The RationalistSkip to content


We have registered
204.380.986 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room » Publishing novelties

Nieistniejący Bóg, czyli fałszem podbity optymizm teistów [3]
Author of this text:

Lecz to jeszcze nie wszystko. Zacznijmy od pytania: „Po co w ogóle Bóg dał wolną wolę człowiekowi?". Św. Tomasz tak pisał: „Tak bardzo Bóg umiłował człowieka, że chciał, aby służył mu dobrowolnie i bez przymusu". Ciekawa motywacja, prawda? Nie na tyle go umiłował aby był on wolny od swego stwórcy, ale aby mu „dobrowolnie" służył. Od razu widać jakiego rodzaju jest ta nasza „wolna wola": istot o mentalności niewolnika, którzy aby czuć się wolnymi, muszą mieć świadomość Pana nad sobą.

Zatem: „Bóg dał człowiekowi wolną wolę, gdyż chciał aby ten służył mu dobrowolnie i bez przymusu", a teraz się nam mówi, że „przyczyną grzechu (i zła) jest wolna wola człowieka". Ale praprzyczyną, dla której człowiek dostał od Boga wolną wolę, była jego potrzeba (albo chęć czy też życzenie), aby człowiek mu służył dobrowolnie. A więc — jakby na to nie patrzeć — to Bóg jest winien; zachciało mu się aby człowiek mu służył „z własnej woli, nie zaś z konieczności", obdarzył go więc tą wolną wolą — wiedząc jednocześnie i ze szczegółami jakie będą tego opłakane skutki w przyszłości: stanie się ona przyczyną grzechu i zła w dziele bożym.

Wynika więc z powyższego, iż sam Bóg jest odpowiedzialny za wszelakie zło w jego dziele i nikt poza nim. Człowiek tylko wypełnia boży zamysł, istniejący w jego umyśle od wieczności. Może właśnie dlatego filozofowie chrześcijańscy skłaniają się do następującego przekonania: „Cokolwiek się dzieje, dzieje się z woli Boga". Ergo: wolna wola człowieka nie ma tu nic do rzeczy, tym bardziej, iż w kontekście wolnej woli Boga jest ona tylko żałosną namiastką i iluzją w którą chcemy wierzyć. Wnioski z powyższego nasuwają się same: obecność zła w dziele bożym nie sposób wyjaśnić czymkolwiek innym jak wolną wolą.. Boga w tym względzie. Każde inne tłumaczenie można z łatwością podważyć i obalić, co widać na powyższych przykładach i o czym chyba sam A. Flew (jako były ateista) również powinien wiedzieć.

Jest jeszcze jeden problem wart wyjaśnienia; w swojej książce autor pisze: "Chyba najbardziej popularnym i intuicyjnie przekonującym argumentem za istnieniem Boga jest tzw. argument z zamysłu czy projektu. Argument ten głosi, że projekt widoczny w przyrodzie świadczy o istnieniu kosmicznego Projektanta". Zatem wg A. Flew'a sama przyroda ma nam dostarczyć argumentu na rzecz istnienia Boga. Wydaje mi się on wyjątkowo nieprzekonujący i to z paru powodów.

Zatem te niezliczone miliardy miliardów gwiazd istniejących w tym niewyobrażalnie wielkim i starym wszechświecie, nie stanowią bardziej przekonującego dowodu na istnienie Boga, od ziemskiej przyrody?! Jakoś w żaden sposób nie potrafię pojąć dziwacznej perspektywy postrzegania tego problemu. Proponuję spojrzeć na niego z innej strony: jak to o bożym zamyśle pisał św. Tomasz?: „Ponieważ wszystko co jest stworzone, zaistniało zgodnie z myślą bożą, przeto idea podporządkowania wszystkiego jednemu celowi, powinna istnieć od całej wieczności w umyśle bożym".

