|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Outlook on life »
Racjonalna wiara [1] Author of this text: Lucjan Ferus
Czyli Bóg dla bardziej wymagających intelektualnie.
Motto:
„Wierzę aby zrozumieć". Św. Augustyn
„Aby
uwierzyć, wpierw muszę zrozumieć". Autor tekstu
„Racjonalna wiara religijna" — kto by pomyślał, że jeszcze wrócę
do tego tematu? Etap racjonalizacji swoich wierzeń przeszedłem ponad dwadzieścia
lat temu i związane z nim problemy intelektualne dawno już pozostawiłem „za
sobą", na drodze rozwoju świadomości. Postanowiłem jednak zabrać głos w tej sprawie, gdyż okazuje się, że dla wielu czytelników tego portalu problem
„wiary i rozumu" jest ciągle aktualny i budzi spore emocje. Z czego to -
między innymi — może wynikać?
Okazuje się, że do Racjonalisty zaglądają również osoby o światopoglądzie
religijnym, uważające się za rozumnie (racjonalnie) wierzących. I nie byłoby zapewne niczego dziwnego w tych próbach
„polizania owocu zakazanego" jakim dla wierzących jest wiedza
religioznawcza, gdyby nie dość dziwne w tej sytuacji zachowania części
tych
nietypowych czytelników. Potrafią oni czasem w bardzo „kulturalny" i bezpośredni
sposób dać do zrozumienia, iż nie zadowala ich poziom intelektualny tekstów
publikowanych w tym portalu. Np.: „Nie interesują mnie ogólniki, dość
mam dyskusji z ateistycznymi szczekaczami o ciemnogrodzie i naukowej prawdzie
/../ Ateizm jest to głupia ideologia /../ Jeśli jesteś ateistą, to jesteś
dla mnie głupcem", albo: „.. uważacie się za takich logicznych. Myślicie,
że wystarczy napisać "bóg" z małej litery i już się jest wielkim
ateistą" itp.
Pomyślałem więc sobie, że mógłbym spróbować zrobić coś pożytecznego
dla tej kategorii czytelników. Skoro ateiści są dla nich z założenia głupcami, a sam ateizm głupią ideologią niemożliwą do zaakceptowania, to może
powinno się im przedstawić coś bliższego ich światopoglądowi? Mianowicie
pokazać, że wiara nie równa się wierze: jedna może być infantylna,
wynikająca z łatwowierności, a druga rozumna i sensowna.
A problem jest „stary jak świat" i wyraźnie widać jak wielkie i od
jak dawna istniejące jest zapotrzebowanie na połączenie w jedno tych -
wydawałoby się odwiecznych — antagonistów: wiary i rozumu. I tak oto
już w samej Biblii czytamy: „Pan spogląda z nieba na synów ludzkich, badając
czy jest wśród nich rozumny, który szukałby Boga" ( BT, Psalm XIV). Jednak
rozumny, a nie wierzący,.. ciekawe. Zaś w późnym średniowieczu dużą
popularnością cieszyły się maksymy: „Rozum oświecony przez wiarę" („Ratio
fide illustratia"), oraz „Wiara poszukująca rozumu" („Fides quarenes
intelektum"). Biorąc pod uwagę historię katolicyzmu (nie tylko), powinno
raczej być: „Rozum zaślepiony wiarą" oraz „Wiara walcząca z rozumem"
(znający łacinę mogą to sobie przetłumaczyć). Natomiast Sobór Wat. I,
orzekł: „Nie tylko wiara i rozum między sobą nie są sprzeczne — lecz
przeciwnie: niosą sobie wzajemną pomoc".
Zastanawiałem się (całkowicie poważnie), jaki to mógłby być
efekt, gdyby rzeczywiście wierze religijnej udało się znaleźć ten rozum
(oczywiście w umownym znaczeniu tych pojęć: wiara jako ogół prawd
religijnych i rozum jako zdolność logicznego, racjonalnego myślenia)?
