|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Society »
System prawa czy prawo Systemu? [1] Author of this text: Witold Filipowicz
Sam problem przerostu administracji publicznej jest czymś niewiele znaczącym w porównaniu do jej jakości, stanowi bowiem prostą konsekwencję ogólnego i powszechnego lekceważenia prawa. Dotyczy to praktycznie całej ustawy o służbie
cywilnej, która w rzeczywistości jest kolejnym papierowym prawem, martwym,
odgrywającym rolę listka figowego dla urzędników wszystkich szczebli, dla
polityków, a także dla teoretyków-specjalistów od budowania struktur tzw.
sprawnego państwa. Od lat zewsząd cyklicznie uderza ktoś w dzwony trwogi, głosząc na cały
kraj wieści o postępującej degradacji struktur państwa, anarchizacji prawa,
bezhołowiu, samowoli i korupcji rozrastającej się jak ośmiornica.
Natychmiast też odzywają się wtórujące głosy i jak z rękawa sypią się
pomysły naprawcze. W takiej ogólnonarodowej burzy mózgów udział biorą
wszyscy. Wszyscy zainteresowani, wypada dodać. Głównie zaś tak zwane elity
polityczne i urzędnicy wyższych szczebli wspomagani głosami naukowych kręgów
różnych jajogłowych specjalistów. W efekcie ścierają się projekty nowych
Kodeksów Etyki, Zasad Sprawnego Działania, Programów Przyjaznego Państwa,
Czystych Rąk i całej gamy innych kabaretowych pomysłów. Trzeba być bowiem
bardzo daleko od rzeczywistości i chęci logicznego rozumowania, by uważać,
że jakiekolwiek deklaratoryjne kodeksy są w stanie uporządkować to, czego
nie zdołały uczynić ustawy. Albo też mieć wyjątkowy tupet, delikatnie
rzecz ujmując, by próbować wmawiać, iż rzeczywiście chce się coś zdziałać
przy pomocy podobnych projektów.
A co z prawem, które już ustanowione i po to ustanowione, by porządkować
struktury państwa, usprawniać jego organizację i funkcjonowanie?
Zastanawiającym wydaje się fakt, iż nad samą ustawa o służbie
cywilnej, a przede wszystkim nad stosowaniem jej przepisów, w kręgach polityków
oraz wyższych urzędników zapada dziwna cisza. W najlepszym wypadku jakiś
rzecznik prasowy mniej lub bardziej udolnie próbuje lawirować pomiędzy artykułami
ustawy, a rzekomymi potrzebami. Treści różnych wyjaśnień obchodzenia prawa
bywają na ogół śmieszno-smutne. Śmieszne, bo argumentacje miałkie, czasem
wręcz absurdalne, a smutne, bo przebija z tych wszystkich wypowiedzi trwałość i niezmienność zasady, iż prawa tworzone są dla maluczkich, a ściślej na
maluczkich. Rozgrywający swoje gry na arenie państwa nie muszą się nimi
przejmować, to oni prawa te tworzą i oni decydują kiedy, w jakim zakresie i czy w ogóle będą przestrzegane.
Art. 1 ustawy o służbie cywilnej określa jasno i zdecydowanie intencje
ustawodawcy. Zawarta jest w nich wola tworzenia rzeczywiście sprawnego,
profesjonalnego i apolitycznego aparatu administracyjnego państwa. W praktyce
zaś zasady te są równie wirtualne, co konstytucyjna zasada demokratycznego państwa
prawa, na którą to zasadę ustawicznie powołują się najpierwsi z najpierwszych w RP.
Żenujące to i kompromitujące zarazem widowisko, zwłaszcza obecnie, w kontekście proeuropejskich frazesów. Jak bowiem można wierzyć intencjom
tych, którzy mając świadomość, wręcz akceptując ogólna degrengoladę państwa
zachęcają naród do aprobaty akcesji? Jeżeli widzą, co się wokół dzieje i nie tylko nie próbują niczemu zaradzić, ale przeciwnie, zdają się być żywotnie
zainteresowani w przedłużaniu takiego stanu anarchii i bezprawia, to wniosek
może być tylko jeden. Bałagan i bezprawie są wielu grupom po prostu
przydatne, może nawet niezbędne. Jeżeli zaś nie dostrzegają nic, to tym
bardziej są niewiarygodni, bo to oznacza, że nie są w stanie przewidzieć
skutków naszej „europeizacji".
Funkcjonowanie państwa opiera się na działaniu aparatu
administracyjnego, administracji publicznej, tzn. rządowej i samorządowej. W tym wypadku rzecz o administracji rządowej, bo tej dotyczy ustawa o służbie
cywilnej.
Ponoć jednym z elementów określających państwo jest sposób
stanowienia prawa, jego jakość, a przede wszystkim stosunek do tego prawa.
Przede wszystkim osób, które z racji pełnionych funkcji i zajmowanych
stanowisk są szczególnie zobligowane do jego przestrzegania.
