|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
The Bible » The Bible - generally »
Logika chrześcijańskiej wiary Author of this text: Grzegorz Jagodziński
Ktoś, kto czyta artykuły „Racjonalisty" mógłby odnieść być może
mylne wrażenie, że autorzy zamieszczanych tu wypowiedzi starają się
programowo walczyć z wiarą jak z czymś złym i szkodliwym. Tak jednak z pewnością
nie jest. Niewątpliwie wiara jest potężną siłą o korzystnym wpływie na człowieka.
Co jednak zrobić, gdy treść wierzeń kłóci się w sposób jawny z elementarną logiką?
Czy wiara — rozumiana w sensie takim, jak zazwyczaj ma to miejsce w religii — może być racjonalna? Do jakiego stopnia? Do jakiego stopnia
racjonalna jest wiara chrześcijańska? Poniżej spróbuję wnieść kilka uwag
do dyskusji na ten temat. Uwagi te dotyczą dwóch tematów rozważanych jako
najważniejsze w różnych odłamach chrześcijaństwa.
Jezus umarł za nas Czy rzeczywiście to
znane wszystkim stwierdzenie ma jakiekolwiek podstawy logiczne? Przecież było
podobno tak, że Adam zgrzeszył w raju. Piętno jego grzechu spadło na
wszystkich ludzi — z nie do końca jasnych powodów. Ale Pan Bóg miłosierny
tak bardzo ukochał swoje dzieło — człowieka, że… Wydał swojego syna na
śmierć. To znaczy pozwolił człowiekowi odkupić grzech pierworodny przez zabójstwo
Bożego Syna... Czy zatem jeśli złodziej
coś ukradnie, to odkupieniem dla niego będzie popełnienie morderstwa, np.
zabicie syna sędziego prowadzącego jego sprawę? Swoista filozofia, której
nie sposób zrozumieć… Jaki sens miało wydanie Jezusa na pastwę grzesznych
ludzi? Żeby mogli popełnić jeszcze jeden grzech, większy od poprzedniego??? Bóg jest dobry i miłosierny To stwierdzenie wydaje się wręcz stać u podstaw wszelkiej nauki chrześcijańskiej, i dlatego poświęcimy mu znacznie więcej miejsca. Zgodnie z przesłaniem
Nowego Testamentu, Bóg ma być samą dobrocią i miłością, a przykazanie miłości — największym przykazaniem. Ludzie powinni kochać się nawzajem, a szczególną
miłością powinni obdarzać Boga. Czy jednak miłość ta rzeczywiście jest
odwzajemniona?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przeanalizujmy jeszcze raz pewną
bardzo znaną historię. Żył w ziemi Ur człowiek imieniem Hiob. Był to mąż
sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła (Hi 1,1). Człowiek
ten na pewno przestrzegał przykazań. I co za to otrzymał? Zdarzyło się
pewnego dnia, gdy synowie Boży udawali się, by stanąć przed Panem, że i szatan też poszedł z nimi (Hi
1,6). Sytuacja, gdy spotykają się ze sobą uosobienie dobra (Bóg) i uosobienie zła, powinna zakończyć się kataklizmem, a przynajmniej ostrym spięciem. A tymczasem jest zupełnie inaczej. Obaj zaczynają gawędzić ze sobą
jak starzy znajomi. I rzekł Bóg do szatana: Skąd przychodzisz? Szatan odrzekł
Panu: Przemierzałem ziemię i wędrowałem po niej (Hi 1,7).
Po chwili rozmowa przybiera postać zwykłego plotkowania: Bóg
zagaduje do Szatana (nie odwrotnie!), pytając, czy słyszał o bogobojnym
Hiobie. Mówi Pan do szatana: A zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego,
kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on
(Hi 1,8). Szatan sugeruje, że Hiob czci Boga za dobrobyt, który
posiada. Szatan na to do Pana: Czyż za darmo Hiob czci Boga? Czyż Ty nie
ogrodziłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk
pobłogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży (Hi
1,9n). Podburza Boga przeciwko Hiobowi. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij
jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył (Hi 1,11). A co na
to odpowiada kochający Bóg? Otóż oddaje Hioba w ręce Złego,
zabraniając tylko czynić mu bezpośrednio krzywdy. Rzekł Pan do szatana:
Oto cały majątek jego w twej mocy. Tylko na niego samego nie wyciągaj ręki. I odszedł szatan sprzed oblicza Pańskiego (Hi
1,12).
W dalszej części opowieści Hiob traci dobytek, lecz nie ugina
się i nie wini za nic Boga. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! W tym wszystkim Hiob
nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości (Hi 1,21b-22). A więc
Bogu wolno dawać i odbierać, może się zabawiać człowiekiem jak pacynką — i to ma właśnie dowodzić jego dobroci i miłości. Gdy Szatan znów odwiedził
Boga, Jahwe znów zapytał go o Hioba. Przyznał wyraźnie, że uległ namowom
Szatana i pozwolił mu go zrujnować. Rzekł
Pan szatanowi: Zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej
ziemi drugiego, kto by był tak prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający zła
jak on. Jeszcze trwa w swej prawości, choć mnie nakłoniłeś do zrujnowania
go, na próżno (Hi 2,3).
