The RationalistSkip to content


We have registered
204.978.960 visits
There are 7362 articles   written by 1064 authors. They could occupy 29015 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Wanda Krzemińska i Piotr Nowak (red) - Przestrzenie informacji

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room » Publishing novelties

Nieistniejący Bóg, czyli fałszem podbity optymizm teistów [1]
Author of this text:

Motto: "Walczą o swoje poddaństwo,
jakby chodziło o ich wolność".

Benedykt (Baruch) Spinoza

Przeczytałem ostatnio wyjątkowo dziwną książkę pt. Bóg istnieje angielskiego filozofa Antony Flew'a, który przez ok. 60 lat swojego życia był głęboko przekonany do ateizmu, aż pewnego dnia 2004r. zmienił zdanie, cytuję: „Ku zaskoczeniu wszystkich zainteresowanych, na samym wstępie oznajmiłem, że obecnie przyjmuję istnienie Boga. Dyskusja, która zapowiadała się na ostrą wymianę przeciwstawnych argumentów, obróciła się w rezultacie we wspólne rozważanie tych wyników nauki nowoczesnej, które wydają się przemawiać na rzecz istnienia wyższej Inteligencji". Jak widać, można i tak.

Dla ścisłości dodam, iż publikację tę poznałem dzięki p. R. Brzezińskiemu, który w jednym ze swoich komentarzy do tekstu „Racjonalna wiara" polecał tę pozycję swojemu adwersarzowi, pisząc: „Według wielu badaczy jest to książka, która rozprawia się z ateizmem siłą jednego z największych współczesnych filozofów. W podanej książce A. Flew /../ wyjaśnia, że w obliczu współczesnej wiedzy naukowej nie da się obronić ateizmu. Namawiam do wydania 30zł. i zapoznania się z zamieszczonymi tam argumentami". Nie byłbym sobą gdybym nie skorzystał z nadarzającej się okazji i nie zechciał przekonać się osobiście, w jaki sposób i na ile zaszkodzi ta argumentacja mojemu — jak by wynikało — nieuzasadnionemu ateizmowi.

Początkowa refleksja po przeczytaniu pierwszej części książki (dotyczącej ateistycznego okresu autora), była następująca: i to ma być wszystko?! Zbyt mało (jak dla mnie) konkretnych argumentów, natomiast dużo ogólników, typu: „Byłem stale zaangażowany w spory z teistami podważającymi moją argumentację na rzecz ateizmu /../ W gruncie rzeczy cała moja kariera filozoficzna w istotnej mierze polegała na prowadzeniu ożywionych sporów i dyskusji publicznych /../ W 1950r. usiłowaliśmy sprecyzować znaczenie zdania: "Bóg cię kocha", w 1976r. próbowaliśmy rozstrzygnąć kwestię spójności pojęcia Boga, w 1985r. chcieliśmy ustalić na kim spoczywa ciężar dowodu, w 1998r. spieraliśmy się o implikacje kosmologii Wielkiego Wybuchu". Itd.

Poza tym jest wiele odniesień do jego wcześniejszych książek, jak i pozycji innych autorów. I co ciekawe (bo zamieszczone w części dotyczącej ateistycznej drogi autora) wielokrotne zapowiedzi i wyjaśnienia powodów jego późniejszego nawrócenia się na wiarę w Boga. No i to znamienne zdanie, dające dużo do myślenia: „Mniej jednak znany jest fakt, że Flew już w okresie ateistycznym w pewnym sensie utorował drogę nowemu i silniejszemu teizmowi". To by wiele tłumaczyło. Zdziwiło mnie też niepomiernie, iż autor ani razy nie odniósł się do religioznawstwa, jako (wg mnie) głównego źródła wiedzy na temat bogów człowieka, ich powstawania i ewoluowania w systemach religijnych. Czyżby miał zastrzeżenia do jego wiarygodności? To wszystko było dziwnie podejrzanie!

Po chwili jednak zreflektowałem się: a czego mogłem się spodziewać? Przecież ta pozycja nie ma przekonywać do ateizmu lecz do teizmu (patronat Frondy). Gdyby ta pierwsza część była zdecydowanie bardziej przekonująca w swej treści, to druga nie miałaby logicznego i merytorycznego uzasadnienia. Reasumując: mogę tylko uwierzyć zapewnieniom, które umieszczono w przedmowie: „A dokonania Flew'a na niwie ateizmu przewyższają wszystko, co mają do zaproponowania dzisiejsi ateiści". To akurat z samej książki wcale to nie wynika, przynajmniej dla mnie.

