|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Reading room » Publishing novelties
Ultrakonserwatyści czyli Korwin-Mikke i UPR-WiP-KNP [1] Author of this text: Piotr Napierała
To
już kolejny tekst, w którym będę demaskował Korwin-Mikkego i jego
politycznych wspólników jako ultrakonserwy przebranej w liberalne łaszki.
Poprzedni mój tekst wywołał z jednej strony reakcje przychylne, a z drugiej
zdziwienie czemu poświęcam tyle uwagi ideologii UPR-WiP-KNP. Próba zniechęcenia
mnie utwierdza mnie w przekonaniu, że trzeba walić dalej… Korwinizm uchodzi w Polsce za ideologię ludzi dobrze zorientowanych w polityce, co jest zupełną
aberracją, i mogę to potwierdzić na własnym przykładzie. Sam kiedyś byłem
sfrustrowanym młodzieniaszkiem, a więc i korwinistą, i być może coś w tym
jest, że korwinizm odwołuje się w dużym stopniu do frustracji młodych i silnych przeciw socjalnemu państwu, jak przypuszczają autorzy z GW. Przede
wszystkim jednak korwiniści mając pełne gęby frazesów o postępie i wolności,
są po prostu ultrakonserwatystami, którzy powtarzają numer kiedyś zrobiony
przez Hegla.
Hegel — pachołek militarystycznych ultrakonserwatywnych elit XIX-wiecznych Prus, które
uczyniły zeń głównego filozofa, wmawiał wszystkim, że postęp dokonuje się
samoczynnie, i jest jakby wpisany w biegu dziejów, stąd zresztą marksiści
wzięli swoje durne przekonanie, ze postęp następuje zawsze… Skoro, jak mówił
Hegel , „bieg dziejów jest rozumny", to nie potrzebne są rozumne
jednostki, czyli zatroskani liberałowie, Hegel przedstawiał opresyjne Prusy
jako państwo ucieleśniające wolność zawartą w pruskich kodeksach, a liberałów
prawdziwych wyśmiewał jako francuskich i brytyjskich pachołków, czyli jak byśmy
dziś powiedzieli „łże-liberałów". Własne ględzenie, które tak
znakomicie ośmieszył Popper (jakim cudem w ogóle jeszcze ktokolwiek uważa
Hegla za coś więcej niż nędznego propagandystę zawsze mnie zadziwia...),
Hegel przedstawiał jako „poważne" mówienie o polityce, choć było mało
poważnym sentymentalnym ględzeniem, tak by zrobić wrażenie, iż przeciwnicy
są niepoważni. To samo robi UPR i wspólnicy. Własny ultrakonserwatyzm społeczny
zasłaniają wiarą w wolny rynek i mienią się liberałami, choć wolny rynek a liberalizm to zupełnie dwie różne rzeczy. Prawdziwych liberałów walczących o postęp społeczny np. socjalliberałów w stylu UE, Ruchu Palikota,
liberalnego skrzydła PO, FDP itd (od II wojny światowej, liberała poznać można
jedynie przez opinię o społeczeństwie a nie ekonomii, bo dziś nikt już w zasadzie nie jest socjalistą czy neofeudałem) Michalkiewicz nazywa „łże-liberałami", a Korwin-Mikke — faszystami i socjalistami. Korwiniści łączą konserwatywną
wizję świata rzekomo „upadłych i zagrożonych wartości" (od konserwatystów
katolickich z KZM różnią się tylko tym, że złoty wiek datują na wiek XIX, a nie XIV), z libertariańską ściemą i utopią państwa-minimum, w która
rzekomo wierzył wielki J.S. Mill (wcale nie wierzył) a tak naprawdę wierzą
wszyscy uczuleni na jakiekolwiek społeczne działanie państwa rozmaici Hoppe,
Boaz, Woods itd. Dla korwinisty państwo wszystko zawsze robi źle. Tymczasem lubią oni takie wolnorynkowe raje jak Singapur, które
powstały z państwowych inwestycji, podobnie jak to było z kapitalizmem japońskim, i np. wilhelmińskich Niemiec — czysta hipokryzja i wstyd. Korwin-Mikke
twierdzi, że dzieci należą do rodziców i szkoła nie może narzucać im
„państwowego" światopoglądu. Na portalu racjonalista.pl szkoła jawi się
często jako siedlisko wojującego katolicyzmu i ogłupiającego romantyzmu, po
części słusznie, ale trzeba też pamiętać, że państwowe szkoły oddzielne
od klasztornych były oczkiem w głowie liberałów w XVIII i XIX
wieku, jako lekarstwo na naturalny ludzki prowincjonalizm, konserwatyzm i ksenofobię. Mikke wie, że atakując państwowe szkolnictwo wzmocni te cechy w społeczeństwie. Nie można być liberałem i atakować państwowego świeckiego
szkolnictwa, co najwyżej można ubolewać na nadmiar religii w nim, Mikke do
religii nic nie ma (czasem nawarczy trochę na antykapitalistyczną mentalność
myślącego feudalnie kleru), do świeckich nauczycieli sporo.
