|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Culture »
Nietzsche i Marks jako polonofile [4] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Connor opisywał niezwykle harmonijne relacje między panami a poddanymi im chłopami: „panowie są niemal uwielbiani". Nie rozumiejąc polskiego ustroju pisał
o chłopach jako zdumiewająco zadowolonych z życia niewolnikach. Brało się to jednak z tego, że Polska była niezwykle zdecentralizowana. W sensie gospodarczym był to
jakby związek folwarków, czyli kompleksowych gospodarstw, które dla ich mieszkańców były minipaństwami. Realna władza była więc bliżej chłopa, więc w
perspektywie zachodniej miał on niby mniej wolności. Drugim jednak aspektem tego stanu rzeczy było większe bezpieczeństwo socjalne jakie tak bliski związek
poddanego z panem gwarantował. Prowadzili oni jedno przedsiębiorstwo. Pan, który nie dbał o chłopów nie miał dobrych pracowników czy dostawców i w efekcie
tracił lub bankrutował.
Poza tym etos szlachecki kładł silny nacisk na to, że władza wiąże się z odpowiedzialnością. Komu przylepiono łatkę barbarzyńcy wobec chłopów, ten tracił
twarz i cześć, uważany też był za złego pana. Dziś naszą elitę łączą jedynie interesy, dawniej była to realna brać, spokoja nie tylko interesami, ale
przede wszystkim etosem szlacheckim. Dlatego właśnie częściej niż gdzie indziej grzmiano u nas o przypadkach nadużyć wobec chłopów — w ramach szlacheckiej
presji na patologiczne jednostki.
I wreszcie rzecz, którą mało kto sobie uświadamia: położenie chłopstwa w Rzeczypospolitej było znacznie lepsze niż w wielu systemach nominalnie większej
dla nich wolności. Poddaństwo było więzią głównie ekonomiczną. Dziś wielu Polaków pozadłużanych na dekady w bankach, z niepewną pracą i ryzykiem utraty nie
tylko środków do życia, ale i mieszkania, jest często w gorszej socjalnie pozycji niż dawny chłop pańszczyźniany, którego skala obciążenia była nie tylko
mniejsza niż chłopstwa w innych krajach Europy, ale i mniejsza niż dzisiejszych wolnych obywateli III RP! Kiedy przyjdzie komuś do głowy cytować jakieś
urywki o przepracowanych chłopach, którzy cierpią niesprawiedliwość i nadmiernie się eksploatują pracą, powinien pamiętać, że dziś takich kazusów można w
prasie znaleźć nieskończenie więcej.
Trzeba bowiem pamiętać, że głód to w Polsce były zjawiska incydentalne i lokalne, w Europie zaś przybierały rozmiar katastrof społecznych. W ojczyźnie
tegoż Connora, Irlandii, w 1740 z głodu zmarło 38% ludności (400 tys.). I tak było w całej Europie. W latach 1696 — 1697 w Finlandii, będącej wówczas
częścią państwa szwedzkiego, zmarło około 30% populacji. We wschodnich Prusach, w latach 1708 — 1711 zmarło 250 tys. ludzi, czyli 21% populacji. W Polsce
nigdy nie było czegoś podobnego. To własnie tłumaczy dlaczego „wyzwoleni" chłopi tłumnie walili do polskiej „niewoli".
Niewola ta oznaczała bowiem wprawdzie brak możliwości tak swobodnego kształtowania własnego życia, jaką dysponowała szlachta, ale w zamian mieli
gwarantowaną pracę, brak głodu, brak obowiązku udziału w wojnach, mieszkanie, wolność sumienia.
