|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
W jakiego żadnego Boga nie wierzę [1] Author of this text: Adam Kalbarczyk
Ks. Tomas Halik postanowił wypowiedzieć się o ateizmie. Pozornie w imię
dialogu między wierzącymi a niewierzącymi („Gazeta" z 22-23 grudnia
2012). Tekst jednak jest kuriozalnym atakiem na ateizm. Jego szkodliwość
wynika przede wszystkim z tego, że stroi się on w szatę życzliwości wobec
niewierzących. Trudno zarazem powiedzieć, czy ta hipokryzja nie jest czymś
jeszcze gorszym niż kubły pomyj wylewane na głowy bezbożników przez
religijnych fundamentalistów. Jak najbardziej zasadne są w kontekście
wypowiedzi Halika słowa przypisywane kardynałowi Richelieu: „Boże, strzeż
mnie od takich przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam". W każdym wierzącym znajduje czeski ksiądz „poganina". I można by
tu postawić kropkę, ale ze słusznej przesłanki płynie fałszywy wniosek. W trosce o czystość duszy wierzącego nakazuje Halik tego poganina ścigać. Kim
jest zaś ów Mr Hyde wierzącego? To „wątpiący niewierzący, grzesznik, który w nim mieszka" — pisze Halik. Oto i portret ateisty — najgorsze, głęboko
ukryte, mroczne pokłady osobowości każdego wyznawcy religii. To „niewierzący,
grzesznik", odrzucający pewność prawdziwej i jedynie słusznej wiary -
„Inny" chrześcijanina, by się odwołać do słynnego określenia Jacquesa
Lacana.
Erystyka ma w swym zasobie chwyt zwany zaliczaniem przeciwnika do
negatywnej kategorii pojęć. Halik stosuje chwyt odwrotny. Reguluje pojęcie
„wierzących" w taki sposób, by zaliczyć do nich każdego, „kto przeżywa
swoje życie jako dialog, kto stara się zrozumieć wyzwania, inspiracje, dary,
rady [humorystyczne paronomazje — jak w oryginale] czy ostrzeżenia, które mu
samo życie przynosi, i odpowiada na nie". Jako żywo wielu ateistów się w tym opisie rozpozna, mimo że nie w pełni jest on jasny a taka personifikacja
życia może być wytworem tylko myślenia metafizycznego.
Wiara religijna nie tylko jednak traci w takim opisie swoje istotne właściwości,
ale staje się bez żadnego uzasadnienia, poza pobożnym życzeniem autora,
synonimem egzystencjalnej wrażliwości i moralnej odpowiedzialności. Wierzącym — wbrew temu, co twierdzi Halik — jest jednak nie ten, kto jest wrażliwy i moralny, ale ten, kto wierzy w jakiegoś Boga (bogów, bóstwo). Wierzącym jest
ten, kto uważa, że ten świat nie jest autonomiczny w swych prawach, że za
empiryczną rzeczywistością stoi jakaś „wyższa instancja", która nadto
może zawsze w świat zaingerować. Ktoś, kto wierzy, że istnieje rzeczywistość
niematerialna, duchowa, która przenika się ze światem empirycznym, choć w żaden
sposób empirycznie nie daje się jej uchwycić itp. W największym skrócie:
wierzącym jest ten, kto wierzy w duchy i cuda. W szczególności wierzy zaś w Ducha absolutnego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i odwiecznie istniejącego. I zarazem — wierzącym z pewnością nie jest każdy, kto jest wrażliwy na świat i innych, gotowy do dialogu, kto jest rozumny i empatyczny.
Korzystając z tak swobodnego prawa do regulacji pojęć, jakie zdaje się
przyznawać sobie Halik, można by mówić, że każdy wierzący jest księdzem
albo, że pojęcie katolicyzmu jest synonimem cnoty. To, że dla ks. Halika każdy
wierzący jest porządnym człowiekiem, nie oznacza, że każdego porządnego człowieka
należy zaliczyć do wierzących. Szkoda, że ks. Halik na co dzień mieszka w Czechach, bo być może różnice w pojęciach między wrażliwością, moralnością,
otwartością na innych a wiarą religijną uświadomiłyby mu billboardy
Fundacji Wolność od Religii z wyznaniem, pod którym podpisali się
powszechnie polscy ateiści: „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę". Ci
niewierzący wcale nie chcą być zaliczeni do wierzących.
Halik w swych pojęciowych regulacjach powiela stare złudzenie teistów,
że wiara oznacza moralność. Żadna religia nie ma jednak monopolu na moralność.
