|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Philosophy » »
Antychryst cz.3 [3] Author of this text: Fryderyk Nietzsche
Translation: Leopold Staff
56. — W końcu
chodzi o to, dla jakiego celu się kłamie. Że w chrześcijaństwie brak „świętych"
celów, to mój zarzut przeciw jego środkom. Tylko złe cele: zatrucie,
oszczerstwo, zaprzeczenie życia, pogarda ciała, poniżenie w godności i samopohańbienie człowieka przez pojęcie grzechu — p r z e t o są też jego
środki złe. — Czytam z przeciwnym wprost uczuciem Księgę Praw Manu, bez porównania
bardziej duchowe i wyższe dzieło, które choćby tylko wymienić jednym tchem z Biblią byłoby grzechem przeciw d u c h o w i. Łatwo odgadnąć: ma ono
prawdziwą filozofię poza sobą, w sobie, nie tylko niepachnącą judainę
rabinizmu i zabobonu — nawet najwybredniejszy psycholog tu się pożywi. N i e
zapominajmy o rzeczy głównej, o zasadniczej różnicy w porównaniu z wszelkiego rodzaju Biblią: dostojne stany, filozofowie i wojownicy dzierżą
wraz z nim tłum w swojej ręce; wszędzie dostojne wartości, uczucie doskonałości,
potwierdzanie życia, tryumfująca błogość z siebie i z życia — słońce leży
na całej księdze. Wszystkie rzeczy, które chrześcijaństwo obrzuca swym
bezdennym prostactwem, na przykład płodzenie, kobietę, małżeństwo,
traktuje się tu poważnie, z czcią, z miłością i zaufaniem. Jakże można właściwie
dawać w rękę dzieciom i kobietom książkę, która zawiera te nikczemne słowa:
„dla uwarowania się wszeteczeństwa niech każdy ma swoją własną żonę, a każda niech ma swego własnego męża… lepiej w stan małżeński wstąpić
niż upalenie cierpieć" (Paweł, / List do Koryntian 7, 2 i 9). I w o l n ó
ż być chrześcijaninem, dopóki powstanie człowieka jest schrystianizowane,
to jest zbrudzone pojęciem immaculata conceptio… Nie znam książki, w której by powiedziano kobiecie tak wiele delikatnych i dobrotliwych rzeczy, jak w Księdze Praw Manu; ci starzy siwi brodacze i święci mają rodzaj grzeczności
względem kobiet, być może nieprzewyższony. „Usta kobiety — napisano tam w jednym miejscu — piersi dziewczęce, modlitwa dziecka, dym ofiarny, są zawsze
czyste". W innym miejscu: „nie ma nic czystszego nad światło słońca, cień
krowy, powietrze, wodę, ogień i oddech dziewczyny". Ostatni ustęp — może
też kłamstwo święte! — „wszystkie otwory ciała powyżej pępka są czyste,
wszystkie poniżej są nieczyste. Tylko u dziewczyny jest całe ciało
czyste".
57. Nieświętość
środków chrześcijańskich chwyta się in flagranti, jeśli się mierzy
cel chrześcijański wedle celu Księgi Praw Manu — jeśli się to największe
przeciwieństwo celów silnie oświetli. Krytykowi chrześcijaństwa nie zostaje
oszczędzonym podanie chrześcijaństwa w pogardę. — Taka księga praw jak Księga
Manu, powstaje, jak każda dobra księga praw: zbiera ona doświadczenie,
roztropność, moralność eksperymentalną długich stuleci, zamyka ona, nie
tworzy nic więcej. Założeniem kodyfikacji w jej rodzaju jest zrozumienie, że
środki do stworzenia powagi dla powolnie i drogo nabytej p r a w d y, są
zasadniczo różne od tych, którymi by jej dowodzono. Księga Praw nie mówi
nigdy o pożytku, argumentach, kazuistyce w przeddziejach jakiegoś prawa: przez
to właśnie utraciłoby ono rozkazodawczy ton, „powinieneś", warunek tego,
że się słucha. W tym właśnie leży problemat. — Na pewnym stopniu rozwoju
pewnego ludu oznajmia najbaczniejsza, to jest wstecz i w dal patrząca jego
warstwa, że doświadczenie, wedle którego żyć trzeba — to jest można — jest
skończone. Cel jej zmierza do zebrania jak najbogatszego i najzupełniejszego
żniwa czasów eksperymentów i złego doświadczenia. Czemu przede wszystkim
zapobiec teraz należy, to dalszemu jeszcze eksperymentowaniu, dalszemu trwaniu
płynnego stanu wartości, badaniu, wybieraniu, krytykowaniu wartości in
infmitum. Przeciw temu stawia się
podwójny mur: najpierw objawienie, to jest twierdzenie, że rozum owych praw n i e jest ludzkiego pochodzenia, n i e był powoli i wśród chybień szukany i znaleziony, lecz został tylko udzielony, jako boskiego pochodzenia, cały,
doskonały, bez dziejów, jako dar, jako cud… Następnie tradycję, to jest
twierdzenie, że prawo istniało już od pradawnych czasów, że podawać je w wątpliwość
jest brakiem pietyzmu, zbrodnią względem przodków. Powaga prawa opiera się
na dwóch tezach: Bóg je dał, przodkowie przeżywali. — Wyższy rozum takiego
postępowania leży w zamiarze, by świadomość krok za krokiem wyprzeć z życia
uznanego za słuszne (to jest dowiedzione niezmiernym i surowo przesianym doświadczeniem):
tak, że osiąga się doskonały automatyzm instynktu — ten warunek wszelkiego
rodzaju mistrzostwa, wszelkiego rodzaju doskonałości w sztuce życia.