Omawiałem
już „Ekonomikkę", pora na „Dekadencję" (wyd. Rzeszów 2002). Już sam
tytuł definiuje konserwatystę (nawiasem mówiąc data wydania jest podana w następujący sposób: „A.D.2002"). Na początku swej książki Mikke pisze o jakichś tajemniczych wartościach „nam wspólnych" (nie precyzuje
jakich), zagrożonych przez demokratyczną „grę interesów grupowych", i obecną elitę demokratycznych polityków, którzy w przeciwieństwie do feudałów i burżujów XVIII i XIX wieku nic nie wnoszą do rozwoju cywilizacji, lecz
jedynie uczą „niemoralności" okradając obywateli (wysokie podatki) -
(str. 11). Tymczasem, uwzględniając wszystkie wady państwa socjalnego, można
by z większą dozą słuszności powiedzieć odwrotnie — to obecne elity
cokolwiek robią dla ludu, a dawne miały go tylko za dojną krowę. Mikke
narzeka na przymus ubezpieczeń, tymczasem w jego ukochanych USA, ci, którzy się
nie ubezpieczyli, to głównie biedne gamonie, i tak żerujące na państwowej służbie
zdrowotnej, no bo jak tu odmówić zupełnie leczenia takiej osobie… Mikke uważa,
że dawniej karano za naruszenie praw, a dziś za nie zgadzanie się z mainstreamem (s. 12), co ma dowodzić dekadencji. Cóż poprawność polityczna
jest faktycznie paskudna, ale w epoce „herezji" chyba lepiej nie było… Skąd
ten odwieczny pomysł konserwatystów, że kiedyś było lepiej, przy odwiecznym
unikaniu wskazania KIEDY było lepiej (może np. w czasach palenia czarownic?).
Czy równie nie mylił się Robespierre, gdy głosił, że od 1793 roku będzie
już tylko dobrze ("pragniemy zastąpić … banalne poczucie honoru uczciwością).
Robespierre’a trudno lubić, i konserwa JKM tym bardziej go nie znosi, ale
postępuje jak on, tylko a rebours.
JKM
porównuje następnie demokrację do statku, którego pasażerowie — ignoranci w sztuce nawigacji — głosują jak ma płynąć statek (s. 15). Porównanie
efektowne, ale fałszywe. Wyborca wybiera rząd nawy państwa, i partię rządzącą,
ale nie jego konkretny skład i konkretne zakręty". Nic nie przeszkadza
ministrom w fachowej ocenie sytuacji. Mikke uważa, że w naszej cywilizacji
jako tako działają jedynie Kościół, firmy, policja i mafie, a to dzięki
brakowi demokracji. Podwójnie nieprawdziwe — działają po pierwsze równie
przeciętnie jak państwa, a poza tym nie są de facto antydemokratyczne, policją
rządzi demokratyczne państwo, a firmami, kościołami i mafiami, różne ciała
ustawodawcze dyrektorów, klechów i gangsterów. Tak samo monarchia absolutna
to przecież nie rządy osobiste króla, ale jego ministrów. Tak samo jest
nazajutrz po wyborach w demokratycznej republice. Jeśli już demokracja, to JKM
preferuje wybory większościowe, gdzie głosuje się na konkretnego posła, od
proporcjonalnych gdzie głosuje się na ideę przewodnią (s. 16) — wg
konserwatysty Scutona idee w ogóle nie są potrzebne do rządzenia, ale -
brak idei zwykle implikuje konserwatywny światopogląd, a wiec również idea.
JKM preferuje demokrację chrześcijańską, jako rzekomo bardziej moralną
(Szwajcaria, USA). Jak osiemnastowieczny deista JKM uważa, że ludek musi mieć
bożków, by nie kraść i nie mordować. Pisze też JKM o tym, że prawo
powinno być jasne i proste i zrozumiałe dla każdego, ale to akurat jest chyba
oczywiste dla wszystkich. Trzeba
jednak pamiętać, ze nawet konserwatyści wiedzą, że trzeba prawo ciągle
zmieniać, i dostosowywać do zmiennych okoliczności, JKM pisze o tym, że ma
być ono zawsze takie samo. Pisze też JKM że po upadku ZSRR komuniści przenieśli
się do Brukseli (s. 17), cóż jakoś nie zauważyłem ROSYJSKOJĘZYCZNYCH posłów w PE.