Byłoby zatem możliwe aby w tym bożym zamyśle, któremu podporządkował on całe swoje dzieło, mogło chodzić jedynie o ziemską przyrodę? Przecież ona tylko ma służyć człowiekowi w czasie jego ziemskiej egzystencji. Jednym słowem jest ona tylko środkiem do osiągnięcia wyższego celu, czyż nie tak? Aby więc odnaleźć i wyjaśnić zamysł stwórcy tego dzieła, należy znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego (albo po co lub w jakim celu) Bóg stworzył swoje dzieło takie jakie ono jest? („Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył. Jeśliby chciał aby był lepszy — byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce" C.Vanini). Powód, dla którego to uczynił będzie jednoznaczny z zamysłem bożym, albo jak kto woli: bożym projektem.

Ponieważ już wielokrotnie pisałem na ten temat w wielu swoich tekstach, ograniczę się tylko do końcowych wniosków tego rozumowania, jakie wynikają z niektórych orzeczeń Soboru Wat I: "Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu /../ Bez dopuszczenia zła moralnego — czyli grzechu — na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /../ Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie Boga przebaczającego /../ Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie, wtórnie zaś w sprawiedliwości przez karę".

I to jest ten prawdziwy zamysł, dla którego Bóg stworzył świat i ludzi na nim: gdyby nie byli upadli i grzeszni Bóg nie miałby powodów do wybaczania im win i grzechów, nie mógłby się więc ujawnić jego piękny przymiot — miłosierdzie, a co za tym idzie ucierpiałaby jego chwała, która się uzewnętrznia przez przebaczanie. No i jego Syn nie mógłby zaistnieć jako Bóg Odkupiciel i Zbawiciel ludzkości, który został przewidziany do tej roli zanim jeszcze ludzie dostąpili upadku w raju („On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas" 1 P 1,20).

Tak więc po tylu wiekach istnienia religii, człowiek wreszcie pojął właściwie zamysł swego Boga dotyczący jego dzieła (dlaczego taki paradoksalny wizerunek Boga wyszedł jego prawdziwym twórcom — kapłanom, napisałem szczegółowo w „Bardzo nieeleganckiej hipotezie Boga"). Dopiero w XIXw. ludzie doszli do przekonania, że w kontekście bożych atrybutów jak np. wszechmoc, wszechwiedza, wszechobecność, absolutna doskonałość pod każdym względem, nie może być mowy o jakiejkolwiek winie jego stworzenia — człowieka, które jakoby miałoby być przyczyną zła w bożym dziele.

Ostatni już problem jaki chciałbym rozważyć w tej swoistej polemice to nowa wersja argumentu kosmologicznego. Autor tak o nim pisze:

„Jednak w większości wspomnianych wyżej dyskusji nie uwzględniłem odkryć współczesnej kosmologii /../ Przyznałem wówczas, że ateiści muszą być zakłopotani najnowszymi wynikami kosmologii, ponieważ jawią się one jako dowód naukowy tego /../ że wszechświat miał początek /../ Było dla mnie jasne, że ateiści uznają, iż kosmologia Wielkiego Wybuchu wymaga po prostu wyjaśnienia fizycznego /../ Jednocześnie rozumiałem jednak, że wierzący mogą tak samo zasadnie zacząć się powoływać na kosmologię Wielkiego Wybuchu jako świadectwo potwierdzające ich wcześniejsze przekonanie, że "na początku" wszechświat został stworzony przez Boga".

Jestem przekonany, iż ateiści — jak na razie przynajmniej — nie mają najmniejszego powodu, aby się kłopotać. Można by nawet dla dobra dyskusji przyjąć powyższe założenie za prawdę: powiedzmy, że współczesna nauka potwierdziła to, co wyraził Stephen Hawking w swojej książce: „Tak długo, jak Wszechświat ma początek, można przypuszczać, że istnieje jego Stwórca" (przypuszczać a mieć dowód, to duża różnica). Jednakże nauka ma to do siebie, że tworzy co rusz to nowe hipotezy i na miejscu teistów nie spieszyłbym się tak bardzo z wykorzystywaniem ich, jako dowodów na istnienie Boga.

