|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Zawodna pamięć [1] Author of this text: Jerzy Neuhoff
W
książce „Pamięć i tożsamość", w pkt. 15. Zatytułowanym „Naród a kultura", możemy przeczytać co następuje:
Niezmiernie
ważnym czynnikiem etnicznym w Polsce była także obecność Żydów. Pamiętam,
iż co najmniej jedna trzecia moich kolegów z klasy w szkole powszechnej w Wadowicach to byli Żydzi. W gimnazjum było ich trochę mniej. Z niektórymi się
przyjaźniłem. A to, co u niektórych z nich mnie uderzało, to był ich polski
patriotyzm. A więc polskość to w gruncie rzeczy wielość i pluralizm, a nie
ciasnota i zamknięcie.
Miłe
to słowa i budujące, nie są jednak na tyle popularne, by w większym stopniu
wpłynęły na powszechną świadomość. Kreślą one korzystny obraz naszego
kraju lat 30., w którym przynajmniej dwie nacje żyły ze sobą w zgodzie, i gdyby nie napaść wrogów zewnętrznych, nic by jej nie zakłóciło. Może tak
było w Wadowicach, bo gdzie indziej, np. we Lwowie, Krakowie czy Warszawie, w tym samym czasie, studenci żydowscy nie byli wpuszczani na sale wykładowe, a jeśli już na nie weszli, to słuchali wykładów stojąc w swoim ławkowym
getcie. Dla ścisłości dodajmy, że nie byliśmy osamotnieni w tej, nazwijmy ją
łagodnie — niechęci do Żydów, nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie.
Nie
jest moim zamiarem wyjaśnianie źródeł antysemityzmu, chcę tylko, w sposób
przyczynkarski, nakreślić, można rzec — ubogacić, sylwetkę jednego z naszych niegdysiejszych polityków, pedagoga i ideowego mentora twórców skautingu i harcerstwa polskiego, jak go
charakteryzuje już w pierwszych linijkach Wikipedia. Chodzi mi o księdza
Kazimierza Lutosławskiego (1880-1924), doktora medycyny i teologii, posła na
Sejm Ustawodawczy oraz Sejm I kadencji Rzeczypospolitej Polskiej, członka Związku
Ludowo-Narodowego.
Nie
będzie przesadą stwierdzenie, że ks. Lutosławski, jako poseł, od pierwszych
dni był w Sejmie osobą zauważalną i to na tyle zauważaną, że brany był
pod uwagę jako członek rządu formowanego przez Wojciecha Korfantego. Misja
nie powiodła się ze względu na ostrą reakcję Józefa Piłsudskiego, ówczesnego
Naczelnika Państwa, i z tej okazji łódzka gazeta „Głos Polski" z 2
sierpnia 1922 roku, sympatyzująca z P.P.S., więc zaangażowana społecznie,
politycznie i światopoglądowo, zamieściła artykuł p. t. "Czegośmy
uniknęli? Jak byłby rządził „rząd" pana Korfantego. Idee polityczne
jego genjusza, posła ks. dr. Lutosławskiego."
A
oto treść tego artykułu, przytoczona dosłownie, z oryginalną pisownią
[ 1 ]:
Niepoślednią rolę w obozie „mandatarjuszów"
Korfantego odgrywa jego przewielebność ks. Lutosławski et tutti quanti.
Damy tu małą próbkę umysłowości tej
„demokracji" Lutosławski-Korfanty.
Na emigracji w Kijowie ks. dr. Kazim.
Lutosławski wydał swoje wykłady w książce p.t. „Teologja czyli nauka o Bogu i rzeczach Bożych" — wykład nauki chrześcijańskiej dla starszej młodzieży i osób wykształconych.
