|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
»
Co dalej? [1] Author of this text: Jerzy Neuhoff
„Jeden
ze znanych myślicieli w kraju "nowoczesnym" wg kryteriów autora powiedział:
„Wiek XX sprowadził na świat trzy totalitaryzmy, faszyzm, komunizm i korporacjonizm, dwa już zostały obalone" — wyczytałem w komentarzu. Jak
łatwo sprawdzić, myśl tę wypowiedział Noam Chomsky.
Nie
uważam, aby była to trafna diagnoza. Faszyzm rzeczywiście został obalony, co
bardziej cywilizowane społeczeństwa drogo kosztowało, ale z pewnością nie
został wykorzeniony, na co te społeczności liczyły. Wydarzenia, choćby
ostatnich dni, pokazują, że tę ideologię przejmują nawet ludzie, którzy
nigdy by się nie narodzili, gdyby faszyzm miał we władaniu nasz kraj kilka
lat dłużej.
Wydaje
się, że na te ciągoty nie ma skutecznego lekarstwa, nie pomaga ani kształcenie,
ani doświadczenie historyczne, ponieważ niektórym udaje się dojść do
takich przekonań własną drogą, starannie omijającą jakikolwiek wysiłek
związany z myśleniem i obserwacją rzeczywistości. Jestem gotów pójść o zakład, że za lat sto będzie miał faszyzm swoich zwolenników, tak samo jak
zwolenników będzie miał pogląd, że Ziemia jest płaska a Amerykanie nigdy
nie byli na Księżycu.
Inaczej,
wg mnie, ma się sprawa z komunizmem, czy ogólniej rzecz nazwawszy — ideami
socjalistycznymi, bo te wyrastają właśnie z obserwacji codzienności i codziennego doświadczania różnych życiowych przykrości. Ale tak samo jestem
gotów pójść o zakład, że za sto lat świat daleki będzie od
sprawiedliwego, sądy nadal będą stronnicze, jednym powodzić się będzie
dobrze i to bez jakiegokolwiek z ich strony wysiłku, innym zaś źle mimo pracy
nad poprawą swego bytu. Idee socjalistyczne nie stracą więc pożywki, może
zmienią nazwę.
Proszę
też zauważyć, że komunizm, który robił wszystko, aby obalić kapitalizm, a przynajmniej zachwiać jego podstawami, był systemem 'zaprojektowanym' i powstałym w wyniku pewnej analizy sytuacji ekonomicznej świata. Teoria
znacznie wyprzedziła praktykę.
Trochę
inaczej z tej perspektywy przedstawia się upadek komunizmu. Choć wielu
wieszczyło jego upadek od samego początku, tzn. od 1917 roku, to jednak wielu
odeszło z tego świata patrząc na coraz większe jego postępy. Zapowiedzi te,
często nader trafnie obnażające rzeczywiste słabości tego ustroju, nie miały
jednak tej siły nośnej, co „Kapitał". To, że się w końcu sprawdziły,
po części chyba wyniknęło i z tego, że zwolennicy komunizmu nie czytali
zbyt wiele i nie reagowali na krytyki. Czasem postępowali jeszcze gorzej, bo
krytyka utwierdzała ich w konieczności kontynuowaniu dotychczasowego postępowania,
postawa znowu nie tak odosobniona.
Wielu
też upadek komunizmu zaczynało odkładać do bliżej nieokreślonej przyszłości, a jego upadek, i to względnie bezbolesny, co trzeba uznać za ewenement w światowej
historii, zaskoczył wszystkich. Być może analitycy Pentagonu, a nie wykluczałbym,
że i Kremla, wiedzieli coś więcej na ten temat, ale to jest temat na zupełnie
inną dyskusję. Tutaj teoria została daleko w tyle za praktyką.
Ktoś
może mi zarzucić, że potraktowałem komunizm zbyt łagodnie, no cóż, trochę
homo sovieticusa jednak we mnie tkwi.
Ponieważ
N. Chomsky jest Amerykaninem, a słowo 'nowoczesny' zostało ujęte w cudzysłów,
wnioskuję, że życzliwy w gruncie rzeczy komentator ma wątpliwości, czy
Stany Zjednoczone są krajem nowoczesnym. Jest to rzeczywiście problem.
Nikt
chyba nie zakwestionuje faktu, że praktycznie w każdej sferze, zwłaszcza
naukowej, technicznej czy kulturalnej, ten kraj jest wzorem, jeszcze dla wielu
państw, nawet europejskich, niedościgłym, którego osiągnięcia, praktycznie w każdej dziedzinie, są przejmowane, często bezkrytycznie. Niektórzy mówią
wręcz o narzucaniu amerykańskiego stylu życia, ale, nikt też nie powie, aby w Europie i gdzie indziej, dokąd Amerykanie w wyniku nie zawsze własnej
inicjatywy dotarli, cokolwiek komukolwiek narzucali siłą. Ich styl życia, z wszystkim, co się pod tym określeniem kryje, tzn. samochodami, gumą do żucia,
Coca Colą, fastfoodami, boogie-woogie i co tam jeszcze można wymienić, jest
jednak przedmiotem podziwu ogółu, krytyki także, nawet nienawiści, ale
wchodzi do codziennego użytku. Jest to, tak mi się wydaje, styl nader
atrakcyjny, swobodny i praktyczny.