Ustanowić
księgę praw w rodzaju Manu znaczy pozwolić jakiemuś ludowi stawać się w przyszłości mistrzem, stawać się doskonałym — dążyć do najwyższej
sztuki życia. Na to stać się on musi nieświadomym: to cel każdego świętego
kłamstwa. — Porządek kastowy,
najwyższe, dominujące prawo, jest tylko uświęceniem porządku natury,
pierwszorzędną prawnością natury, nad którą nie ma mocy żadna samowola,
żadna „idea nowoczesna". W każdej zdrowej społeczności występują
oddzielnie, warunkując się nawzajem, trzy typy o różnym ciążeniu
fizjologicznym, z których każdy ma swoją własną higienę, swoje własne królestwo
pracy, swój własny rodzaj poczucia doskonałości i mistrzostwa. Natura, n i e
Manu, rozdziela ludzi więcej duchowych, więcej silnych muskułami i temperamentem i tych trzecich, nieodznaczających się ani jednym, ani drugim,
średnich — tych ostatnich jako wielką liczbę, pierwszych jako wybór. Najwyższa
kasta — zwę ją najmniej licznymi — ma jako doskonała także przywileje
najmniej licznych: tu włącza się przedstawicielstwo szczęścia, piękności,
dobroci na ziemi. Tylko najbardziej duchowi ludzie mają pozwolenie na piękność,
na piękno: tylko u nich dobroć nie jest słabością. Pulchrum est paucorum
hominum: dobro jest przywilejem. Niczego natomiast zabronić im bardziej nie
można niż brzydkich manier lub pesymistycznego spojrzenia, oka, które
zbrzydza — lub zgoła oburzenia na powszechny wygląd rzeczy.
Oburzenie jest
przywilejem czandalów; pesymizm również. „Świat jest doskonały — tak mówi
instynkt najbardziej duchowych, instynkt potwierdzający — niedoskonałość,
wszelkiego rodzaju pod nami, odległość, patos odległości, sam czandala należy
jeszcze do tej doskonałości". Najbardziej duchowi ludzie, n a j s i l n i e
j s i, znajdują swe szczęście w tym, w czym by inni znaleźli swą zgubę: w labiryncie, w srogości dla siebie i innych, w próbie; ich rozkoszą jest
przezwyciężanie siebie: ascetyzm staje się u nich naturą, potrzebą,
instynktem. Trudne zadanie uważają za przywilej; igrać z brzemionami, które
miażdżą innych — za wytchnienie… Poznanie — forma ascetyzmu. — Jest to
najczcigodniejszy rodzaj ludzi: co nie wyklucza, że i najpogodniejszy,
najmilszy. Panują, nie dlatego że chcą, lecz dlatego że s ą; nie jest im
dane do woli być drugimi. — D r u d z y: to stróże prawa, przestrzegacze porządku i bezpieczeństwa, to dostojni wojownicy, to król przede wszystkim, jako najwyższa
formuła wojownika, sędzi i strażnika prawa. Drudzy to egzekutywa najbardziej
duchowych, najbliższa ich własność, to co zwalnia ich od wszelkiej grubej
roboty w pracy panowania — ich orszak, ich prawa ręka, ich najlepsi uczniowie. — We wszystkim tym, by rzec raz jeszcze, nie ma nic z samowoli, nic
„robionego"; co jest inne, jest robione — natura jest wówczas pohańbiona...
