The RationalistSkip to content


We have registered
204.318.379 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Reading room » Publishing novelties

Ultrakonserwatyści czyli Korwin-Mikke i UPR-WiP-KNP [2]
Author of this text:

Mikke uważa, że duch lewicy to niemrawość, bezpieczeństwo oraz samochody wyciągające 90 km/h, prawicy zaś — wyprawy kosmiczne i 900 km/h (s. 35). Zabawne, że wyprawy kosmiczne organizowały do niedawna jedynie mało prawicowy ZSRR i zbyt mało wolnorynkowe na gust Mikkego, opętane przez komunistycznych agentów USA...

Dzieci-kwiaty i pacyfizm to zdaniem Mikkego znak degrengolady i dekadencji, usprawiedliwienie starości cywilizacyjnej (s. 37), a więc objaw śmierci cywilizacji, a może jest to jedynie tryumf indywidualizmu nad religią i męczeństwem? Przecież w tym dekadenckim świecie jak się chce powalić Libię na kolana, to się to robi, ciekawe czy Mikke zadaje sobie takie pytania, pewnie tak, ale się nimi nie podzieli z otoczeniem… Energia Mikkego zapewne pochodzi z nienawiści do urzędników i socjału, stąd nadspodziewana u człowieka w tym wieku żywotność i gadatliwość. JKM głosi potrzebę walki i ruchu w interesie, brakom takowych przypisuje Europejski kryzys demograficzny (s. 39), hmmm — ja przypisuje ów kryzys przewartościowaniu potrzeb posiadania dzieci i koniec dziecioróbczych wsi. Dalej Mikke gani obrzucenie jajami ministra Wiatra jako brak szacunku do władzy. Balansuje on bowiem miedzy konserwatywną doktryną szacunku nawet do lichej i niesympatycznej ideowo władzy, a chęcią „rozliczania" rządzących, w tym drugim przypadku sam rzuca słownymi jajami. Ciekawiej pisze Mikke o wizycie Michaela Jacksona, i o tym, co mógł by zrobić prez. Kwaśniewski, gdyby nieobliczalny gwiazdor np. go opluł. Kolejnym przejawem dekadencji, według Mikkego jest względna płytkość pisarzy politycznych z XXI wieku względem tych z XIX wieku, tych zaś wobec np. starożytnych. Pisze np. o tym, że Arystoteles sporządził wzór: monarchia-arystokracja-demokracja, na podobieństwo kołowrotka ustrojowego, zaś Tocqueville zauważył tylko, że raz rozpoczęty proces demokratyzacji nie daje się zatrzymać (s. 49). Na papierze czyta się to dobrze, ale tak naprawdę obie stwierdzenia są dość niemądre. Tocqueville powinien zobaczyć np. jak umierają szanse na demokracje w Japonii końca XIX wieku, Rosji Putina i Chinach Denga, (równie dobrze można by powiedzieć to samo o procesie autokratyzacji) zaś Arystoteles po prostu sprowadził dzieje do kretyńskiego greckiego czasu cyklicznego i tyle. Są to raczej pomniki ludzkich błędnych generalizacji niż wiedzy, co nie znaczy, że obaj autorzy nie mieli lepszych pomysłów. Jednak to generalizacje najbardziej podobają się Mikkemu, nic więc dziwnego że dzisiejsi nudni politolodzy dzielący włos na czworo wydają mu się dekadenccy. Śmiała myśl, to jednak niekoniecznie myśl trafna. Konserwatyści tęsknią do prostych starych przepisów, i jak się już takiego uczepią — nie puszczają. Świat czynią sztucznie czarno-białym. Liberałowie wiedzą za Montesquieu, że nie ma rozumienia świata w kategoriach „wszystko-nic", a jedynie „więcej i mniej", o czym wspaniale pisał Pierre Manent. Kolejny dowód na konserwatyzm JKM i jego rozlicznych ugrupowań.

Mikke uważa, że ludzie nie wierząc w boga boją się wszystkiego (s. 53) i nie słuchają poleceń przełożonych ani autorytetów (historia z pasażerem samolotu British Airways, który odmówił wyłączenia komórki). Zabawne, że kojarzy to ze starzeniem się Europy, choć sam jest wiekowy, i choć wiadomo, że konserwatystami są często właśnie wiekowe strachajły, którzy cenią sobie tradycję, stałość-przewidywalność i szacunek do starszych. Znowu JKM teoretycznie bliżej do faszystów niż do tradycjonalistów, ale to tylko w słowach, po prostu przypisując lewicy i socjalliberałom cechy zwykle kojarzone z prawicą, stara się wykazać nowoczesność swoich teorii i próbuje zaatakować centro-lewicę z drugiej strony, jak to zwykle czynią konserwatywni społecznie libertarianie (np. Thomas Woods). Pisząc o aborcji i krytykując ją pryncypialnie, acz płytko, JKM znowu stara się być oryginalny pisząc, iż badania prowadzone w USA, dowodziły iż więcej aborcji, oznacza mniej kradzieży i przestępstw, co powoduje, że wyniki potępiły jednocześnie chrześcijańska prawica i lewica socjaldemokratyczna (ci pierwsi, żeby wierni nie pomyśleli, że aborcja może być w jakikolwiek sposób dobra, drudzy zaś by nie eksponować powiązań klientów opieki społecznej z przestępczością). (s. 56-58). Zabawne, że jedynym logicznym wnioskiem z rozumowania Mikkego nie jest to, że kościoły i lewicę wiele łączy, a to, że walka z biedą choćby i za pomocą rozdętej opieki socjalnej, to jednak ważna sprawa, bo równa się zwalczaniu przestępczości. Oczywiście JKM czegoś takiego nie napisze, bo musiałby wyrzec się całej swej linii ideowej. JKM pisze w tym rozdziale o ludziach jako „narzędziach woli Przedwiecznego" (s. 59), co stoi w sprzeczności z tak często deklarowanym przezeń deizmem.