O tym jaka jest różnica między typową władzą bliską (jak w Polsce) oraz eksploatującą z daleka, bez realnego codziennego kontaktu z eksploatowanymi, można
się dowiedzieć z opisu położenia chłopów francuskich, nakreślonego przez Świętochowskiego:
„W najpiękniejszej okolicy Francji — według Rousseau — wieśniak kryje swój chleb i wino przed poborcami, gdyż byłby zgubiony, gdyby się dowiedziano, że on
nie umiera z głodu. W niektórych prowincjach zabijano na drogach kobiety niosące chleb. Biskup szartryjski, zapytany przez króla, jak u niego żyje lud,
odrzekł, że ludzie jedzą trawę jak owce i giną jak muchy. Biskup Massillon pisał do Fleury’ego: Ludność naszych wsi żyje w okropnej nędzy… Większość
przez pół roku nie ma chleba jęczmiennego i owsianego, który stanowi jedyne ich pożywienie i który muszą odejmować od ust swoich i dzieci, ażeby zapłacić
podatki… Murzyni naszych wysp są nieskończenie szczęśliwsi, gdyż za pracę otrzymują żywność i odzież dla siebie i swoich dzieci. Wieśniacy przestali
zawierać małżeństwa, gdyż — jak mówili — nie chcą płodzić nieszczęśliwych. Nie można ich było nawet używać do pracy, gdyż przy każdej mdleli z osłabienia
głodowego."
W latach 1692 — 1694 we Francji zmarło około 2 mln ludzi, czyli około 10% populacji kraju.
Przejawem niewolnictwa polskiego miało być przywiązanie chłopów do ziemi. Chłopi z zasady są przywiązani do ziemi i „odwiązują się" odeń, kiedy nie jest
ona w stanie wyżywić rodziny. To tak jakby powiedzieć, że pracownik jest przywiązany do swego zakładu pracy. Właściciel ziemi, którą użytkował chłop mógł
ją sprzedać „razem z chłopami" — tak samo jak dziś sprzedaje się zakłady pracy razem z pracownikami czy kamienice razem z lokatorami. O ile jednak dziś w
miastach kamienice nierzadko są przejmowane przez „czyścicieli", którzy narzucają najemcom rujnujące warunki, byle się ich pozbyć, o tyle właściciele ziem
mieli interes w tym, by gospodarstwa chłopskie pracowały efektywnie.
Brak możliwości swobodnej zmiany pana (w praktyce takie zmiany oczywiście były) przez chłopa można z kolei zestawić do dzisiejszych „złotych porad" naszego
ex-prezydenta: „Weź kredyt, zmień pracę". Dziś każdy może sobie zmienić pana, tzn. zakład pracy, tyle że w praktyce na prowincji często jest już tylko
jeden „pan" w okolicy, więc alternatywą jest droga przestępcza, nędza lub wychodźstwo brytyjskie.
Chłopi nie chcący pracować na roli uciekali do miast, na Dzikie Pola lub do wojska. Jan Wimmer w „Wojsku polskim w dobie Wojny Północnej" podaje, że od
połowy XVII wieku, a w zwłąszcza za panowania Jana Sobieskiego dochodziło do awansowania chłopów i mieszczan służących w wojsku, nawet do stopni
oficerskich (np. generał Jan Berens był z pochodzenia chłopem): „Stwierdzić należy, że element chłopski i mieszczański stanowi co najmniej połowę stanu
osobowego chorągwi husarskich."
Podaje się często, że życie chłopa należało do jego pana. Oznacza to jedynie tyle że władza była silnie zdecentralizowana i wsie skupione wokół folwarków
były na poły autonomicznymi minipaństewkami, w których można było stosować także karę śmierci, jak do dziś w bardzo wielu państwach. Tyle że panowie nie
tylko nie nadużywali kar najwyższych, to często woleli się uwolnić od obowiązku szafowania karą główną, przekazując tego rodzaju sprawy do sądów grodzkich.
Poza tym w tych minipaństewkach działało klasyczne sądownictwo dwu lub trzyinstancyjne. Na wsiach działały sądy samorządowe, które sądziły wedle prawa
zwyczajowego, z udziałem chłopskich ławników. Odwołanie było do sądu dworskiego, zaś w dobrach królewskich — także do króla.
W tak zdecentralizowanym systemie naturalnie musiało dochodzić do nadużyć, lecz był on tak skonstruowany, że nadużycia nie były opłacalne. Związane to było
raczej z tym, że nawet w racjonalnie ułożonym systemie wśród elity trafiają się osoby niezrównoważone. Kiedy jednak ich zachowania wobec chłopów prezentuje
się jako obraz całości to jest to klasyczny błąd pars pro toto.
O całości natomiast najlepiej świadczył fakt masowych ucieczek chłopów od austriackiej „wolności" do polskiej „niewoli" u schyłku Rzeczypospolitej.