W tomie drugim str. 26 i 27 tego budującego
„dzieła" czytamy:
"… W stosunku do heretyków, którzy
błąd swój z uporem utrzymują i ze szkodą innych dusz, wbrew wyjaśnieniom
kościoła go szerzą, — sprawiedliwość wymagałaby najsurowszych kar; ich
grzech jest taką winą, która zasługuje nie tylko na wyłączenie z obcowania
wiernych przez wyklęcie, ale i na takie osądzenie jak inne zbrodnie przeciw
bliźniemu i przeciw porządkowi publicznemu: bo większą zbrodnią jest
zatruwanie źródeł wiary i narażanie dusz ludzkich na chorobę i śmierć
duszy, aniżeli zatruwanie studni, z której woda niesie śmierć dla ciał
tych, co z niej korzystają; i z tego tytułu i nawet kara śmierci byłaby
sprawiedliwa"...
"… nie od razu kościół skazuje
heretyka na karę, ale próbuje najprzód namowy..." … Niestety państwo nie
dość sumiennie wykonywało ten urząd. („Ochronę ogółu przed zarazą
ducha", przypuszczenie autora).
"… Taki bierny stosunek do herezji ze
strony władzy, mającej z natury rzeczy obowiązek strzeżenia dóbr obywateli i ich bezpieczeństwa jest oczywistem wspólnictwem w zbrodni odstępstwa od
wiary...
Kościół jednak dla dobra wiernych może
wobec władzy, której przedstawiciele odstąpili od wiary, zwolnić wiernych od
obowiązku posłuszeństwa i nawet od przysięgi, nie tylko w charakterze kary
dla odstępców, lecz także dla zabezpieczenia wiernych przed ich wpływem...
Czy mamy gwarancję, że rząd Korfantego
nie zechciałby „wzniosłych" zasad swojego partyjnego kombatanta zastosować
nie tylko do „heretyków" religijnych, których „niestety" ku boleści
ks. Lutosławskiego sporo na G. Śląsku — ale także i do „heretyków"
politycznych z innych partji.
I po tym to panowie z bloku prawicy ćmią
ludziom oczy swoją pseudodemokracją?
Przytoczone
cytaty świadczą wymownie o wizji świata i roli w nim religii, jakiej hołdował
autor. Ks. Lutosławski zwrócił na siebie uwagę już wcześniej, kiedy to na
początku roku 1921 wniósł na forum Sejmu wniosek o uznanie kościoła
ewangelickiego w Polsce za prywatne, dobrowolne zrzeszenie wierzących i oddanie
go pod opiekę kościoła katolickiego. Pomysł ten był zarówno kuriozalny jak i nonsensowny ponieważ proponował poddanie kontroli jednego wyznania drugiemu,
konkurencyjnemu, które, na dodatek, uznaje zasadę swojej jedynej prawdziwości.
Był też ks. Lutosławski znany jako zdecydowany, choć osamotniony, przeciwnik
rozdziału kościoła od państwa oraz propagator idei uznania katolicyzmu za
wyznanie panujące.
Nie
minął rok, a ks. Lutosławski znalazł ujście dla swojej politycznej aktywności
tworząc projekt ustawy dotyczącej „numerus clausus". Konfiguracja
polityczna była nieco inna, premierem był wtedy Wincenty Witos, zaś
wicepremierem oraz ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego
prawnik dr Stanisław Głąbiński. Referentem ustawy w komisji sejmowej był Władysław
Konopczyński, prawnik, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, a jej treść
brzmiała następująco [ 2 ]:
W
polskich szkołach akademickich na wydziałach świeckich przy przyjmowaniu
studentów i wolnych słuchaczów na poszczególne wydziały należy uwzględniać
kandydatów należących do mniejszości narodowych, wyznaniowych i językowych,
nie posiadających odrębnych szkół akademickich w granicach ich stosunku
liczebnego do ogółu ludności państwa.