Od
pewnego czasu Amerykanie nabrali zwyczaju wystawiania innym krajom różnych
cenzurek, a to z przestrzegania standardów demokratycznych czy praw człowieka, a to z wiarygodności ekonomicznej czy jeszcze z innych przedmiotów. Zwyczaj
ten jest nieco irytujący, bo bez trudu dałoby się wskazać poważne,
codzienne uchybienia w wielu dziedzinach życia zarówno amerykańskiemu społeczeństwu
jak i kolejnym amerykańskim rządom. Jeszcze nie tak dawno czarne dzieci chodziły
do szkół pod ochroną Gwardii Narodowej, a wyjaśnienia zabójstw J. F.
Kennedy’ego oraz jego brata czy Martina Luthera Kinga nie wszystkim trafiły
do przekonania. O bezceremonialnym usuwaniu co krnąbrniejszych rządów lub
polityków, sadzaniu na krzesło elektryczne bez gwarancji, że właśnie o tego
rzezimieszka chodzi i innych, tego rodzaju historiach lepiej nie wspominać.
Te
wszystkie rankingi stworzono jednak nie w celu musztrowania reszty świata, choć
do tego celu też służą, lecz z twardej potrzeby. Największa gospodarka świata
nie powstała bez bólów, trapią ją też rozliczne problemy, od nieuczciwych
kasjerów w bankach poczynając, partaczy przy taśmach produkcyjnych, naciągaczy
świadczeń socjalnych na niedouczonych senatorach i bigoteryjnych prezydentach
kończąc. Ale prezesi banków i szefowie różnych firm, a tych o światowym
znaczeniu jest tam sporo, jeśli chcą gdzieś ulokować pieniądze, starają się
robić to zazwyczaj bardzo rozważnie, muszą przecież wiedzieć, ile mogą
stracić. Z tej prostej przyczyny starają się dowiedzieć o swoim
kontrahencie, czasem jest to tylko firma, a czasem rząd jakiegoś państwa,
wszystko, co się da, z upodobaniami kulinarnymi i innymi włącznie. A stąd już
droga niedaleka do ocen bardziej ogólnych. Że ma to sens, świadczy kilka
wpadek naszych decydentów, choćby z jakimś lotniskiem pod Białą Podlaską
czy katarskim inwestorem stoczniowym.
Kiedyś, a było to w latach 70. minionego stulecia, zdarzyło mi się uczestniczyć w rozmowach z menadżerami amerykańskimi, których chcieliśmy zachęcić do
zbudowania nowoczesnej, (a czy mogła być inna?) fabryki. Wstępne uprzejmości
nie trwały zbyt długo, lecz po kilkunastu minutach bardziej merytorycznej
rozmowy zaczęła mi świtać myśl, że nasza znajomość angloamerykańskiego,
to stanowczo za mało, aby się dogadać. Zauważyłem mianowicie, a byłem
bardziej obserwatorem niż uczestnikiem rozmowy, że nasi rozmówcy zaczęli coś
gorączkowo między sobą konsultować. Oni także zauważyli, że rozmawiają
ludzie z dwu różnych światów, choć mniej więcej w tym samym języku.
Skorzystałem z chwili zamieszania i udało mi się wtrącić pewną kwestię, która, ku
mojemu zaskoczeniu, tak Amerykanów zainteresowała, że ich szef uznał za
stosowne, wskazując uprzejmie na moją osobę, jako inicjatora, szerzej wyjaśnić
amerykański sposób działania i podejście do rozwiązywania problemów. Po
tym uzupełniającym, filozoficznym wykładzie, niektórym moim szefom rozjaśniło
się nieco w głowach, a ja nabrałem przekonania, że Stany Zjednoczone są
krajem nowoczesnym i niełatwo będzie socjalizmowi wygrać walkę z obrzydliwym
kapitalizmem. Naukę z tamtego spotkania zapamiętałem na tyle, że kiedy tylko
Unia Europejska ogłosiła swoją słynną strategię, której celem miało być
zepchnięcie Stanów do drugiej ligi gospodarczej, mogłem się odnieść do
tego zamiaru z należytym dystansem, co objawiło się całkowitą niewiarą w sukces. Uważam, że drugich Stanów nie da się zbudować, nawet przyjmując
wszystkie amerykańskie rozwiązania, po prostu, jest to inny naród.
