The RationalistSkip to content


We have registered
204.319.839 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 Outlook on life » »

Mówienie o Bogu. Po lekturze Feuerbacha [2]
Author of this text:

Obaj są w błędzie, używają bowiem pozbawionego znaczenia słowa „Bóg". Każda odpowiedź na pytanie o istnienie Boga jest więc niedorzeczna, skoro żaden z nich nie ma nieodzownego teistycznego pojęcia Boga. Jeśli bowiem Feuerbach ma rację, nie istnieje to pojęcie, nie sposób więc wejść w spór o Boga. Spór ten ustaje, zanim się rozpoczyna. To natomiast, że istnieją bogowie w rozumieniu Feuerbacha - ubóstwieni ludzie, ubóstwione zwierzęta, ubóstwione rzeczy nieożywione, artefakty oraz fantomy, twory zbiorowej i osobniczej imaginacji — to fakt rzetelnie potwierdzony przez doświadczenie.

Wszystko więc zawisło od odpowiedzi na pytanie, czy Feuerbach ma rację. Pytanie to rozkłada się na dwa: Czy prawdziwa jest teza o jedyności? Czy prawdziwa jest teza o jedyności koniecznej? — tezy stanowiące rdzeń Feuerbachowskiej teorii religii (zob. wyżej).

Uwierzyć Feuerbachowi? Stanowisko Feuerbacha zasługuje na wiarę tylko wtedy, gdy jest dostatecznie uzasadnione. Nie uzależniałbym uznania stanowiska Feuerbacha od uzasadnienia, gdyby było religią — wystarczyłby wówczas akt wiary. Nie jest jednak religią, natomiast mówi o religii i jest antyreligijne.

Epitet ten — że jest antyreligijne — trzeba objaśnić, łatwo tu bowiem o nieporozumienia. Feuerbach nie lekceważy religii, nie pogardza nią, nie wzywa do jej zniszczenia. Przeciwnie, odsłania jej osadzenie w głębokich pokładach ludzkiego umysłu i wagę w życiu społeczeństw. Docenia energię wyobraźni i myśli, inicjujących i kultywujących przedstawienia religijne. Składnikiem religii natomiast jest religijny pogląd na nią samą: religia jest nie z tego świata; to dzieło bogów, którzy mówią o sobie ustami człowieka. A oto stanowisko Feuerbacha: religia jest z tego świata; to dzieło człowieka, który mówi o sobie ubóstwionym — stanowisko antyreligijne, bo sprzeciwiające się religijnemu obrazowi religii.

Feuerbach bada dwa obszary zjawisk, pochodzenie przedstawień religijnych oraz znaczenie wyrażeń religijnych, w szczególności słowa „Bóg"; mówi więc o genealogii religii oraz o semantyce języka religii. To, co mówi o genealogii religii, zawiera się w wiedzy uzyskanej przez naukę od jego czasów po dziś dzień. Etnografia, antropologia, psychologia społeczna i rozwojowa, kognitywistyka, biologia mózgu — dyscypliny te zgromadziły bogaty materiał empiryczny, wypracowały wiele hipotez i teorii, składających się na iście Feuerbachowski obraz religii jako zjawiska naturalnego.

Między genealogią a semantyką zachodzi, zdaniem Feuerbacha, zależność przyczynowa. Zależność tę można opisać parafrazując średniowieczną zasadę nihil in intellectu nisi prius in sensu (nie ma niczego w intelekcie, czego nie byłoby wprzódy w zmysłach): nie ma niczego w religii, czego nie byłoby wprzódy w zmysłowym doświadczeniu, nie ma więc niczego w pojęciu Boga, czego nie byłoby wprzódy w zmysłowym doświadczeniu.

Oto zarzut, z którym wystąpi w tym miejscu obrońca religijnego obrazu religii, czyli jej nadprzyrodzoności, ale też obrońca rzetelności badania i dyskusji (obrońców tych łączy niekiedy unia personalna). Religia jest zjawiskiem naturalnym — przyzna - nikt światły nie będzie lekceważył wyników nauki. Nie wyklucza to jednak, że jest zarazem boskim darem — Bóg zsyła nam religię, którą po swojemu transmitujemy, wyrażamy, zniekształcamy i rozwijamy. Nauka nie może wykryć boskiego pochodzenia religii, przekracza to jej kompetencje, lecz nie może też go odrzucić. A jeśli Bóg zsyła nam religię, wprowadza tym samym w pojęcia religijne boską treść.

