|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Articles and essays Kwestia niewstydzenia się za Jezusa Author of this text: Lucjan Ferus
Chodzi mi o hasło „Nie wstydzę się Jezusa", które dzięki pewnej
odważnej sportsmence (moje uznanie za piękną figurę) zrobiło przy okazji
sporo szumu w Internecie. Być może jako niewierzący nie powinienem zabierać
głosu w tej kwestii, biorąc jednak pod uwagę, iż jest to bardziej kwestia wiedzy
religijnej niż wiary, pozwolę
sobie wtrącić swoje „trzy grosze". Otóż ja osobiście gdybym był chrześcijaninem, a już szczególnie katolikiem, wstydziłbym się jednak Jezusa. Jako Boga
oczywiście, a nie jako człowieka (zakładając, iż naprawdę istniał). I to z paru istotnych powodów.
Po pierwsze: W jego imieniu przez kilkanaście wieków istnienia chrześcijaństwa
(a szczególnie katolicyzmu) przelano morze krwi ludzkiej i wyrządzono
niewyobrażalną ilość zła i niezawinionych krzywd, a ludzkość zapłaciła
bardzo wysoką cenę za istnienie tejże religii; miliony ludzi zostało
zamordowanych w imię Boga, torturowanych, spalonych na stosach, ograbionych
przez Kościół z dorobku swego życia, skazanych na banicję. Wybijano doszczętnie
całe narody i niszczono stare kultury. Nie było takiego zła i podłości, których
nie uczyniono by z pobudek religijnych. A Jezus — jako Bóg — pozwolił na to
wszystko, wiedząc z góry, iż w taki okrutny, brutalny i bezlitosny sposób
jego wierni będą „ewangelizować" swych bliźnich, używając przy tym „środków
bogatych" (to taki zgrabny eufemizm oznaczający stosowanie siły, podczas
krzewienia wiary i nawracania na „jedynie słuszną i prawdziwą wiarę"),
choć on sam stosował „środki ubogie".
Po drugie: Jako od Boga, można by było oczekiwać od Jezusa, iż jego
ofiara odkupienia grzechów ludzkości — jeśli już doszło ze strony Boga do
tak wielkiego aktu determinacji — spowoduje więcej dobrego dla człowieka;
chociażby poprawę jego grzesznej natury, oraz to, że stanie się ona cezurą,
od której ci co wierzą w niego
staną się zdecydowanie lepszymi ludźmi od reszty ludzkości. Jak pokazuje
historia, stało się akurat odwrotnie: ci ostatni stali się pierwszymi,.. ale
do władzy i dominacji nad innymi, do przywilejów, do oskarżania i karania
innych, do grabieży i zabijania swoich wrogów, do wymierzania swojej
sprawiedliwości. Niestety, zamiast poprawy ludzkiej natury, Jezus zdecydował
się tylko na zbawienie duszy wierzących w niego osobników. Osławione pokonanie przez niego śmierci wygląda tak, iż
mamy obiecane zmartwychwstanie,.. na
końcu dziejów, a póki co i tak wszyscy umierają, jak i przed Jezusem.
Po trzecie: Skoro Jezus jest Bogiem, który istnieje od zawsze wraz ze
swoim Ojcem — Bogiem Jahwe, to zamiast przyglądać się bezczynnie jak jego
boski rodzic, poddaje tej moralnie dwuznacznej próbie w raju pierwszych ludzi,
powinien go nakłonić aby z niej zrezygnował (znając jako Bóg przyszłość i wiedząc czym się to skończy). Albo nakłonić go, by ją ludzie powtórzyli,
ale tym razem bez „pomocy" podstępnego gada; skoro jest doskonale
sprawiedliwy powinien się zgodzić. Albo — jeśliby dotychczasowe propozycje
nie przypadły Stwórcy do gustu — poprosić go aby przebaczył
ludziom (jest wszak nieskończenie miłosierny) tę niesubordynację popełnioną w nieświadomości, gdyż dopiero po zjedzeniu
zakazanego owocu ludzie pojęli, iż zrobili coś złego. A już w żadnym
wypadku Jezus nie powinien dopuścić do tego, aby jego Ojciec ukarał
ludzi nakazem rozmnażania się z grzeszną naturą, co równoznaczne było
z odpowiedzialnością zbiorową, gdyż w ten sposób zostali ukarani wszyscy ludzie
na ziemi, żyjący we wszystkich czasach i to głównie ci, którzy z owym
grzechem swych prarodziców nie mieli nic wspólnego i nie mieli nań żadnego wpływu.
