|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science »
Współczesna, polska medycyna [1] Author of this text: Andrzej Gregosiewicz
Kilka
lat temu ruch Nowej Ery przeszmuglował do naszego życia (i zdrowia) nową,
holistyczną jakość „leczniczą". Otóż, rozporządzeniem
ministerialnym, lista zawodów uzupełniona została m.in. o bioenergoterapeutów i innych znawców energii nieznanych nauce. Co więcej, określono dokładne
procedury postępowania. Niektóre z tych procedur, zezwalają np. na "stosowanie
metod bioenergoterapeutycznych na odległość". (Pisałem tu już o tym
wcześniej, obecnie przedstawiam wersję uzupełnioną o nowe materiały.)
Była
to dla mnie ważna informacja, gdyż takie właśnie zdolności bioterapeutyczne
zaobserwowałem u siebie. Otóż, energia (prana) zawarta w moim podstawnym węźle
energetycznym (czakra czerwona) zlokalizowanym — przepraszam — poniżej
kości krzyżowej (rycina powyżej), co pewien czas odwraca swój moment pędu i zmienia się w lecznicze biopole, które ma cechy fizyczne wiatru słonecznego
(Patrz rycina poniżej).
Ze
względu na to, że w pobliżu Ziemi średnia prędkość wiatru słonecznego
może dochodzić do ok. 900 km na sekundę, jestem w stanie, niemal w czasie
rzeczywistym, pomóc każdemu choremu w Polsce. Obecnie, niestety, mam kłopot.
Mój meridian (kanał energetyczny) został zaczopowany w czakrze splotu
słonecznego przez homeopatyczne granulki cukrowe. Muszę, zatem czekać,
aż eksperci Izby Rzemieślniczej udrożnią go, by prana bez przeszkód
mogła zasilić czakrę podstawną. Wcześniej energia chi musi
przejść przez potrójny ogrzewacz, w którym jest poddawana
procesom dynamizacji i potencjacji, które dostosowują częstotliwość
drgań moich wiatrów (H2S) do wibracji Kosmosu, co umożliwia
przekazywanie leczniczych własności mojego biopola.
HISTORII NIECO
Warto
wspomnieć, że prace nad wprowadzeniem holistycznego paradygmatu w medycynie
rozpoczęto już w 1997 roku. Wtedy to, przy Ministerstwie Zdrowia i Opieki
Społecznej powołano Radę Szamanów (ksywka: "Rada ds.
Niekonwencjonalnych Metod Terapii").
Zainteresowani
mogli przeczytać w dokumentach ministerstwa, że Rada to: "....organ
inicjujący, doradczy i opiniodawczy w zakresie niekonwencjonalnych
metod terapii, przy czym pod tym pojęciem należy rozumieć działania
prozdrowotne towarzyszące od lat medycynie akademickiej, obejmujące homeopatię,
akupunkturę, bioenergoterapię" itp. Przewodniczący organu
deklarował, że "Rada stoi na gruncie naukowym medycyny cywilizacji
europejskiej". Uznał, więc za istotne "wkroczenie państwa w uprawianie
niekonwencjonalnych metod terapii poprzez przyjęcie rozwiązania w drodze
ustawy". Wg założeń projektu tej ustawy kandydat na
bioenergoterapeutę powinien zdobyć w Izbie Rzemieślniczej odpowiednie
wykształcenie (na poziomie czeladnika lub mistrza), po czym "zdać egzamin",
którego "zakres będzie ustawowo określony". Dopiero wtedy będzie
mógł zarejestrować działalność gospodarczą i rozpocząć uzdrawianie
chorych.
Wiadomo,
że głównym narzędziem pracy bioenergoterapeuty jest jego „biopole", którym
(cytuję serwis urzędów pracy): "udrażnia kanały energii, określa zakłócenia w punktach biologicznie aktywnych, harmonizuje aurę oraz zasila strefy
bioenergetycznych niedoborów". Dlatego, jak sądzę, weryfikacja
rodzaju, siły i zakresu działania biopola powinna być głównym
elementem egzaminu kandydata na bioenergoterapeutę. Miałem, więc nadzieję,
że Ministerstwo Pracy i Ministerstwo Zdrowia już dawno, we współpracy z odpowiednimi
placówkami badawczo-rozwojowymi rozwiązało problem konstrukcji biopolometru
, czyli urządzenia do pomiaru podstawowych cech fizycznych biopola i że
obecnie dysponujemy aparatem, który umożliwia precyzyjną ocenę skuteczności
działania energii biologicznej terapeuty.
SKOK W PRZYSZŁOŚĆ
Ku
mojej satysfakcji, aparat taki powstał. Wprawdzie nie w ośrodku akademickim,
nie w laboratorium badawczym, nie w Państwowej Akademii Nauk, nie w w CERN-ie,
lecz w Instytucie Sumero-Cyfrologii Wiedzy XXII wieku zlokalizowanym we wsi
Budzyń.