Można w pierwszym odruchu odpierać ten zarzut, korzystając z Feuerbachowskiego pojęcia Boga jako ubóstwionego człowieka. Jeśli o czymś tu mówimy — chciałoby się rzec — to co najwyżej o tym, że człowiek zsyła sobie religię, a sugestię tę, którą niesie Feuerbachowskie pojęcie Boga, potwierdza nauka. Byłaby to jednak obrona niewydarzona, bo obarczona błędnym kołem: broniłoby się Feuerbachowskiego pojęcia Boga, zakładając je.

Co innego natomiast, jeśli przyjąć za Feuerbachem tezę o jedyności. Jeśli nie mamy innego niż Feuerbachowskie pojęcia Boga, domniemanie, że religię zsyła nam sam Bóg, w ogóle nie da się pomyśleć. Ilekroć bowiem je wysuwamy, myślimy o człowieku-Bogu, taki bowiem jest nasz horyzont pojęciowy. Innej możliwości nie ma, a Feuerbach wyjaśnia skądinąd, dlaczego wydaje nam się, że sięgamy „wyżej" — taka jest natura ludzkich pragnień (zob. wyżej pozycje [c], [f]).

Cała para zatem w tezę o jedyności. Nie znajduję otóż lepszego uzasadnienia tej tezy niż uznanie jej za hipotezę, którą podtrzymujemy dopóty, dopóki nie zostaje obalona. Nie znam jej obalenia, podtrzymuję zatem hipotezę, że nie ma innego pojęcia Boga niż Feuerbachowskie. (Dokładniej, istnieją rzecz jasna rozmaite pojęcia Boga, bogów, bóstw itp. — wszystkie o Feuerbachowskiej charakterystyce.) Znane mi próby odłączenia pojęcia Boga od jego ludzkiego rodowodu, wyniesienia go ponad przyrodę, ponad „wszelkie stworzenia" — próby te wydają mi się nieskuteczne.

Istnieją mianowicie — mówiąc za Pascalem — dwie główne drogi konstrukcji pojęcia Boga: droga ku Bogu filozofów oraz droga ku Bogu Abrahama, Izaaka, Jakuba, chrześcijan. Na drodze filozofów i (trzeba dodać) teologów powstaje abstrakt, który zgubił ludzkie cechy, a gdy "to ulatnianie się treści dojdzie do najwyższego stopnia, do ostatecznych granic, nie pozostaje w końcu nic prócz pustej nazwy" (zob. wyżej, pozycja [h]). Na drodze żywej wiary natomiast powstaje obraz wyłoniony z zasobów ludzkiego doświadczenia, czyli z treści codziennej mowy, a wyniesiony ponad nie dzięki takim środkom języka, jak analogia i metafora — obraz Boga ojca, sędziego, opiekuna, uzdrowiciela, budowniczego świata itp. Cóż, kiedy wyniesienie to jest pozorne, metafora czy analogia bowiem, wychodzące od rzeczywistych zjawisk, nie przynoszą niczego nadzjawiskowego. Nic nas nie oczekuje po drugiej stronie metafory oprócz tego, od czego wyszliśmy, a i to w wersji uboższej niż u źródła, mgliste i niekonkretne.

Zgłasza się tu oponent z kolejnym zarzutem. Teza o jedyności mówi jedynie o czymś przygodnym. Mam na myśli — wyjaśni — że teza ta głosi, iż tu i teraz, w granicach aktualnej biologii człowieka oraz jego aktualnej kultury, stać nas tylko na pojęcie człowieka-Boga, czyli ubóstwionego człowieka. Granice te nie są jednak dane raz na zawsze, sam to uwzględniasz — dorzuci rezolutnie — skoro traktujesz tezę o jedyności jako hipotezę, która może, lecz nie musi być prawdziwa. Przyszła ludzkość może więc zrodzić talenty teologiczne, które utworzą pojęcie samego Boga, a Bóg Feuerbacha znajdzie się w muzeum ateizmu.

Mam w odpowiedzi dwa wyjaśnienia — jedno w imieniu Feuerbacha i jedno we własnym — oraz propozycję odparcia tego zarzutu. Feuerbach utrzymuje, że w danych nam warunkach jedyność antropomorficznego pojęcia Boga to przyrodnicza konieczność, niczym swobodne spadanie ciał. Wszystkie pojęcia są bowiem antropomorficzne (z matematycznymi włącznie, dodaję w jego imieniu) w tym sensie, że budowane z tworzywa ludzkiego doświadczenia. Niektóre pojęcia oczyszczamy wprawdzie z treści empirycznych, ile się da, nigdy jednak do zupełnej utraty związku z ich rodowodem. Utrata tego związku to utrata sensu, po której zostaje pusta nazwa, jak na przykład teologiczna nazwa „Bóg" (zob. wyżej pozycję [h]). Niestraszna więc mu, Feuerbachowi, science fiction z teologami mutantami o ponadludzkich uzdolnieniach. Mutanty, choćby nie wiedzieć jak fantazyjne, zawsze będą tworami tworów przyrody, wyznaczającej horyzont ich inwencji pojęciowej.

