The RationalistSkip to content


We have registered
204.458.414 visits
There are 7364 articles   written by 1065 authors. They could occupy 29017 A4 pages

Search in sites:

Advanced search..

The latest sites..
Digests archive....

 How do you like that?
This rocks!
Well done
I don't mind
This sucks
  

Casted 2992 votes.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
 The Bible » »

Rodowody Syna Dawidowego [1]
Author of this text:

1. Wprowadzenie

Krytyczna analiza rodowodów Jezusa zawartych w ewangeliach, wykonywana po to tylko by wykazać niespójności w katolickim nauczaniu, straciła poniekąd na znaczeniu. Katolicy przyznali się dość pokrętnie do rozbieżności występujących w tychże rodowodach.

W encyklopedii biblijnej z prymasowskiej serii wydawnictwa „Vocatio" po raz pierwszy mamy do czynienia z bardziej sensownym spojrzeniem na kwestię budowy rodowodów. Po raz pierwszy oficjalnie przyznano się do pomyłki Mateusza, który pisząc o 42 pokoleniach wymienia tylko 41 osób, nadmieniono o nieścisłościach u Łukasza, który wtrąca dodatkowe postaci do kanonu starotestamentowego i o rozbieżnościach w liczbie pokoleń pomiędzy Dawidem a Jezusem. Najmniejszym słowem nie wspomniano o absurdalnej tezie (lansowanej przez całe stulecia), iż rodowód w wersji Łukasza dotyczy w istocie Marii, a nie Józefa (takie zapewnienia zawiera np. B. Tysiąclecia). Próby podejmowane w celu ujednolicenia i wyjaśnienia rozbieżności, ot tak, uznano naraz za mało istotne, bo chociaż w rodowodach „zawarto pewne fakty historyczne, to należy spojrzeć na nie przez pryzmat celu ewangelistów, którzy postawili sobie za zadanie ukazać spełnienie się obietnicy mesjańskiej w osobie Jezusa" (cytat z pamięci). Tłumacząc to na bardziej zrozumiały język — chociaż w rodowodach zawarto kilka faktów historycznych (zapewne chodzi tu o wymienienie królów judzkich), to cała reszta jest w istocie literacką fikcją skomponowaną w celu wykazania, iż Jezus był Chrystusem, czyli w celach propagandowych i teologicznych, niewiele mających wspólnego z rzeczywistością historyczną. Inaczej mówiąc - rodowody Jezusa są jego rodowodami jedynie alegorycznymi czy też duchowymi, a nie realnymi, nie należy ich odczytywać dosłownie. Skąd my znamy takie podejście?… Najpierw czegoś się broni przez dwa tysiąclecia, a kiedy teza upada pod ciosami racjonalnej krytyki, wtedy zmienia się w go obraz alegoryczny, jedynie na poły realny. Katolicyzm powoli zmienia się w autoparodię.

Zgodnie z powyższą modą na alegoryzacje wszelkie rozbieżności zbywa się obecnie w schematyczny sposób. Nieważne ile kobiet przyszło odwiedzić grób, ile aniołów było w środku i o jakiej porze. Ważne, że kobiety znalazły grób pustym, co świadczy o zmartwychwstaniu, lub o czymkolwiek innym. Nieważne, kiedy Jezus umarł, czy było to w dzień paschy czy w przeddzień. Ważne, że był prawdziwym synem bożym, który oddał swe życie za nasze grzechy itd., w podobnym stylu.

Takie twierdzenia nie mają merytorycznie zbyt wielkiej wartości, służąc jedynie zamazywaniu ewidentnych przeinaczeń i wypieraniu się błędów niezbyt natchnionych. Duch Święty zniknął z katolickich opracowań, przynajmniej tych najnowszych, a wystarczy jeszcze poczytać przypisy ewangeliczne z roku 1957 i porównać je z obecnymi. Za niedługo pewnie usłyszymy, że choć w ewangeliach zawarto tylko kilka faktów historycznych (typu: Poncjusz Piłat w istocie istniał) to nie należy się tym przejmować, bo ewangeliści działali w dobrej wierze — chcieli uwydatnić mesjański charakter Jezusa, którego najwyraźniej mu brakowało. Gdyby Mesjasz nie nadszedł — należałoby go wymyślić.

