|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« People, quotes Rozmowa z prof. Barbarą Stanosz [1] Author of this text: Mariusz Agnosiewicz
Prof. Barbara Stanosz — filozof, logik, publicystka; emerytowany profesor
Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka popularnych książek i podręczników do
logiki oraz prac z dziedziny logicznej teorii języka. Współzałożycielka i redaktor naczelny czasopisma Bez Dogmatu. Tłumaczka literatury
filozoficznej. (Część
I)
Mariusz Agnosiewicz: Pani Profesor, dowiedziałem się
niedawno od pewnego fizyka, który doznał iluminacji boskiej i wyrzekł się
ateizmu, iż przekonania ateistów są na ogół nielogiczne, jeśli idzie o ich
wypowiedzi odnośnie teizmu. Zarazem zauważam, iż twierdzenia teologiczne
nierzadko ozdabia się logiką ("Papież widzi różaniec w logice Wcielenia", itp.).
Ów uczony stwierdził ponadto: "Ponieważ
ani teista ani ateista nie jest w stanie podać poprawnego dowodu słuszności
swojego światopoglądu, obaj opierają się na wierze (przeciwstawionej
wiedzy). Ponieważ zaś światopogląd teisty zawiera Boga, teista 'wierzy w świat z Bogiem'. Ponieważ światopogląd ateisty nie zawiera Boga, ateista
'wierzy w świat bez Boga'. Jeśli przyjmujemy zasady logiki i wnioski naukowe, to ateizm i teizm są epistemologicznie równoważne. Podaj mi
jeden całkowicie obiektywny (bez subiektywnych podpórek) i całkowicie
poprawny (bez błędów logicznych) argument za ateizmem, a zostanę ateistą."
Jako osoba tak kompetentna w sprawach poprawności logicznej wypowiedzi,
wierzę, iż odniesie się Pani do zasadności logicznej ateizmu oraz teizmu.
Barbara Stanosz: Pogląd Pańskiego znajomego jest świadectwem
niedoboru wiedzy logicznej, którym grzeszą czasem nawet przedstawiciele nauki
tak zmatematyzowanej, jak fizyka. Powinien on wiedzieć, że nie jest logicznie
możliwe podanie dowodu twierdzenia, które zaprzecza istnieniu czegokolwiek,
tj. zdania o strukturze "Nie istnieje x takie, że ...", jeśli opis
następujący po „że" nie zawiera sprzeczności logicznej. Można dowieść,
na przykład, nieistnienia osoby, która lubi wszystkich i tylko tych, którzy
sami siebie nie lubią, bo jest to charakterystyka logicznie sprzeczna (łatwo
zauważyć, że na pytanie, czy osoba ta lubi siebie, musielibyśmy odpowiedzieć:
lubi ona siebie wtedy i tylko wtedy, gdy siebie nie lubi). Nie można natomiast
dowieść nie tylko nieistnienia jakiegokolwiek osobowego boga, ale także duchów,
wilkołaków, czarownic, krasnoludków itp., jeżeli w ich opisach nie ma wyraźnej
sprzeczności. A na ogół nawet nie warto jej tam szukać m.in. dlatego, że
opisy takich domniemanych bytów są nader niejasne i nie zawierają odpowiedzi
na wiele istotnych pytań, dotyczących właściwości owych bytów. Mglistość
tych koncepcji zabezpiecza je zarówno przed sprzecznością wewnętrzną, jak i przed podważeniem (ale także przed potwierdzeniem) ich w taki sposób, w jaki
podważamy lub potwierdzamy rozmaite hipotezy w życiu codziennym i w nauce -
mianowicie przez opieranie na nich pewnych przewidywań i obserwowanie, czy się
sprawdzą. Z drugiej strony, stwierdzenie, że istnienie owych tajemniczych bytów
jest zupełnie nieprawdopodobne w świetle całej naszej wiedzy o świecie -
tak mniej więcej, jak istnienie perpetuum mobile — spotyka się z repliką, iż
są to byty nadprzyrodzone,więc
ludzka wiedza o świecie nie może ich dotyczyć. W ten sposób nasze władze
poznawcze — rozum i doświadczenie — zostają odsunięte od kontroli nad
doktrynami głoszonymi przez ludzi, którym zależy na wpojeniu innym wiary w istnienie bytów wyposażonych w rozmaite niezwykłe moce. A dlaczego są tacy,
którym na tym zależy, to już zupełnie odrębna kwestia.