Po dłuższych rozważaniach wyszło mi, że z tego połączenia powinien pojawić
się fenomen wierzącego mądrze osobnika. Czym różniłaby się taka mądra
wiara od tej tradycyjnie pojmowanej? (czyli tej, jaką nam wpajają kapłani i katecheci od najmłodszych lat). Przede wszystkim powinna być oparta na przesłankach
rozumowych, zatem powinna respektować prawa logiki. Odwrotnie niż u scholastyka Dunsa Szkota: „Credo quia absurdum" — „Wierzę, bo to jest
niedorzeczne". Ja kieruję się inną zasadą: „Wierzę, gdyż to jest
prawdopodobne". Z tego samego powodu odrzucam tzw. paradoks Tertuliana: „To
jest pewne — ponieważ jest niemożliwe". A że mogę mieć rację w tym
względzie, potwierdza sam Michał Heller, pisze w jednej ze swoich książek:
„Wierzenia w życiu codziennym są niezbędne /../ idzie o to, żeby
wierzenia były rozumne (racjonalne). Pierwszym, narzucającym się warunkiem
rozumności wierzeń jest ich spójność".
Na poparcie powyższego, Heller przytacza wypowiedź Bernarda Mayo:
"Po pierwsze, to w co się wierzy może być
prawdziwe, albo fałszywe /../ Sam fakt, że w coś się wierzy, nie nadaje
przedmiotowi wiary waloru prawdy. Stąd płyną oczywiste wnioski: jest
rzeczą złą wierzyć w fałsz, a dobrą — wierzyć w prawdę /../ Im ktoś
jest bardziej rozumny, tym ma mniejszą swobodę przyjmowania czegoś „na wiarę",
tym bardziej zniewalająco działają na niego racje rozumowe".
Całkiem
logiczne, prawda?
Niektórzy uważają, iż racjonalność wiary w Boga polega na przeświadczeniu,
że skoro bardziej opłaca się wierzyć niż nie wierzyć (słynny „Zakład"
B. Pascala), to byłoby głupotą w tej
sytuacji być niedowiarkiem. Jest to bardziej wyrachowanie niż racjonalność i chyba nie o to Bogu chodziło (dlatego Kościół mimo wszystko wyklął tego
filozofa). Z powyższego wynika, że pod „lupę racjonalności" winny być
raczej wzięte prawdy religijne z naciskiem na ich wewnętrzną spójność,
czyli brak sprzeczności między nimi, a nie sam fenomen wiary jako psychicznej
potrzeby człowieka.
Czy możliwa jest zatem taka „rozumowa osobliwość"? Owszem, jest możliwa
choć nie z racjonalnego punktu widzenia, który preferuje wiedzę a nie wiarę.
Skoro jednak człowiek musi w coś wierzyć, to już lepiej aby ta
wiara była sensowna i nie sprzeczna z logiką. Pod warunkiem jednak, że zmieni
się interpretację większości „prawd" religijnych, czyli dopuści się
ich inne rozumienie jak i logiczne konsekwencje z nich wynikające, oraz
inną hierarchię wartości. A zatem — w pewnym sensie — stworzy się jakby nową
odmianę religii, tyle że lepiej dopasowaną do wymogów współczesnego
rozumu, bogatszej wyobraźni, innej moralności i niewspółmiernie większej wiedzy
o świecie i człowieku.
Podstawowy błąd jaki popełniają wierzący (wg mojej oceny) to ten, że
starają się dopasować swój umysł do wymogów religijnych doktryn i dogmatów,
uznając je za niepodważalne i niezmienne (historia religii uczy, iż tak nie
jest). A ewentualne wątpliwości rozwiewane są w pokrętny sposób: umysł
ludzki jest zbyt prymitywny, aby mógł pojąć boży zamysł, leży to ponad
naszymi ograniczonymi możliwościami i jest niepojętą tajemnicą wiary. Ponieważ
dla mnie takie tłumaczenia są niedorzeczne (gdyby tak miało być, teologia
nie miałaby podstaw), uczyniłem odwrotnie: do wymogów i potrzeb swego umysłu
dopasowałem „prawdy" religijne w taki sposób, aby się stały dla mnie
bardziej wiarygodne i możliwe do przyjęcia. A odbyło się to mniej więcej
tak:
Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zacząłem
zapisywać swoje przemyślenia i pomysły, już od kilkunastu lat zaczytywałem
się literaturą popularno — naukową (w tym liczne pozycje religioznawcze i religijne), więc sporo już o religiach wiedziałem. Jednakże patrząc z dzisiejszego poziomu swojej świadomości na ówczesną moją — za
przeproszeniem — twórczość, może wydawać się ona „nieco" dziwna z racjonalnego punktu widzenia: Np. nie negowałem w niej istnienia Boga, jak i potrzeby istnienia religii i Kościołów. Nie przytaczałem żadnych argumentów
na niekorzyść tychże, ani nie wytykałem ich niechlubnej przeszłości i ogromu zła, jakie wyrządziły one ludzkości. (Aż dziwne, że Redaktor
Naczelny Racjonalisty zechciał opublikować te moje opowiastki w tego rodzaju
portalu). Zamiast tego wszystkiego skupiłem swoją uwagę na poprawieniu
religijnych mitów na tyle, aby można je było zaakceptować przeciętnym,
współczesnym umysłem. Wydawało mi się w mojej naiwności, że chyba każdy
wierzący musi mieć podobne problemy ze swoją religijną wiarą (dziś mogę
przyznać, że była to jedna z moich większych pomyłek, dotycząca kondycji
intelektualnej wyznawców tejże religii).