Z jednej strony to przykre, że tak wybitny umysł zmarnował 60 lat swojego życia na dowodzenia słuszności ateizmu, podczas gdy mógłby przez ten czas zrobić wiele dobrego na gruncie teizmu. Kiedy jednak uświadomiłem sobie co takiego on swoją postawą powiedział tym, którzy poszli za nim tą drogą, przestałem go żałować. A powiedział on coś w tym rodzaju: „Moi drodzy! Zaszła we mnie zadziwiająca zmiana: znów wierzę w Boga! W związku z tym muszę wam uroczyście oznajmić, że wszystko to co starałem się wam przekazać przez ostatnie pół wieku, musicie teraz uznać za nieważne i niebyłe; to była tylko ściema!". (Parafrazując fragment doskonałej Duchowości ateistycznej, autora Andre-Comte-Sponville). Jeśli druga część tej pozycji będzie tak samo mało przekonująca jak pierwsza — pomyślałem sobie — to chyba jednak pożałuję tych 30zł. na nią wydanych.

Druga część książki pt. „Odkrycie Boga" zaczyna się rozdziałem pt. „Pielgrzymka rozumu", a ten od przypowieści o pewnym plemieniu, które nigdy nie miało kontaktu ze współczesną cywilizacją, i które na plaży znalazło wyrzucony przez morze telefon satelitarny. Tubylcy przyciskając na chybił trafił guziczki na klawiaturze, słyszą w nim przeróżne głosy i dochodzą do wniosku, że wydobywa je z siebie to urządzenie. Bardziej inteligentni plemienni uczeni budują wierną kopię tego telefonu i ponownie naciskając guziczki, znów słyszą głosy. Dochodzą do wniosku, że „taka oto szczególna kombinacja kryształków, metali i związków chemicznych wytwarza głosy brzmiące niczym ludzkie". Zatem owe głosy są właściwością tego urządzenia.

Jednakże plemiennego mędrca to tłumaczenie nie satysfakcjonuje. Sugeruje członkom plemienia inne rozwiązanie: „powinni rozpatrzyć możliwość, że za pomocą jakiejś tajemniczej sieci komunikacyjnej nawiązali właśnie kontakt z innymi ludźmi". Oczywiście jego teoria nie znajduje uznania ogółu i zostaje on wyśmiany. Tłumaczą mu jak dziecku: „Zastanów się! Jeśli zniszczymy to urządzenie, nie będzie słychać żadnych głosów. A zatem w sposób oczywisty nie są one niczym innym jak dźwiękami wytwarzanymi przez wyjątkowe w swoim rodzaju połączenie litu, płytek obwodu drukowanego i diod elektroluminescencyjnych". Koniec przypowieści.

W taki oto pomysłowy sposób, koronny niegdyś argument na istnienie Boga, nazywany „zegarkiem na wrzosowisku" i wymyślony przez wielebnego Palleya w 1800r. zyskał bardziej nowoczesną (bo elektroniczną) wersję, stając się przez to atrakcyjniejszy dla młodych wiernych. Brawo dla wyobraźni autora!: Plemię, które potrafi własnymi środkami wytworzyć działający telefon satelitarny, na dodatek posługując się nazewnictwem zaawansowanej elektroniki. Chyba nawet mistrz Lem nie miał aż tak bogatej wyobraźni! Nic to, iż żadna analogia nie jest dowodem, ważne aby na jej podstawie można było dojść do następującej konstatacji: "Przypowieść ta uzmysławia nam, jak łatwo dopuścić do tego, aby przyjęte z góry teorie określały sposób, w jaki traktujemy świadectwa empiryczne, zamiast pozwolić, aby to świadectwa określały nasze teorie". Dobra zasada,.. ciekawe czy będzie stosowana w tej publikacji?

Dalej autor między innym pisze: 

"Pora już odłożyć na bok przypowieści, wyłożyć karty na stół, przedstawić własne poglądy i argumenty na ich rzecz. Otóż wierzę teraz, że wszechświat powołała do istnienia nieskończona Inteligencja. Wierzę, że misterne prawa rządzące wszechświatem objawiają to, co naukowcy nazwali Umysłem Boga. Wierzę, że życie i jego odtwarzanie mają początek w boskim Źródle. Dlaczego w to wierzę, skoro przez ponad pół wieku broniłem światopoglądu ateistycznego? Najkrócej mówiąc dlatego, że moim zdaniem taki właśnie obraz świata wyłania się ze współczesnej nauki /../ moje odkrycie Boga wynikło z pielgrzymki rozumu, a nie wiary".