Moje natomiast traktowanie tezy o jedyności jako hipotezy to wyraz postawy metodologicznej, nie zaś nieufności. Ufam jej prowizorycznie, jak każdemu prawu przyrody, choćbym w danych mi warunkach ufał jej bezgranicznie.

Teza o jedyności jest jednak nie tylko konieczna przyrodniczo, lecz jest też konieczna pojęciowo. Otóż, kto sądzi — jak autor zarzutu, który rozważam — że jedyność Feuerbachowskiego pojęcia Boga to sprawa tylko doraźna, oczekuje, iż może się pojawić niefeuerbachowskie pojęcie Boga. Żeby jednak czegoś oczekiwać,trzeba wiedzieć, czego oczekujemy. Inaczej, nie ma oczekiwania, lecz bezprzedmiotowe poczucie niewygody. Żeby natomiast powstało to, co oczekiwane, muszą istnieć warunki początkowe oczekiwanego. Myśl czy rzecz fizyczna — powstają tylko wtedy, gdy mają z czego powstać oraz istnieje droga przejścia od surowca do wyniku. Żaden z tych warunków (dających wspólnie warunki początkowe nowości) nie jest tu spełniony: surowiec religii jest ludzki, a żadna droga nie jest drogą przejścia dopóty, dopóki nie jest dane to, ku czemu ma prowadzić. Warunkiem koniecznym oczekiwania na niefeuerbachowskie pojęcie Boga — na absolutne pojęcie samego Boga — jest więc posiadanie tego pojęcia, przynajmniej w postaci projektu, jak je osiągnąć z zastanego surowca. Innymi słowy, musielibyśmy mieć niefeuerbachowskie pojęcie Boga, zanim je mamy. A skoro negacja tezy o jedyności prowadzi do zdania wewnętrznie sprzecznego — bo o tym, kto ma absolutne pojęcie Boga, musielibyśmy powiedzieć, że go kiedyś nie miał i jednocześnie je miał - teza o jedyności okazuje się pojęciowo, a nie tylko przyrodniczo konieczna. Sytuację tę można opisać i tak: skoro absolutne pojęcie samego Boga nie zostało skonstruowane — jak stanowi teza o zwykłej jedyności pojęcia Feuerbachowskiego — absolutne pojęcie samego Boga jest niekonstruowalne. Nie ma więc czego oczekiwać, a pozór dorzeczności oczekiwania zawdzięczamy nieuwadze, skłaniającej nas do upatrywania w wyrażeniu pojęcie samego Boga "oczekiwanej" treści, gdy tymczasem nie ma tam żadnej treści — jest czysty formularz.

Końcowa rozmowa z metafizykiem. Spotykam na koniec metafizyka, który — jak to metafizyk — oznajmia z dezynwolturą.

— Wiesz, wszystko mi jedno, kto ma rację w sporze o pojęcie Boga, Feuerbach i ty za nim, czy autorzy Katechizmu Kościoła Katolickiego. Nie ma to większego znaczenia, jakie zdolności umysłowe mają istoty rzucone w ten zakątek Wszechświata. Najwyższe znaczenie ma natomiast, czy istnieje Bóg, sam Bóg. Dlaczego nie uwzględniasz, że istnieje?

— Nie uwzględniam, bo nie wiem, o czym mówisz.

— Ty znów ze swoim Feuerbachem. Zostaw go, Feuerbach sobie, rzeczywistość sobie. Sam przecież mówisz, że sposób mówienia — feuerbachowski, czy niefeuerbachowski — nie przesądza ani o istnieniu, ani o nieistnieniu tego, o czym mówimy.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dymiący obrzyn - ofiary księży-pedofilów czekają na sprawiedliwość
Godność i prawo do śmierci, Część II

 See comments (7)..   


«    (Published: 23-02-2011 )

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Bohdan Chwedeńczuk
Filozof, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; tłumacz literatury filozoficznej; publicysta m.in. czasopisma Bez Dogmatu.   Biographical note

 Number of texts in service: 9  Show other texts of this author
 Latest author's article: Nauka a religia
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 948 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)