|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Racjonalna wiara [2] Author of this text: Lucjan Ferus
Zwrócił ich uwagę na drzewo wiedzy, sprawił, że jego owoce wyglądały
na jadalne i smaczne, stworzył podstępnego i mówiącego węża, umieszczając
go w tym miejscu i czasie, umożliwił mu owo kuszenie. Karząc ludzi nie wziął
pod uwagę, że popełnili ten występek w nieświadomości, że
przyczynił się do tego jego własny stwór i ani temu nie zapobiegł chociaż
mógł, ani im nie przebaczył chociaż powinien, na dodatek obarczył ich winą
za zaistnienie zła w jego dziele. Więc w kilkunastu opowiadaniach
przedstawiłem swoje różne wersje tego „rajskiego epizodu" w religijnych
dziejach ludzkości, jak i przyczyny, które same się narzucają podczas
logicznej analizy tychże biblijnych „wydarzeń". Przez co stały się one
bardziej wiarygodne (przynajmniej dla mnie).
Następnie ofiara odkupicielska i zbawienie ludzkości. W
skrócie wygląda to tak: Ponieważ człowiek sam nie był w stanie się zbawić,
Bóg w swej nieskończonej dobroci postanowił mu pomóc: posłał swego
jedynego, ukochanego Syna na ofiarę przebłagalną za grzechy ludzkości, by
dzięki niej zbawił wszystkich tych, którzy w niego uwierzą. Wystarczyło
tylko, aby ludzie zamęczyli go na śmierć w okrutny i poniżający sposób, by
ta krwawa ofiara usatysfakcjonowała boskiego rodzica i dzięki temu wybaczył
ludziom wszystkie grzechy i winy.
Ponieważ w kontekście bożych atrybutów (które sami wierzący uważają
za absolutnie prawdziwe) nie da się tej biblijnej historii uzasadnić logicznie w sposób, w jaki tłumaczą ją kapłani naszej religii, dlatego także napisałem
kilkanaście swoich wersji, przedstawiając w nich różne punkty widzenia.
Najbardziej radykalny (a zarazem najbardziej logiczny i rozsądny) jest ten, który
opisałem w „Zbawicielu": Syn boży powodowany litością i miłością do
ludzi — ale też zapewne wyjątkowym, bo boskim rozumem — zbawia ludzkość zanim
ta zdążyła wejść na drogę grzechu. Po prostu poświęcając się, sam
zjada zakazany owoc, zabijając węża kusiciela i nie pozwalając zerwać go
niewieście, nieświadomej zagrożenia. Nie wie czy teraz on sam nie będzie
grzeszny i upadły, mimo to szczęśliwy jest, że mógł w ten radykalny sposób
wybawić ludzkość przed tragiczną przyszłością. Intuicja mu mówi,
iż przysłużył się najlepiej jak mógł bożemu stworzeniu,.. które nawet
nie będzie tego świadome. Tak wg mnie powinno wyglądać właściwe rozwiązanie
tego problemu.
Inną wersję tego samego „wydarzenia" przedstawiłem w opowiadaniu
„Ofiara mająca zbawić ludzkość": Bóg wzywa do siebie swego Syna i przedstawia mu pomysł na zbawienie ludzi: wyśle go na ziemię, aby ogłosił
im, że chce złożyć go ludziom w krwawej ofierze, by odkupić nią ich
wszystkie grzechy i winy i dać im życie wieczne (po śmierci, oczywiście).
Przyznaje mu się, iż ma nadzieję, że ludzie powodowani miłością do swego
Boga, nie przyjmą od niego tak wspaniałomyślnej a jednocześnie bolesnej
ofiary, nie mając mu czym odpłacić. Wtedy on — mając najlepszy
dowód, że człowiek zasłużył sobie na tę wielką nagrodę, którą chce go
obdarzyć — zbawi ludzi, ustanawiając na ziemi swoje wieczne i sprawiedliwe królestwo.
Jednakże Syn boży — tak z ciekawości, a może i przezorności -
chciał wiedzieć co by się stało, gdyby jednak ludzie przyjęli tę
ofiarę z niego złożoną? Odpowiedź jaką Bóg udzielił Synowi na tyle go
przeraziła, iż zaproponował mu poprawkę do tej bożej wersji ofiary: gdyby
tak się stało, Bóg nie ukarze srogo ludzkości jak zamierzał. Zostanie on w niebie na krzyżu, aż ludzie opamiętają się i zrozumieją, że obrali
złą drogę, prowadzącą do fałszywej pobożności i bałwochwalstwa, a ich
religie miast pomagać im stawać się lepszymi, robią wszystko aby posiadać
nad nimi władzę i w niecny sposób z niej korzystać.