Na marginesie, w ewangeliach możemy mieć do czynienia z dwoma procesami. Udowadnianiem, że Chrystus był Jezusem (uczłowieczanie postaci mitologicznej, dodawanie do partii mesjańskich fragmentów bardziej emocjonalnych, rabinackich, cudów uzdrowień, dialogów itd., dopisywanie historii do teologii) lub, że Jezus był Chrystusem, choć w istocie nim nie był (ubóstwianie jakiegoś zwykłego nazorejczyka, przekłamywanie historii), tudzież łączenie tych dwóch motywów, różnych historii tworzonych przez różnych autorów w różnych celach i w odmiennych okresach.

Analiza krytyczna rodowodów dla li tylko podważania kościelnej dogmatyki nie ma większego sensu. Można wyobrazić sobie sytuację, w której wszystkie ewangelie zostały całkowicie zharmonizowane i nie ma w nich żadnych różnic i czy taka sytuacja przemawiałaby w jakiś sposób na ich korzyść? Nie sądzę. Istotniejsza jest refleksja nad samymi podstawami: wiarą w zaświaty, dusze, niebo i boga, itd.

Dla porównania, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że ziemia jest kulą, wtedy spory o to, czy jest płaska na sposób kwadratowy, czy okrągły tracą dla niego sens. Może wykazywać zwolennikom teorii płaskiej ziemi rozbieżności w ich poglądach, ale same te rozbieżności nie mają znaczenia przesądzającego i imperatywnego. Bo kiedy już zaczynają się gubić we własnych wyjaśnieniach to zawsze powiedzą: Nie ważne czy jest płaska na sposób kwadratowy czy okrągły, ważne, że jest płaska! Dysonanse w sferze dogmatu są ważne, ale nie najważniejsze. Sprawą priorytetową jest wykazanie absurdalności samego dogmatu, poprzez podważanie boskiej inspiracji i nieomylności.

Alegoryzacja treści i kładzenie nacisku na motywy literackie ewangelistów występuje w literaturze niszowej, nie mającej żadnego przełożenia na praktykę dnia codziennego i nauki głoszone z ambon pasterzy ludu prostego, który na chwil kilka zamyka swój umysł i rozsądek by zjednoczyć się ze wspólnotą lub nad nią wywyższyć. Przykładem może być ogólna wiara w ogród edeński i ciągłe powoływanie się na jakże realnego mówiącego węża i upadłą kobietę (ulubiony temat męskich kaznodziei: że Adam też dał się skusić to już nie jego wina, lecz oczywiście kobiety. W sumie wąż też był niewinny. Typowo katolickie zafiksowanie na punkcie waginy.)

Dla zilustrowania powyższego typu myślenia niech posłużą listy nadsyłane przez pewnego dominikanina, w wyjątkowo inteligentny sposób krytykującego teksty dotyczące rodowodów już opublikowane na łamach Racjonalisty: — Nie macie racji. — A w czym dokładnie nie mamy racji? — Nie macie racji, bo nie macie racji. — A co ma pan na myśli dokładnie, które zdania? — My już na pierwszym roku poznajemy prawdę, że wy nie macie racji, itd. Zobacz ową „polemikę"...

Tak więc krytykę rodowodów kierować można jedynie w stronę tych, którzy mitologizują ich treść, którzy trzymają się cokolwiek nieświeżych poglądów i teorii na ich temat.

Analiza rodowodów ma wreszcie największe znaczenie w aspekcie problemu synoptycznego, analizy literackiej, rozpoznania wzajemnych wpływów i powiązań. W jakim stopniu rodowody są koherentne z całością ewangelii, czy są niezależne, czy też jeden stanowi przetworzenie drugiego, w jakim stopniu przekształcają określone treści i na jakich schematach są oparte? Na te pytania poszukamy za chwilę odpowiedzi.

Problematyka rodowodów była już na łamach Racjonalisty omawiana (zob. str. 205, 282), jednakże pewne kwestie nie zostały poruszone lub były jedynie wzmiankowane. Z krytycznych pozycji książkowych najszerzej na temat rodowodów rozpisywała się Uta Ranke [Nie i Amen, str.73-88] koncentrując się na problemach adopcji i królów judzkich, wzmianki znaleźć można również u Deschnera [I znowu zapiał kur, str.56-57] i Fricke’a [Ukrzyżowany w majestacie prawa, str.56].

2. Jakość przekładu

Analiza rodowodów ma sens jedynie, gdy korzystamy z wiernego przekładu, czego nie można powiedzieć o tłumaczeniach katolickich czy protestanckich, coraz bardziej zbliżających się do siebie a jednocześnie — coraz bardziej oddalających się od rzeczywistych treści.

Przy lekturze tegoż artykułu konieczne będzie skorzystanie z mojego przekładu ewangelii, najlepiej w układzie synoptycznym, gdzie w drugiej tablicy umieszczona została wstępna analiza układu imion.