O ile chłopów bez ziemi w Koronie było kilkanaście procent, to w krajach zachodniej Europy zwykle około 60 proc. Kmiecie, czyli samowystarczalni gospodarze
stanowili aż dwie trzecie spośród wszystkich chłopów w Koronie. Nawet w trudnym dla Polski XVIII wieku około
40 proc. kmieci miało własną służbę. Niektórzy chłopi byli nawet
zamożniejsi niż drobna szlachta. Już ćwierć łana wystarczyło zwykle, by kmieć mógł opłacić pana, państwo, Kościół i jeszcze nieco zaoszczędzić — zazwyczaj
mieli jednak więcej pola.
Neokolonialna narracja historyczna podkreśla, że po rozbiorach jakoby poprawiło się położenie chłopów. Nie mówi się natomiast, że była to wolność
polegająca na zdjęciu kajdan razem z butami, połączona z mocnym obciążeniem podatkowym oraz przymusowym wieloletnim wbijaniem w wojskowe kamasze. Chłopi
pod zaborami zmuszani byli do wieloletniego udziału w wojnach, które były im kompletnie obce, gdyż polityką się nie interesowali w stopniu większym aniżeli
na poziomie powiatowym. W armii austriackiej, w czasie wojen napoleońskich służyło około 100 tys. polskich chłopów. Służba początkowo trwała dożywotnio, a
następnie została skrócona do 20 lat.
Jak podaje Jerzy Topolski: „Ogólnie — w stosunku do czasów polskich — położenie chłopów, mimo pewnych uregulowań prawnych, nie poprawiło się, a raczej
pogorszyło ze względu na zwiększenie ucisku podatkowego oraz pobór do wojska." ("Polska w czasach nowożytnych (1501-1795)", Poznań 1999)
Realnie rzecz biorąc była to „wolność", która oznaczała wyraźne pogorszenie sytuacji. Wprawdzie po kilku dekadach była ona już lepsza niż u schyłku
Rzeczypospolitej, lecz także i w jej ramach uległaby ona poprawie, zapewne szybszej. To zabory przyniosły na polską wieś takie zjawiska jak rugi pruskie,
masową emigrację za chlebem do Ameryki czy biedę galicyjską. Ta ostatnia wymownie świadczy o poziomie eksploatacji polskiej prowincji przez Wiedeń -
Galicja to był region z najlepszymi w Polsce a nawet w Europie ziemiami.
Do czasów zaborów chłopi nie musieli masowo opuszczać swoich ziem „za chlebem". Przeciwnie, to ta „niewolna" Sarmacja była celem licznych emigracji i
żywicielką narodów. Jak pisze Neal
Ascherson w The Struggles for Poland, liczba Szkotów, którzy w ciągu dwóch stuleci szczytowej prosperity osiedlili się w koloniach szkockich w dorzeczu
Wisły musiała iść w dziesiątki tysięcy. Nowożytną Rzeczpospolitą opisuje jako bogaty kraj handlarzy zbożem oraz istne Eldorado dla przybyszów z Wysp
Brytyjskich. Następnie przytacza znamienny cytat z zapisków szkockiego podróżnika, Williama Lithgowa (1582-1645):
„Ze względu na pomyślność powinienem [Polskę] nazwać Matką lub Mamką młodych ludzi i młodzieniaszków ze Szkocji, których wielka liczba przybywa tutaj co
roku. (...) Z pewnością możemy Polskę określić także mianem matki dla naszego gminu oraz miejscem, gdzie swój początek biorą fortuny naszych najlepszych
kupców. Jeśli nie wszystkie, to przynajmniej znaczna ich liczba."
Warto skonfrontować podszytą ignorancją niechęć prlowskiej i lewicowej historiografii do „szlacheckiej Polski" z opinią szkockiego podróżnika żyjącego w
tamtych czasach, który pisze o tejże szlacheckiej Polsce jako Matce dla szkockiego ludu! Dawna Polska była inna niż wam opowiadano, dlatego właśnie nasza
historia wymaga zupełnie nowego spojrzenia, wolnego od polonofobicznego kompleksu.
1 2 3 4
« (Published: 14-10-2015 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 9920 |
|