|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
Cała prawda o >leczeniu< homoseksualizmu [2] Author of this text: Tomasz Górski
Stwierdzenie, że życie geja jest słodsze i łatwiejsze niż życie
heteroseksualisty jest trochę przesadne: ksiądz straszy piekłem, sąsiedzi
patrzą spode łba, partner uporczywie odmawia zajścia w ciążę. Można zatem
sobie wyobrazić, że ktoś ma dobre powody do poddania się zabiegowi zmiany
orientacji seksualnej. Potencjalnego klienta mniej będą interesować poglądy
na naturę homoseksualizmu, czy etyczne rozterki psychiatrów i psychologów, a bardziej skuteczność samej „terapii". „Terapeuci reparatywni" podają, że skuteczność ich
„kuracji" wynosi około 30-35%. Ten pogląd powtarza bezkrytycznie
Catholic Medical Association (CMA), które wydało oświadczenie pod tytułem
„Homoseksualizm i nadzieja". Tekst zredagowany jest bardzo sprytnie.
Wyeksponowane są słowa: „Badania terapii niepożądanych skłonności do
osób tej samej płci ("unwanted same-sex attractions") pokazują, że
jest ona skuteczna w takim samym stopniu jak terapia podobnych problemów
psychologicznych: około 30% doświadcza uwolnienie od symptomów i dalsze 30%
doświadcza polepszenia". Czyli po zabiegu 70% pozostaje homoseksualistami, a 40% nie doświadcza żadnej zmiany. Co ciekawe użyto tu nieznanego i niezdefiniowanego terminu „terapia niepożądanych skłonności", które
może sugerować, że podane liczby dotyczą tylko wygaszania skłonności
homoseksualnych, a pojawianie się skłonności heteroseksualnych nastąpiło u jeszcze mniejszej liczby pacjentów, której to liczby wolano nie podawać. Nie
wiemy więc, czy sukcesem terapii jest uczynienie z homoseksualistów osób
heteroseksualnych, czy raczej osób aseksualnych. Oczywiście z pewnego punktu
widzenia osoby aseksualne są jeszcze mniej grzeszne niż heteroseksualne, więc
moja wątpliwość jest zwykłym czepianiem się, ale może dla potencjalnych
„pacjentów" będzie to istotne.
Oświadczenie CMA zawiera jeszcze jedną zagadkę. W części tekstu, poświęconej
gromieniu wrogów „terapii", autorzy napisali chyba kilka zdań za dużo:
„Ci, którzy uważają, że zmiana orientacji seksualnej jest niemożliwa,
zwykle definiują ją jako całkowitą i trwałą wolność od wszystkich
homoseksualnych zachowań, fantazji i skłonności u osoby, która była
poprzednio homoseksualna w zachowaniu i skłonnościach. Nawet, kiedy zmiana
jest zdefiniowana w tak ekstremalny (sic!) sposób, twierdzenie to jest
nieprawdziwe. Liczne badania dowodzą istnienie przypadków całkowitej
zmiany". Czytając te słowa głęboko się zdumiałem, bo byłem
przekonany, że owe 30% dotyczą zmiany całkowitej i trwałej, czyli
prawdziwej. Okazuje się jednak, że tak nie jest, a prawdziwą zmianę oświadczenie
CMA określa słowem „przypadki" („cases") i woli powstrzymać
się od podania dokładniejszych liczb.
To słowo jednak chyba najlepiej oddaje skuteczność terapii, co dowodzą
dyskusje podejmowane w kręgach psychologów i psychiatrów amerykańskich.
Opublikowano na przykład wyniki badań psychologów amerykańskich Ariela
Schidlo i Michaela Schroedera, którzy skontaktowali się z osobami, które ukończyły
„terapię reparatywną". Z 202 przebadanych przez nich homoseksualistów
178 (88%) uznało, że terapia nie odniosła skutku, a tylko 6 (3%) twierdziło,
że nastąpiła przemiana w stronę heteroseksualizmu. Shidlo i Schroeder
stwierdzili też częste występowanie szkód spowodowanych próbami zmiany
orientacji: silnej depresji po ukończeniu terapii; zachowaniami
autodestrukcyjnymi (niebezpiecznymi zachowaniami seksualnymi, nadużywaniem
narkotyków, próbami samobójczymi, nienawiścią do siebie); konfliktami z rodzicami, spowodowanymi zaszczepianie w „pacjentach" przekonania o złym
rodzicielstwie jako przyczynie homoseksualizmu; poczuciu odrzucenia przez Boga u osób religijnych. Skutkiem ubocznym terapii było jednak często też
pogodzenie się z myślą o byciu gejem i zaakceptowanie swojej orientacji
seksualnej.