Porządek kastowy, porządek wedle stopni, formułuje tylko najwyższe prawo
samego życia; rozgraniczenie trzech typów jest konieczne do utrzymania społeczności,
do umożliwienia wyższych i najwyższych typów — nierówność praw dopiero
jest warunkiem tego, że w ogóle prawa istnieją. — Prawo jest przywilejem. W swoim sposobie istnienia ma każdy też swój przywilej. Nie ważmy lekce
przywilejów ludzi średnich. Życie, dążące w wyżyny, staje się coraz
twardsze — zimno rośnie, odpowiedzialność wzrasta. Wyższa kultura jest
piramidą: stać ona może tylko na szerokiej podstawie, najpierwszym jej
warunkiem jest silna i zdrowo skonsolidowana średniość. Rzemiosło, handel,
rolnictwo, nauka, większa część sztuki, jednym słowem cały ogół działalności z powołania, zgadza się jedynie z średnia
miarą możności i pożądania; wszystko to by było nie na swym miejscu
wśród wyjątków, właściwy tu instynkt kłóciłby się tak z arystokratyzmem, jak z anarchizmem. Że się jest publicznym pożytkiem, kołem,
funkcją, to zależy od przeznaczenia z natury: n i e społeczeństwo, lecz
rodzaj szczęścia, do którego najliczniejsi są jedynie zdolni, robi z nich
inteligentne maszyny. Dla człowieka średniego być średnim jest szczęściem;
mistrzostwo w czymś jednym tylko, specjalność jest naturalnym instynktem. Byłoby
zupełnie niegodne głębszego ducha widzieć już zarzut w średniości samej.
Jest ona nawet pierwszą koniecznością do tego, że śmieją istnieć wyjątki:
jest ona warunkiem wysokiej kultury. Jeżeli człowiek wyjątkowy właśnie
ludzi średnich dotyka palcami delikatniejszymi niż siebie i sobie równych, to
nie jest to tylko dwornością serca — jest to po prostu jego obowiązkiem...
Kogóż najbardziej nienawidzę wśród dzisiejszej hołoty? Socjalistycznej hołoty,
apostołów-czandalów, którzy podkopują instynkt, ochotę, uczucie
zadowolenia robotnika ze swego małego istnienia — którzy zawistnym go czynią,
którzy zemsty go uczą… Krzywda nie leży nigdy w nierówności praw, leży w roszczeniu sobie „równych" praw. Co jest z ł e? Lecz rzekłem to już:
wszystko, co pochodzi ze słabości, z zawiści, z zemsty. — Anarchista i chrześcijanin
jednego są pochodzenia...
58. Rzeczywiście,
stanowi to różnicę, w jakim celu się kłamie: czy się tym zachowuje, czy
burzy. Między chrześcijaninem i anarchistą można położyć znak równości:
ich cel, ich instynkt dąży do zburzenia. Dowód na to twierdzenie trzeba z historii tylko odczytać: zawiera go ona w przerażającej wyrazistości. Jeśli
poznaliśmy dopiero co prawodawstwo religijne, którego celem było „uwiecznić"
najwyższy warunek rozkwitu życia, wielką organizację społeczności — to
chrześcijaństwo znalazło posłannictwo swe w tym, by położyć kres właśnie
takiej organizacji, ponieważ w niej życie kwitło. Tam miano rozumowy wynik długich
czasów eksperymentu i niepewności na najszerszy zasiać pożytek i możliwie
największe, najbogatsze, najzupełniejsze żniwo znieść do domu: tu
przeciwnie w przeciągu nocy zatruto żniwo… To, co istniało aere
perennius, imperium Romanum, było najwspanialszą z osiągniętych
dotychczas form organizacji w ciężkich warunkach; w porównaniu z nią
wszystko dawniejsze i późniejsze jest tylko łataniną, partactwem,
dyletantyzmem. Owi święci anarchiści zrobili sobie „bogobojność" z tego, by zburzyć „świat", to znaczy imperium Romanum, aby nie został
kamień na kamieniu — aż Germanie i inne chamy stali się panami gruzów...
Chrześcijanin i anarchista: obaj decadents, obaj niezdolni działać
inaczej niż rozprzęgając, trując, zaprawiając goryczą, wysysając
krew, obaj z instynktem śmiertelnej nienawiści do wszystkiego, co stoi,
co jest wielkie, jest trwałe, co życiu przyszłość przyrzeka…
1 2 3 4 5 Dalej..
« (Published: 19-09-2004 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3630 |
|