Gruntownie wykształcony człowiek wie, że w przypadku twierdzenia
egzystencjalnego ciężar dowodu spoczywa na tym, kto je głosi, a nie na tym,
kto je odrzuca. Ponieważ nie ma nie tylko dowodu istnienia jakiegokolwiek boga,
ale nawet szans, by taki dowód został kiedykolwiek podany (z powodu
chronicznej niejasności wszelkich koncepcji boga oraz programowego ignorowania w nich ludzkich władz poznawczych), człowiek ma prawo umieścić bogów, własną
nieśmiertelną duszę i duchy swoich przodków razem z wilkołakami,
krasnoludkami itd. w miejscu dla nich najbardziej naturalnym: w świecie tworów
wyobraźni literackiej. Ateista to ktoś, kto korzysta z tego prawa.
MA: Nie jest to zbyt popularne ujęcie ateizmu, na ogół
bowiem sądzi się, iż to ateizm powinien dostarczyć dowodu na nieistnienie
boga, a jeśli nie jest w stanie temu podołać z niezawodną pewnością,
winien pokornie zawiesić sąd w agnostycznej niepewności. Jak zatem należy
ocenić postawę agnostyczną odnośnie twierdzeń metafizyczno-teologicznych?
BS: Ma Pan rację: twierdzenie, że ateista i teista są w tej samej sytuacji, skoro żaden z nich nie potrafi dowieść swojej tezy, dość
często bywa wypowiadane. Pomijając przypadki, w których wygłasza się je w złej
wierze, licząc na ignorancję słuchaczy, fakt, iż wielu ludzi wyraża takie
przekonanie, można wytłumaczyć jedynie lukami w ich wiedzy. Trudno się temu
dziwić w kraju, w którym ze szkoły średniej nikt nie wynosi znajomości
elementarnej logiki ani podstaw teorii wiedzy, a i w szkołach wyższych
dyscypliny te są albo nieobecne, albo traktowane bardzo marginesowo, wręcz
„po macoszemu". Wyobrażam sobie, że praktykowany u nas model edukacji -
przeładowanej wiadomościami szczegółowymi, a pozbawionej wszelkich wskazówek
co do tego, jak odróżniać twierdzenia zasadne od bezpodstawnych — wymyśliłyby dla ludzi demony, gdyby istniały i pragnęły władać
naszymi umysłami.
Agnostycyzm w kwestiach religii deklarują na ogół ateiści, którzy
nie chcą być traktowani przez teistów z nieprzejednaną wrogością.
Przedstawiając się jako agnostycy są wprawdzie bardziej narażeni na natrętną
perswazję i agitację, ale nie grozi im ostracyzm i rozmaite jego przykre
konsekwencje życiowe, w tym przeszkody w karierze zawodowej, które w społeczeństwach
takich jak nasze często spotykają otwartych ateistów.
Można założyć, że ktoś, kto uznałby tezę teizmu za kompletnie
nieinteresującą i postanowił nie poświęcić jej ani chwili namysłu,
indagowany w tej sprawie szczerze powiedziałby „Nie wiem". Ale znaczyłoby
to tyle, co „Dajcie mi spokój, mnie to nie obchodzi". Normalne „Nie
wiem" znaczy zaś „Brak mi pewnych danych, aby to rozstrzygnąć". Pytani o istnienie życia na innej niż Ziemia planecie naszego układu słonecznego,
odpowiadamy „Nie wiem", będąc świadomi rodzaju wiedzy, której brak nie
pozwala nam odpowiedzieć na to pytanie twierdząco lub przecząco. Wprawdzie większość z nas musiałaby najpierw przestudiować grube podręczniki i nabyć umiejętności
przeprowadzania stosownych obserwacji i eksperymentów, zanim byłaby w stanie — gdy ludzkość osiągnie już odpowiednie możliwości techniczne — osobiście
przekonać się, czy na którejś z pozostałych planet istnieje życie; jednakże w zasadzie każdy z nas umiałby w odpowiednich warunkach rozstrzygnąć tę
kwestię. Na tym właśnie polega nasze rozumienie tego pytania. Analogicznie
jest w przypadku innych zrozumiałych pytań. A czy ktoś wie, w jaki sposób można
by się przekonać, że w świecie nie ma żadnego boga? Jaki rodzaj urządzeń
technicznych i jakie wyniki obserwacji lub eksperymentów pozwoliłyby
definitywnie stwierdzić nieistnienie bytów tego rodzaju? Otóż takie
techniki, obserwacje czy eksperymenty są z założenia niemożliwe. Teza teizmu
jest — mówiąc w języku filozofii — zasadniczo
niefalsyfikowalna, a tym samym pozbawiona wszelkiego sensu empirycznego. W poważnej pracy poznawczej tez czy hipotez zasadniczo niefalsyfikowalnych nie
bierze się w ogóle pod uwagę, uznając je za bezsensowne. Kiedy więc ktoś
pyta o istnienie boga mając na myśli świat realny, nie zaś rzeczywistość literacką wykreowaną w piśmiennictwie
religijnym, to jedyną racjonalną odpowiedzią jest „Nie rozumiem pytania",
nie zaś „Nie wiem".