Po czwarte: Syn Boży — jako jedna z osób Trójcy Świętej — nie
powinien dopuścić, aby jego Ojciec zrealizował ten makabryczny pomysł z potopieniem
wszystkich żyjących wtedy stworzeń na ziemi. Jednakże gdyby jego boski
rodzic nie dał się przekonać — uznając, iż tego nieudanego dzieła nie
sposób już naprawić — powinien przynajmniej uzmysłowić mu kardynalny błąd,
który chciał popełnić, ocalając na arce rodzinę Noego i po parze zwierząt z każdego gatunku żyjącego na ziemi. Błąd polegający na tym, iż ocaleni z potopu i tak przekażą swym potomkom swe grzeszne natury, bo nie kto inny lecz
sam Bóg ustanowił prawo dziedziczności
cech genetycznych. Zatem odrodzona po potopowa ludzkość (oraz świat
zwierzęcy) w niczym nie będą się różnić od tych przed potopowych; ich
natura tak jak była, tak będzie nadal skażona grzechem pierworodnym, więc zło
nadal będzie tryumfowało w dziele bożym. A potop stanie się tylko
spektakularną hekatombą, będącą dobitnym przykładem bezsilności
tego, który najwyraźniej przecenił swoje możliwości, nie potrafiąc
przewidzieć skutków swoich decyzji.
Po piąte: Jezus powinien przekonać swego Ojca, aby nie wybierał sobie
jednego narodu spośród wielu wtedy istniejących, po to by sprawować nad nim
opiekę, bo skończy się to wojnami i przelewem krwi niezliczonych istot
ludzkich. Powinien też zwrócić mu uwagę, iż wszyscy ludzie na ziemi są
jego dziećmi, zatem ich wszystkich powinien w jednakowym stopniu otaczać opieką i uczyć ich pokojowej koegzystencji, a nie prowadzić ich do wzajemnego
zabijania się, by zaspokoić chore ambicje jego narodu wybranego do panowania
nad całym światem. Skoro Boga uważa się za Ojca ludzkości, to cóż to byłby
za ojciec, który spośród wielu swoich dzieci kocha tylko jedno z nich, które
staje się jego ulubieńcem i „oczkiem w głowie", a pozostałymi pogardza,
nienawidzi ich i robi wszystko, aby ich ze sobą skłócić, odseparować od
swego wybrańca i wyeliminować na zawsze.
Po szóste: Jezus powinien „wybić z głowy" swojemu Ojcu barbarzyński
pomysł, polegający na złożeniu sobie z niego ofiary
odkupicielskiej na krzyżu, po to by jego śmierć w męczarniach przebłagała/przekupiła
jego boskiego rodzica, powodując, iż każdy kto w niego uwierzy zostanie
zbawiony. Jezus powinien go spytać, czemu ta jego okrutna śmierć tak bardzo
Boga (było nie było jego Ojca) usatysfakcjonowała, że uznał to wydarzenie
jako jedyne, dzięki któremu zechciał odpuścić grzechy ludzkości? No i czy
nie wydaje mu się to „nieco" absurdalne, iż Bóg składa sam sobie ofiarę z siebie, po to by przebłagać/przekupić siebie za swoje nieudane stworzenie — człowieka? (ofiarę moim zdaniem całkowicie niepotrzebną, z uwagi na boże
atrybuty).