W
kolejnym rozdziale JKM cytuje Lema, a zaraz potem Jasienicę: „najbardziej
liberalna republika współczesna wydawałaby się człowiekowi żyjącemu przed
1789 rokiem domem niewoli" (s. 20), zdanie może interesujące intelektualnie,
odwołujące się do prowizorki dawnych rządów, niby despotycznych, a nieobecnych poza stolicą, ale czy naprawdę np. polski czy rosyjski chłop pańszczyźniany
sprzed 1789 roku, nie odetchnąłby w dzisiejszej Polsce i Rosji wolnością?
Czy nie lepiej stać w kolejce do Urzędu Wojewódzkiego niż być glebae
adscripi? Pisze JKM, że demokracja jest kiepskim ustrojem, stąd częstszą
formą rządu w historii była monarchia. To fakt, ale czyż w dawnych
monarchach, każde niemal większe miasto nie było demokracją patrycjatu? JKM
często cytuje stwierdzenia, że nie należy patrzeć, kto do jakiej grupy czy
mniejszości należy, lecz patrzeć na indywidualne czyny, stąd przyznanie np.
rekompensaty np. rolnikom przez rząd winno być zakazane lub potępiane. W sumie nawet się zgadzam, w idealnym świecie tak powinno być, ale jeśli mamy
prawdziwe państwo i ekonomię, gdzie np. grozi nam popadnięcie jakiegoś
sektora w nieodwracalną lub trudno odwracalną nędzę, to niestety trzeba dać
co nieco tym i owym. Niemieckie pochodzenie rodziny przynajmniej chroni JKM
przed nacjonalizmem, chociaż coś.
W
2002 roku Mikke lubił się porównywać z Lepperem, że Lepper dąży do
totalnego chaosu i ochlokracji, a on — JKM, do zamachu wojskowego a la
Pinochet. Przy czym uważa, że nawet ta rewolucja Leppera byłaby lepsza od III
RP. Typowe dla darwinizmu Mikkego i jego względnej pogardy dla jednostek, przy
pochwale zasad i idei jest to zdanie:
Uważam,
że lepiej, by zginęła połowa Polaków, ale reszta była ludźmi, którzy
czegoś pragną i umieją żyć — niż gdybyśmy wszyscy zatracili człowieczeństwo i stali się kandydatami na urzędników… (s. 23).
Takie
passusy tylko ułatwiają sprawę tym, którzy chcą widzieć w korwinowcach — faszystów. Ta sama chęć zemsty i kult siły jak w Italii w latach 1920. Dla Korwin-Mikkego urzędnik to niemal niższa forma życia.
Jak typowy konserwatysta, JKM podnieca się zasadami i ideami tracąc z pola
widzenia
jednostkę, która przecież dla niego — przyznającego się do liberalizmu
Spencera i Milla, powinna być najważniejsza. JKM utrzymuje, że urzędnicy
zmuszają ludzi do życia wbrew swym przekonaniom, ale czy to zdanie nie
sugeruje, że chciałby zrobić to samo, a może zarzuca im to, co sam zamierza
czynić, jak to często z ludzką psychiką bywa. Żadne idee i zasady nie są
warte życia człowieka, ta zasada była jasna już dla XVII-wiecznych anabaptystów,
przodków tolerancjonizmu. Zabawne,
że te słowa o połowie Polaków JKM wygłasza na stronie, na której przewiduje z całą pewnością rewolucję leperiańską — jakże to zabawne z perspektywy
9 lat. Mikke, który przypisuje sobie dar przewidywania politycznych wydarzeń
czasem myli się wręcz o sto długości.
Dalej
czytamy rozważania JKM o proteście mieszkańców Ursynowa przeciw budowie
autostrady, choć ta miała powstać już w 1920 roku, i o ich braku smykałki
handlowej — wszak dom przy autostradzie stanie się więcej wart, więc jego
sprzedaż umożliwi komfortową wyprowadzkę (s. 30). Ma on mieszkańców za
warchołów, i de facto chce by mieszkańcy współdziałali z władzami.
Zabawna wolta.
1 2 Dalej..
« Publishing novelties (Published: 22-05-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8979 |
|