Taką postawę można zrozumieć i zaakceptować. Przeanalizujmy więc jakież to są te nowe odkrycia naukowe, które są w stanie przekonać do wiary w Boga, ateistę z ponad półwiecznym stażem. Prześledźmy tę jego rozumową drogę, którą sam autor nazwał „pielgrzymką rozumu". Dalej tak pisze: 

"Nauka uzmysławia trzy aspekty przyrody świadczące o istnieniu Boga. Aspekt pierwszy polega na tym, że przyroda jest posłuszna prawom. Aspekt drugi to życie, czyli inteligentnie zorganizowane i działające celowo istoty wyłonione z materii. Aspektem trzecim jest samo istnienie przyrody".

Dziwne! O ile wiem (a staram się być na bieżąco w tych dziedzinach), wszystkie te problemy nauka tłumaczy z powodzeniem, bez odwoływania się do przyczyn nadprzyrodzonych (czyli hipotezy boga). Po prostu poprzez teorię doboru naturalnego opracowaną przez Darwina i potwierdzoną licznymi późniejszymi badaniami. Czyżbym przeoczył coś ważnego w tym aspekcie odkryć? Jednakże nieco dalej autor dodaje: "Ale to nie tylko nauka mnie prowadziła. Pomógł mi również ponowny namysł nad klasycznymi argumentami filozoficznymi". A więc jednak! Tylko czy to się da pogodzić z odkryciami nowoczesnej nauki? Przekonajmy się sami. Wróćmy zatem do owych praw przyrody, którym autor poświęcił rozdział pt. „Kto napisał prawa przyrody?" Otóż „zagadką, która zawsze intrygowała i nadal intryguje najbardziej refleksyjnych naukowców" jest odpowiedź na pytanie: „Skąd się wzięły prawa przyrody?".

Zanim napiszę swoje zdanie w tej kwestii, oddaję głos autorowi, który cytuje fragment książki Conwaya: „Wyjaśnieniem świata i jego bogatej formy jest to, iż jest on dziełem wyższej, wszechmocnej i wszechwiedzącej inteligencji, którą zwykle nazywamy Bogiem, a która stworzyła świat, aby powołać do istnienia i podtrzymywać istoty rozumne". Potem autor pisze: „Chyba najbardziej popularnym i intuicyjnie przekonującym argumentem za istnieniem Boga jest tzw. argument z zamysłu czy projektu. Argument ten głosi, że projekt widoczny w przyrodzie świadczy o istnieniu kosmicznego Projektanta".

Na następnych kilkunastu stronach cytuje uczonych, którzy mają podobne zdanie w tej kwestii. Rozdział ten kończy się konstatacją: „Jeżeli przyjmujemy fakt, że we wszechświecie istnieją prawa, to coś musi narzucać ów porządek /../ "racjonalnie zasadny jest wniosek, iż to Bóg — Bóg teistów — tworzy prawa przyrody, narzucając światu te prawidłowości jako prawidłowości" (John Foster). I dalej: „Główny argument Swinburne’a głosi, że Bóg osobowy, wyposażony w tradycyjne właściwości, jest najlepszym wyjaśnieniem działania praw przyrody".

Odnośnie argumentu o prawach przyrody. Moim zdaniem najprostsze wyjaśnienie jest takie, iż ludzie poznając otaczający ich świat, zaobserwowali w nim pewne prawidłowości (będące fizycznymi cechami naszej rzeczywistości), wg których zachowuje się przyroda, opisali je, sklasyfikowali i nazwali umownie „prawami przyrody". Czy to, że takie prawidłowości istnieją we wszechświecie, świecie i jego biosferze, musi oznaczać, że zostały one przez kogoś „napisane"? Z tego co wiem, żadna nauka (może prócz scholastyki) nie potwierdza, iż te „prawa" zostały przez kogokolwiek sformułowane i ustanowione poza samą przyrodą (ewent. naszą rzeczywistością).


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
 See comments (65)..   


« Publishing novelties   (Published: 24-05-2012 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Number of texts in service: 130  Show other texts of this author
 Newest author's article: Słabość ateizmu
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8059 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)