A to dlatego, że pojawiła się już nowa teoria na temat początków naszego wszechświata, która została przedstawiona przez astronoma dr Nikodema Popławskiego z Indiana University. Uważa on, „że czarne dziury są rzeczywiście takimi mostami, z tym, że łączą nie dwa odległe miejsca w naszej rzeczywistości, ale dwa różne wszechświaty /../ Niezwykle gęsta materia zebrana po tamtej stronie czarnej dziury niejako przelała się do naszego wszechświata, rozszerzając się gwałtownie i przybierając postać Wielkiego Wybuchu. To, co uważamy za Wielki Wybuch, było w rzeczywistości niczym innym, jak utworzeniem się mostu Einsteina — Rosena między dwoma wszechświatami".

Główny problem bowiem leży zupełnie gdzie indziej i polega zgoła na czymś innym, niż udowodnienie, że wszechświat został zapoczątkowany dzięki boskiej ingerencji. W doskonałej książce „Dlaczego jesteśmy ateistami", Russell Blackford i Udo Schuklenk, powyższy problem wyjaśnia jedno — ale za to bardzo znamienne — zdanie: "Udowodnienie istnienia pierwszej przyczyny nadal jednak jest dalekie od udowodnienia istnienia chrześcijańskiego Boga, dbającego i kochającego" (Edgar Dahl). Otóż ten pominięty w powyższych rozważaniach aspekt owego problemu chciałbym teraz przedstawić tym wszystkim, którzy (jak autor owej książki, powołujący się na Sokratesa) mają odwagę pójść za danym rozumowaniem dokądkolwiek ono prowadzi.

Powtórzę więc: udowodnienie tezy, iż Wszechświat został stworzony przez Boga, to dopiero początek tej pielgrzymki rozumu i w żadnym wypadku nie stanowi on jeszcze podstawy do świętowania i ogłaszania sukcesu. Tak, tak! I aż dziwnym się wydaje, że w tak znamienitym dziele, które z założenia miało powalić na kolana niedouczonych ateistów, nie wzięto w ogóle pod uwagę tego epistemologicznego aspektu. Wyobraźmy więc sobie następującą sytuację: oto teiści pospołu z kreacjonistami, dzięki wielu ludziom dobrej woli (jak choćby autor tej książki), udowadniają w końcu niezbicie istnienie Boga — Stwórcy całego Wszechświata. I co?! To miałoby być już wszystko? Wystarczy stare „dowody" na istnienie Boga zinterpretować zgodnie z „dokonaniami nowoczesnej nauki", aby uznać, że teizm jest wystarczająco uzasadniony? Wolne żarty!

A jakiż to Bóg został udowodniony, że się zapytam? Wiadomo wszystkim, iż nie ma takiego Boga, który nie miałby swojego imienia, swojej historii, oraz swojego przesłania, w którym zazwyczaj przedstawiony jest jego zamysł względem jego stworzeń — ludzi. Jeśli nie zostanie przez owych uczonych wskazany konkretny Bóg z obecnie istniejących (bo starych bogów nawet nie bierze się pod uwagę) — każda z religii może rościć sobie słuszne przypuszczenie, że to właśnie chodzi o ich Boga i ich religię. Czy to zmieni w czymkolwiek dotychczasową sytuację? Dlatego uważam, iż sprawą nie mniej ważną od udowodnienia istnienia Boga — Stwórcy Wszechświata, jest udowodnienie, że jest to — cóż za szczęśliwy traf — osobowy Bóg naszej religii! Czy można zresztą wyobrazić sobie inną sytuację?

Oczywiście, że nie! I sam autor też jej sobie inaczej nie wyobraża, pisząc: 

„Szczerze mówiąc, uważam, że religia chrześcijańska jest jedyną religią, która w sposób oczywisty zasługuje na szacunek i cześć, niezależnie od tego, czy jej pretensje do tego, że została objawiona przez Boga, są uzasadnione". 

I to mówi człowiek, który twierdzi, że do wiary w Boga przekonały go argumenty rozumowe (ba! pielgrzymka rozumu nawet). Być może jej pretensje do tego, że została objawiona przez Boga nie muszą być uzasadnione dla wiernych, jednakże są jeszcze osobnicy myślący racjonalnie, którzy starają się swoje poglądy opierać na racjach dobrze uzasadnionych i to z myślą o nich piszę niniejszy tekst.


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
 See comments (65)..   


« Publishing novelties   (Published: 24-05-2012 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8059 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)