Po siódme: Jezus — jako wszechwiedzący Bóg, znający przyszłość
rodzaju ludzkiego — nie powinien po zmartwychwstaniu udawać się tak szybko
do nieba (czyli w niebo wstępować), wiedząc doskonale, że pozostawieni sami
sobie jego uczniowie (apostołowie), nie sprostają — jak to grzeszni ludzie — powierzonemu im zadaniu; że np. św. Paweł całkowicie zmieni sens jego
nauk i z oczekiwania na rychłe nadejście Królestwa Bożego na ziemi (które
miało wg Jezusa nadejść jeszcze za życia jego uczniów), stworzy podwaliny
Kościoła, którego zadaniem będzie prowadzenie wiernych do niebieskiego królestwa bożego, mającego
nastąpić w nieokreślonej przyszłości. To, że Ireneusz, biskup Lyonu wymyśli
pod koniec II w. tzw. sukcesję apostolską,
według której Jezus miał namaścić św. Piotra na biskupa Rzymu, a ten
miał przekazywać tę władzę z
„boskiego nadania" swym następcom, by zachować ciągłość tej
„sukcesji" po wszystkie czasy.
Także to, że zostaną dokonane przez Kościół kat. fałszerstwa
na wielką skalę ( tzw. Donacja Konstantyna i tzw. Dekrety Pseudo-Izydora),
dzięki którym stanie się on właścicielem znacznej części posiadłości w Italii, oraz zyska olbrzymią władzę i przywileje. To, że Kościół kat.
stworzy w ciągu kilkunastu wieków karykaturę
chrześcijaństwa, która z jego ideą miłości bliźniego i wroga,
zaleceniem nie przeciwstawianiu się
złu, oraz z jego innymi naukami zawartymi w Ewangeliach, nie będzie miała nic
wspólnego, a nawet będzie ich całkowitym zaprzeczeniem. A mimo to, iż Jezus
jako Bóg wiedział o tym wszystkim nieskończenie wcześniej, nie zrobił nic,
by zapobiec takiemu rozwojowi wydarzeń i tak absurdalnemu porządkowi rzeczy,
który np. przejawiał się w instytucji papiestwa; tych samorzutnych „zastępców"
Boga na ziemi (nb. wbrew słowom Jezusa: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie
waszym ojcem; jeden jest bowiem Ojciec wasz, Ten w niebie". Mt 23,9).
Biorąc powyższe pod rozwagę (jak i wiele innych aspektów tej religii,
które tu pominąłem) uważam, że gdybym był praktykującym chrześcijaninem, a już szczególnie katolikiem — miałbym dobrze uzasadnione powody aby wstydzić
się Jezusa. Na szczęście nim nie jestem i to mnie ratuje przed tym
wstydem, co najwyżej mogę się wstydzić za bezwstydnych. Ale czy to mój
problem, iż ludzie publicznie chwalą się swoją światopoglądową ignorancją?
Przecież jakoś muszą wykazać swoje poddaństwo, nieprawdaż? Czy u nas
zresztą może być inaczej? A swoją drogą dziwny to kraj, w którym bardziej
bulwersuje niektórych ludzi nagie kobiece ciało, niż publiczne (poprzez
media) wyznawanie swej wiary.
***
"W mojej ojczyźnie nigdy normalnie, albo wstydliwie, albo
nachalnie.
Albo jest zdrajca, albo jest bożek, albo jest
odwilż, albo przymrozek.
Albo jest klęska, albo powstanie, albo do piwnic, albo na szaniec.
Albo entuzjazm, albo nie wierzym, albo niech żyje, albo precz reżym.
Albo milczenie, albo gadulstwo, albo anarchia, albo ni stąd ni zowąd
wmordekujstwo. W ostatnim „albie" z rytmem fatalnie, w mojej ojczyźnie nigdy
normalnie".
Leon Pasternak, poeta i satyryk,
1957 r.
« Articles and essays (Published: 19-07-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9119 |
|