochodzenia, jak się na nią
dawniej zapatrywano.
Na
zakończenie należy zauważyć, że poznanie przez Europejczyków sanskrytu było
ważne dla rozwoju naszej lingwistyki nie tylko ze względu na odkrycie jego
pokrewieństwa z łaciną i greką. Hindusi rozwijali swoje językoznawstwo w czasach współczesnych rozkwitowi demokracji w Atenach i w niektórych jego
dziedzinach, a zwłaszcza w fonetyce i fonologii, osiągnęli wówczas poziom
wiedzy, który my w Europie zdołaliśmy przekroczyć dopiero niedawno. Dzieła
takich gramatyków indyjskich, jak żyjący w IV wieku przed erą chrześcijańską
Panini, na zawsze zmieniły nasze postrzeganie języka. Rozbudzona dzięki księgom
sanskryckim świadomość zmian fonetycznych, którym podlegają języki,
stworzyła bazę dla większości dociekań językoznawców XIX i początków XX
wieku.
Dzieło
Paniniego, jak przystało na potomka odkrywców zera, przypomina bardziej
traktat matematyczny niż wywód lingwistyczny, do jakiego byliśmy
przyzwyczajeni w Europie. Każde zjawisko morfologiczne zostało w nim starannie
opisane i przyporządkowane właściwej regule, a każdy wyjątek znalazł dla
siebie oparcie w innej regule. Przy tej okazji warto może wspomnieć, że
pedantyczne porządkowanie i klasyfikowanie wszelkich zjawisk jest cechą
charakterystyczną indyjskiej nauki i filozofii w ogóle. Nawet język nazwali
Hindusi „uporządkowanym", czyli „sanskŗtam". Ba, nawet znaki używanego w sanskrycie pisma dewanagari uszeregowane są zgodnie z miejscem i sposobem
artykulacji poszczególnych głosek; czego nie da się powiedzieć o naszym
alfabecie, powielającym bez żadnej refleksji dawno nieaktualny układ znaków
fenickich.
Kwestie
tak dziś dla nas oczywiste jak prymat mowy względem języka pisanego, odróżnienie
głoski od litery, klasyfikacja głosek, odróżnienie fleksji od słowotwórstwa,
analityczne spojrzenie na akt mowy… — wszystkie one przybyły do Europy w dziełach
gramatyków sanskryckich i dopiero na tej podstawie rozwinęliśmy nasze nowożytne
językoznawstwo. Brak styczności z dziedzictwem starożytnych Indii mógłby więc
opóźnić rozwój cywilizacji europejskiej nawet o kilka stuleci!
Być
może powyższe stwierdzenie wyda się komuś przesadą, ale pomyślmy o tym,
jak bardzo w rzeczywistości odkrycie sanskrytu odmieniło oblicze Europy. Bez
niego może nawet dzisiaj hołdowalibyśmy przekonaniu o języku Adamowym a teoria Darwina spotkałaby się ze znacznie silniejszym, niż to miało miejsce,
oporem ze strony Watykanu i ogólnie chrześcijan. Przeniesienie jej przez
Schleichera na grunt językoznawstwa przyczyniło się bowiem do jej
spopularyzowania w kręgach pozabiologicznych, a nawet wśród ludzi w ogóle
nie zainteresowanych nauką. Schleicher zaś nie mógłby głosić swoich tez,
gdyby nie wychował się na gramatyce porównawczej, badającej zależności między
sanskrytem a językami europejskimi. Bez poznania przez Europejczyków sanskrytu
nie byłoby więc dziś, prawdopodobnie, ani kognitywistyki, ani
neuropsychologii, ani psychologii czy antropologii ewolucyjnej. Ba, sądzę, że w ogóle nie zaglądalibyśmy w głąb ludzkiego mózgu. Jak bowiem mielibyśmy
taką potrzebę uzasadnić w oparciu o Księgę Rodzaju?
Wydaje
mi się, że kultura indyjska, podobnie zresztą jak i inne kultury świata, zasługuje
na ponowne spojrzenie ze strony racjonalistów. Któż, jak nie my, powinien
interesować się intelektualnym dorobkiem ludzkości, tak często odchodzącym w zapomnienie, w dużej mierze z winy nietolerancji i arogancji europejskich
chrześcijan albo też niechrześcijańskich intelektualistów, którzy jednak
nie ważą się kwestionować autorytetu tych pierwszych? Jak pokazuje przykład
sanskrytu, warto, przynajmniej od czasu do czasu, szukać mądrości i inspiracji poza granicami Europy.
« (Published: 12-11-2011 )
Kaja BryxIberystka, poetka, tłumaczka, ateistka. Zajmuje się językoznawstwem, szeroko pojętą filologią (w obszarze jej badań oprócz filologii hiszpańskiej leży także filologia klasyczna i indologia), religioznawstwem i kulturoznawstwem. Spędziła półtora roku w Indiach i w ciągu ostatnich kilku lat zajmowała się promowaniem kultury indyjskiej we Wrocławiu jako redaktor naczelna biuletynu orientalistycznego Duniya, wiceprzewodnicząca Interdyscyplinarnego Koła Orientalistycznego UWr., organizatorka III Dni Indyjskich, a także warsztatów o tematyce indologicznej dla Uniwersytetu Dzieci. | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7526 |
|