MA: Podkreśla Pani znaczenie nauczania metodologii nauki,
co sprzyjać ma rozwojowi rygorystycznego i sceptycznego myślenia. Z pewnością
nasz model nauczania szkolnego jest chory pod tym względem. Myślenie naukowe
nie znajduje wsparcia w edukacji szkolnej, system kształcenia nie pobudza do
zainteresowania nauką, nie wzmaga libido sciendi. Znany psycholog i psychiatra
K. Dąbrowski w książce Dwie diagnozy argumentuje, iż dzieła
literatury pięknej nierzadko niosą lepszą wiedzę o psychice człowieka niż
dysertacje naukowe psychologów. Pomijając już to, że młodzieży coraz
trudniej przychodzi czytać wielkie dzieła literackie (substytutem są najczęściej
tzw. bryki), jednak czy jest to w stanie zastąpić bardziej spójną i systematyczną wiedzę teoretyczną o podstawach psychologii? Czy katecheza może
zastąpić wprowadzenie do filozofii?
BS: Mówiąc poprzednio o teorii wiedzy miałam na myśli
przede wszystkim metodologię nauki. Jest to dyscyplina intensywnie rozwijana w minionym stuleciu i już w pełni dojrzała, choć — jak w każdej nauce -
niektóre jej problemy są nadal badane i dyskutowane. Najbardziej zaawansowana
jest metodologia tzw. nauk ścisłych, ale i dla humanistyki podano szereg ważnych
analiz metodologicznych. Wydaje mi się oczywiste, że znajomość podstaw
metodologii nauki jest warunkiem koniecznym właściwego rozumienia świata i mechanizmów stopniowego poznawania go przez człowieka. Jest też niezłą
szczepionką przeciwko infekcjom irracjonalizmu w rozmaitej postaci — od
astrologii i różdżkarstwa, poprzez bioenergoterapię i inne formy
pseudomedycyny, aż po koncepcje typowo religijne. W roli odtrutki na wcześniejsze
zainfekowanie umysłu przez irracjonalizm metodologia nauki sprawdza się nieco
gorzej: ktoś, komu wszczepiono bałamutne przekonania w okresie, gdy był
intelektualnie bezbronny — zwłaszcza w dzieciństwie — niełatwo się ich
pozbywa nawet wtedy, gdy pozna dobrze wypróbowane, naukowe zasady dochodzenia
do wiarogodnych twierdzeń o świecie.
O psychologii jako dyscyplinie naukowej nie mam zbyt wysokiego mniemania;
nie dorobiła się ona dotąd ani porządnego języka ani metod badawczych, po
których można by się spodziewać wiedzy znacząco głębszej niż ta, jakiej
dostarcza zwykłe doświadczenie życiowe. Tym niemniej w programach szkolnych
powinny się znaleźć rudymentarne wiadomości z dziedziny psychologii,
przygotowujące młodego człowieka do współżycia z innymi ludźmi i radzenia
sobie z samym sobą. Nie podzielam natomiast przekonania o wartości poznawczej
literackiego obrazu człowieka: nawet najlepsze dzieła literackie fałszują
ten obraz, a co najmniej „stylizują" go, podporządkowując jakiemuś
zamierzeniu autora — artystycznemu, moralizatorskiemu czy ogólniej -
ideologicznemu. A kryteria doboru szkolnych lektur obowiązujących zawsze były i są nadal głównie ideologiczne; zmienia się tylko ideologia.
Pytanie, czy katecheza może zastąpić wprowadzenie do filozofii, brzmi
jak żart. Katecheza służy indoktrynacji religijnej, podczas gdy filozofia ma z założenia rozwijać umiejętność samodzielnego, krytycznego myślenia,
ukazując wielość możliwych odpowiedzi na pewne trapiące ludzi od wieków
pytania, a także wielość różnych, konkurencyjnych wersji tych pytań. Nie
każdy rodzaj filozofii spełnia to założenie, ale nawet całkiem kiepska
filozofia nie może wyrządzić młodemu umysłowi tak wielkich szkód, jak
umiejętna indoktrynacja religijna, paraliżująca wszelki krytycyzm za pomocą
przymusu zawierzenia samozwańczym „nieomylnym autorytetom".
1 2 Dalej..
« People, quotes (Published: 16-06-2003 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2503 |
|