Tym razem Szatan poprosił o zesłanie choroby na Hioba, a Bóg się zgodził i na to, oddając wiernego wyznawcę pod moc Złego. I
rzekł Pan do szatana: Oto jest w twej mocy. Życie mu tylko zachowaj! Odszedł szatan sprzed oblicza Pańskiego i obsypał Hioba trądem złośliwym, od palca stopy aż do wierzchu głowy (Hi
2,6n). W rozważaniach naszych
nie interesuje nas zupełnie postawa Joba, który z pokorą przyjął wszystko,
co Bóg nań zesłał, i którą najczęściej się analizuje. Interesuje nas
tylko postawa Boga. Któraż matka nie kocha
swego dziecka? Daje mu jeść, by nie chodziło głodne, kupuje mu ubranka, by
nie chodziło nagie, brudne i obtargane… Przytula go, gdy jest smutne...
Przypuśćmy, że do takiej kochającej matki przychodzi sąsiadka i namawia ją:
przestań dawać dziecku jeść, przestań dawać mu ubranka, przestań go
przytulać, a zobaczysz, że twoje dziecko wcale cię nie kocha. Która matka
posłucha takiej sąsiadki? A który zakochany chłopak pozwoli, aby jego
dziewczyna zaraziła się trądem? Czy z miłości nie wyciągnie ręki i nie
obroni jej przed tym, choćby nawet nic to nie dało? Pytam więc: czym właściwie
jest ta miłość Boga do człowieka? Czym była miłość Boga do Hioba? Bóg
po prostu zabawił się nim… i do tego plotkował sobie w najlepsze ze swoim
ponoć śmiertelnym wrogiem Szatanem, a ten podpowiadał mu coraz nowe męki dla
Hioba… Miłość? A może sadyzm? Czyż matka wystawia
swoje dziecko na próbę? Nie wystawia. Nie zaraża dziecka trądem, nie niszczy
mu zabawek tylko po to, aby doświadczyło cierpienia, albo tylko po to, aby
zobaczyć, czy dziecko ją kocha. A Bóg tak właśnie zrobił Hiobowi -
pozwolił na to, aby obszedł go trąd i dopuścił, aby stracił to, co posiadał.
Czyż zakochany chłopak wystawia na podobne próby swoją dziewczynę? Chyba
nawet do głowy by mu coś takiego nie przyszło… Jeśli więc to Bóg jest źródłem
miłości, to dlaczego miłość człowieka wydaje się znacznie czystsza,
znacznie doskonalsza? W wielu analizach
problemu Hioba stawia się pytanie, czy człowiek wielbiłby Boga, gdyby dostał
od Niego wszystko. Można oczywiście zakładać, że ludzie są z natury źli i podli i tylko nieliczni się z tej reguły wyłamują. A zatem gdyby Bóg nie użył
bata i nie oćwiczył jednego i drugiego, to by się Go nikt nie bał. Być może
tak właśnie jest… Ale dlaczego ów bat spada akurat na tego, który jest
najbardziej bogobojny? Czyżby działało tu „jedenaste przykazanie" -
„nie wychylaj się"? Hiob był nazbyt religijny, wyróżniał się, więc
oberwał. A ktoś inny, ten, kto był mniej gorliwym czcicielem Jahwe, żył
sobie spokojnie. Czy warto więc być innym, lepszym niż pozostali ludzie? Należałoby
się też zastanowić już nie tylko nad tym, czy Bóg jest miłosierny, ale
nawet nad tym, czy jest sprawiedliwy, skoro znęca się nad tymi najgorliwszymi, a innych, mniej zaangażowanych, zostawia w spokoju. Ponadto, jest różnica
między niedaniem czegoś człowiekowi a zabraniem mu tego, co ma. Nawet matka
bardzo kochająca swoje dziecko nie pozwala mu na wszystko i nie daje mu
wszystkiego, co zapragnie. Przecież żaden rodzic nie uczy dziecka, co to jest
prąd, pozwalając mu wsadzić palec do kontaktu. Ani nie uczy, co to gaz,
pozwalając chwytać za palnik. Żaden kochający rodzic nie wyrządza dziecku bólu.
Owszem, bywa, że jak rodzic na coś nie pozwoli, to dziecko odczuwa to jako ból.