Wśród wierzących w różnych Bogów są ludzie lepsi i gorsi moralnie, wrażliwsi i prymitywniejsi, bardziej i mniej otwarci na innych, bo nie to stanowi o ich
religijności. Przesądza o tym wiara w byty metafizyczne. Owszem niektórzy z wierzących ze swej wiary wyprowadzają konsekwencje moralne, ale nie jest to
tak powszechne, jak by się to wydawało teistom. Utożsamianie bycia wierzącym z byciem otwartym i wrażliwym jest fundamentalnym i szkodliwym nieporozumieniem
wywodu Halika.
„Sposób" na niewierzących, odkryty przez Halika, to pytanie, w jakiego Boga nie wierzą. Oto pułapka, do której wpadają, zdaniem czeskiego
księdza, naiwni bezbożnicy, niewiedzący nawet, w co nie wierzą. Tymczasem
sprawa jest prostsza niż się Halikowi zdaje. Ateiści nie wierzą w żadnego
Boga z jakimkolwiek wyposażeniem charakterologicznym znanym z różnych systemów
religijnych. Nie wierzą w bogów wszechmogących i tylko trochę mogących,
wszystkowiedzących i niewiele wiedzących, w bogów dobrych i bogów złych
itp.
Mówi Halik, że często nie wierzy w takiego Boga, w którego nie wierzą
ateiści. Próbuję sobie wyobrazić, co bym odpowiedział Halikowi na to
pytanie i podejmuję taką próbę: nie wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego,
stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, w Boga w trzech osobach, którego syn wstąpił do nieba; w Jezusa Chrystusa, który
siedzi po prawicy ojca i powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca; nie wierzę w Ducha Świętego, pana i ożywiciela,
który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera w niebie uwielbienie i chwałę, i który
mówił przez proroków. Islamski teista wykrzyknąłby być może, że i on w takiego Boga nie wierzy. Ale czy to nie znaczy, że nie jestem ateistą? Nie
wierzę bowiem także w Boga muzułmanów, żydów itd.
Myśli zapewne Halik, że nie sposób odrzucić wiary chrześcijańskiej,
bo przecie Bóg chrześcijan jest Bogiem miłości. Nie mieści się być może w teologicznej głowie ks. Halika, że można nie wierzyć w takiego Boga. To
jakby się przecież w samą miłość nie wierzyło. Otóż można wierzyć w miłość, nie wierząc w Boga miłości. Mnie się w głowie nie mieści, że
aby uwierzyć w miłość, niektórzy muszą uwierzyć w Boga.
W wywodzie Halika pojawia się oczywiście Richard Dawkins. Okazuje się,
że jeśli już ateista przybiera konkretną postać, to nie udaje się
czeskiemu księdzu utrzymać nawet pozorów życzliwości wobec niego. Od razu
przybiera on postać „wojującego ateisty", choć o sobie (ani nawet o ks.
Rydzyku) zapewne ks. Halik nie powiedziałby „wojujący teista". Atakuje
Halik Dawkinsa za naśmiewanie się z „boga prymitywnego kreacjonizmu", co
ma być dowodem na to, że Dawkins w ogóle nie wie, kim jest Bóg
„prawdziwy". Tego Boga nie trzeba jednak daleko szukać — w cytowanym wyżej,
obowiązującym credo chrześcijan Bóg jest przecież „stworzycielem nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych". Jeśli to nie jest
„prymitywny kreacjonizm" (określenie oryginalne Halika; notabene
kreacjonizm ten wyznawany jest codziennie przez miliony wiernych w kościołach i cerkwiach na całym świecie), to Dawkins jest wróżką. I doprawdy nie
zmieni tego rozmywanie pojęcia boskiego stworzenia przez wyjaśnienia w typie
ks. Hellere, iż dokonało się ono poprzez prawa przyrody albo że Bóg tylko
te prawa stworzył. Albo się wierzy w Boga — stwórcę świata, albo się
jest ateistą.
Zgadza się niespodziewanie Halik z Feurbachem, Nietzschem, Marksem i Freudem, którzy odkryli, że Bóg jest projekcją i produktem ludzkiej
psychiki. Czeski ksiądz wyciąga z tego jednak opaczne wnioski. Problemem jest
dla niego to, że ci krytycy religii (oraz ją podzielający) uznają ów
produkt za „własną istotę religii". Pokonując mętność tej myśli,
należałoby rozumieć to chyba tak, że to, co produkuje ludzka psychika jako
formy religijne, w istocie nie jest religią „prawdziwą". „Prawdziwa"
religia, jak się można domyślać, tworzy się w odniesieniu do Boga
„prawdziwego" („a nie tylko ludzkiego wyobrażenia o Bogu", jak pisze
Halik). Tyle tylko, że nikt tego prawdziwego Boga nie widział, nie słyszał,
nie rozmawiał z nim, nie wie nawet, czy istnieje, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wiedzy na jego temat, bo jedyne, co wiemy o Bogu, jest tym, co
sobie na jego temat wyobrażamy.