Jakich błędów dopuszczają się chrześcijańscy tłumacze?

W przypadku ewangelii Mateusza wymienić można trzy korekty:

1. W pierwszym wersie (Mt 1.1) zwrot „Księga rodowodu" [biblos genesews] tłumaczy się na „Rodowód …", zapewne z tego powodu, że trudno krótki fragment tekstu określić jako całą księgę, lecz tak właśnie uczyniono. Zarówno Marek jak i Łukasz posiadają wprowadzenia do swych ewangelii — ew. Mateusza rozpoczyna się wprowadzeniem do rodowodów, który nazwany zostaje księgą. Świadczyć to może o tym, że cały fragment genealogiczny funkcjonował jako osobny tekst i dopiero później został dołączony do ew. Mateusza. Fragment listu do Tymoteusza, pochodzącego z II wieku, dowodzić może, że w czasach powstawania i kreacji treści ewangelicznej rodowody syna dawidowego funkcjonowały, być może, jako teksty osobne lub jako odrębny przedmiot dociekań chrześcijan:

(1.3) Jak prosiłem cię, byś pozostał Efezie, kiedy wybierałem się do Macedonii, [tak proszę teraz] abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki,

(1.4) a także zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą. (1Tm 1.3-4, BT)

1.4. I nie bawili się baśniami i wywodami nieskończonemi rodzaju, które więcej sporów przynoszą, niż zbudowania Bożego, które w wierze zależy. (BG)

1.4. I nie zajmowali się baśniami i nie kończącymi się rodowodami, które przeważnie wywołują spory, a nie służą dziełu zbawienia Bożego, które jest z wiary. (BW)

Jeśli początek ew. Mateusza rozpatruje kwestie genealogiczne, do dalszy ciąg bożonarodzeniowy (protoewangeliczny) bez wątpienia nazwać można baśniowym.

Warto również zwrócić uwagę na odmienność w tłumaczeniu tego samego wersetu w różnych wydaniach. To, co dla jednego tłumacza oznacza spory, dla drugiego już tylko dociekania.

Spójrzmy teraz na tekst grecki:

1:4 mhde prosecein muqois kai genealogiais aperantois aitines ekzhthseis parecousin mallon h oikonomian qeou thn en pistei

= aby przestali zajmować się bez końca mitami i rodowodami, prowadzącymi [jedynie] do szukania kłopotów (albo: kłopotliwych poszukiwań) aniżeli [ku] boskiej ekonomii (boskiemu włodarstwu, zarządowi, gospodarowaniu, tzn. dziełu bożemu) poprzez wiarę.

(Termin „ekonomii Boga" występuje jeszcze jedynie w Kol 1.25, a więc znamionuje stylistykę tzw. pseudopawłowych listów gnostycznych.)

Jak widać nawet w dzisiejszych czasach kwestie rodowodów prowadza jedynie do sporów wśród chrześcijan i miałkich prób ujednolicenia dwóch odmiennych linii rodowych. Tam, gdzie ktoś czuje zagrożenie zaczyna wymyślać najprzeróżniejsze hipotezy, nie bacząc na brak ich sensowności. Dominikanin („domini canes" — „psy pana") musi więc ograniczać się do pustych zarzutów i epitetów (nieprzyjacielskie warczenie), nie mogąc wykreować rozwiązania dla sprzeczności oczywistej, tudzież bojąc się tego, że w istocie jest jedynie „psem bez-pańskim", uczepionym pustego mitu i jałowej baśni.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Święta rodzina
Rozmówki racjonalno-klerykalne

 See comments (7)..   


«    (Published: 17-02-2003 Last change: 16-08-2006)

 Send text to e-mail address..   
Print-out version..    PDF    MS Word

Krzysztof Sykta
Zajmuje się głównie biblistyką i religioznawstwem. Prowadzi stronę synopsa.pl. Skończył ekonomię, jest dyrektorem w izbie gospodarczej i redaktorem w Magazynie Przedsiębiorczości i Integracji Lokalnej IMPULS. Był redaktorem naczelnym ezinu Playback.pl
 Private site

 Number of texts in service: 102  Show other texts of this author
 Newest author's article: Niezmienność Pisma
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.
page 2279 
   Want more? Sign up for free!
[ Cooperation ] [ Advertise ] [ Map of the site ] [ F.A.Q. ] [ Store ] [ Sign up ] [ Contact ]
The Rationalist © Copyright 2000-2018 (English section of Polish Racjonalista.pl)
The Polish Association of Rationalists (PSR)