Brałem więc po kolei (ale nie chronologicznie) poszczególne prawdy
religijne, czy też inaczej mówiąc: religijne mity i przerabiałem je tak, aby
były zgodne z logiką, współczesną moralnością, oraz były pozbawione wewnętrznych
sprzeczności. Czyli innymi słowami: poprawiałem swego Boga, pokazywałem
jak powinno wyglądać jego zachowanie w stosunku do swego dzieła i swego
stworzenia — człowieka, aby mógł on w niego wierzyć nie powodowany
strachem przed wiecznymi mękami piekielnymi i nie musząc się „ogłupiać"
(jak to trafnie ujął autor „Zakładu"). Czyli nie rezygnując z największego
od niego daru — rozumu, nie wspominając o wolnej woli.
Moje zachowanie tylko z pozoru mogło wydawać się obrazoburcze. Wielu
wierzących także „poprawia" swego Boga; wybiórczo przestrzega jego nakazy i po swojemu interpretuje jego Słowo,.. tylko nie zdaje sobie z tego sprawy.
Np., wtedy, kiedy niedzielę a nie sobotę uznaje za dzień święty, albo kiedy
uczestniczy w pielgrzymkach do cudownego obrazu lub posągu, albo w jakikolwiek
inny sposób oddaje im cześć. Czy też tytułując papieża „ojcem świętym"
lub adorując jego wizerunki i pomniki, itd., itp. W tych i w wielu innych
aspektach naszej religii, wierzący zachowują się wbrew bożym nakazom i przykazaniom, nie mając o tym najmniejszego pojęcia.
Zatem wszystkie moje opowiadania z tamtego okresu dotyczą jak
najbardziej religii, ale takiej jaka wg mnie powinna ona być: oparta na
rozumie, a nie jemu przeciwna. Nie znajdując w religijnych historiach tej rozumowej
prawdy sam zacząłem ją tworzyć w taki sposób, aby mogła zaspokoić
moje intelektualne potrzeby jak i pragnienia. Najwięcej miałem wątpliwości
odnośnie upadku pierwszych ludzi w raju i wynikającego z niego grzechu
pierworodnego człowieka, oraz zbawienia ludzkości poprzez ofiarę
odkupienia złożoną na krzyżu przez Syna bożego. Nie mogło mi się
„pomieścić w głowie", aby Bóg naprawdę mógł zachować się w sposób przedstawiony w Biblii.
Kiedy ludzie skuszeni przez węża zjadają zakazany owoc (czyli nastąpił
ich upadek), Bóg karze ich surowo, oraz nakazuje im rozmnażać się z naturą
skażoną grzesznymi skłonnościami. Następnie wygania ich z raju.
Ludzie od tego momentu są śmiertelni, a ich grzeszna natura skłaniać
ich zawsze będzie do czynienia zła i nieprawości. Dlaczego Bóg — będąc
wszechmocny, wszechwiedzący, wszechobecny, absolutnie sprawiedliwy i nieskończenie
miłosierny — miałby zachowywać się w taki dziwny sposób, w kontekście
swoich atrybutów? Musiał przecież wiedzieć wcześniej w jaki sposób
potoczą się te wydarzenia (także wszystkie inne), zatem mogąc temu zapobiec
nie musiał wcale ludzi karać (i to wszystkich ludzi jacy
kiedykolwiek i gdziekolwiek się narodzą), prawda? Chyba, że,.. chciał aby
tak właśnie się stało i zrobił wszystko, aby efekt był zgodny z
jego wolą.
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 27-03-2012 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 7894 |
|