Obowiązujące przepisy ustawy o służbie cywilnej w rzeczywistości
obowiązują jedynie tych, którzy nie mają tzw. dojść, pleców, powiązań
czy jak tam zwać te wszystkie niewidoczne gołym okiem nici.
Ustawa nakazuje obsadzanie stanowisk dyrektorskich (z zastępcami włącznie)
jedynie w drodze konkursów. Furtka dla omijania nakazów i obsadzania tych
stanowisk z pominięciem procedur została zakwestionowana przez Trybunał
Konstytucyjny, ale i tak była de facto płaskim i w sumie prymitywnym
wybiegiem. Być może zdarzały się sytuacje zmuszające do natychmiastowego
obsadzenia stanowiska kierowniczego z chwilowym pominięciem procedur
konkursowych. Ale jeśli nawet, to mogły to być zdarzenia incydentalne, a ponadto pominięcie procedury konkursowej miało być chwilowe. Skąd zatem te
całe armie „p.o. urzędników"? Na dodatek przymocowanych do stanowisk z kolejnym lekceważeniem dozwolonego terminu pełnienia funkcji w tej konkretnej
i — należy podkreślić — wyjątkowej sytuacji?!
Otóż osoby odpowiedzialne za przestrzeganie przepisów ustawy o służbie
cywilne pokazują tej ustawie — i nam wszystkim — gest Kozakiewicza,
obsadzając stanowiska kierownicze według swojego uznania, potrzeb, nacisków,
spłacając uprzednio zaciągnięte zobowiązania w drodze do obecnych
stanowisk. Z różnych zresztą powodów. Widzą to i wiedzą o tym wszyscy,
począwszy od całej sceny politycznej — od prawa do lewa — z Szefem Służby
Cywilnej na czele, w towarzystwie członków kolejnych rządów. Widzi to też
społeczeństwo, urzędnicy, wszyscy. Czy ktoś podejmuje jakiekolwiek działania w celu naprawy tej sytuacji? Poza polityczno- urzędniczo- pseudonaukowym bełkotem o sposobach naprawiania Rzeczypospolitej, w wyniku którego powstają kolejne
pomysły tworzenia infantylnych kodeksów dobrego samopoczucia?
Nasuwa się całkiem proste pytanie, dlaczego tak się dzieje i dlaczego
ci, którzy są zobowiązani do podejmowania działań, działań tych nie
podejmują? Odpowiedź wydaje się równie prosta — bo taki system sprawowania
rządów jest po prostu wygodny, wręcz niezbędny, by wysoko postawieni notable
mieli wolna rękę w budowaniu struktur według swoich potrzeb. A zainteresowani
najwyraźniej są wszyscy, skoro panuje takie powszechne milczenie,
identyfikowane z przyzwoleniem na jawne łamanie podstawowych zasad przejrzystości
funkcjonowania państwa.
Teoria spiskowa dziejów? Chora wyobraźnia? Może i tak. A może jednak
to państwo jest chore? Wyniki badań opinii publicznej na temat różnych gremiów i przejawów życia publicznego wskazują raczej prawdziwość tej drugiej
diagnozy.
Nasuwa się kilka pytań bardziej szczegółowych, pewnie mało istotnych,
ale może warto je zadać. Jak w świetle prawa traktować wszelkie decyzje, oświadczenia
woli składane w imieniu organu (de facto w imieniu Skarbu Państwa), rozporządzenia
majątkiem, finansami na podstawie podpisu osoby, która sprawuje funkcję w wyniku obsadzenia jej z co najmniej ominięciem prawa? Czyli w praktyce bez
umocowania prawnego? Upoważnienia dyrektorów generalnych w takich przypadkach
też przecież są niezgodne z przepisami, a zatem z mocy prawa nieważne? Jak
to świadczy o dyrektorach generalnych, można sobie samemu odpowiedzieć. Ulegają
naciskom czy nie wiedzą, co czynią? A może bardzo dobrze wiedzą, co czynią?
Tak czy inaczej obraz państwa staje się coraz bardziej mętny, pogrążając
się w niejasnościach, zakulisowych działaniach, podejrzanych rozwiązaniach.
Dramatyczne wołania o naprawę państwa, przejrzystość i jawność
coraz częściej odbierane są jako komedia, hipokryzja czy zwykłe
hochsztaplerstwo, obliczone na akceptację zrezygnowanego i apatycznego społeczeństwa.
Wyraża się w tym też pogarda dla tego społeczeństwa, traktowanego wyłącznie
jako dawca głosów w najbliższych wyborach.
Ale ten bezimienny tłum nie jest ani ciemny, ani głupi, co widać we
wspomnianych wynikach badań opinii publicznej.