Skutek był taki, że Bóg do dziś nie może sobie darować, iż zgodził
się na tę „niewinną" poprawkę do jego soteriologicznego planu, odwiedzając
co jakiś czas swego Syna w ustronnym miejscu nieba, zgodnie ze swoją wolą,
wiszącego na krzyżu i czekającego na ludzkie opamiętanie. Chociaż wiele
jeszcze opowiadań poświęciłem tym dwóm teologicznym problemom, poprzestanę
na powyższych przykładach.
W ten prosty sposób poprawiałem każdą religijną historię, która
wydawała mi się nielogiczna lub sprzeczna z konsekwencjami, jakie niosą ze
sobą atrybuty Boga. I tak np.: Napisałem swoją wersję potopu pt.:
„Akcja arka", w której Noe starał się bezskutecznie wytłumaczyć swemu
Bogu jaki niewybaczalny błąd popełnia, przeznaczając na protoplastów po
potopowej ludzkości osobników o skażonych grzechem naturach (to samo dotyczy
świata zwierzęcego). Dzięki prawu dziedziczności przekażą oni te ułomne
natury swojemu potomstwu i w krótkim czasie sytuacja na ziemi będzie podobna
do tej sprzed potopu. Więc Bóg albo powinien zrezygnować z tego
niedorzecznego pomysłu, albo potopić wszystkie swoje nieudane
stworzenia i zacząć swe dzieło od nowa, tym razem mądrzej: protoplaści
rodzaju ludzkiego powinni być doskonali, a jeśli tacy nie są — nie
powinni nimi zostawać.
Natomiast w „Ofierze Abrahama" tytułowy bohater — nie bez trudu,
ale jednak — zdołał przekonać Boga, że ten pomysł ze złożeniem w ofierze całopalnej z jego jedynego, ukochanego syna Izaaka, gwałci najświętsze
prawo jakie Bóg sam wpisał głęboko w serce człowieka: miłość do własnego
potomstwa i dbałość o jego bezpieczeństwo. Uświadomił mu przy okazji jakim
egotyzmem i egoizmem kierował się Bóg, stawiając swemu stworzeniu takie
okrutne i bezlitosne zadanie. Skończyło się na tym, że Stwórca ugiął się
pod naporem mądrej argumentacji człowieka i zawstydzony swoim zachowaniem,
odstąpił od tego zamiaru. Zatem moja wersja jest bardziej logiczna i co najważniejsze
wewnętrznie spójna (czyli nie sprzeczna z bożymi atrybutami).
W „Zwiastowaniu" spróbowałem wyobrazić sobie to biblijne
„wydarzenie" w dzisiejszych realiach kulturowych i poziomie wiedzy współczesnej
młodzieży. Jestem świadom, że raczej trudno byłoby znaleźć taką mądrą
nastolatkę (przynajmniej w tych dziedzinach wiedzy), jaką wymyśliłem do celów
tego opowiadania, tym nie mniej nie jest to niemożliwe. Przy okazji starałem
się przedstawić ten teologiczny problem z nieco innej strony i odmiennej
perspektywy (z pozycji nie na kolanach).
Ponieważ kuszenie Jezusa przez diabła wydawało mi się dość
marnej jakości i zbyt prymitywne jak na rangę postaci biorących w nim udział,
pozwoliłem sobie napisać swoją wersję
pt. „Kuszenie Jezusa". Syn boży musiał się w niej naprawdę mocno postarać,
aby nie ulec podstępnemu kusicielowi, który tym razem nie zabawiał się
cytowaniem fragmentów Pisma Św.,.. lecz pokazał Jezusowi niektóre z czarnych
kart jego przyszłego Kościoła: „święte" krucjaty, „świętą"
Inkwizycję, kryminalną historię dworów papieskich, niechlubną
„ewangelizację" Indian, wojny i pogromy religijne, jak i wiele innych
okropności, których doświadczyła ludzkość dzięki tej religii. Jezusowi
udało się zachować wiarę, gdyż w żaden sposób nie mógł uwierzyć,
że to wszystko będzie dziełem jego wyznawców; uważających się za
pobożnych i bogobojnych ludzi, wiernych jego idei i jego słowu. Do końca
wierzył, że to co widział musiało być diabelską złudą, mającą na celu zasianie
wątpliwości w jego umyśle.