To,
co nam uprzejmie wyjaśnił Amerykanin, a szło mu to dość łatwo, ponieważ
miał polskie korzenie, było zdumiewająco logiczne i równie zdumiewająco
inne, a ponieważ nie tylko ford Falcon czy Mustang górowały nad Syrenką 105
czy Maluchem, również produkt, którym byliśmy zainteresowani wyprzedzał
nasz o dwie generacje, był więc nowocześniejszym, uznałem ich podejście za
nowocześniejsze. Po prostu do dziś nie znajduję innego, lepszego określenia i trwam w przekonaniu, że Amerykanie są jednak narodem nowoczesnym, a tym
samym żyją w kraju nowoczesnym.
W
zdaniu Chomsky’ego zawarta jest nadzieja upadku korporacjonizmu, być może
nawet poważnie uzasadniona. Jeżeli tak się stanie, wtedy przed tymi, którzy
tego szczęśliwego (?) momentu dożyją stanie pytanie, — co dalej? Można sądzić,
że byłoby źle, gdyby wszyscy zostali zaskoczeni takim obrotem sprawy, bo kto
wie, kto zacząłby wtedy rządzić, i choć chętnych nie brakuje, ci, co
deklarują takie pragnienie i ochotę, prawdopodobnie są gorsi od wszystkiego,
co już było.
Niestety,
nie wiem, czy przywoływany tutaj myśliciel przedstawił jakąś swoją wizję
przyszłości. Jak dotąd, to podwaliny nowych ustrojów pojawiały się w trakcie egzystencji, czasem zupełnie niezłej, poprzednich. Jedynie socjalizm
wszedł na arenę dziejową w sposób nagły, ale Rewolucja Październikowa
zapewne nigdy nie doszłaby do skutku, gdyby Rosja carska, chociaż trochę się
unowocześniła i uwzględniła nauki płynące z rewolucji 1905 roku. No, ale
co tu płakać nad rozlanym mlekiem?
Czy
wewnątrz kapitalizmu widać jakieś oznaki powstawania podstaw nowego ustroju,
który zastąpić miałby kapitalizm? Chodzi mi o ustrój ekonomiczny, a nie
polityczny porządek świata. Globalizm nie wydaje mi się nowym ustrojem, bo
jednak za kryterium rozróżniającym ustroje przyjmuję nie to, co się robi, lecz to, jak
się robi, z pomocą, jakich środków pracy.
Nawet
zredukowanie pracy fizycznej do jakiegoś niewyobrażalnego minimum i zastąpienie
jej robotami, nawet mechatronicznymi nanorobotami, nie będzie oznaczać
likwidacji kapitalizmu. Nie da się czegokolwiek wyprodukować nie mając dostępu
do surowców, nawet, jeśli recykling sięgnie 100%, do ziemi, bo gdzieś trzeba
fabrykę umieścić i zbudować drogę, port lub lotnisko. A nawet w epoce robotów
nie ustaną kombinować wynalazcy, którzy zechcą zaskoczyć nas czymś zupełnie
nowym. Wszystko to jest twardo związane z prawem własności, którego nikt się
nie wyrzeknie, a które jest podstawą kapitalizmu.
Wraz z wyeliminowaniem ludzi z produkcji, pojawią się nowe stosunki produkcji i nowe stosunki społeczne. Może ziści się wizja Argolandu, przynajmniej w sensie technicznym, ale podejście do własności, choć nie jest ona tak dosłowna
jak w XIX czy na początku XX wieku, się nie zmieni.
Poszukując
odpowiedzi na pytanie, — co po kapitalizmie? — natknąłem się na program
ruchu PROUT, czyli zwolenników Teorii Postępowego Użytkowania. Choć jego twórca,
P. R. Sarkar, dożył momentu upadku komunizmu, przynajmniej jego europejskiej
wersji, którą bezlitośnie krytykuje, to jego propozycja przyszłości jest,
moim zdaniem, jeszcze bardziej utopijna. Pomijam wątpliwości, co do niektórych
diagnoz bolączek kapitalizmu i komunizmu, zapewne założyciel tego ruchu miałby
sporo argumentów na swoją korzyść, ale całość jest napisana raczej dla
aniołów lub ludzi nie z tego świata. Propagatorom tego ruchu proponowałbym,
aby zaczęli eksperymentować w Indiach, duchowej ojczyźnie Sarkara. Już
pierwsza z pięciu podstawowych zasadach, która brzmi: „Żadnej
osobie nie powinno się pozwalać na gromadzenie fizycznego majątku bez wyraźnego
przyzwolenia lub zgody kolektywu.", brzmi groźnie, bo komunizm, przynajmniej w teorii, zapowiadał: każdemu wg zasług.
1 2 Dalej..
« (Published: 07-09-2011 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2202 |
|