Co do ZSRR i komunizmu radzieckiego, Mikke chwali postawę mityczną Reagana („imperium zła"), a gani praktycyzm np. Nixona (s. 64), ani przez moment nie zauważa, że gdyby Reagan faktycznie widział w ZSRR „imperium zła" nie gadałby z Gorbaczowem, lecz go zbombardował bombami — choćby miał nadejść odwet. Mikke pisze o wszelkim socjalizmie jako o wielkim „złu", choć ja na jego miejscu cieszyłbym się, że socjal (nota bene interwencyjne i opiekuńcze „państwo dobrobytu" — Wohlfartstaat — to nie pomysł socjalistów XIX i XX wieku, lecz osiemnastowiecznych prawicowych i monarchicznych tzw. policystów z Niemiec i Austrii takich jak Paul Marperger, ale mało ludzi to wie) zajął miejsce bolszewizmu… Zupełnie jakby Mikke sam siebie codzienni przekonywał, że jest coraz gorzej, kiedy wydaje się, ze lewica bardzo zbliżyła się do prawicy. Ciekawiej pisze JKM o sztuce uważa, że lepiej rozumie sztukę ten co lubi Dumasa i dlatego nie lubi Balzaca, niż ten, kto traktuje wszystko z tym samym przychylnym chłodem. Mikke pisze następnie o Żydach, jako niszczycielach zachodniej cywilizacji, co prawda niszczycielach nieświadomych, zastępujących dawna rządy miecza i honoru rządami łapówki (s. 77), i pisze o tym, że w demokracjach zdarzały się największe antysemickie ekscesy, bo demokracja działa na zasadzie plemiennej, choć mistrz Tocqueville pisał przecież o anty-plemiennym działaniu demokratyzacji! Gdy mowa o edukacji Mikke powtarza bzdurne slogany typu Japończycy umieją tylko ukraść i udoskonalić pomysł (s. 79), choć eksperci tacy jak Rober Guillain zaprzeczali temu już w latach 70. Zresztą wystarczy wspomnieć robotykę, gdzie to Japonia przeciera szlaki. Mikke na tych słabych podstawach atakuje stypendialne programy jako zbyt demokratyczne, i za mało nakierowane na genialne jednostki. Dla niego państwa szkoła i uniwerek z zasady mogą być tylko stratą czasu. To, że dziś wynalazków w Polsce nikt nie robi w garażu lecz w laboratoriach politechnik, jakoś nie budzi jego uwagi.

Mikke zawsze tłumaczy obce imiona, uważając, że nie czynienie tego to otwarta droga do nacjonalizmu, ja uważam, że zamknąć ową drogę w tej kwestii może tylko nauka prawidłowej wymowy obcych imion (s. 82). Poza tym z szacunku dla prawdy uznaję, że nigdy nie istniał „Jan Chrzciciel Colbert", za to był niejaki Jean-Baptiste o tym nazwisku. I nie tłumaczyłbym nawet „Paris" na Paryż. Dlaczego? Bo miasto Paryż nie istnieje. Trochę więcej racji ma może pisząc „Fiat", a nie Fiat, a więc tak jak przed reforma pisowni z 1936 roku (chodzi o to by nie mylić poloneza z Polonezem), jednak tak naprawdę podejmowania — dość regularnie — takich tematów pobocznych (albo jak się dziś głupio mówi „zastępczych"), świadczy o bardzo głębokiej niechęci do obecnego świata. Już z samego tego powodu, nie warto głosować na JKM/UPR/KNP.

Dalej pisze Mikke o spadku prestiżu nauki, wraz z jej feminizacją (s. 88). Chyba żyje na innej planecie, przecież na naszych oczach nauka bierze się coraz mocniej za bary z religiami! Wszak prawda jest jedna, i jedna jest metoda badania rzeczywistości. Gdzie ten kryzys nauki? Mikke upatruje go w zależności odkrywców od państwowych instytucji. Cóż najlepiej byłoby, gdyby naukowiec dostawał grant znikąd bez żadnych zobowiązań.

Mikke jest żywym dowodem, że lewica nie ma monopolu na utopię. Prawicowa utopia libertariańsko-indywidualistyczno-faszystowsko-sentymentalna też ma niestety prawo bytu w naszym świecie i kraju.


1 2 
 Comment on this article..   See comments (35)..   


« Publishing novelties   (Published: 22-05-2013 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Private site

 Number of texts in service: 74  Show other texts of this author
 Newest author's article: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 8979 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)