Jednak jest to ból trochę innego rodzaju — poczucie nieszczęścia w wyniku
niezaspokojenia zachcianki. Przypadek Hioba jest
jednak zupełnie inny. Hiob o nic nie prosił. A Bóg dopuścił, żeby naprawdę
cierpiał, niezasłużenie i w sumie bez sensu. Przecież Hiob i tak go kochał, i Bóg o tym był przekonany. On nie siebie chciał przekonać, to raczej chciał
pokazać Szatanowi, że Hiob go kocha. Nie o to więc chodzi, że Bóg czegoś
tam Hiobowi nie dał. Nie, on mu odebrał! A właściwie to pozwolił na to
swojemu kumplowi o imieniu Szatan… Hiob nie prosił Boga o nic nowego. Dziecko
prawdopodobnie będzie wciąż kochać matkę po tym, jak nie dostanie
pozwolenia pójścia na dyskotekę. Ale czy będzie ją kochać, gdy zabierze mu
komputer, wszystkie ciuchy, które ma, jak każe mu spać na gnoju — i to
wszystko tylko dlatego, że matka ma taki kaprys i że chce swoje dziecko doświadczyć. A przecież Bóg dokładnie tak postąpił z Hiobem. To jakaś paranoiczna
odmiana miłości… To w ogóle nie miłość. To znęcanie się i upodlanie człowieka. Inną kwestią, którą
podnosi się przy analizach Księgi Hioba, jest twierdzenie, jakoby Bóg nie
bawił się Hiobem, a jedynie chciał sprawdzić, czy Hiob rzeczywiście Go
kocha. Moim zdaniem takie ujęcie kłóci się z treścią tekstu biblijnego. A nawet jeżeli ktoś tej sprzeczności nie widzi, czyż nie zastanawia go, że
wszechwiedzący Bóg nie wie, czy Hiob Go kocha? Nie! Tu nie chodziło o żadną
próbę. Przecież Jahwe przyznaje Szatanowi rację, że nie ma bardziej żarliwego
wyznawcy… A więc wie. A skoro wie, musi jeszcze sprawdzać? Zresztą wcale
nie sprawdza. Ulega jedynie namowie Szatana (sam to przyznaje), a to co innego. A może Bóg chciał
jedynie sprawdzić, jak głęboka jest miłość Hioba, i wypróbować, czy jest
to miłość na dobre i złe? Może z jakiegoś tajemniczego powodu Jego
wszechwiedza nie wystarcza w pewnych sytuacjach… Cóż, odwołajmy się znów
do przykładu z życia. Powiedzmy, że gdzieś mieszka sobie pewne małżeństwo,
Jan i Maria. Pewnego dnia Jan wchodzi do domu i zastaje swoją żonę w jednoznacznej sytuacji z innym mężczyzną. Kobieta po odbyciu miłosnego rytuału
nie tylko nie usiłuje się jakoś się wyplątać z kłopotliwej sytuacji i przeprosić za to, co zrobiła, ale nawet nie próbuje się tłumaczyć. Po
prostu stwierdza tylko, że chciała wypróbować miłość swojego męża do
niej. Czy przykład ten jest
analogiczny do sytuacji z Księgi Hioba? Przecież Hiob kocha Boga bezinteresowną
miłością. Ale w pewnym momencie Bóg kuma się z Szatanem, i pozwala mu do
woli dręczyć własnego wyznawcę, dokładnie tak, jakby ów rywal dręczył
Jasia z podanego wyżej przykładu. Hiob okazuje pełną uległość, mówiąc:
„Dobrze Boże, Ty sobie rób ze mną co chcesz, a ja i tak będę Cię kochał".
Czy Jan też tak powiedziałby Marii po tym, co zrobiła? Czy byłoby to
normalne zachowanie, mieszczące się w ludzkim rozumieniu zasad wzajemnej miłości? Bóg podobno chciał doświadczyć
Hioba przez cierpienie. Odwróćmy nieco poprzedni przykład. Czy Maria kochałaby
Jana, który świadomie i celowo zadawałby jej cierpienie, chcąc ją doświadczyć?
Czy kochałaby męża, który po pijanemu gwałciłby ją, bił, gdyby wziął
ich wspólne dziecko i próbował je zabić? A przecież on też mógłby
powiedzieć, że zadając jej fizyczne i psychiczne cierpienie chce ją doświadczyć.
Czy Maria uwierzyłaby, że Jan kocha ją naprawdę? Czy wierzyłaby w miłość
bijącego ją męża-alkoholika? Czy więc Hiob powinien wierzyć w to, że
Bóg spuszczający na niego cierpienie go kocha? Jeżeli odpowiedź na jedno z tych pytań jest inna niż na drugie, na czym polega subtelna różnica? Czy dwóm osobom, które
się kochają, będzie dobrze, gdy jedno zacznie wyrządzać krzywdę drugiemu? A przecież Bóg, pozwalając, żeby Hiob stracił majątek, wyrządził mu
krzywdę. Dwóm zakochanym powinno wzajemnie na sobie zależeć. Ciekawe, jak Bóg
odpowiedziałby, gdyby ktoś zadał mu takie oto pytanie: „Czy zależy Ci, Boże,
na Hiobie, który siedzi na kupie gnoju okryty trądem?". Znów zatem rodzi się
pytanie, dlaczego miłość Boga wydaje się inna niż miłość człowieka,
mniej od niej doskonała. Może tej miłości wcale nie ma?
« (Published: 20-12-2004 Last change: 08-08-2006)
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 3836 |
|