Przewijają się od niedawna w prasie wypowiedzi, obrazoburcze niewątpliwie,
przyrównujące struktury państwa do struktur mafijnych. Nazbyt wybujałe i fałszywe
opinie? Czyżby? Gdyby tak chciano się bliżej zainteresować wynikami sondaży
na temat możliwości znalezienia pracy, szczególnie w administracji
publicznej, to odpowiedzi ponad 90% ankietowanych daje wiele do myślenia. Otóż
taka właśnie grupa stwierdza bez wahania, iż najlepszym i w zasadzie jedynym
sposobem uzyskania pracy, jakiejkolwiek, w administracji publicznej jest
posiadanie tzw. pleców, układów towarzysko-koleżeńskich, rodzinnych powiązań.
Przy czym nie mają tu większego znaczenia kwalifikacje, doświadczenie, umiejętności.
Najważniejsze jest tzw. dojście, im wyżej, tym lepiej, bo pozwala sięgnąć
po bardziej intratne stanowiska.
Niemożliwe, zakrzykną elity, przecież ustawa o służbie cywilnej,
jawność, przejrzystość, bezstronność, itd. itp. Istotnie, na papierze, bo w praktyce....kłania się gest Kozakiewicza.
Jeżeli na stanowiska zastępców i dyrektorów departamentów mogą sobie
dyrektorzy generalni sadzać kogo zechcą, gajowego, laborantkę, nurka czy
innego nawigatora, którzy wiedzy niezbędnej
nazdobywali w całe kilka dni, z pliku ulotek, to w dziwnym świetle jawi
się ten system profesjonalnego aparatu administracyjnego państwa. Przy
akceptacji takiego stanu rzeczy ze strony najwyższych władz ustawodawczej,
wykonawczej i czynników kontrolnych. Nietrudno sobie wyobrazić sposoby
obsadzania stanowisk niższego szczebla. W tym wypadku w ogóle jakiekolwiek
zasady jawności, przejrzystości i bezstronności są iluzoryczne. Być może w okresie tworzenia projektu nawet i komuś przyświecały zbożne cele, jednakże
praktyka wykazała, iż powstał kolejny potworek prawny, który ma ciemnemu
ludowi zatkać buzie, a decydentom daje do ręki instrument osiągania własnych
celów.
Już sama lektura art. 22 ustawy wskazywać może na niejasne intencje, a w każdym razie uświadamia, że art. 1 tejże ustawy jest wyłącznie
deklaratoryjnym chwytem reklamowym, a nie nakazem stosowania jasnych reguł.
Nawiązanie stosunku pracy w służbie cywilnej — opisane szczegółowo w Rozdziale 3 ustawy — powinno odbywać się w drodze konkursu, przy wymogu
zachowania zasad umiejscowionych w Rozdziale 1, w szczególności w art. 1 i 5
ustawy. Analizując setki ogłoszeń zamieszczanych w Biuletynie Służby
Cywilnej o wolnych stanowiskach pracy, a także mając praktyczne doświadczenia
poprzez udział w komisji rekrutacyjnej, dojść można wyłącznie do jednego
wniosku. Cała jawność, przejrzystość, konkurencyjność i powszechność
sprowadza się do zamieszczenia ogłoszenia o naborze, bo tak każe ustawa w art. 22 ust. 1. Cały dalszy tok postępowania okrywa mgła tajemnicy, poufności,
dziwnych poczynań. Już samo zredagowanie ogłoszenia, wskazanie warunków
koniecznych i warunków pożądanych często jest tak formułowane, iż
nieodparcie nasuwa się podejrzenie, że konstrukcja powstaje z myślą o konkretnej osobie już wybranej zawczasu. Równie zastanawiającym jest fakt
umieszczania sakramentalnej formuły na końcu każdego ogłoszenia o treści :
"oferty osób nie zakwalifikowanych zostaną komisyjnie zniszczone". Automatycznie
nasuwa się pytanie, dlaczego komisje rekrutacyjne natychmiast zabierają się
do niszczenia odrzuconych ofert? Argumenty o braku miejsca do przechowywania czy
braku personelu do zajmowania się tym sprawami byłoby co najmniej niepoważne.
Ustawa zaś żadnego niszczenia nie nakazuje, skąd więc ta gorliwość? A może
odpowiedzi należałoby poszukać w kolejnym pytaniu, mianowicie kto, na jakich
zasadach i czy w ogóle kontroluje prace komisji rekrutacyjnych? Odpowiedź jest
zaskakująco prosta — nikt. W samej ustawie brak jest jakichkolwiek uregulowań w tej materii, więc i zachowania są zupełnie dowolne. Kolejne pytanie:
przeoczenie czy celowość? Można więc — teoretycznie — domagać się wglądu w dokumentację postępowania rekrutacyjnego, w szczególności przez uczestników
konkursu, a więc i pośpieszne niszczenie też jest dopuszczalne. Dlaczego?
1 2 Dalej..
« (Published: 18-07-2004 )
Witold FilipowiczAbsolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji. Number of texts in service: 21 Show other texts of this author Newest author's article: Przekrzywiona opaska Temidy | All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3531 |
|