Jak
widać, myśl ludzka działa bez ograniczeń czasowych (22 wiek) i przestrzennych (Dolna Mezopotamia). W każdym razie takie cechy wykazuje mózg
jednego ze znanych sumerologów, który jest także ekspertem diagnostyki,
mistrzem bioenergoterapii oraz interpretatorem systemów pomiarowych sfery
termicznej (BRT) i VEGA testu na poziomie psychosomatycznym.
Ten
Pan, kontynuując 265-letnie (sic !) pomiary potencjałów biopola organizmu
ludzkiego skonstruował i opatentował biosferomierz. Miernik ten
"w sposób profesjonalny i empiryczny dokładnie pokazuje, kto i czym jako
osoba lub istota uduchowiona winna się zajmować bez krzywdy dla innych".
Trzeba przyznać, że miał ku temu odpowiednie wykształcenie, bowiem w 2010
roku zdał z wynikiem bardzo dobrym egzamin na mistrza bioenergoterapii przed
komisją Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach.
NIEPOKOJE LEKARZA RACJONALISTY
Działalność
Instytutu XXII wieku zbliża nas do granic sedlakowego poznania.
Jednak dręczy mnie pewien niepokój. Ciągle myślę o tym, czy w biosferomierzu
odpowiednio dopracowano sposoby i kryteria oceny leczniczych właściwości
biopola energoterapeutów. Bez przerwy chodzi mi po głowie myśl, że
konstrukcja biosferomierza nie jest przecież tak prosta, jak
konstrukcja cepa. Że może niewłaściwie go skalibrowano, może nie wychwytuje
on wszystkich rodzajów energii, może nieprawidłowo sprawdza, czy zbiór możliwych
wartości obserwowalnych w widmie punktowym operatora stanowią liczby
rzeczywiste?
Obawiam
się także, czy przypadkiem w pobliżu miejsca, w którym odbywa się
egzamin nie pracuje magnetyczny rezonans jądrowy (MRI) powodujący absorpcję
fal elektromagnetycznych, co powoduje zbędne wzbudzenie momentu pędu w jądrach
kandydata na bioenergoterapeutę. Może to wypaczyć wyniki egzaminu (np. na
czeladnika), gdyż po bardzo krótkiej chwili od absorpcji częstotliwości
rezonansowej, spiny jąder ulegają relaksacji do stanu
poprzedniego z emisją biopola o zupełnie innej częstotliwości niż
lecznicza.
Jeśli
myślą Państwo, że przesadzam, to proszę sobie uświadomić, że od sprawności
działania tego urządzenia może zależeć ludzkie życie.
KAJAM SIĘ ....
Postępu
naukowego wstrzymać się jednak nie da. Dlatego, ze wstydem przypominam sobie,
że jeszcze przed 10 laty, w swojej konserwatywnej, kartezjańsko-redukcjonistycznej
świadomości lekarskiej, uznałem za żart stwierdzenie zwolenników "całościowego"
traktowania pacjenta, że: "choroba pojawia się w wyniku zakłócenia
harmonii jednostki z ładem Wszechświata i w swej najgłębszej
istocie jest zjawiskiem umysłowym. Jej leczenie musi więc polegać na nadaniu
przekazu z poziomu nadprzestrzennego w celu aktywacji medium sprzęgającego
najwyższe piętra hierarchicznie zorganizowanego układu nerwowego, co usunie
wadliwe sterowanie na jednostkowym poziomie mentacji metabolicznej".
(„Chore zdrowie Nowej Ery" — Gazeta Lekarska, 2004).
Przyznam
także, że nie wierzyłem, iż powszechną przyczyną chorób są zakłócenia
holistycznego współbrzmienia jednostki z Wszechświatem i dlatego
leczeniem powinni zajmować się głównie energoterapeuci. Oni przecież
najlepiej znają sposoby interaktywnego sterowania, jeszcze niezidentyfikowaną,
lecz już nazwaną energią molekularno-kosmiczną (qi gong, tai chi,
shuyoakai, reiki, joga, feng shui, zen itp.).
Przepraszam,
więc, że kpiłem wtedy w żywe oczy z jakże ponadczasowego stwierdzenia
holistów , iż "współczesna medycyna jest krótkotrwałą aberracją",
zaś "farmakoterapia — formą zmanipulowanej relacji pozawerbalnej" i dlatego "zdrowie przywracać się będzie przede wszystkim
drogą autoterapii (samoleczenia) oraz homeopatii, która pobudzi sferę
energetyczną pacjenta zgodnie z określonym schematem duchowej wibracji
leku".
Na szczęście, Twórca Inteligentnego Projektu uchronił mnie przed trwaniem w złudnych
przeświadczeniach o ważkiej, społecznej roli kartezjańskiej medycyny.