Co do skuteczności — podawane są różne liczby: na przykład badacz dawniej
związany z NARTH, William Dreikorn oszacował ją na 0.3%. Główna dyskusja
trwa jednak nie wokół pytania, która z tych liczb jest słuszna, ale raczej
wokół pytania, czy takie przypadki w ogóle się zdarzają (czyli czy jest więcej
niż 0% „uleczonych"). W 2001 roku bohaterem fundamentalistów
religijnych i osób powiązanych z NARTH został Robert Spitzer, zasłużony w przeszłości dla usunięcia homoseksualizmu z listy zaburzeń. Z jego badań
wynikało, że eks-geje istnieją. Spotkał się z niektórymi z nich i stwierdził, że nawet osiągnęli dobre funkcjonowanie w małżeństwie. Zauważył
jednak, że większość miała fundamentalistyczne poglądy religijne, a nawet
było działaczami. Nie była to jednak próbka losowa: dr Spitzer rozmawiał z osobami starannie wybranymi spośród byłych pacjentów przez organizację
Exodus, a także przez NARTH. Ponieważ amerykańscy fundamentaliści religijni
nadali badaniom Spitzera duży rozgłos warto przytoczyć jego opinię na ten
temat, udzieloną Wall Street Journal (z 23 maja 2001): „Niektórzy
homoseksualiści wydają się zdolni do zmiany tożsamości i zachowania, ale
nie pobudzenia i fantazji seksualnych; inni mogą zmienić tylko tożsamość; a bardzo nieliczni, jak podejrzewam, mogą zmienić wszystkie cztery aspekty
orientacji. (...) W istocie, jak sądzę, ogromna większość ("the vast
majority") gejów byłaby niezdolna do zmiany utrwalonej orientacji
homoseksualnej."
Znana okulistka prof. Ariadna Gierek westchnęła raz: „Okulistyka to
trudna dziedzina, bo nie sposób wmówić pacjentowi, że widzi". Seksualność
człowieka jest fenomenem bardzo złożonym, składającym się z wielu aspektów
i — jak widać choćby z oświadczenia CMA — poprzez manipulacje definicjami można
uzyskać dowolne liczby i naświetlać problem w różny sposób. Prawie wszyscy
geje przeżyli okres odrzucania swojej orientacji, łudzenia się, że wszystko
może ulec zmianie, podejmowania różnych prób dopasowania się do społecznej
normy. Wielu homoseksualistów o silnej motywacji religijnej traktuje to jako próbę
swojej wiary, której wszak powinna „góry przenosić". Bezsilność w tej sprawie jest dla nich równoznaczna z potępieniem. „Terapia
reparatywna" podtrzymuje i przedłuża ten proces i trudno się dziwić, że
wielu „pacjentów" nie dopuszcza myśli, że zakończyła się ona
niepowodzeniem. Podejmuje więc różne próby udowodnienia przed sobą i przed
innymi rzeczywistego charakteru zmiany. Geje zgłaszając się na taką
„terapię" mogą być pewni, że poniosą znaczne koszty, nie tylko
finansowe, a szansa sukcesu jest niewielka albo zerowa. Nie istnieją do niej żadne
wskazania medyczne: jedyną faktyczną korzyścią będzie spełnienie oczekiwań
homofobicznego otoczenia: czy jednak ten cel jest wart takich poświęceń?
[Tekst pochodzi z portalu INNASTRONA.pl — pierwszy portal dla gejów i lesbijek. Publikacja w Racjonaliście za zgodą
Redakcji IS]
1 2
« (Published: 27-09-2003 )
Tomasz Górski Publicysta serwisu InnaStrona.pl | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 2742 |
|