Niuanse
projektu ustawy szybko wyjaśnił poseł Kazimierz Czapiński z PPS, który
wskazał, że jej treść ogranicza wstęp na wyższe uczelnie nie tylko
obywatelom niepolskiej narodowości, ale również obywatelom deklarującym
przynależność do narodu polskiego lecz wyznającym prawosławie czy judaizm,
ponieważ zawiera także ograniczenia dla mniejszości wyznaniowych. Wyjaśnił
też, że autonomia uniwersytecka daje możność senatom ograniczania liczby
przyjmowanych studentów, jeżeli uczelnia nie ma technicznych możliwości
kształcenia wszystkich chętnych. Praktyki takie zastosowano wcześniej na
Politechnice Warszawskiej i Lwowskiej, co wzbudziło protesty osób
zainteresowanych studiami, a nie mogących, ze względów materialnych, podjąć
studiów za granicą.
Pokrętność
ustawy, określanej jako 'jezuicką', skrytykowali również posłowie żydowscy,
ukraińscy i niemieccy, zasiadający w komisji. Choć była ona skierowana głównie
przeciwko Żydom, to przedstawiciele licznych przecież mniejszości ukraińskiej i niemieckiej, nawet jeśli byli równie niechętni Żydom, nie mogli w tej
sytuacji zachować się inaczej.
Interesujące
jest, co miał do powiedzenia autor projektu, ks. Lutosławski. W trakcie
posiedzenia komisji sejmowej oświadczył on, że "w Rosji carskiej była jedna dobra
rzecz — walka z żydami. Pod tym względem należy Rosję naśladować, bo żydzi
są wrogami Polski." (pis. oryg.), co, rzecz zrozumiała, wywołało
gwałtowny protest posłów żydowskich.
Jak
widać, ks. Lutosławski wiedział skąd czerpać wzorce, ponieważ to właśnie w Rosji w latach 80. XIX wieku wprowadzono tego rodzaju ograniczenia.
Dziennikarz
„Głosu Polskiego" przeprowadził natychmiast kilkanaście wywiadów z przedstawicielami wszystkich stronnictw politycznych, aby zapoznać swoich
czytelników z ich opiniami w tej kwestii [ 3 ]. Zapytany o swoją opinię na
temat ;numerus clausus" ksiądz Lutosławski, odpowiedział:
-
Uważam, że naród polski może się
bronić przed przewagą żydowską w każdym zakresie, a najważniejsze w zakresie pracy inteligentnej. Jeżeli żydzi w dużo większym procencie
korzystają ze szkół wyższych od nas, to jest naszem dobrem prawem procent
ten sprowadzić...
-
Do minimum — wtrąca dziennikarz.
-
Nie. Do stosunku sprawiedliwego.
Konstytucja bowiem zapewnia wszystkim równouprawnienie, ale nie gwarantuje żydom
przywilejów w korzystaniu z urządzeń państwowych, za które polacy płacą, a żydzi korzystają.
-
Wszyscy obywatele płacą za nie chyba
jednakowo, — zauważa ponownie dziennikarz.
-
Ale żydzi korzystają z tych urządzeń w nieproporcjonalnym procencie. I właśnie tę niesprawiedliwość pragniemy usunąć.
Ale chcemy ją usunąć w sposób uczciwy — bez perfidji, nie stosując żydom
obstrukcji przy egzaminach, nie wykręcając się sianem przy ich przyjmowaniu
na wydziały. — To byłoby niemoralne. Sprawę musieliśmy uregulować ustawą. — I nareszcie wyjaśniliśmy sytuację. Z tego bardzo się cieszę.
Następny
rozmówca, profesor Władysław Konopczyński, także z Z. L. N., szybko uciął
rozmowę oświadczając, że nie lubi się powtarzać i nic więcej nad to, co
już powiedział, nie powie.
Jako
trzeci przepytany został poseł, także ksiądz, Adam Wyrębowski z Klubu Chrześcijańsko-Narodowego, który powiedział:
— Przestraszeni jesteśmy zanikiem polskiej
inteligencji, a szalonym wzrostem inteligencji żydowskiej. Trzeba się
przeciwko temu bronić.
1 2 Dalej..
Footnotes: « (Published: 16-05-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8968 |
|