Irytujące jest powtarzanie przez Halika znanego sofizmatu, ubierającego
się w szaty sylogistycznego wniosku, wyprowadzanego z przesłanki ogólnej, która
wyraża przekonanie o jakiejś zasadniczej symetrii twierdzeń i przekonań
ludzkich. Wyobrażenie tej symetrii obejmuje przekonanie, że wszystkie poglądy
skrajne mają podobną wartość poznawczą. Radykalnemu przekonaniu o konieczności
wody do życia na przykład można przeciwstawić radykalne przekonanie, że
woda ta do życia jest w ogóle niepotrzebna. Ci, którzy zestawiają
fundamentalizm religijny z ateizmem („radykalnym sekularyzmem") i — jak
Halik — wyciągają z tego wniosek o fałszywości obu twierdzeń, postępują
jak ci, którzy chcieliby uznać, że oba twierdzenia o wartości wody dla życia
są do siebie „w podejrzany sposób podobne". Z twierdzeń o istnieniu lub
nieistnieniu Boga jedno jest prawdziwe, a drugie fałszywe. Albo ateiści mają w tej kwestii rację, albo religijni fundamentaliści.
Twierdzi Halik, że źle postępuje ateizm z „Bożą nieobecnością" w świecie. Jak często zdarza się w wypowiedziach teologów, to absurdalne
twierdzenie zdaje się być dla jego autora tak oczywiste, że nie uznaje on za
zasadne, by je uzasadnić. Dla czeskiego teologa najlepszą odpowiedzią na tę
nieobecność jest wiara, nadzieja i miłość. Przekraczam jednak granice
dyskursu teologicznego i pytam wprost: dlaczego na nieobecność Boga lepiej
jest reagować wiarą w niego, a nie tej wiary odrzuceniem? Co jest wartościowego w wierze w nieobecnego Boga? Zapewne nie będę odosobniony w przekonaniu, że
trudno znaleźć w niej jakąkolwiek wartość. Mało tego, uważam, jak wielu
atestów, że wiara ta jest szkodliwa, tworzy złudzenia, odbiera ludziom w części
odpowiedzialność za siebie, w części wiarę we własne siły i nie pozwala
rozumnie lokować nadziei, w zamian dając miraż wiecznych szczęśliwości i strach przed nadmierną ufnością w człowieka, bo można w ten sposób obrazić
Boga, detronizując go przypadkowo. Pytanie zaś, w czym miłość do
permanentnie nieobecnego miałaby być lepsza od miłości wobec istniejących,
pozostawiam już bez próby nawet odpowiedzi.
Potępia Halik bardziej „apateizm", jako formę agnostycyzmu, niż
aktywny ateizm nawet. Obojętność na sprawy religijne wydaje mu się najgorszą
formą ateizmu. I znów zapytać trzeba, dlaczego czeski teolog tak sądzi.
Dlaczego każdy ma religię zwalczać, jeśli w żadnego Boga nie wierzy? Żeby
wierzącym było lepiej, bo w ten sposób „ateistyczni krytycy religii [...]
oczyszczają naszą wiarę z karykatur i ludzkich naleciałości"? Ale ateizm
nie jest po to, by religia miała się lepiej. Większość ateistów, uznawszy,
że nie chcą wierzyć w żadne duchy i w żadne cuda, że chcą tylko liczyć
na siebie, nie na działanie boskich mocy i że potrafią lepiej poznać i realizować wartości w życiu bez wskazówek kapłanów jakiejkolwiek religii,
nie chce, nie potrzebuje lub zwyczajnie nie ma czasu, by z religiami walczyć.
Nie zmienia to ich decyzji o odrzuceniu religii. Tylko nieliczni, jak niżej
podpisany, odbierają sobie wolne sobotnie popołudnia na tworzenie tekstów, które
mają dać odpór religijnej indoktrynacji. Wydaje się, że Halik uznaje ateizm
za podobnie misyjny, jak katolicyzm, co potwierdza tylko karykaturalny obraz
tego przekonania w głowie czeskiego teologa.
1 2 Dalej..
« Publishing novelties (Published: 04-02-2013 )
Adam Kalbarczyk Ur. 1967, absolwent filozofii i polonistyki UMCS w Lublinie, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UMCS w Lublinie, dyrektor Prywatnego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. I. J. Paderewskiego w Lublinie. Zajmuje się literaturą (ma na swym koncie dwa tomy literackie i trochę publikacji prasowych), krytyką literacką, publicystyką (zwłaszcza o tematyce edukacyjnej). Number of texts in service: 7 Show other texts of this author Newest author's article: Dlaczego Kościół boi się Halloween? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8719 |
|