W opowiadaniu pt. „Szatańska sprawiedliwość" poruszyłem problem zła w dziele bożym i łączącej się z nim sprawiedliwości, ponieważ pokrętne
tłumaczenia teologów, że Bóg nie chce zła a tylko je dopuszcza, gdyż
szanuje wolną wolę człowieka, nie przekonują mnie wcale. Wygląda
bowiem tak, jakby Bóg szanował wolną wolę wszelkiej maści złoczyńców,
psychopatów, zboczeńców, przestępców oraz zbrodniarzy, pozwalając im czynić
zło, gdyż taka jest ich wola. Natomiast nie obchodzą go ich ofiary,
które przecież nie wykazywały swej woli aby nimi zostać: one tego nie
chciały, a mimo to ich wolna wola w tym względzie została pogwałcona.
Czy to nie ma znaczenia dla Boga? Dlatego w tym tekście na parę sposobów
rozwiązywałem ten problem (za Boga). Niestety, żaden z nich nie zadowalał go
na tyle, aby go zaakceptować i wprowadzić w życie. Wniosek jaki mi się nasunął
przy okazji: Bóg nie tyle dopuszcza zło w swoim dziele, ile chce aby ono
istniało z pewnych ważnych dla niego względów. Podobny problem
przedstawiłem w „Antyteodycei": doskonałe stworzenia zamieszkujące w doskonałym świecie, mogą się doskonale obejść bez Boga. Po cóż więc miałby
stwarzać takie byty?
I tak po kolei zajmowałem się każdą z religijnych prawd; czyniąc je
bardziej logicznymi, dostosowywałem je do wymogów swojego rozumu. W taki właśnie
sposób zająłem się także innymi problemami teologicznymi, np.: przesłaniem
bożym, przyczyną stworzenia świata, sensem Opatrzności bożej, „szczęśliwą"
winą człowieka, fenomenem upadłego anioła, wieżą Babel, gwiazdą
betlejemską, eschatologią, Sądem
Ostatecznym i wieloma innymi „prawdami", które należą do kanonu wierzeń
tejże religii (choć większość z tych opowiadań napisałem już dużo później i z „nieco" innego punktu widzenia).
Miałem w tamtym czasie nawet coś w rodzaju creda, które można
by nazwać „Credo wierzącego mądrzej osobnika" i które poprzedzało o dekadę późniejsze „Credo sceptyka":
* Wierzę, że gdyby Bóg miał istnieć, to — ze względu na ogrom i stopień komplikacji jego dzieła: Wszechświata — jest o wiele bardziej
prawdopodobne, że jego wizerunek musiałby być bliższy wizerunkowi Boga
Absolutu (z jego podstawowymi atrybutami: wszechmoc, wszechwiedza, wszechobecność,
niezależność od czasu i przestrzeni itp.) niż tego, że mógłby to być
starotestamentowy Bóg Jahwe ze swoją „świętą rodziną", radzący sobie
ze swymi stworzeniami w dość prymitywny i infantylny — jak na Boga — sposób.
* Wierzę, iż jest nieprawdopodobne, aby w przypadku Boga o takich
atrybutach, jego dzieło (w postaci wszystkich jego stworzeń) istniało w relacji grzechu do swego stwórcy, czy też aby żałował on, że
stworzył ludzi i smucił się z tego powodu. Jest już o wiele
bardziej prawdopodobna sytuacja, jaką przedstawił dawno temu włoski filozof
Cezare Vanini: „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśliby chciał
aby był lepszy — byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak
chce. Napisano bowiem, że wszystko czego chce — może zrobić. Jeśli zaś
nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy go nazwać albo nieprzewidującym,
albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie
mógł jej wykonać, czy też jej poniechał".
* Wierzę, iż mając takie atrybuty, Bóg nie ma żadnego powodu ani
potrzeby, aby się objawiać swym stworzeniom, gdyż mając nad nimi władzę
absolutną wszystko czego by od nich chciał i tak może z łatwością
wyegzekwować, bez komunikowania się z nimi. Prawa jakie chciał, aby człowiek
przestrzegał wpisał głęboko w jego naturę, tak, iż stały się częścią
jego człowieczeństwa. Reszta jest już zależna od jego wolnej woli,
którą Bóg obdarzył swe stworzenia po to, by z niej korzystali bez
jego pomocy, a nie po to, by ją ograniczać setkami szczegółowych zakazów,
nakazów, napomnień i przekleństw kierowanych pod adresem nieposłusznych
sobie osobników.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 27-03-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7894 |
|