Dzięki Niemu zrozumiałem, że wprowadzenie holistycznego paradygmatu
leczniczego jest głównym elementem reformy ochrony zdrowia, dzięki któremu
nareszcie rozwiąże się nierozwiązywalne. I to bez dodrukowywania pieniędzy.
Jednym, genialnym posunięciem. Jednym ministerialnym rozporządzeniem. Pomyślmy
bowiem jakie miliardowe oszczędności przyniesie wprowadzenie choćby jednego
elementu nowego paradygmatu, np. samoleczenia — zamiast stosowanej dotąd,
niewiarygodnie kosztownej "zmanipulowanej relacji pozawerbalnej"
(farmakoterapii).
OSTRZEGAM
A
teraz poważnie — w artykule „Chore zdrowie Nowej Ery" napisałem
tak: "Gdy rozpoczynałem studia medyczne wszystko wydawało mi się jeszcze
logiczne i poukładane. Nauka była nauką, mistyka — mistyką, leczenie
zaś zwalczaniem choroby (w moim przypadku przy stole operacyjnym) a nie
odblokowywaniem energetycznych węzłów. I nagle, praktycznie w ciągu
dwóch ostatnich dekad, niektóre umysły opętał paradygmat holistyczny. Zaczął
się on rozprzestrzeniać nawet w środowiskach naukowych. W medycynie,
na szczęście nie jest jeszcze obowiązkowy. Zdążę więc przedstawić swoje
zdanie (...)".
Ja
zdążyłem, ale, jak to zwykle bywa, nikt nie zareagował. Nikt nie przeczytał
książki Marylin Ferguson pt.: „Konspiracja Wodnika" (1980), R.N.
Baera W matni New Age" (1996), Punktu zwrotnego Capry i setek
innych. Zapewne też nikt nie przypuszczał, że kilku obłąkanych fanów
ruchu Nowej Ery zdoła przekonać polskie władze publiczne do realizacji pomysłów,
które wykluły się w głowie panteistycznego upiora zrodzonego z sodomistycznego
związku Wodnika z Nauką.
Mimo
tego, z uporem ostrzegałem ludzi przed absurdami holistycznego
paradygmatu. W artykule pt.: „Medycyna naturalna i holistyczna,
czyli świeckie uzdrawianie całego człowieka" (Gazeta Lekarska, 2002) cytowałem
H.W. Haggarda, którego przemyślenia sprzed ponad 100 lat są obecnie wg mnie
ważniejsze od czysto symbolicznej przysięgi Hipokratesa. Studenci medycyny
powinni się ich uczyć na pamięć. Oto słowa Haggarda:
Szacunek
dla faktów i uczciwej dedukcji nie są naturalne umysłowi ludzkiemu.
Prymitywne instynkty przyciągane są raczej przez emocje i nieopanowaną
wyobraźnię. To, co jest groźne dla ducha nauki, dla medycyny i utrzymania
postępu cywilizacji to wcale nie masa bezmyślnych ludzi. Niebezpieczeństwo to
ludzie inteligentni, odgrywający ważkie role w budowie cywilizacji, ale
(...) których prymitywne instynkty nie mogą być stłumione i rozwijają
się na taką skalę, że opanowują zdrowe myślenie. Ci ludzie wskrzeszają
stare kulty ludów prymitywnych, uzdrawianie wiarą, ale w nowej formie i
terminologii....
1 2 Dalej..
« (Published: 31-03-2013 )
Andrzej GregosiewiczProfesor zwyczajny, kierownik Katedry i Kliniki Ortopedii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Od 2001 roku prowadzi walkę z oszustwami leczniczymi typu homeopatii, bioenergoterapii, radiestezji i innymi rodzajami tzw. "medycyny alternatywnej". Opublikował na ten temat ponad 80 artykułów w mediach papierowych i elektronicznych. Jest „ojcem chrzestnym” akcji medialnej przeciwko homeopatii. W 2008 roku, głównie na skutek Jego konsekwentnej działalności publicystycznej oraz wygrania procesu sądowego z Izbą Gospodarczą Farmacja Polska oraz producentami "leków" homeopatycznych, rozpoczęła się szeroka debata publiczna na temat wartości leczniczych tego sposobu terapii. Jest członkiem-założycielem Klubu Sceptyków Polskich. W 2011 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, na wniosek prof. Andrzeja Gregosiewicza, rozpoczął - bezprecedensową w Europie - procedurę wyjaśniającą, czy homeopatyczny koncern Boiron (filia w Polsce) nie prowadzi praktyk niezgodnych ze zbiorowym interesem konsumentów. Number of texts in service: 26 Show other texts of this author Newest author's article: Jasnowidzenie czy ciemnomyślenie? | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8867 |
|